Strona 1 z 1

o mój rozmarynie, rozwijaj się

: 2014-11-15, 23:55
autor: nanie
bałam się wracać, do domu na piątym piętrze, szło się nielekko po ruchomych schodach. z kolejną niedostatecznie zadowalającą oceną. siebie. też bym mogła, jak ty, dopasować się, do bajki o kawie i podchodzić sobie, wśród obwisłych liści, na jesiennej łatwiźnie, ale moja matka, traktowała mnie niefrasobliwie. nie przytulała, do paska, nie całowała w porze znoju, i zwątpienia w wiarę, we wszędobylski bigos, tylko brała. smycz od następnego z kolei psa, do uśpienia, i biła. w pociągające, linią plecy, za każde kłamstwo. moja matka. nie czytała mi plotka na dobranoc i nie szukała, ukochanego, smoczka, którego wyrzuciłam w napadzie szału z trzeciego piętra. wstydzę się. za nią, i za siebie, bo wciąż nie mogę. bez ciebie kupić pomidorów (kiedy ona, ciągle chce zrobić ze mnie człowieka dumnego, na wzór i podobieństwo swoje, spalone kiedyś, w odchodach, z wyklepanego, ojca naszego)
miej, znajdź, ułóż, najwygodniej członka, niech zatoczy koło, koło mnie wystaje tylko uciążliwe zmuszanie, przy którym wyplatam bez sensu, nie zbierając myśli, w szczęśliwy worek, bez dna, być może się założę, o parę wypranych dżinsów, a on powtórzy historię, bo nie jest mi nic winny. sprawdzi tylko poziom oleju, zastąpi rozrząd i po 90 tysiącach, stwierdzi, że jeszcze nie czas na zmianę. mężczyzny