Andrzej Waligórski

bez komentarzy, sprawdź czy nie ma takiego tematu
józio
Posty: 31
Rejestracja: 2007-02-11, 22:05
Kontakt:

Andrzej Waligórski

Post autor: józio »

[ZACHWYCENIE
Gdy czasem młoda polonistka
Taka naiwna, schludna taka,
Egzaltowana, świeża, czysta,
Â?e chciało by się siąść i płakać.
Więc gdy ta polonistka właśnie
Małpując młodopolskie pozy
Wybiegnie o porannym czasie
Boso na łąkę między brzozy,
Poigra z pliszką i skowronkiem
Oraz z pudliszką i z biedronką,
Przywita ze wschodzącym słonkiem,
Wołając: - Witaj jasne słonko!
Z róż i powojów splecie wieńce,
Pomacha rączką do motyla,
Kraśnym obleje się rumieńcem
Widząc jak pszczółka kwiat zapyla.
Coś z Anny German gdy zanuci,
Wyrecytuje coś z Asnyka,
A potem bardzo się zasmuci
Nad żabką, którą bocian łyka,
I chcąc zapłakać nad półtrupem
(bo drugie pół ten bocian urwał)
Wlizie tą bosą nogą w kupę
I wyda okrzyk: - Ożesz kurwa!
To - jeśli byłbym na tej łące
Naocznym świadkiem tego zgrzytu -
Jak jestem facet niepijący,
Pół litra wychlałbym z zachwytu!

Ze wspomnień staruszka
To nieprawda, co się mówi w różnych wierszach,
Co w powieściach i posenkach nieraz było,
Â?e najlepsza jest przeważnie miłość pierwsza...
Ja tam wolę swą czterdziestą ósmą miłość.
Przy czterdziestej ósmej bowiem właśnie
Całą gamę się radości ma najszczerszej,
Zwłaszcza, że się ma już tych łat osiemnaście
I że jest się już dojrzalszym niż przy pierwszej.
Pierwsza miłość... wtedy mówi się o kwiatkach
I na kwiatki się prowadzi swoje dziewczę...
Pierwsza miłość, przy dwunastu wątłych latkach,
To nie to jest proszę panów, nie to jeszcze.
Słuchać hadko i roztkliwiać się nie warto,
Zresztą trudno sięgać w taką dal pamięcią...
To już wolę swoją miłość sześćset czwartą,
Przeżywaną w wieku lat dwudziestu pięciu.
Cóż to była, proszę panów, za niewiasta,
Jaka buzia, proszę panów, jaka poza...
Albo miłość tysiąc sześćset osiemnasta:
Ona bomba, jej mąż trąba, a ja kozak!
Przy niej właśnie upłynęła mi czterdziestka,
Pierwszy siwy włos dojrzałem patrząc w lustro,
Lecz to była, proszę panów, jeszcze pestka
W zestawieniu z trzechtysięczną dwieście szóstą!
Ileż ona miała nóżek, piersi, rączek,
Jakiż z niej był smaczny kąsek amatorski!
Co tam kąsek! Pączek, bączek i zajączek,
I koszulkę bez ramiączek... (telefon)
Tu Sokorski!

Zuzia
Zuzia rośnie w czasie i przestrzeni,
Coraz bardziej się robi strzelista,
Już na widok Zuzi się rumieni
Tymoteusz Dyćko, polonista.
Idzie Zuzia, przegina się w pasie,
Jakby była dorosłą osobą,
Rośnie bowiem w przestrzeni i w czasie,
A już zwłaszcza w przestrzeni przed sobą.
Zuzia rośnie z tygodnia na tydzień,
Już przestała być cienka jak patyk,
Kiedy szkolnym korytarzem idzie,
To przełyka ślinkę matematyk,
Robi nagle -jak zając - stójkę,
Czuje dreszczyk w krzyżu i w piętach,
- Jak tu takiej postawić dwójkę,
Skoro taka dobrze rozwinięta?...
Zuzia rośnie dosłownie z dnia na dzień,
Czerwienieje pan gimnastyk Dziobak,
Widząc Zuzię w skłonie lub w przysiadzie,
I subtelnie mruczy: - O, choroba!
Rusycysta za nią okiem strzela
Myśląc w duchu: - Wot kakoj ananas!
I potyka się ksiądz prefekt Chudzielak
Z trwożnym szeptem: Apage satanas!
Zuzia rośnie z momentu na moment,
Tatko dumny jest z takiej córy,
Zuzia rzadko przebywa za domem,
Zuzia uczy się do matury,
Wkuwa daty i co jedzą zebry,
I odmianę angielską "the sister",
I korepetycje jej z algebry
Daje Ryszard Dreptak, magister,
Uczy Zuzię, nieprzytomny całkiem,
Wchodzi w okna zamiast we drzwi,
Całka mu się ciągle myli z ciałkiem,
A różniczka - z różnicą płci.
Zuzia cieszy oko, tak jak kwiaty,
Swoją śliczną figurką i buzią,
Gdybym ja był ministrem oświaty,
Nie musiałabyś się męczyć, Zuzio!
Nie wkuwałabyś słówek na pauzach,
Bowiem jednym szerokim gestem
Dałbym ci maturę honoris causa
Za sam wygląd! I za to, że jesteś.

ZAMIAST FELIETONU
Kiedy się już dokładnie zamieszają wszystkie rasy,
Wyrówna się długość kończyn i wielkość oczodołów,
Z chińskimi dyszkantami skrzyżują się cerkiewne basy
A uroda paryskich dziewcząt z niewątpliwym urokiem mongołów,
Angielska flegma dyskretnie stonuje łaciński entuzjazm,
Gdy każdy będzie przeciętnie i średnio namiętnie ponętny,
Więc straci rację bytu jakakolwiek rasowa aluzja
I kiedy się przy okazji wyrównają także zdolności
Na poziomie plus minus twórców seryjnego filmu "Jan serce",
I wszyscy będą mniej więcej starzy, wypukli i prości
Jakby ich jakiś automat odrobił na swojej szlifierce,
Więc jeśli to wszystko w przyszłości - w co mocno wierzę - się uda
I każdy zmieni się w żydo-greko-uzbeko-murzyna,
To po pierwsze - na całym świecie nastanie koszmarna nuda,
A po drugie i tak będzie się mówić: - Ach... pani jest taka inna

Wychowanie seksualne
Przeróżnymi ścieżkami ludzkie losy idą,
Oto niejaki Roman pobrał się z Brygidą,
Po czym - jak nowoczesne wychowanie każe -
Stanęli obydwoje przed znanym lekarzem,
Bo pragnęli się poddać bez żadnych protestów
Badaniom przy pomocy nowoczesnych testów
Psycho-socjo-logicznych.
Wnet doktor wyniki
Podsumował, psychiatrii bliższe niż logiki,
Gdyż albowiem z tych testów wynikało mglisto,
Iż Roman psychopatą jest i fetyszystą
Oraz filatelistą, natomiast Brygida
To freudystka-sadystka, bo śni jej się dzida...
Nuże ów seksuolog tworzyć dalsze wersje,
Przypisywać małżonkom zboczenia, perwersje,
Roman jeszcze z początku uśmiechał się mile,
Kiedy pan doktor robił go gerontofilem,
Jeszcze nie wyszła z siebie urocza Brygidka,
Gdy jej pan doktor groził: - Oj, oj, sodomitka!
Następnie Romanowi szepnął: - Oj, Edypek!
(bo Roman kiedyś mamie skradł gumkę od slipek,
żeby z niej zrobić procę. Z gumki, a nie z mamy),
Tu doktor kazał nagle jemu śpiewać gamy,
Jej zaś zrobić czterdzieści przysiadów na siole,
Lecz Roman rzekł życzliwie: - Ja pana świergolę!
A przebiegiem wizyty mocno podniecony,
Przypuścił w domu atak na wdzięk; swej żony,
Bezskutecznie atoli, gdyż niedobre fatum
$prawiło - cóż za farsa? - że non consummatum,
Chociaż nil desperandum! Albowiem nauka
Ciągłe nowych rozwiązań w tej dziedzinie szuka
I znajdzie je zapewne, bo to słuszna droga!
...a państwo, czy już byli u seksuologa?

Ballada o Józiu
Słychać w ciszy jakiś szmer
Czy to myszy gryzą ser? Oho! Oho!
Czy to meble skrzypią tak,
Czy to rolnik sieje mak? Oho! Oho!
Czy to szumi w muszli spłuczka,
Czy to wuj ma szmery w płuckach? Oho! Oho!
Sprawdzić także nie zawadzi
Czy się coś nie sypie z dziadzi. Oho! Oho!
Nie wie nawet sama mama
Skąd te szmery dziś od rana,
Tata lata ze świcą,
Myśli sobie bógwico,
Dziadzio staruszek nadstawia uszek...
Może to tak chrapie Hania,
Może to jest szmer uznania? Oho! Oho!
A może to znów napięcię
się zaczęło w polityce? Oho! Oho!
Może w wodociągu zator,
Może deszczyk sobie rosi? Oho! Oho!
A może to sublokator,
Zdrajca znowu wlazł do Zosi? Oho! Oho!
Nie wie nawet sama mama
Skąd te szmery dziś od rana,
Tata lata ze świcą,
Myśli sobie bógwico,
Dziadzio staruszek nadstawia uszek...
Lecz próżno wącha, nic nie wywącha,
Trwa od świtania rodzinny pląs.
Szukają z prawa i z lewa
A to Józiowi sypie się wąs!
To Józio właśnie dojrzewa!




Tak, wiosennie :mrgreen: !!!


Ach, to była historia

Ach, to była historia bardzo drobnomieszczańska,
Schemat przez recenzentów filmowych tępiony -
Mąż wrócił o dzień wcześniej niż miał wrócić z Gdańska
I zaskoczył kochanka w objęciach swej żony.
Ach, to była historia niesmaczna nad wyraz,
Â?ona jęła natychmiast spazmować i szlochać,
Ten nieszczęsny kochanek z łóżka prędko wyłazi,
A wyglądał, że tylko wziąć i się odkochać!
Ach, to była historia plugawa i brzydka,
W popielniczce przy łóżku fajczył się papieros,
Ten facet dostał drgawek w chuderlawych łydkach
Zaś mąż stwierdził naocznie, że to nie był heros.
Przez sekundę w milczeniu spoglądali obaj,
A mąż myślał: - Ej, gdybym miał spluwę i kule!
A tamten facet myślał: - Moja garderoba!
l ukradkiem, ogródkiem, sięgał po koszulę.
Ach, to była historia na pozór codzienna.
Takich zdarzeń wokoło zdarza się obfitość,
Lecz nagle się zrobiła od innych odmienna.
Bo mąż - choć sam się dziwił - jął odczuwać litość.
Ach, to była historia niezupełnie wredna -
- Tusz na twarzy tej żony rozmazał się z pudrem.
To ten mąż się rozczulił i pomyślał: - Biedna...
... Skąd ona wytrzasnęła takiego łachudrę?
Ach, to była historia ciekawa i nowa.
Mąż podał temu panu jego nędzne getry,
Podszedł do tej nieszczęsnej, dłoń jej ucałował.
Wskazał gościa oczami i spytał: - Elektryk?
Ach, to była historia z cholernym fasonem.
Facet zaczął się tyłem cofać w drzwi otwarte.
Lecz gdy chciał je przekroczyć z niepewnym ukłonem
O próg potknął się, wrzasnął i zleciał na parter.
Ach, to była historia najwyższej jakości.
Gdy gość spadał, swą odzież pogubiwszy w locie,
Mąż schylił twarz, by ukryć uczucie radości,
Zaś żonie usta drgnęły w bezgłośnym chichocie.
Ach, to była historia! I z jaką puentą!
Kochanek cicho jęcząc po upadku wstawał,
Spojrzał w górę i ujrzał, że już drzwi zamknięto.
To właśnie mąż je zamknął. I umarł na zawał.



Aluzjonista

Gucio jest mówca, Pucio - cyklista,
Ja jestem znany Aluzjonista!
Hi hi, ha ha! Aluzje robię jaaaaaaaaaa!
Inny to co myśli chlapie, o uchwale, o etapie,
Bez ogródek wypowiada wszystko wprost, ach ach!
Ja - gdy siedząc na kanapie aluzyjnie stopę drapię -
Komentuję równocześnie stopy wzrost, ha ha!
W saloniku cioci Mrówci inny dowcip robię znów ci,
Bo gdy lufcik ktoś otwiera - twierdzę, że
Jeśli ktoś otworzył lufcik, to nie aby swąd wypuścić.
Lecz by spostrzec, kto wychyli pierwszy się, hi hi!
(śmieje się sam ze swego dowcipu)
Pim pim, pam pam, aluzjonista jaaaaaaaam!
Kiedy jest na obiad zupa, też się śmiechu robi kupa,
Bo nadaję zwykłej zupie sens i głąb, tak tak!
Kiedy odniechcenia w zupie aluzyjnie chochlą chlupię -
Nucąc "ząb zupa dąb" i "dąb zupa ząb" hu hu!
W telewizji o nawozach, kiedy mowa i o kozach,
Lub zasiewy ktoś omawia, względnie tucz,
Minę robię wręcz rozumną, - Teraz - mówię - będzie gumno!
Mrużąc przy tym aluzyjnie jedno z ócz!
(ryczy ze śmiechu)
I szał i śmiech, i krzyk "Bodajbyś zdechł"!
Towarzyskie me zalety uwielbiają wręcz kobiety,
Kontemplują każde słowo me i gest, och och!
Grono pań się wprost zaśmiewa,
Gdy ja cóś o rżnięciu... (hi hi hi! hu hu hu!)... drzewa
Lub gdy pytam, czy panienka lubi bez... (trzymajcie mnie)
Bufetową śmieszę w bistro mówiąc: - Czy ma pani czystą?
Ministrowi: - Ale ma pan mini-ster! Hu hu!
Dżokejowi: - Nie bij konia.....!!!! No i cześć aluzju poniał!
Taki ze mnie bawidamek i ceseur... oj ja nie mogę...
ojej bo ja trzasnę... hi hi hi... hu hu hu...



Hora dla Kondukatora

napisana w listopadzie 1989,
po obejrzeniu uroczystości ku czci Ceausescu


Kondukatore Czauszesku
Geniuszesku Rumunesku
Narodesku we striptizu
W miesto wiktu - dyktu gryzu.
Wiosku chłopsku likwidesku,
Opozycju w pierdelesku,
Mięsko w pysku ani razu,
Brak prądesku, nima gazu.
Po stolicu Bukureszti
Chodzu bosu, nima meszti.
U Karpaty sami straty,
Nie jedzesku, czym tu sraty?
Chrapu - sapu, ranu wstanu,
Telefonu do Fenianu,
Bałagesku Kim-Ir-Senu:
- Gorbaczesku to gangrenu!
Kim-Ir-Senu potakuju:
- Masz racjesku, chuju muju!
Telefonu z Albanisku:
- Mazowiecku dać po pysku!
Od Fidelu telegrafu:
- Lechu w miechu abo w szafu,
Topu, topu, plusku, plusku,
Powiedzesku, że to Rusku!
Nikolaja u Mamaja
Relaksesku, moczu jaja,
A żonesku Czauszesku -
Premieresku Rumunesku.
A córeczka Czauszeska -
Sekretarką Rumuneska.
A wujesku od żonisku -
Armijesku marszalisku.
A szwagiersku, ciociu, teściu
I kuzyniczesku sześciu -
To rządesku Rumunisku
W Rumunesku na klepisku.
A receptu na tu zgraju
Kopu w żopu i baj-baju.

Post Scriptum, napisane
po pospiesznym procesie i egzekucji:

Niestety, w Rumuniczesku
Brak poczucia humoresku.
Jak usłyszeli wierszysko
Tak zrobili rozstrzelisko
Kiepska to dla nich reklama
Chamy rozwaliły chama!



Hydraulik dźwięku

A jeśli przyjdzie kiedyś po mnie
Hydraulik dźwięku Fioletowy
Â?eby mi odbić szajbę w głowie,
To będę czysty i różowy,
Otworzę lufty i lufciki,
Spłoną hydranty i nocniki,
Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I wyjdę, ale nie na zawsze!

A jeśli przyjdzie innym razem
Gazownik uczyć Znakomity
Â?eby mnie napompować gazem -
Będę umyty i utyty,
Wycisnę wągry, spuszczę wodę,
Minister wręczy mi nagrodę,
Prasa mi zrobi analizę,
I wtedy na sam szczyt wylizę!

A jeśli zjawi się osiołek,
Strażak postępu Uśmiechnięty
By mnie znienacka kopnąć w tyłek,
To będę czujny i wypięty -
Otworzę wszystkie drzwi na przestrzał,
Nabiorę światła i powietrza,
Wystrzelę jak z korkowca korek
I poszybuję wprost do Tworek!



Kariera Marysi

Po szumiącym pięknym lesie
Idzie dziewczę, koszyk niesie.
Niesie dziewczę kosz z grzybami,
Przekomarza się z ptaszkami.
Siedzi czyżyk na patyku:
- Co tam niesiesz w tym koszyku?
Może rybki albo pipki?
- Nie, mój ptaszku, niosę grzybki!
Będą dobre niesłychanie,
Gdy uduszę je w śmietanie!
Zajrzał lisek przez paprocie:
- Jakie grzybki niesiesz, trzpiocie?
Borowiki, czy rydzyki?
- Nie, mój lisku, sromotniki.
Będzie dużo śmiechu w chacie,
Gdy je ugotuję tacie!
Wylazł wilk, drżą pod nim udka:
- Maryś, dyćżeż to jest trutka,
Może z tego być ambaras,
Bo ci tatko kojfnie zaraz...
Toż powali nawet byka
Taka porcja sromotnika!
Roześmiała się dziewczyna
Jak ten strumyk, jak kalina...
- Toć wszystkiego jeść nie musi,
Gdyż połowę dam mamusi!
Załkał gorzko jesion dumny:
- Hej, porobią ze mnie trumny!
Nie bądź Maryś, taki psotnik,
Wyrzućżeż won ten sromotnik!
Duma Maryś, drapiąc nogę:
- Choćbym chciała, to nie mogę,
Nie chcę robić wszak awarii
Pani Konopnickiej Marii,
Dzięki niej mam szanse duże
Znaleźć się w literaturze,
A w tej całej polityce
Przeszkadzają mi rodzice...
Tu tupnęła z mazowiecka,
Zafurczała za nią kiecka,
Pomarszczyły się pończochy
I pobiegła w stronę wiochy.
...a las cały szemrał słodko:
- Z Bogiem, Marysiu Sierotko...!



KR?“LEWNA ÂŚNIEÂ?KA

Kiedyś zła królowa, ÂŚnieżkę
Wywiodła na leśną ścieżkę
I kazała, by gajowy
Pozbawił królewnę głowy.
Niestety, leśnik pijany
Zasnął na środku polany.
A królewna po cichutku
Uciekła do krasnoludków
I w ich grocie, czy też dziupli
Â?yła z grupką tych kurdupli,
Więc Królowa, stara kwoka,
Podrzuciła jej jabcoka,
Dolawszy tam izotopu,
A ta ÂŚnieżka żłopu żłopu!
Wyżłopała pięć kwaterek
I grzmotnęło nią o skwerek.
Nie dość że się sama hukła,
To krasnoludków zatłukła,
Którzy właśnie ze swej groty
Wychodzili do roboty,
A pod ciężarem jej zadka
Została z nich marmoladka...
Wniosek: Przez królewskie zbrodnie
Zazwyczaj giną przechodnie.



Krótka relacja kanclerza Helmuta Kohla
z jego pamiętnej wizyty w Polsce

Stałek cołki cajt na przodku,
Neben Premier, Bartosz w środku,
Â?urnalisten mit kameren,
Judenrat, szturmbanfireren,
Dojcze kinder, in kostiumen,
Kacenjammer, Auszwic blumen,
Polen fragen: - Was mit grence?
Ich antworte: - Ence pence...
Graf von Moltke i w ogóle,
Dojcze nasz und dojcze szule,
Fater Nosol ciągnie hita,
Znak pokoju, dojcze vita,
Dojcze hilfe komt nach Polen,
Unterszrajben protokolen,
Dojcze mniejszość bez ucisku,
Dojczland, Dojczland na lotnisku.
Ajntrit flugcojg, łaps za wajchu,
Pierdut z rury i do Rajchu.



KOCUR

Siedzi kocur skastrowany na przypiecku,
już o żonie mu nie myśleć ni o dziecku,
Rozrabiają inne koty,
Ale jemu brak ciągoty,
bardziej mleko pachnie mu i dorsz po grecku.

Siedzi kocur skastrowany, fajkę pali,
Na przebytą operację się nie żali:
- To nie taki znów mankament
Â?eby aż podnosić lament,
Oby tylko smaczny obiad mi podali!

Siedzi kocur skastrowany na posadzie,
Tłuszcz mu rośnie na podbrzuszu i na zadzie,
Czyści futro, wącha kwiaty
I układa referaty
Które jutro ma wygłosić na naradzie.

Siedzi kocur skastrowany w swojej willi,
Już się taki na kociaki nie wysili,
Już nie będzie łowił myszy
W gronie innych towarzyszy
I wogóle już się z niczym nie wychyli.

Siedzi kocur skastrowany wśród foteli,
Myśli sobie: - Lepiej że mi usunęli,
Zawsze miałem z tym ambaras,
A tu taki spokój naraz,
Tam wycięli, a tu - medal mi przypięli!

Siedzi kocur skastrowany w swojej chacie
A satyryk zblatowany na etacie,
Jeden mruczy dyrdymały,
Drugi płodzi takie chały
Jakie państwo właśnie teraz tu czytacie.



Mój zbiorek

Stać mnie na chlebuś z masłem i czystą.
Mam nawet aż dwie zmiany pościeli,
Ale nie jestem - choć wstyd - hobbistą
Jak tylu innych obywateli.
Gdzie człek nie spojrzy - głupio się robi,
Bo prawie każdy ma jakieś hobby:
Henio ma znaczki, Zenio - serdaczki,
Gienio - kabaczki i wykałaczki,
Zyzio - zegarków komplet wspaniały,
Dyzio namiętnie zbiera pedały,
Florek prowadzi hodowlę norek,
Worek sikorek ma Telesforek,
Zaś Salwatorek - chiński rozporek,
Jak również korek i kalichlorek,
Który wydaje brzydki fetorek.
Zbyś lubi koty, a Zdziś kojoty,
Jaś - drobne kwoty, Staś - papiloty,
Lucek jak baca owieczki maca,
Ziutek dokarmia tęgiego katza,
I mówi, że mu się to opłaca.
Inni zbierają wszystko jak leci:
Marysia śmieci, Gabrysia - dzieci,
Basia tapczany wraz z frędzelkami,
Kasia - nagany z ostrzeżeniami,
Paweł muszelki, Szaweł - kafelki,
Gaweł natomiast puste butelki,
Dalej jamniki, bziki, guziki,
Budziki, piki, kliki, nocniki,
(zwłaszcza antyki i z majoliki)
Gile, motyle, młode goryle,
Dyle, wentyle, szpile i grzdyle,
Grypsy i gipsy, rypsy i pipsy,
Klipsy, kalipsy, apokalipsy,
ÂŚliwki, oliwki, śpiwki, przygrywki,
Preselektywki, rezerwatywki,
Separatywki i rogatywki,
Hacele, trzmiele, trele-morele,
I różne takie - tam duperele...Ufff...
Ja jeden pośród tych amatorów
Współzawodnictwa bym nie wytrzymał,
Bo nie mam żadnych ciekawych zbiorów...
...prócz powyższego zbioru dyrdymał!



Bajeczki Babci Pimpusiowej

Raz lubieżny lis niecnota
Dorwał małą mysz u płota.
Ale poczuł się bezsilny,
Bo był niekompatybilny.

Siedziała zającowa raz na kretowisku,
A zając to zobaczył i bęc ją po pysku.
Za co bijesz? - jęknęła nieszczęsna kobieta.
Bo znam ja - odrzekł zając - tego świnię kreta.

Kiedyś tak muchę tse-tse niecnotę przyparło,
Â?e z jednym samcem tse-tse pognała na tarło.
Dalej zetseć się z tsaskiem (strasny to wysiłek),
Ona tse-tse, on tse-tse, aż się starli w pyłek.

Wszedł mrówkojad do knajpy wśród przyjaciół grona
I pyta: - Czy są świeże mrówki faraona?
Na to wchodzi faraon. Też by sobie pojadł,
Więc pyta: - Czy dziś w karcie jest świeży mrówkojad?

Doniósł struś, że mu żonę poderwał koliber.
Milicjant w śmiech: - On ma przecież za mały kaliber.
Struś wtedy poruszył cały komisariat:
- Owszem, kaliber mały, lecz koliber - wariat.

Gonił kiedyś struś strusię przez pola i lasy,
Więc strusia, by się schować, wepchła głowę w piasek.
Struś, który znał konwencję, zbytnio się nie pieścił.
Zawołał: - Nic nie widzę! I biedną zbezcześcił.

Raz gronkowiec złocisty wyjechał w Bieszczady.
Wraca, patrzy, a żonę rwie mu krętek blady.
- Jak mogłaś? rzekł gronkowiec, we łzach topiąc smętek
- Wszak on brzydki i blady. - Blady, ale krętek!

Napadł na turystkę
Jeden niedźwiedź dziki.
Trafił na artystkę,
Musi brać zastrzyki.

Spowiadał się baca,
Jak Kaśkę obracał.
Nie będę Wam dukał,
Czym mu ksiądz odstukał.

Przyszedł gość do doktora, biada na swe zdrowie.
- Jakaś mi żaba - mówi - wyrosła na głowie.
- Umówmy się - odrzekło to zwierzę niegłupie -
Nie ja jemu na głowie, lecz on mnie na dupie.

Siedziały raz dwie myszy popod polną miedzą.
Siedzą tak sobie, siedzą, siedzą, siedzą, siedzą,
Siedzą, siedzą, wtem nagle w srogi wigor wpadły!
Jak nie hycną do góry... i z powrotem siadły.

Latał sobie z radarem pewien gacek młody
I po drodze omijał przeróżne przeszkody,
Lecz właśnie gdy się cieszył, że je tak omija,
Wpadłszy na jedną z przeszkód rozbił sobie ryja.

Zrobił wilk elektrownię, lecz by prąd uzyskać
Spalał w niej cały węgiel z kopalni od liska.
Kopalnia z elektrowni cały prąd zżerała,
Stąd brak światła i węgla. Ale system działa!

Złapał raz wróbel glizdę, glizda przerażona
A on ją zaczął dziobać dziobem od ogona.
Dziobie ją, dziobie, dziobie, podziobał ją trocha,
A wtem glizda powiada: - Stary, mów mi Zocha!

Raz ordynarny niedźwiedź kucnąwszy na łące
W dość niewybredny sposób podtarł się zającem.
Zając się potem żonie chwalił po obiedzie:
- Wiesz stara, nawiązałem współpracę z niedźwiedziem!

Kiedyś pijany zając włóczył się po rżysku,
A spotkawszy niedźwiedzia, naprał go po pysku.
Niedźwiedź wpadłszy do domu wrzasnął: - Leokadio!
Coś się chyba zmieniło, włącz no prędko radio!

Płakał niedźwiedź przed lisem, pijąc wraz z nim wódę:
- Ty wiesz, mam czworo dzieci, ale wszystkie rude...
- Ha! - krzyknął lis obłudnie, ukrywszy twarz w dłoniach -
Mój syn także jest rudy, ktoś nas robi w konia!

Prosiła glizda słonia raz w nietrzeźwym stanie:
- Strasznie mnie plecy swędzą, podrap mnie kochanie.
Słoń podrapał i ryknął śmiechem jak armała:
- Stara, co się wygłupiasz, coś taka plaskata?

Złapał niedźwiedź świstaka idąc raz pod górkę,
A pragnąc na nim świstać, chciał mu dmuchać w dziurkę.
ÂŚwistak chodu, lecz zanim schował się do chaty,
Pisnął: - Mógłbyś przynajmniej chamie przynieść kwiaty!

Dwie durne myszy były dumne niesłychanie,
Â?e je kocur zaprosił do siebie na śniadanie.
Jakoż było śniadanie; kocur dwakroć mlasnął,
Zjadł obie, ziewnął, pierdnął i z powrotem zasnął.

Słysząc kiedyś, że chomik podreptał po zboże,
Chomikowa wpuściła królika w swe łoże.
Wtem nagle chomik wraca, ze wściekłości blady,
A ona w krzyk: - Jej Niusiek, to ty już z Kanady?

Spotkał kiedyś tchórz tchórza idąc po podwórzu
I pyta: Ty nie w pracy? Co się stało tchórzu?
- Wziąłem pracę do domu, dyrektor się zgodził.
To rzekłszy, szedł do domu i tam się zesmrodził.

Wyjrzała glizda z dziury i wesoło gwizda,
Wtem patrzy - z drugiej strony sterczy druga glizda.
Dalejże ją uwodzić, a ta rzecze srogo:
- Odwal się żeż kretynko, ja jestem twój ogon!

Dmuchał żabę chuligan raz, kawał świntucha.
Dmucha ją, dmucha, dmucha, dmucha, dmucha, dmucha,
Wtem bęc - z żaby królewna śliczna się wyłania!
A ten skurczybyk wcale nie przerwał dmuchania...

Raz kiedyś jurny wróbel w miłosnej euforii
Chwalił się, że zajeździ kobyłę historii,
Lecz kiedy wyładował temperament dziki,
Kobyła stwierdziła: - Chyba mam owsiki...

Udzielał raz wywiadu kotek, że jest zdrowy,
Wtem uszki mu opadły, oczki wyszły z głowy,
Pękł mu brzuch, ogon, płuca i głosowa struna,
Wreszcie zdębiał, ocipiał, zesrał się i umarł. Amen.

Zapylała raz pszczółka jakiegoś badyla,
Wtem czuje, że od tyłu też ją ktoś zapyla.
Patrzy się, a to truteń, niejaki Zenobi.
Morał - rób dobrze innym, tobie też ktoś zrobi.

Chomik, zbierając plony, do swej norki ganiał,
A obok dobry niedźwiedź chomika ochraniał.
Potem zjadł mu te plony, wytarł łapą mordę,
Wydupcył biedne zwierzę i przypiął mu order.

Raz chory niedźwiedź pierdział, budząc miłosierdzie
A suseł mu oklaski bił po każdym pierdzie.
Czy ten suseł zwariował? - spytał dzięcioł śledzia.
Nie - śledź odparł - to rzecznik prasowy niedźwiedzia.

Kiedyś baca krótkowidz z owieczki korzystał,
Dziwiąc się, że mu ona nie beczy, lecz śwista.
Dopiero na kolegium mu wytłumaczono
Â?e wyryćkał świstaka, co był po ochroną.

Walczył orzeł z sępami, aż obrósł w legendę.
Niestety - przy okazji podłapał też mendę.
Wszyscy pytają orła: - Jak walczyłeś? ÂŚwiergol!
A menda w krzyk: - Spuściliśmy tym sępom wpierdol!

Wyryćkał lisek kotka na sianku przy płotku
I spytał: - Jak oceniasz ten mój wyczyn, kotku?
- Cóż - rzekł kotek - przez miesiąc nie będę mógł siedzieć,
Lecz gdyby nie ty, toby mnie wyryćkał niedźwiedź.

Dwa liski w jednym gnieździe mieściły się z trudem
Więc na zewnątrz sterczały im dwie dupy rude.
Widząc to docent Wolczew zaczął bić im brawo.
Bo myślał, że to rude, to jest Rude Pravo.

Raz do koguta z krzykiem przybiegły kurczaki:
- Tata, lis porwał mamę i wlecze ją w krzaki!
Kogut tak się śmiać zaczął, że aż wpadł do ścieku:
- Widać, że moja stara jest jeszcze na fleku!

Dorwał raz kocur nutrię nad wodą przy buku,
A że był nieźle spity, chciał jej zrobić kuku.
- Po pierwsze - rzekła nutria - ja też jestem samiec,
A po drugie się śpieszę, bo dzisiaj gra Chamiec.

Spotkał królik oślicę kiedyś w leśnej głuszy;
Myślał, że to królica, bo ma długie uszy,
Przy czym dziwnie dorodna, wielka jak chałupa,
Więc aż jęknął z zachwytu: - Rany, ale dupa!

Chciano raz o słowiku zasięgnąć opinii,
Więc się o tę opinię zwrócono do świni,
A świnia napisała w rubryce "uwagi":
Słowik ma bardzo mały przyrost żywej wagi.

Lis i wróbel, ambitni obaj przeciwnicy
Kłócili się, kto lepiej dogodził słonicy.
Słonica, zapytana, rzekła cierpkim tonem,
Â?e faktycznie coś jej piszczało pod ogonem.

Raz opus na pustyni napotkał oposa
I powiada: - Cześć stary, chcesz trochę kokosa?
- Dziękuję - rzekł uprzejmie opos do opusa -
Ale tak prawdę mówiąc wolałbym kaktusa.

Szukały dwa bizony jakąś bizonicę
Wtem nagle jeden wrzasnął: - O, widzę samicę!
Po chwili jednak wraca i jęczy bidula:
- Tfu, ale żem się naciął, to była "Vistula"!

Przeniósł się szczur do miasta, rozejrzał się z wolna,
Patrzy - a za nim drepcze mała myszka polna.
Wtedy szczur oburzony rozdarł na nią pyska:
- To straszne, jak ta wiocha do miasta się wciska!

Spotkał królik lisicę ponętną i rudą
I powiada: - Chcesz stara, nauczę cię dżudo?
W rezultacie ten królik płaci alimenta
Na cztery śliczne, małe, tłuste królisięta

Wraca zając po balu w dość nietrzeźwym stanie
I patrzy, a zajęczyca z niedźwiedziem na sianie!
Skoczył zając, lecz zaraz z wściekłości ochłonął:
- Niestety - rzekł - niedźwiedzie u nas pod ochroną...

Szedł po ciemku staruszek, byłby wpadł na krzaczek,
Ale mu w tym momencie zaświecił robaczek.
Zacny staruszek mruknął, no jakoś mi leci,
Choć żem stary, to jednak robaczek mi świeci.

Raz słowik śliczne pienia wywodził na żerdzi,
A obok usiadł śmierdziel, wypiął się i śmierdzi.
Przestań - błaga go słowik - bo mnie tu szlag trafi.
Trudno - odrzekł śmierdziel - każdy robi co potrafi.

Spotkał raz pancernika pancernik wśród mięty
I pyta go: a cożeś ty taki wyrośnięty?
Na to ten duży wydał ryk okropnie gromki
I odrzekł: tażesz ja jestem pancernik Patiomkin!

Zniosła strusica jajo, całe na zielono
Struś w krzyk: z kim mnie zdradzasz ty niewierna żono!
Skąd mam wiedzieć - odparła - pytasz jak głuptasek
Wszak wiesz, że jak na mnie krzykną, chowam głowę w piasek

Współczuły raz sąsiadki pani koliberek
Pani mąż to ma raczej mały kaliberek
Owszem, odrzekła żona nie wstydząc się zwierzeń
Lecz za to na sekundę do dwustu uderzeń!

Złapał raz Rybak Rybkę Złotą, która w strachu
Przyrzekała, że załatwi mu podróż na zachód,
Lecz gdy mu załatwiła, przybiegł do niej z mordą:
- Ja chciałem do Frankfurtu, ale nie nad Odrą!


Z NOTATNIKA ALKOHOLIKA

Poniedziałek.
Czterdzieści lat kończę akurat,
Był torcik ze świeczkami, klops i denaturat,
Gdy chciałem zdmuchnąć świeczki, zrobił się fetorek
I musieli mnie gasić. Byczo było.

Wtorek.
Nieszczególna pogoda, niż, wiatry i mżawka...
W kiosku ruchu na rogu tylko Przemysławka,
Da się pić, pod warunkiem że się soku doda.
Â?eby tak gdzieś Old Spice'a... Szkoda marzyć.

ÂŚroda.
Byłem dzisiaj na meczu, grała pierwsza liga,
Zabrałem na rozgrzewkę pół litra Boryga
I baranią kiełbasę (sprzedają bez kartek)
Sąsiedzi narzekali że coś śmierdzi...

Czwartek.
Przyszła dziś do mnie Frania, niezła z niej armata...
Piło się Auto-Vidol, Ludwika i Skrzata,
Ale w łóżku niestety urwał mi się wątek...
Oj, żebym nie był w ciąży! Tfu, odpukać!

Piątek.
Kac, i to taki skurwiel jak stąd do Lublina...
Na szczęście w domu była jeszcze terpentyna,
Sam wypiłem, a resztką nakarmiłem kota.
Bydlak wybił mi dziurę w suficie.

Sobota.
Nowalijka! Dziś pierwszy raz był rozpuszczalnik!
Przy trzeciej setce Heniuś zamienił się w palnik,
Aż sąsiedzi pytali co to u nas strzela?
Siedzę i łatam fotel... Ot, psi los...

Niedziela.
Agonia była lekka, króciutkie rzężonko,
Teraz śpię już spokojnie, nade mną lśni słonko
A grób mój zdobi napis: "Skarb kryje ta ziemia,
Przechodniu, pod tym głazem leży Polska Chemia!"


"Â?ywi i martwi

Nasi koledzy z konspiracji,
Pogromcy "Panter" i "Tygrysów",
Leżą przeważnie wśród akacji,
A dużo rzadziej wśród cyprysów.
Zginęli mając lat dwadzieścia,
A i piętnaście też czasami...
Wtedy z nich żaden ginąć nie chciał,
Lecz dzisiaj - wygrywają z nami.
Zostali już na zawsze młodzi,
Szlachetni z czynów i postaci,
Już nic im dzisiaj nie zaszkodzi,
Już nikt ich dzisiaj nie zeszmaci.
Sztandary na ich grobach wieją,
Warty w rocznice się ustawia...
Oni się już nie zestarzeją
Na swoich starych fotografiach.
Palą się znicze, snują dymy.
Przybywa nam na twarzach zmarszczek,
Wciąż młode są ich pseudonimy,
Nasze są martwe i wciąż starsze.
...a kiedy już poumieramy
I gdy się już znajdziemy w raju,
Wtedy natychmiast ich poznamy,
Lecz oni nas -już nie poznają.
I może któryś nawet powie,
Widząc nas w rajskim przedpokoju:
- Nie wiecie, biedni staruszkowie,
Gdzie są koledzy z tamtych bojów?
Wtedy zapewne zapłaczemy,
Sięgniemy dłonią do orderów,
Ale im prawdy nie powiemy...
Po co rozśmieszać bohaterów?


Zaangażowanie

Nie sztuka pisać o kwiatuszkach,
Obłoczkach, ptaszku oraz drzewkach,
Za to nikt nie da ci po uszkach,
Nikt się na ciebie nie pogniewa.
Nikt nigdy ci nie zechce przylać,
Szef rozwścieczony nie zawoła:
- Musicie się tak wciąż wychylać`?
Piszcieżeż, kuchnia, coś o pszczołach!
Więc piszę: Pachną w słońcu ziółka
(obszar plus minus jeden hektar),
A wśród tych ziółek igra pszczółka
Biorąc do pyska słodki nektar.
Przy tej okazji w kwietny pyłek
Siada na maku lub na chabrze,
A że ma dość kosmaty tyłek,
Więc zwykle pyłkiem się ubabrze.
Potem przenosi go do słupka
I kwiat zapładnia mimo woli,
Więc gdyby nie tej pszczółki pupka -
Brakłoby jabłek i fasoli.
Proszę, już wierszyk jest niedługi,
Sama w nim prawda, nic ryzyka,
Lecz mam gdzieś pszczółkę, jej zasługi
I kwiatki, w które mordę wtyka.
Oduczyłbym ją tkwić na boku,
Ustawiłbym tę zgagę w pionie:
- Oż ty, szemrana po odwłoku,
Brzęknij po czyjej jesteś stronie.
Niestety... pszczółka milcząc siedzi
Lub dalej lata i się trudzi,
Nie łatwiej ją do wypowiedzi
Skłonić niż całą kupę ludzi...
Ha, widać to nie jej domena,
Nikt jej inaczej nie wychowa,
Nie zmieni jej w Buchwalda, Twaina,
Ilfa, Pietrowa i Czechowa.
Nie zrobi z pszczółki satyryka,
Co do ostatniej swej minuty,
Tam gdzie nie trzeba, będzie wtykał
Palce. A nawet ich kikuty...


Zabytek

Kiedyś swojego tatkę spytał mały Witek:
- Powiedz mi, proszę, tatku, co to jest zabytek?
- Zabytek - odparł tato - to rzecz z dawnych czasów,
Z okresu Jagiellonów, Piastów, względnie Sasów,
Co trochę się rozpada, a trochę się kruszy,
Ale jest pod ochroną, więc jej nikt nie ruszy.
Choćby miała tamtędy przejść nowa arteria -
On stoi cały w blaskach, basztach, boazeriach,
Rozparty w poprzek drogi, bliski - a daleki,
Bo za nim stoją dawne zwyczaje i wieki
Ze swymi przesądami, brakiem tolerancji,
Cielęcym zapatrzeniem się we wzorzec Francji
Albo Anglii lub Austrii, względnie w przepych Wschodu,
Z pogardą dla prostego, ciemnego narodu,
Z odrabianiem pańszczyzny, topieniem czarownic,
Pancerzem zapinanym z pomocą lutownic,
Przyłbicą opuszczoną w momentach poruty
(bo lepiej w takich razach miewać łeb zakuty),
Z supremacją łaciny, ubóstwem polszczyzny,
Ciągłym nadużywaniem imienia ojczyzny
Oraz odwoływaniem się do sądów nieba...
To jest właśnie zabytek, więc go chronić trzeba!!!
Synek słuchał uważnie, słówka nie uronił,
Wreszcie rzekł: - dobrze, tato... Ja cię będę chronił...


ZACHWYCENIE

Gdy czasem młoda polonistka
Taka naiwna, schludna taka,
Egzaltowana, świeża, czysta,
Â?e chciało by się siąść i płakać.

Więc gdy ta polonistka właśnie
Małpując młodopolskie pozy
Wybiegnie o porannym czasie
Boso na łąkę między brzozy,
Poigra z pliszką i skowronkiem
Oraz z pudliszką i z biedronką,
Przywita ze wschodzącym słonkiem,
Wołając: - Witaj jasne słonko!

Z róż i powojów splecie wieńce,
Pomacha rączką do motyla,
Kraśnym obleje się rumieńcem
Widząc jak pszczółka kwiat zapyla.

Coś z Anny German gdy zanuci,
Wyrecytuje coś z Asnyka,
A potem bardzo się zasmuci
Nad żabką, którą bocian łyka,

I chcąc zapłakać nad półtrupem
(bo drugie pół ten bocian urwał)
Wlizie tą bosą nogą w kupę
I wyda okrzyk: - Ożesz kurwa!

To - jeśli byłbym na tej łące
Naocznym świadkiem tego zgrzytu -
Jak jestem facet niepijący,
Pół litra wychlałbym z zachwytu!


Zamach

W zdarzeń i wydarzeń tłoku,
W wirze pokut i spowiedzi,
Jeden Fredro na swym stołku
Od lat wielu twardo siedzi.
Siedzi sobie w Rynku krzepko,
Oko lekko ma przymknięte,
Uśmiechnięty jakby zdziebko,
Jakby znaleźć chciał pointę.
Duma Fredro pod Ratuszem
Na swym stołku siedząc kołkiem:
- Nikt ze stołka mnie nie ruszy,
Bom zrobiony wraz ze stołkiem!
A tu wielkie zmiany wszędzie,
A tu wypowiedzi w prasie:
- Panie Fredro, tak nie będzie,
Pana także ruszyć da się!
Nazbyt długo pan nam wadzi,
Wstań pan, nie bądź taki cysarz,
Tu Dreptaka się usadzi,
Bo to jeszcze lepszy pisarz!
Względnie pomnik Syrokomli,
Co też duże miał wyniki...
Próżno hrabia Fredro skomli,
Zaraz pójdą w ruch pilniki.
Zresztą, może sam powstanie,
Wkurzy się na swym cokole:
- Znaj proporcję mociumpanie,
Bo cię wnet otentegolę!
Wiatr historii dmie wspaniały,
Walą się zbyteczne płoty,
Lecz szanujmy piedestały,
Nie wpuszczajmy tam miernoty
Niech na cokół się nie wedrą,
Niech nie brudzą złotej liry!
Trzymam z panem, panie Fredro
Bom Polonus!
...i satyryk...


Zaniechanie

Człowieku stojący na straży
Nad naszą Nysą lub Odrą
Z męskim uśmiechem na twarzy,
Z bronią opartą o biodro,
Ty, politycznie pewny,
Spośród tysiąca jedyny,
Sprawdzony przez wszystkie przesiewy,
Ankiety i egzaminy,
Gdy czujnie rozwierasz powieki
W godziny ciemne i ciche
I nagle gdzieś w nurcie rzeki
Usłyszysz błagalny głos: - Hilfe!
Zapomnij raz o szkoleniu,
Nie machaj pepeszą czy visem,
Dopomóż biednemu stworzeniu,
Co się gramoli przez Nysę,
Wyciągnij biedaka za kołnierz,
Pociesz kilkoma słowami...
Czasem to nawet i żołnierz
Może mieć gdzieś regulamin.
Co będziesz sumienie obarczał,
Gdy gość w kryminale skiśnie?
Pokaż mu Richtung nach Warschau,
On szepnie: - Danke... - i pryśnie.
Przecież to takie proste,
Tak łatwo tu o receptę...
Obecny Drang nach Osten,
Jest lepszy niż wszystkie przedtem.
Więc możesz być dumny, człowieku,
Ze miałeś dziś wartę u brodu,
Bo dziś, pierwszy raz od pół wieku,
Ktoś do nas uciekł z zachodu.


Zbroja

Rycerz Eustachy Dreptak był tak krańcowo ubogi,
Â?e nie miał nawet zbroi, by w niej uderzyć na wrogi,
A tutaj akurat wojna, nadciąga Tatarów masa...
- O rany - jęknął Eustachy - mam walczyć na golasa?
Tym niemniej rozkaz rozkazem, więc chociaż czuł się podle,
Goły, jak Pan Bóg go stworzył, usiadł ten Dreptak na siodle,
Wziął sobie na drogę kaszankę, rzodkiewkę, ze dwie cebule,
I w całej okazałości stanął naiwnie przed królem.
A z króla był niezły pasjonat, jak szpurnie do kąta mapy,
Jak skoczy, pragnąc Dreptaka złapać oburącz za klapy!
Klap nie ma, więc łaps za byle co, aż z bólu zawył Eustachy!!!
- Za pół godziny - król warknął - masz być zakuty we blachy.
A jeśli cię nie zobaczę w pancerzu i w pióropuszu,
To każę ci poobcinać wszystko, z wyjątkiem uszu,
Â?ebyś sam słyszał, jak drzesz się!
Więc po tych groźnych okrzykach
Dreptak czym prędzej poleciał galopem do lakiernika,
A ten mu wylakierował na chudych, sterczących żebrach
Â?eberkowatą zbroję w kolorze czystego srebra,
Â?eb mu wyzłocił złotolem, dorobił stalowe jegiery,
I jeszcze mu domalował rozmaite wspaniałe ordery
Z napisami "Za odwagę", "Za lojalność", "Za postawę ogólną",
A nawet "Pierwsza nagroda na wystawie psów rasy buldog"!
A tutaj tymczasem już bitwa, już atakują Tatarzy,
Już Dreptak razem z innymi chcąc nie chcąc rusza do szarży!
A przy tym błyszczy jak słońce, cały z daleka się świeci
I jeszcze koń mu zwariował, i przed wszystkimi z nim leci...
Co widząc ze strachu i zgrozy zawyła tatarska horda,
Lecz już po chwili to wycie zamarło im nagle w mordach,
Nie wytrzymali nerwowo, wrzasnęli: - Wariat! O raju!
I dali takiego dyla, że ich wymiotło won z kraju,
A Dreptak dostał w nagrodę majątek tuż pod stolicą...
Tak, dobry lakiernik to nawet z ofermy zrobi bógwico!"


Niech się święci śmiech

ÂŚmiech selektywny jak segregator
Nie wszystkich chętnych wciela w swój poczet.
ÂŚmiać się nie umie żaden dyktator
Kto widział, żeby śmiał się Pinochet?
Od Gibraltaru po Ułan Bator
ÂŚmieją się Louis, Lech, Czech i Szprech
Weryfikator, pasteryzator
Weryfikator-śmiech!

Od smiechu chwieją się trony
ÂŚmiech jest tyranom niemiły
Wśród śmiechu spadają korony
Z głowami, co je nosiły.

Kiedy zatruwa cię propagator
Stekiem banalnych argumentacji
Lub prowokator czy denuncjator
Nęci urokiem kolaboracji,
Ty - zamiast puszczać w taniec sekator
i brać na duszę śmiertelny grzech -
- Zastosuj prosty anihilator
Weryfikator-śmiech!

Od smiechu chwieją się trony
ÂŚmiech jest tyranom niemiły
Wśród śmiechu spadają korony
Z głowami, co je nosiły.

Gdy zaś cię dotknie zawał lub zator,
Gdy już wyglądasz na nieboszczyka
I gdy znudzony reanimator
Rurę ci z tlenem gdzie trzeba wtyka.
Gdy lśni złowrogo sterylizator,
A operator patrzy, czyś zdechł,
Ty - jak idący na śmierć gladiator -
Włącz detonator - nieulękły śmiech.

Od smiechu chwieją się trony
ÂŚmiech jest tyranom niemiły
Wśród śmiechu spadają korony
Z głowami, co je nosiły.

Zakoduj, widzu, swój programator
Impulsem śmiechu w każdej pozycji,
Tak, by cię śmieszył i prokurator,
I konspirator bez propozycji,
Ubzdryngolony w sztok nawigator,
Moralizator, gdy wdepnie w grzech...
Wiwat sanator, demistyfikator,
Veni creator, niech się święci śmiech!

Od smiechu chwieją się trony
ÂŚmiech jest tyranom niemiły
Wśród śmiechu spadają korony
Z głowami, co je nosiły.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 23 gości