Kryminał (IV)

opowiadania, nowele, biografie, etc.
publikacje uzytkownikow
robert kobryń

Kryminał (IV)

Post autor: robert kobryń »

Rozdział IV -„ Detektyw John spotyka się po raz drugi, z nieco już mniej tajemniczym klientem.”

-”Jestem ptakiem, jestem ptakiem nakręcającym sprężynę zegara.” - afirmował John, wysiadając z taksówki, którą dojechał do rezydencji klienta. Miał w zwyczaju stosować dalekowschodnie techniki motywacyjne, zapewniające przypływ energii i giętkość umysłu, tak niezbędne do rozwikływania najtrudniejszych zagadek.

Willa biznesmena i jego małżonki znajdowała się w na poły reprezentacyjnej, a na poły enklawicznej części miasta. Na terenie tego typu dzielnic, w licznych, okolicznych parkach, co drugie drzewo było pomnikiem przyrody, a przechodzień, co rusz, natrafiał na spiżową postać zasłużonego dla lokalnej społeczności działacza, o którego osiągnięciach, nawet najstarszy mieszkaniec nie miał bladego pojęcia, albo tutejszego artysty, którego dokonania zostały przemilczane przez historyków kultury i sztuki. Tutaj najdłuższe rodowody najbardziej oryginalnych psich ras były passé, a ich miejsca u boku właścicieli na niedzielnych spacerach zajmowały wietnamskie świnki i wbrew pozorom, nie miało to na celu poszukiwanie trufli.

Przed posesją na trawniku rosły przystrzyżone tuje, a strzelisty serbski świerk z dumą prezentował czerwone szyszki. Piętrowy dom i niewysoki murek, strzegący wejścia do ogrodu, zbudowane z angielskiej cegły, współgrały z dostrzegalnym w głębi wielobarwnym skalniakiem. Obok w oczku wodnym pluskały ozdobne karasie. Drewniana furtka nie była zamknięta, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Przebył niewielką odległość, delektując się zapachem kwitnących równolegle do alejki gardenii i zastukał mosiężną kołatką do drzwi frontowych.

-”Zapraszam, czekaliśmy na pana.” - między framugami pojawiła się pokojówka. - „Proszę za mną. Zaprowadzę pana.” - Odwróciła się i oboje ruszyli gęsiego, wąskim korytarzem przed siebie. Miała ładną buzię, długie nogi, smukłą sylwetkę i liczyła, na oko, dwadzieścia wiosen. Nosiła czarno-białą, krótką sukienkę, niby baskijkę z koronkowym topem, nylonowe rajstopy ze szwem i szpilki. Ciemne włosy zawiązane w kok zdobił gustowny czepek. Nagle przystanęła. Spojrzała uważnie w lewo na mijaną półeczkę, podniosła trzymaną w dłoni miotełkę do kurzu, zamachała kilkakrotnie i najwyraźniej zadowolona, poszła dalej. Dotarli bez słowa do niewielkiego antyszambru.

-”Niech pan spocznie. Pan Janusz zaraz pana przyjmie.” - zaproponowała, a gestem rąk zażądała płaszcza i kapelusza detektywa, które zawiesiła na eleganckim wieszaku.
John usiadł na jasnopomarańczowym, pikowanym szezlongu nie bez pewnego kłopotu. Jego ciało pamiętało poranną wizytę urzędników, którzy opacznie zrozumieli okrzyk zdziwienia i zanim detektyw zdążył wyjaśnić przyczynę nieporozumienia, dotkliwie go poturbowali. Dziewczyna schyliła się, podniosła znajdujący się w drugim kącie podnóżek i zaniosła detektywowi. Uklękła przed nim. Powolutku rozwiązała sznurówki w każdym bucie, minimalizując ryzyko powstania supłów. Zdjęła tenisówki, a następnie z delikatnością, graniczącą z czułością, mając na uwadze oczywiste boleści, targające mężczyzną, położyła każdą stopę na również jasno pomarańczowym i również pikowanym mebelku. Wzięła obuwie i schowała w szafce, stojącej koło stojaka na ubranie.

-”Czego się pan napije?” - zapytała.
-”Poproszę piwo orkiszowe.” - odrzekł.
-”Chwileczkę” - zniknęła w korytarzu.

John podniósł ze stoliczka folder reklamowy „Eko – auta. Najlepsze u Janusza Kowalskiego” i zaczął przeglądać. Znienacka otworzyły się drzwi, ulokowane naprzeciwko miejsca z którego przyszedł. Pojawił się biznesmen, ubrany w szyty na miarę stalowy garnitur w paski, imitujący stylem lata dwudzieste, z nieodzownym cygarem w ustach.

-”Witam serdecznie pana Johna.” - Wyciągnął olbrzymie ręce w kierunku gościa, wyrwał z siedziska i przycisnął do siebie.
-”Aaa ..” - zawył detektyw.
-”Coś pan taki połamany?” - odstawił go na podłogę.
-”Miałem kontrolę krzyżową.”
-”Aha, rozumiem. Ale widzę, że zainteresował się pan naszą nową ofertą. Chcę pan kupić samochód?”
-”Myślałem o tym. A dlaczego te auta są ekologiczne?”
-”Dzięki tym samochodom, nie ma ryzyka, że przekroczymy limity wydychanego w trakcie spaceru dwutlenku węgla.” - wyjaśnił przedsiębiorca.
-”Drogie. A czym one się różnią od zwykłych pojazdów?” - John jeszcze raz przewertował katalog.
-”Jak pan słusznie zauważył, ceną.”
-”To chyba kupię zwyczajne auto.”
-”To niech się pan śpieszy, bo zwyczajnych niedługo nie będzie. Mam propozycję, mówmy sobie po imieniu. Janusz jestem.” - zamaszystym gestem wyciągnął dłoń w kierunku rozmówcy.
-”John.” - złożyli uścisk.
-”Johnie, przejdźmy do gabinetu.”

Weszli do pomieszczenia, z którego przed chwilą wyszedł Janusz. Sporych rozmiarów gabinet wykonany został cały z drewna różanego. Boazeria na ścianach i sufitach, a także szafy, komody i szklane gabloty, które ściśle przylegały do siebie, były bogato inkrustowane złotem. Centralne miejsce stanowiło biurko, które wielkością przypominało stół konferencyjny. Za nim stało rozłożyste skórzane krzesło, a jeszcze dalej przez wielkie okno, podziwiać można było widok na tył ogrodu.

-”Kubańczyk?” - Janusz zgasił niedopałek w popielniczce, a kolejne cygaro wyjął z pudełka.
-”Dziękuję.” - odmówił detektyw.
-”A ja chętnie jednego skubnę” - odciął nożycami kapturek i odpalił cygaro zapałką. - „To przejdźmy do sedna. Jak śledztwo?”
-”Powoli. Mam kilka pytań. Na wstępie chciałbym wiedzieć jak się poznaliście.”
-”To długa opowieść, zacznę od początku.” - usiadł na blacie biurka.

HISTORIA PAŃSTWA KOWALSKICH

Miałem dwadzieścia dwa lata. Pewnego wieczoru wracałem motocyklem z dyskoteki. Nie byłem pijany, jak to często bywa w tego typu przypadkach. Na drogę wyskoczyła sarna. Niepotrzebnie próbowałem ją wyminąć. Wpadłem w poślizg i uderzyłem w drzewo. Sam nie pamiętam wypadku, ale tak relacjonowano przebieg zdarzeń, na podstawie śladów na szosie. Przytomność odzyskałem w szpitalu. Całe ciało miałem w gipsie. Odwiedzała mnie rodzina, przyjaciele, znajomi ze studiów. Wszyscy składali życzenia rychłego powrotu do zdrowia. Gdy już oswoiłem się nieco z sytuacją, wraz z doktorem przyszło najgorsze. W pierwszej kolejności dowiedziałem się czegoś, co było dla mnie oczywiste. Miałem wiele szczęścia, że przeżyłem. Niestety nastąpiło złamanie kręgosłupa a wraz z nim uszkodzenie rdzenia kręgowego. W toku kolejnych badań i prześwietleń wyszło na jaw, że główny nerw został wielokrotnie przerwany na odcinku lędźwiowym. Były też nadszarpnięcia w pozostałych fragmentach. Reasumując, gdy kilka tygodni później opuszczałem szpital na wózku inwalidzkim, byłem w stanie ruszać głową i w sposób bardzo ograniczony lewą ręką. Reszta ciała była sparaliżowana. Jedyną moją myślą była chęć całkowitego powrotu do zdrowia. Zajęło mi to czternaście lat. Rozpocząłem od rehabilitacji w ramach powszechnej służby zdrowia. Szybko jednak zrozumiałem, że wszystkie standardowe ćwiczenia nie mają na celu naprawy stanu kręgosłupa. Nikt w to nie wierzył. Medycyna konwencjonalna nie przewiduje możliwości regeneracji komórek nerwowych. Wszystkie te pseudo-terapie są po to, by przyzwyczaić kalekę do nowego stylu życia, pozwolić mu pogodzić się z losem, ewentualnie zapewnić atrakcję towarzyską. To nie było dla mnie. Zacząłem szukać rozwiązań alternatywnych. Odwiedzałem znachorów, wróżki, domorosłych uzdrowicieli, samozwańczych cudotwórców. Podróżowałem w święte miejsca wszystkich religii. Nie było żadnych pozytywnych efektów. Zainteresowałem się medycyną wschodu. Akupunktura, joga, tai – chi i tym podobne zjawiska nie były mi obce, oczywiście w takim zakresie w jakim zezwalał ułomny organizm. Bardzo dużo czytałem. W jednym z czasopism natrafiłem na artykuł, w którym autorka, będąca poważaną fizjoterapeutką, twierdziła, że pobudzenie uszkodzonych nerwów do zrostu wymaga ciągłej stymulacji i jak obliczyła, w przypadku rdzenia kręgowego niepełnosprawny musiałby wykonać w specjalnej maszynie sto tysięcy kroków. Zaprojektowałem takie urządzenie, opierając się na budowie przyrządów do fitnessu i zleciłem skonstruowanie odpowiedniemu wykonawcy. Przeszedłem dystans dwa razy dłuższy, niż zalecany. Zajęło mi to dwa lata. W dalszym ciągu mogłem poruszać zaledwie głową i ręką. Wszystkie te przedsięwzięcia wymagały dużego nakładu pieniędzy. Nie było mi łatwo jako inwalidzie zarobkować, dlatego niektóre projekty musiałem odkładać w czasie, ale tego akurat miałem pod dostatkiem. Bywały też chwile zwątpienia, kiedy długimi miesiącami nie robiłem nic. Mijały lata.
Pewnego wieczoru siedziałem w wózku na tarasie i przyglądałem się burzy, a w szczególności piorunom. Fantastyczne widowisko. Była wczesna wiosna i wyładowania powtarzały się przez kilka dni. Czułem niesamowity spokój a mój umysł uwolnił się i pojął strukturę błyskawic. Stało się dla mnie klarowne, że dzielą się na trzy rodzaje. W zależności od kształtu przekroju poprzecznego strumienia energii wyróżnić można kwadratowe, dwunastokątne i dwudziestokątne. Najdoskonalsze są rzecz jasna te ostatnie. Dostałem olśnienia. Uświadomiłem sobie, że jeśli tylko będę w stanie przeprowadzić wzdłuż kręgosłupa prąd tego typu, osiągnę wyczekiwany sukces. Zacząłem projektować przewód elektryczny, który po woperowaniu w krzyż spełni funkcję przewodnika energii. Nie wchodząc w szczegóły techniczne, zaznaczę tylko, że do jego wytworzenia potrzebny był niezwykle skomplikowany i pedantyczny proces wielokrotnej galwanizacji mojego autorstwa. Złożyłem zamówienie w najbardziej renomowanych zakładach galwanotechnicznych. Za każdym razem przychodziła odmowa. Twierdzili, że niemożliwe jest wykonanie takiego przewodu przy zastosowaniu obecnych technologii. Ja jednak byłem przekonany, że dysponując ich sprzętem, byłbym w stanie to zrobić. Nie poddawałem się. Udało mi się wnieść to samo zlecenie poprzez niemiecki uniwersytet techniczny, dzięki pomocy pracownika naukowego. Zgodzili się.
W tym czasie zaczęły się nocne wizyty. Nawiedzali mnie ludzie w specjalnych kombinezonach, pozwalających przenikać przez ściany i być niewidzialnym. Leżałem w łóżku, gdy oni wmontowywali we mnie czujniki w klatce piersiowej i prawym uchu. Nie zostawiali żadnych śladów pooperacyjnych, nie czułem też bólu. Traktowali mnie przedmiotowo, nie chcieli rozmawiać. Przypuszczam, że mój wynalazek był nie w smak jakimś potężnym siłom, najprawdopodobniej wojskowym. Gdy czekałem na przesyłkę z Niemiec i kąpałem się w basenie, poczułem silny impuls magnetyczny pomiędzy zainstalowanymi w ciele czipami. Miałem zawał, ale przeżyłem. Osobą, która wyłowiła mnie z wody była Zuzanna, moja przyszła małżonka. Nie pozwoliła odwieźć mnie do lekarza. Zabrała do swojego mieszkania, ułożyła na łóżku i wpadła w trans. Zasnąłem. Gdy się obudziłem, leżała nieprzytomna. Wstałem z łóżka. Byłem całkowicie zdrowy. Tak się poznaliśmy.


