Rainer Maria Rilke - pierwsza elegia /duinejska/

bez komentarzy, sprawdź czy nie ma takiego tematu
Awatar użytkownika
Margot
Posty: 1288
Rejestracja: 2007-09-18, 00:26
Lokalizacja: Sheffield
Kontakt:

Rainer Maria Rilke - pierwsza elegia /duinejska/

Post autor: Margot »

Kto, gdybym krzyczał, usłyszałby mnie wśród zastępów anielskich?
i gdyby nawet któryś anioł nagle przygarnął mnie do serca, umarłbym,
porażony jego potężniejszym istnieniem. Piękno bowiem jest jedynie
przerażenia początkiem, który potrafimy jeszcze znieść,
i podziwiamy je, bo gardzi łaskawie naszym unicestwieniem.
Każdy anioł jest straszny. I tak przeczekuję połykając
ciemnego płaczu głos wabiący. Kto więc jest naszą potrzebą?
Nie aniołowie, nie ludzie, a zmyślne zwierzęta spostrzegają już,
że nie czujemy się pewni w objaśnianym nam świecie.
Zostanie nam może jakieś drzewo na zboczu,
byśmy je co dzień widzieli, zostanie wczorajsza ulica
i obmierzła wierność jakiegoś przyzwyczajenia,
które się w nas zadomowiło, więc pozostało i nie odeszło.
O, i noc, noc - gdy wiatr wszechświata pełen
lecąc trawi naszą twarz - komu nie zostałaby ona, wytęskniona,
łagodnie rozczarowująca, która z trudem
opiera się pojedynczemu sercu. Czy lżejsza jest kochającym?
Ach, oni wzajem sobie zakrywają swój los.
Nie wiesz tego jeszcze? Próżnię, którą trzymasz w ramionach,
dorzuć przestworzom, którymi oddychamy, być może ptaki
lotem dotykalniejszym poczują obszerniejsze powietrze.
Tak, wiosny zapewne żądały ciebie. I były gwiazdy,
które ośmielały cię, dotykając wręcz. Fala wysoka,
która wynurzała się z Minionego ku tobie, lub muzyką oddające się
skrzypce, gdy mijałeś otwarte okno. Wszystko to było nakazem.
Czy sprostałeś trudom? Czy nie byłes wciąż jeszcze rozproszonym oczekiwaniem,
jakby ci wszystko zapowiadało umiłowaną kobietę?
(Gdzie chcesz ją ukryć, skoro wielkie i obce myśli ciągle
odchodzą i nachodzą ciebie i nieraz pozostają na noc.)
Gdy tęsknić zaczniesz, opiewaj kochających, bo wciąż jeszcze nie dość jest
nieśmiertelne ich sławne uczucie.
I tych opuszczonych, którym zazdrościsz niemal,
a których znajdowałeś bardziej miłymi niż dane to jest sytym.
Zaczynaj, wciąż zaczynaj od nowa nieosiągalny hymn;
wiedz: przetrwa bohater, bo nawet kres jego powodem
był mu jedynie, by istnieć w ostatnim narodzeniu.
Ale kochających zabiera na powrót wyczerpane łono natury,
jakby jej sił brakło, aby dzieło powtórzyć.
Czy dość myślałeś o Gasparze Stampa, i o tym, że którejkolwiek
z dziewcząt, którą opuścił kochanek wzniosły przykład
tej kochanki, podtrzyma uczucie: obym
stał się jak ona?
Czyż te najstarsze cierpienia nie winny nam wreszcie
obficiej owocować? Czy nie czas już, byśmy kochając
uwalniali się od ukochanego i mimo drżenia przetrwali:
jak strzała, która opiera się cięciwie,
aby spięta w odskoku być już czymś więcej niż sobą. Nie ma dla nas zatrzymania.
Głosy, głosy. Serce moje, wsłuchuj się, jak wsłuchiwali się
jedynie święci: póki wezwanie potężne nie uniosło ich nad ziemię,
lecz oni, Nieprawdopodobni, klęczeli nadal na nic nie bacząc
w zasłyszeniu. I nie po to, byś wytrzymało głos Boga.
Ale słuchaj wiewu przeciągłego, wieści nieprzerwanej,
która się z ciszy wyłania. To od młodych zmarłych teraz biegnie
ku tobie szum. W którymkolwiek byłeś kościele
w Rzymie lub Neapolu, czyż nie przemówił do ciebie
spokojnym głosem ich los? Albo napis, wyjawiający
powagę swych słów, jak niedawno tablica w Santa Maria Formoza.
Czego żądają ode mnie? Abym zdjął cicho pozór krzywdy,
który krępuje czasem nieskazitelne ruchy ich duchów.

Nie mieszkać już więcej na ziemi, to doprawdy niepojęte,
i nie powtarzać zwyczajów ledwo przyswojonych,
różom i innym odrębnie obiecującym rzeczom.
Nigdy już nie dawać znaczeń przyszłej ludzkości,
i tym, czym się było w nieustannie przerażonych rękach,
nie być więcej i nawet imię własne precz odrzucić
jak połamaną zabawke. I nie ponawiać więcej życzeń.
I widzieć zdumiewający, nieskrępowany ruch w przestrzeni
wszystkiego, co przedtem tkwiło w zamknięciu.
A śmierć nasza mozołem jest i ciągłym doganianiem,
aby z wolna wczuwać się w wieczność.
Lecz wszyscy żywi popełniają ten błąd zbyt mocno odróżniając.
Powiadają, że aniołowie nie wiedzą często, czy idą
wśród żywych, czy umarłych.
Prąd odwieczny wciąż porywa z sobą wszystkie pokolenia
z jednego obszaru w drugi i tłumi ich głosy w obydwu.
Wreszcie owi przedwcześnie zmarli nie żądają nas więcej
i lekko odwykają od ziemi, tak jak łagodnie odwyka się
od piersi matki. Lecz my, którym potrzebne są wielkie
tajemnice, którym żałoba bywa natchnieniem duszy,
czy bez nich moglibyśmy istnieć?
Czy daremnie trwa legenda, że ongiś po Linosie
skargi żałobnej pierwsza śmiała muzyka
przeniknęła jałową martwotę, że najpierw w przestrzeni
przerażonej, z której na zawsze wyszedł nagle
niemal boski młodzieniec, poruszona próżnia
potoczyła się falą, która nas teraz porywa, pociesza, wspiera.
It is my happiness in you that you don't know me yet.
/Andrzej Partum/
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości