nie był nad wyraz wesoły,
nie była przesadnie smutna.
z niego - żaden aniołek,
a ona nie była bóstwem.
ulica też całkiem zwyczajna;
szli średnio szczęśliwi przechodnie -
niesmutne przesadnie madonny
i wcale nieświęci panowie.
i miasto było przeciętne -
architekt z umiarem zaszalał.
dreptało ulicą nieszczęście,
co chciało, zwyczajnie, się zalać.
gdzieś w barze, gdzie barman polewa,
a kompan pijany “na zdrowie”
nieszczęściu nieszczęścia wyśpiewa,
pijane pij-prawdy opowie.
nieszczęście nie było ogromne -
pod czapką się schować dało.
nie wiedzą więc zwykli przechodnie,
że ich przed kwadransem mijało -
po drodze do baru - na skwerze.
nie-anioł, nie-donna, nie-święty
o szczęściu, co skarbem, marzyli -
niezwykłym, wprost nieprzeciętnym!
nieszczęście spod czapki (pijane)
drapnęło się w głowę (chwiał bar),
bo z szafy grającej wybrzmiało:
“że dwie biedy, to już skarb…!”.
Od biedy piosenka
Moderatorzy: Boob, Wojciech Graca, Margot, andreas43, anty-czka, nuel, Gacek
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 15 gości