podróż nie picia i śmieci przywiozłem

[remik]

jak się szybko okazało na dorocznym okazaniu dobroczynnym musiałem jechać ja
choć w rodzinie mamy tyle samo samochodów co komórek i komputerów osobistych
czyli od zarąbania ciotuni i wujaszka starego systemu coraz więcej
tylko ja mam prawo jazdy i tylko dlatego jestem trzeźwym alkoholikiem
i mam na imię Remik
co w części jest nieprawdą
ale mniejsza o to
liczy się kłamstwo w dobej wierze
więc stało się tak, że dotarłem pełen podziwu dla wytrwałości w upale auta
do Macierzy a ona nazywa się Charciabałda
tak samo jak ojcowizna tylko niby inna płeć
otóż macierz jak ojcierz okazała się tak płaska że bardziej nie trzeba
lecz wdzięczna za odwiedziny
pokłoniłem się brwiami bo ona nie moja
po czym przejechałem granicę niewidzialną między Kurpiami i Mazurami
i wskoczyłem do rzeki Krutyni robiąc to na golasa
co przystoi człowiekowi starej wiary
dużo i długo
uczyniłem to dlatego żeby letnicy się dziwili
wtedy zakon starowierców popisał się skromnie wdzięcznością
i nagrodził mnie zebranymi jagodami wyjątkowo czarnymi

wracając na południe po południu już za Chorzelami
we wsi której nazwy Niepamiętam sklep spożywczo-przemysłowy Eden
oferował niedziele przepustki po trzy dziewięćdziesiąt siedem
bez kaucji nie mogłem się zatrzymać
przez całą podróż trwającą trzy dni i trzy noce nie mogłem też pić
bo butelka leżała na tylnym siedzeniu
Między nogami mojej podróżnej konkubiny
a ja jestem nieśmiały i temu ręce w łokciach zginają się tylko do środka
Między Świdwiborkiem a Ciucielami zatrzymałem się cudem
zachwycony zjadłem jajko
tam też przy drodze znalazłem dwa seksy
i wydłubawszy spod paznokci resztki empatii oba zabrałem dla ciebie
te papierki po batonach worki foliowe i pety co przywiozłem to posprzątam