Marek o sensie i sile wyższej

opowiadania, nowele, biografie, etc.
publikacje uzytkownikow
dean
Posty: 1379
Rejestracja: 2009-02-20, 16:29
Kontakt:

Marek o sensie i sile wyższej

Post autor: dean »

Mam kłopot z drugim krokiem. „Uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie”. Bardzo zazdroszczę ludziom wiary. Z moich obserwacji wynika, że życie tych, którzy wierzą ma lepszą jakość. W sytuacjach trudnych, przerastających siły, ludzie ci mogą oddać swój los Sile Wyższej, mądrej, dobrej i łaskawej, zaufać, że poprowadzi ich we właściwym kierunku, powiedzieć: „Niech będzie wola Twoja, a nie moja”. Traktuję Wiarę jako dar, który nie przypadł mi w udziale. Mogę powiedzieć, że w moim przypadku nie jest to ani ateizm, który miałby udowadniać nieistnienie Boga, ani też agnostycyzm, który twierdzi, że nie można udowodnić tak istnienia jak i nieistnienia Siły Wyższej. Nazwałbym ten stan „antyteizmem”, czyli odrzuceniem wszelkich rozważań na tematy transcendentalne - i dotyczy to zarówno Boga, jak i istnienia duszy nieśmiertelnej czy też życia pozagrobowego. Gdy nocą wychodzę na otwartą przestrzeń poza miastem, gdzie nie dociera łuna, zadzieram głowę w górę i widzę nieprzenikniony ogrom nieba. Przeraźliwy i zimny w swym obojętnym trwaniu. Do najbliższej gwiazdy mamy 150 000 000 kilometrów, do następnej w kolejności - 41 420 000 000 000, co daje nam właściwą skalę do porównania naszych ziemskich spraw.
Tak więc bardzo wcześnie odrzuciłem koncepcję Boga. To z kolei doprowadziło mnie do pytania o sens ludzkiego życia. W wyniku własnych przemyśleń i wspierany lekturą ciężkich egzystencjalistów w rodzaju Sartre’a czy Heideggera doszedłem do jednoznacznego stwierdzenia, że życie jest konceptem absurdalnym - rodzimy się, rozmnażamy i umieramy bez sensu. Że jedynym celem naszej wędrówki jest miejsce dwa metry pod ziemią - sosnowy garnitur o złocistej politurze. A skoro tak, to nie ma znaczenia jak będę żył i postępował. Mogę więc równie dobrze od razu się zabić się lub zaczekać - może wydarzy się coś ciekawego. Żyłem więc bez większego wysiłku zalewając się dzień w dzień w trupa, krzywdząc innych, ale najbardziej krzywdząc siebie - odrzucając podszepty instynktu samozachowawczego czy litości dla osób mi bliskich.
Dzisiaj skorupa tego destruktywnego światopoglądu została naruszona. Musiałem osiągnąć swoje własne dno, by się od niego odbić. Tym dnem była utrata ukochanych osób - jeśli to, co czułem można w ogóle nazwać kochaniem. Ocknąłem się pewnego dnia we własnych rzygowinach, w mokrych spodniach. W lustrze zobaczyłem starzejącego się, opuchniętego, smutnego człowieka, który nie miał już nikogo, kto wierzyłby w niego, ani niczego, w co on by wierzył. Chodząc po ulicach obcych jak nigdy dotąd, trafiłem do księgarni, gdzie wzrok mój przykuł tytuł: „Człowiek w poszukiwaniu sensu”. Szwajcarski psychoterapeuta opisywał w niej swoje doświadczenia z obozu koncentracyjnego. Sytuację obozową porównywał do sytuacji egzystencjalnej podobnej do tej, którą odczuwałem przez większą część mojego życia. Oto cierpienie ludzi pozbawionych nadziei, świadomych zbliżającej się śmierci, absurdu własnych wysiłków w obliczu nieuniknionej zagłady. Jakże jednak różne reakcje na to cierpienie. Z jednej strony więźniowie kolaborujący z nazistami, aby przeżyć - skłonni do najgorszych czynów by kurczowo trzymać się życia. Z drugiej - ludzie, którzy poddali się, przestali walczyć i oczekują już tylko ostatecznego. I garstka tych, którzy zachowują człowieczeństwo w świecie - wydawałoby się - odartym z piękna i dobroci. Okładkę książki zdobił rysunek kolorowego ptaka, który usiadł na drucie kolczastym okalającym obóz. Uświadomiłem sobie, że należę do grupy „muzułmanów” - przegranych, straconych, na kolanach oczekujących śmierci i zapragnąłem powstać. Zrozumiałem, że moim zadaniem nie jest szukać sensu życia, ale sens ten mu nadawać każdego dnia. Zmiana mojego funkcjonowania w świecie jeszcze nie nastąpiła, wymaga wysiłku, nie jest dana na zawsze, ale jest możliwa i zrobię wszystko by tak się stało.
Wracając do Siły Wyższej i mojego braku wiary w jej istnienie. Okazuje się, że jest taka, w którą mogę uwierzyć i w którą wierzę. Może ona przywrócić mi wolę istnienia, wolę nadawania mojemu życiu sensu. Jest nią grupa ludzi, którzy myślą i czują podobnie jak ja. Siła plemienia, które wspólnie stawia czoło wrogowi, jakkolwiek potężny by nie był.
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