-”Jak tego dokonała?” - zapytał detektyw.
-”Tego nie wiem. Nigdy nie była wylewna jeśli chodzi o swoje zdolności. Powiedziała, tylko, że jest kontaktowcem i posiada umiejętność komunikowania się z istotami z innych wymiarów. Zresztą sam ją zapytasz, jak ją odnajdziesz. Zakładam, że ty to zrobisz. Znam się na ludziach.”
-”Czy tego dnia kiedy zaginęła, był w domu ktoś jeszcze?”
-”Służba.”
-”Mogę z nimi porozmawiać?”
-”Oczywiście. Zatrudniamy tylko pokojówkę, panią Izabelę. Ma teraz przerwę” - Janusz podszedł do dwóch witryn i otworzył schowane między nimi przejście, którego John wcześniej nie zauważył. - „Tym korytarzem prosto, na końcu jest jej pokój.” - zamknął drzwi za detektywem.

John czuł coraz silniejszy dyskomfort. Już w trakcie rozmowy brak obuwia wpływał niepokojąco na psychikę, zwłaszcza, że gospodarz opowiadając historię, bujał się na stole i machał efektownymi mokasynami, tak jakby chciał powetować sobie kilkanaście lat paraliżu. Teraz jeszcze bardziej oddalał się od przedpokoju i szafki z tenisówkami, a możliwość powrotu, choćby do gabinetu, wydawała się nieodwracalnie utracona. Wąski korytarz wił się jak ogon salamandry. Detektyw miał wrażenie, że gdy ostatecznie dojdzie do przeciwległego krańca i znajdzie się po drugiej stronie, wyjdzie drzwiami na ulicę i będzie zmuszony wracać do mieszkania w samych skarpetkach. Przez ułamek sekundy zdało mu się, że jest kompletnie nagi. Szarpnął za gałkę, przekręcił i wszedł bez pukania do pokoju, nazwij diabła, pokojówki.

Lwią część pomieszczenia zajmowało ustrojone w kwietne girlandy łoże z baldachimem, na którym leżała dziewczyna, ubrana w rozpięty, zwiewny, jasny peniuar. Rozpuszczone, jeszcze mokre po kąpieli włosy opadały na kołdrę i poduszki, na których barkiem wspierała się Izabela, jak bizantyjska cesarzowa.

-”Niech się pan napije.” - wskazała mały stolik, na którym stał szklany pucharek, wypełniony piwem. Obok było krzesełko.
-”Chętnie.” - detektyw usiadł, wziął kielich do ust i łapczywie pociągnął pierwszy łyk. Mieszanka słodów jęczmiennych i staropszenicznych, w połączeniu z ledwo wyczuwalną nutą chmielową nadawały piwu orkiszowemu, specyficznego, delikatnego charakteru i choć bukiet smaków był stosunkowo ubogi, w porównaniu z innymi produktami najbardziej wybornych browarów, to jednak trunek nadrabiał fenomenalną wręcz pijalnością. John wychylił duszkiem połowę zawartości i zdał sobie sprawę, że ze względu na poranne perturbacje delektował się ulubionym napojem po raz pierwszy tego dnia, a przecież zwykł czynić to wielokrotnie. Ciepło rozlało się po organizmie. Bezrobotne dotąd synapsy zaczęły komunikować się ze sobą z prędkością japońskich budowlańców. Poziom przenikliwości osiągnął stan alarmowy. Mógł teraz uważniej przyjrzeć się pokojówce. Nie miała na sobie stanika. Tiulowe wdzianko pozwalało swobodnie ocenić kształt i ciężar lewej piersi, a nawet rozmiar brodawki. Jedynie kolor stanowił tajemnicę. John spojrzał na śliczne, młodzieńcze lico dziewczyny i ponownie na biust. Czy istnieje możliwość rozpoznania barwy sutka i otoczki na podstawie rysów twarzy niewiasty?

