I kiedy niosła w naparstku jedzenie dla brzóz,
Taka wiotka, jak wierzbowa witka.
Aż cała przesiąknęła zielonym zapachem,
Krocząc ukradkiem w bezwietrzu.
I urocznie zlizywała krew sosnową,
Gładząc zawiłe białe dzieje.
Szczenię obejmowało psie łapy,
Ona myła rany, sącząc broczonymi łzami.
I gdy nadeszła pora białych pni,
Białozielone demony o ogromnych skrzydłach,
Tchnęły zgnilizną i pięknem ametystu.
Melancholijnie wiła się kwarcowa woda,
Fluorytowo zerkając z głębin.
A ona, tkana niestarannie z lisich włókien,
Łyskając czarnym ślepiem,
Plotła z pajęczyn maski
Białozielonym aniołom.
Wiersz Leśny
Moderator: Gacek
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości