boob, nie odbieram tego jako poświęcenie, od zawsze rozczulały mnie zwierzęta i mam dla nich więcej miłości i empatii niż dla ludzi, już jako dzieciak szukałam wszystkim bezdomnym psom z okolicy domu i nie zostawiłam żadnego, niezaopiekowanego, teraz nie ma bezpańskich psów, za to są bezdomne koty, nie potrafię przejść obok i udawać, że mnie ich bida, pusta miska i brak schronienia nie dotyczy
w gruncie rzeczy, serce się kraje, przy takiej "robocie"
dzisiaj to chucherko malinka, łaziła za mną jak pies, dopraszała się pieszczot, a kiedy wzięłam ją na ręce, w ogóle nie zareagowała jak dziki kot, tylko wtuliła się we mnie i tak zastygłyśmy na 10 minut, a ona czasem pomiaukiwała (tak śmiesznie skrzeczy właściwie), co odczytałam jako tak mi rób, weź mnie, nie zostawiaj mnie tu
wieczór mam zjebany
odkąd poznałam malinkę, w ogóle, nie mam spokoju, bo nie mogę przeboleć, że to kocie koczuje na dworze
kotki które dokarmiam mają siebie nawzajem, to taka jedna wielka rodzina, przyjaźnią się ze sobą, wspierają, liżą po pyszczkach, bawią się ze sobą, czyszczą futerka, znają się jak łyse konie, a malinka nie ma nikogo, dopiero musi wkupić się w łaski stada, lub o nie zawalczyć, nie jest przygotowana do spędzenia zimy na dworze, nie ma odpowiedniego futra, nie odłożyła masy tłuszczowej, jak inne nasze kotki
koleżanka mi doniosła, że widziała jak malinka wychodzi z domku dla kotów (mamy takie 4), w którym się schroniła razem z mgiełkiem (moim w ogóle the best, faworytem, dopóki nie poznałam malinki, nakazałam mu się nią opiekować :P), trochę mnie to pociesza, ale tylko trochę
bo człowieka dla malinki na horyzoncie brak
(wszyscy bardzo lubią lub kochają zwierzęta (na talerzu), ale nie na tyle, aby dać im dom)
a tak bardzo jest go spragniona
malinka, zdjęcie beznadziejne