Ten koleś niczego się nie nauczył. Świadczy o tym ostatnie zdanie i zawarte w nim słowo - "wróg".
Jeśli mowa o człowieku, to sam fakt posiadania wrogów lub potrzeby ich posiadania jest dowodem na to, że koleś jest pojebany. Jeśli chodzi o jakieś zjawisko, czy cokolwiek nieosobowego, to też nie jest dobrze. No chyba, że tym wrogiem jest ciężki narkotyk (np: heroina), alkohol, czy inne uzależnienie, charakteryzujące się ciągłym trwaniem w nim niezależnie od ewentualnej abstynencji. Bo wtedy, to już mogiła.
dean
Posty: 1379
Rejestracja: 2009-02-20, 16:29
Kontakt:

Post autor: dean »

Treść Drugiego Kroku: "Uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych przywróci nam zdrowie", jest częścią programu tak Anonimowych Alkoholików, jak i Anonimowych Narkomanów.
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

no to mogiła
caroll
Posty: 388
Rejestracja: 2010-05-09, 14:51
Lokalizacja: z sąsiedztwa
Kontakt:

Post autor: caroll »

z kilku względów (przede wszystkim za szczerość!!) tekst do mnie trafia. Bez rozmieniania na formę, lotność myśli, odkrywczość itd, tak zwyczajnie po ludzku...
Frankl wciąż jest aktualny jak widzę ;)
kot ka

Post autor: kot ka »

1. osobiście wolę taką wersję 2 kroku: "Uwierzyliśmy, że Siła Większa od naszej własnej może nam przywrócić równowagę ducha i umysłu." - nie wiem czy to kwestia tłumaczenia czy Al-Anon ma nieco odmienną wersją Programu (nazywaną Stopniami) - jak zwał, tak zwał. Zauważam jednak, że jeśli pojęcie ZDROWIE zastąpić RÓWNOWAGA DUCHA I UMYSŁU, to jest jakby lżej?

2. nieważne, czy SIŁA to siła procesów grupowych -plemienia, grupy samopomocowej czy rodziny, czy to Bóg - chodzi o samo uznanie, że jest coś większego niż własne, małe ego - czy tak?

to jest uniwersalne podejście, jak się teraz zastanowię nad swoim życiem, to tak to jakoś właśnie działa; kiedy jestem częścią grupy w sensie praca, rodzina, przyjaciele, i uznaję, że nie zdziałam wiele w pojedynkę, to jakoś i efekty są większe, co się przekłada na tę kruchą homeostazę :P

czyli panowie Bill i Tenjakmutamdrugi mają rację, pytanie: jak do tego doszli?

jaką ty masz dean, teorię, na ten temat? przenikliwość umysłu, wrodzona intuicja czy dar Ducha Św.?

3. sam tekst nie ma w sobie nic odkrywczego, pytanie, czy zawsze musi mieć:) osądzam po wrażeniu po przeczytaniu - wolę ten ostatni o border line, może zresztą chodzi o to, że zawsze mmnie bardziej rajcuje opis gry damsko-męskiej niż wywody pseudoegzystencjalne marka fujarka. O! do tego tu peela pasuje opis z tekstu chłopaka Elizy - o jej płytkich popisach erudycyjnych:D
dean
Posty: 1379
Rejestracja: 2009-02-20, 16:29
Kontakt:

Post autor: dean »

caroll pisze:z kilku względów (przede wszystkim za szczerość!!) tekst do mnie trafia. Bez rozmieniania na formę, lotność myśli, odkrywczość itd, tak zwyczajnie po ludzku...
Frankl wciąż jest aktualny jak widzę ;)
cóż, caroll... Frankl udowadnia, że miłość po, a nawet w trakcie Holocaustu - jest możliwa... jeśli chodzi o lotność, odkrywczość i formę, to z założenia nie miał być to esej bombardujący czytelnika rozważaniami o kontrastach w egzystencjalizmie Sartre'a i Camusa czy też polemika bądź posłowie do "Boga urojonego" Dawkinsa, tylko właśnie szczera wypowiedź obrazująca czyjś światopogląd... zauważyłem ostatnio, że zaczynają do mnie trafiać przekazy proste, wydawałoby się - oczywiste... pytanie tylko: "Dlaczego dopiero teraz?" :P

kot ka,
1. osobiście wolę taką wersję 2 kroku: "Uwierzyliśmy, że Siła Większa od naszej własnej może nam przywrócić równowagę ducha i umysłu." - nie wiem czy to kwestia tłumaczenia czy Al-Anon ma nieco odmienną wersją Programu (nazywaną Stopniami) - jak zwał, tak zwał. Zauważam jednak, że jeśli pojęcie ZDROWIE zastąpić RÓWNOWAGA DUCHA I UMYSŁU, to jest jakby lżej?
Faktycznie - brzmi całkiem nieźle. Nie wikła też kwestii zdrowienia, bo przecież z ciężkich uzależnień nie da się wyleczyć, tylko powstrzymać rozwój choroby. Ale czyż powstrzymanie rozwoju choroby nie jest formą zdrowienia? Może nie ma co wchodzić w tego typu rozważania akademickie...

2. nieważne, czy SIŁA to siła procesów grupowych -plemienia, grupy samopomocowej czy rodziny, czy to Bóg - chodzi o samo uznanie, że jest coś większego niż własne, małe ego - czy tak?
to jest uniwersalne podejście, jak się teraz zastanowię nad swoim życiem, to tak to jakoś właśnie działa; kiedy jestem częścią grupy w sensie praca, rodzina, przyjaciele, i uznaję, że nie zdziałam wiele w pojedynkę, to jakoś i efekty są większe, co się przekłada na tę kruchą homeostazę :P
czyli panowie Bill i Tenjakmutamdrugi mają rację, pytanie: jak do tego doszli?
jaką ty masz dean, teorię, na ten temat? przenikliwość umysłu, wrodzona intuicja czy dar Ducha Św.?


Jak do tego doszli? Najpierw obaj stoczyli się na dno... Bill był maklerem giełdowym, a Bob - lekarzem. Obaj - ciężkimi alkoholikami z wieloletnią praktyką. Osiągnęli - każdy własną - dziurę w dupie, a później spotkali się i zaczęli dzielić doświadczeniem i nadzieją... Tak to mniej więcej było.
Czytam ostatnio książkę o Billu W., o którym Aldous Huxley powiedział, że jest największym architektem społecznym XX wieku, a Times umieścił wśród 100 najwybitniejszych osobowości tegoż stulecia. Po korespondencji z Billem W., Carl Gustav Jung, określił uzależnienie czy też postawę doń prowadzącą jako "duchowe pragnienie integracji" (tak bym przetłumaczył "spiritual thirst of wholeness") - w latach 30., w czasach prohibicji, określenie takie stawało w opozycji do uznanego mniemania, że alkoholizm jest grzechem, a jego przyczyną - moralna degeneracja delikwenta nań cierpiącego, co i w dzisiejszych czasach można usłyszeć z ust oświeconych lekarzy, nie wspominając o mniej wyedukowanej części społeczeństwa.
Jeśli chodzi o procesy grupowe, to często nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo grupa na nas oddziaływuje. Wynika to być może z faktu, że świat zachodnii opętany jest manią autoafirmacji jednostki. Tymczasem człowiek jest istotą stadną. Nie minęło przecież nawet sto pokoleń od czasu kiedy mówimy o początkach cywilizacji. Tak naprawdę ludzki umysł nie ewoluował aż tak bardzo. Co to jest 5000 lat w procesie ewolucji, który taktuje w setkach tysięcy i milionach lat?
Byłem kiedyś na szkoleniu, na którym przeprowadzono pewien eksperyment. Na tablicy narysowane były trzy równoległe odcinki o różnej długości. Prowadzący po kolei pytał zebranych (było nas może 10 osób) który z nich jest najdłuższy. Wszyscy wskazywali za najdłuższy odcinek ten, który był średniej długości w stosunku do dwóch pozostałych. Zacząłem się zastanawiać czy nie mam omamów, albo jakiegoś flashbacka. Albo może, że tamci siedzą pod takim kątem, że z ich perspektywy ten "średni" może być najdłuższy. Przyszła kolej na mnie i mówię: "No co wy, kurde, oślepliście?". Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Umówili się wcześniej, że mnie wkręcą. Prowadzący ocenił, że w 7 na 10 przypadków udaje się wkręcić delikwenta, co ma udowadniać jak silne oddziaływanie na jednostkę ma grupa.
caroll
Posty: 388
Rejestracja: 2010-05-09, 14:51
Lokalizacja: z sąsiedztwa
Kontakt:

Post autor: caroll »

Frankl mówi nawet szerzej, mówi o sensie, w którym między innymi umieszcza miłość. Tym sensem może być także godne znoszenie cierpienia, obrona wartości duchowych, pragnienie przetrwania, doskonalenia itd. Od strony subiektywnej jest to zapewne bardzo ważny dla autora fragment autorefleksji, szkoda, że bez wtórnego opracowania literackiego. Co do pytania , które sam sobie stawiasz to...no właśnie, chyba w ogóle dobrze, że pada ;)
Awatar użytkownika
Margot
Posty: 1291
Rejestracja: 2007-09-18, 00:26
Lokalizacja: Sheffield
Kontakt:

Post autor: Margot »

Wiara w to, że istnieją ludzie, którzy "myślą i czują podobnie jak ja" pozwala przetrwać najgorsze. Najważniejsze jest jednak to że, kiedy w to wierzysz, spotykasz ich naprawdę, nie przegapisz.

Marcinie, "wróg" zapisany w tym miejscu, na końcu tego tekstu, dla mnie oznacza każdego z nas wtedy, kiedy rozdwajamy się i żyjąc głupio,mówimy sobie: taki jestem, tak właśnie chciałem.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości