Kopsko - czyli lekka obscena...
: 2011-06-13, 23:48
Brudna płachta pod którą spałem, zsunęła się na zalaną moczem podłogę. Jodie z włosami zarzuconymi na twarz, spała słodko. Ja nie mogłem, ból rozrywał mi wnętrzności, a gorzałka płonęła na ustach. To co kryło się pod drewnianą posadzką, dyszało i charczało z lekka. Coś jakby, zimne rzygi powoli zalewało moją osłabioną używkami świadomość. Nastawiłem gramofon, aby zagłuszyć tą dziwną atmosferę obłędnej paranoji. Jazz skradał się z głośników a ja swoimi szczupłymi palcami zabawiałem się cipką, śpiącej Jodie. A może ona tylko udawała że śpi…jej usta rozchyliły się a ja wpakowałem w nie swojego hakowatego człona. Jodie często nabijałą się z osobliwego kształu mojego kutasa, ale ja i tak wiedziałem że bez niego, ciężko by się jej żyło..
Nacierałem jej piersi benzyną.. wiem, że to dziwne, ale zapach paliwa wzmagała we mnie szał jebania. Z jej ust waliło kopskiem, moim kopskiem. Po tych wszystkich alkoholowych szaleństwach moje gówno mało miało w sobie ze zdrowego zbitego kabana. Przypominało raczej zmieloną, nadgniłą padlinę. Wdychałem z dziką rozkoszą woń, roztaczającą się jej niedomytego odbyciku.
Przestrzenie były jakieś dziwne. Zrobiłem kilka pompek opierając się dwoma palcami o ścianę. A w powietrzu czuć było obsceniczny zapach przegrzanego wstydu Moja brudna spocona pyta, unosiła się na fali kosmicznego odlotu. Z szafki wyjąłem kubełek, w którym miałem prezent od Billa Johnsona – lekko oleista ciecz o zapachu terpentyny. Wątpie, żeby gdziekolwiek na świecie dostępny był taki narkotykowy mix, tzn peyoti z kokainą. Jodie owinęła wokół moich stóp zimny pleciony łańcuszek. I szarpnęła. Upadłem. Oboje mieliśmy dość. Ten upadek był symbolem wszystkich zawiedzionych nadziei, brak mojej duszy biglu.Niestety.
Trwałem, wciąż trwałem. Niewzruszony na posterunku jasności. Smętnie zapuszczałem się w coraz większe poniżenie. Noc była cicha i dziwna. Ona leżała przede mną. A jej włosy lekko głaskały moje stopy. uśmiechałem się ukradkiem, cóż to za piękna rzecz się śmiać. "Proszę przestań" - brzmiało jak pierdol mnie mocniej. To było to, wszedłem w aksamitną poduszczeczkę z indyjskich snów..tłukłem dzbany pełne rozleniwionej oliwy..Obłęd. To chodząca śmierć. Rak żołądka. Ciemna ropa sączy się przez skarpetę....JAk to nie mieć nogi?
jak to będzie nie mieć nóg. nowe doświadczenia..Drapanie..Fantom drapanie, nie zniosę..Skok..
Nacierałem jej piersi benzyną.. wiem, że to dziwne, ale zapach paliwa wzmagała we mnie szał jebania. Z jej ust waliło kopskiem, moim kopskiem. Po tych wszystkich alkoholowych szaleństwach moje gówno mało miało w sobie ze zdrowego zbitego kabana. Przypominało raczej zmieloną, nadgniłą padlinę. Wdychałem z dziką rozkoszą woń, roztaczającą się jej niedomytego odbyciku.
Przestrzenie były jakieś dziwne. Zrobiłem kilka pompek opierając się dwoma palcami o ścianę. A w powietrzu czuć było obsceniczny zapach przegrzanego wstydu Moja brudna spocona pyta, unosiła się na fali kosmicznego odlotu. Z szafki wyjąłem kubełek, w którym miałem prezent od Billa Johnsona – lekko oleista ciecz o zapachu terpentyny. Wątpie, żeby gdziekolwiek na świecie dostępny był taki narkotykowy mix, tzn peyoti z kokainą. Jodie owinęła wokół moich stóp zimny pleciony łańcuszek. I szarpnęła. Upadłem. Oboje mieliśmy dość. Ten upadek był symbolem wszystkich zawiedzionych nadziei, brak mojej duszy biglu.Niestety.
Trwałem, wciąż trwałem. Niewzruszony na posterunku jasności. Smętnie zapuszczałem się w coraz większe poniżenie. Noc była cicha i dziwna. Ona leżała przede mną. A jej włosy lekko głaskały moje stopy. uśmiechałem się ukradkiem, cóż to za piękna rzecz się śmiać. "Proszę przestań" - brzmiało jak pierdol mnie mocniej. To było to, wszedłem w aksamitną poduszczeczkę z indyjskich snów..tłukłem dzbany pełne rozleniwionej oliwy..Obłęd. To chodząca śmierć. Rak żołądka. Ciemna ropa sączy się przez skarpetę....JAk to nie mieć nogi?
jak to będzie nie mieć nóg. nowe doświadczenia..Drapanie..Fantom drapanie, nie zniosę..Skok..