Zeznanie
: 2009-07-25, 12:01
Namiętnie,
z języczkiem,
na powietrzu, w zimę.
Chciałbym,
lecz usta pierzchną
i zimno w łysinę.
Rano,
falujące oddechem
i wzrokiem pieszczone.
Chciałbym,
ale stygnie śniadanko
nie zjedzone.
Po obiedzie,
chciałbym,
soczyste serwować całuski,
więdnę jednak,
choć dekolt widzę i obcisłość bluzki.
Wieczorem
jej wyznam,
że coś mi się wali.
Już jestem, jak zwiędły krzaczek,
słodko kwaśnych malin.
Pamiętasz, jej powiem,
pamiętasz, bo czułaś,
powiem to otwarcie,
teraz tylko czasem stoi,
jak kiedyś, na warcie.
z języczkiem,
na powietrzu, w zimę.
Chciałbym,
lecz usta pierzchną
i zimno w łysinę.
Rano,
falujące oddechem
i wzrokiem pieszczone.
Chciałbym,
ale stygnie śniadanko
nie zjedzone.
Po obiedzie,
chciałbym,
soczyste serwować całuski,
więdnę jednak,
choć dekolt widzę i obcisłość bluzki.
Wieczorem
jej wyznam,
że coś mi się wali.
Już jestem, jak zwiędły krzaczek,
słodko kwaśnych malin.
Pamiętasz, jej powiem,
pamiętasz, bo czułaś,
powiem to otwarcie,
teraz tylko czasem stoi,
jak kiedyś, na warcie.