Sylwester (część 3)
: 2009-03-11, 14:47
Żaden człowiek nie policzy
ilu już umarło ludzi.
Wyjątkowy, pierwszy tuzin,
który to otwierał Abel,
był zapewne szokiem nader
wielkim, jak na tamte czasy,
wobec morderczej ekstazy.
Co musiał czuć Bóg, co czuła
ziemia, gdy rana krwią pluła
na glebę i w słońcu więcej
jak rubin zaszła rumieńcem?
Tego się nigdy nie dowiem,
bo Bóg wraz z ziemią są w zmowie
bo Bóg wraz z ziemią zamilkli,
jak zmieniliśmy się w wilki.
Wiem za to co czuła Marta,
gdy jej mąż nie mając farta,
poległ zimą bezsensownie
w solidarnościowej wojnie.
Wiem jak śnieg karmazynowy
z białym śniegiem tulił ciało,
wiem jak wtedy trep wojskowy
czaszkę miażdżył twardą pałą.
Wiem, bo widzę jej oczami,
pod powiekami aksamit:
Umierał na polskiej fladze
śnieg-krew (przelana przez władzę).
Ale Marta nie ma czasu,
więc znikają mi obrazy,
stawia reklamówki na stół,
zioła ojcu męża parzy.
Pan Stanisław Wojewoda,
dziś warzywo, strzęp człowieka,
gość z przeszłością, szkoda chłopa,
lecz już czwarta, lekarz czeka,
także prędko, w dół po schodach.
Wózek ciężki, już nie młoda
Marta bóle w krzyżu czuje.
Krzyż na szyi daje Marcie
za to, mnóstwo sił i wsparcie.
Niczym superhirołs jakiś
do afiszów się nie kwapi,
kible ludziom co dzień sprząta,
i choć wcale nie wygląda,
dźwiga ciężar kilku istnień.
ilu już umarło ludzi.
Wyjątkowy, pierwszy tuzin,
który to otwierał Abel,
był zapewne szokiem nader
wielkim, jak na tamte czasy,
wobec morderczej ekstazy.
Co musiał czuć Bóg, co czuła
ziemia, gdy rana krwią pluła
na glebę i w słońcu więcej
jak rubin zaszła rumieńcem?
Tego się nigdy nie dowiem,
bo Bóg wraz z ziemią są w zmowie
bo Bóg wraz z ziemią zamilkli,
jak zmieniliśmy się w wilki.
Wiem za to co czuła Marta,
gdy jej mąż nie mając farta,
poległ zimą bezsensownie
w solidarnościowej wojnie.
Wiem jak śnieg karmazynowy
z białym śniegiem tulił ciało,
wiem jak wtedy trep wojskowy
czaszkę miażdżył twardą pałą.
Wiem, bo widzę jej oczami,
pod powiekami aksamit:
Umierał na polskiej fladze
śnieg-krew (przelana przez władzę).
Ale Marta nie ma czasu,
więc znikają mi obrazy,
stawia reklamówki na stół,
zioła ojcu męża parzy.
Pan Stanisław Wojewoda,
dziś warzywo, strzęp człowieka,
gość z przeszłością, szkoda chłopa,
lecz już czwarta, lekarz czeka,
także prędko, w dół po schodach.
Wózek ciężki, już nie młoda
Marta bóle w krzyżu czuje.
Krzyż na szyi daje Marcie
za to, mnóstwo sił i wsparcie.
Niczym superhirołs jakiś
do afiszów się nie kwapi,
kible ludziom co dzień sprząta,
i choć wcale nie wygląda,
dźwiga ciężar kilku istnień.