-”Rozmawiał pan, z panem Januszem?”
-”Tak.”
-”Zapewne opowiadał panu o walce z niepełnosprawnością?”
-”Tak.”
-”To kompletna bzdura.”
-”Twierdzi pani, że Janusz kłamie?” - zdziwił się.
-”Nie, on mówi prawdę. To znaczy tak mu się wydaje, że to prawda. Zmyślił tę historię kilka lat temu. Opowiadał każdemu, by zrobić wrażenie. Tak bardzo chciał być przekonywujący, że sam w to uwierzył.” - wyjaśniła.
-”A więc pani Zuzanna nie jest kontaktowcem?”.
-”Hmm..” - zastanowiła się. - „W pewnym sensie każdy z nas jest kontaktowcem. Choćby my. Ja teraz mam kontakt z panem, a pan ze mną.” - wysunęła do przodu prawe kolano, tak że detektywowi zdało się, że dostrzegł fragment obficie owłosionego podbrzusza. - „Czy nie mam racji?” - Nie odpowiedział. -”Czy może pan na chwilę do mnie podejść?”

John podszedł do skraju legowiska.
-”Bliżej.” - zażądała.

Pochylił się. Dziewczyna wyskoczyła ciałem w kierunku mężczyzny i wystrzeliła niebywałej długości język w stronę twarzy, jak kameleon polujący na muchę. Koniuszkiem manewrowała w lewym kąciku jego ust. Trwało to może dwie sekundy, gdy wróciła do poprzedniej pozycji.
-”Zostało panu trochę pianki na wardze. Niech pan usiądzie i dokończy piwo.”

Wykonał jej polecenie. - „Są różowe, są krwisto różowe.” - powtarzał w milczeniu.

-”Jak wyglądały pani relacje z panią Zuzanną?” - zapytał.
-”Była dla mnie jak matka.”
-”Co się stało tego dnia, gdy zaginęła?”
-”Nic, po prostu stwierdziliśmy jej nieobecność.” - odpowiedziała. - „Czy mogę jeszcze coś dla pana zrobić? Kończy mi się przerwa i muszę przygotować się do pracy.”
-”Chciałbym zobaczyć pokój pani Zuzanny.”
-”Niech pan wyjdzie bocznymi drzwiami.” - wskazała palcem. - „Potem cały czas przed siebie i schodami do góry.”

Rozdział V - "Detektyw John kończy śledztwo."
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15408
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

Post autor: fobiak »

robert kobryń pisze:Dziewczyna wyskoczyła ciałem w kierunku mężczyzny i wystrzeliła niebywałej długości język w stronę twarzy, jak kameleon polujący na muchę. Koniuszkiem manewrowała w lewym kąciku jego ust. Trwało to może dwie sekundy,
marcinku manewry trwaja dluzej niz 2 sekundy, tez szukam pokojowki ale do chwili obecnej zadnej nie zatrudnilem na stale, wszystkie kandydatki mialy za krotkie jezyki
dajcie zyc grabarzom
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

opowiadanie nie jest utrzymane w nurcie realistycznym. chyba, że za taki uznajesz realizm magiczny. domyślam się, że tylko z przekory lub chęci zwady udajesz, że nie dostrzegasz w tym fragmencie wyraźnego nawiązania do Harukiego Murakamiego
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15408
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

Post autor: fobiak »

aa... to nie wiedzialem
dajcie zyc grabarzom
roxy.mjuzik

Post autor: roxy.mjuzik »

Znaczy, wiesz tyle, ile na chłopka-roztropka przystało.
Tyle wiesz, ile zjesz.
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15408
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

Post autor: fobiak »

ja tylko napisalem marcinkowi
ze mi sie podoba
a ty sie martwisz
ze nici z ruchanka
bo masz zarcie w glowie
i pewnie zrzucilas wage






























































z dachu na obornik
dajcie zyc grabarzom
roxy.mjuzik

Post autor: roxy.mjuzik »

Istny chłopek-roztropek, jak nie o jedzeniu to o seksie.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 28 gości