Kiedy całą uwagę skupiam na NIEDRAMATYZOWANIU, przestaję cokolwiek mówić. Nabieram dystansu, uciekam i zamykam się w sobie. A kluczyk? Połykam.
Strata energii. Czasu.
Tylko że, kurwa, co z tego, że dramatyzuję, histeryzuję, przesadzam?
Może ja lubię mówić i pisać o tym, jak się zawiodłam, jaki z Ciebie kawał chuja, i że wybaczę, zdradź mnie, skalecz, opluj, ale przyznaj się do tego i nigdy nie kłam. I może lubię płakać i pluć jednocześnie jadem?
Nawet, jeśli to co czuję, czuję piąty, dziesiąty, czy pierwszy raz, to nie znaczy, że jest mniej ważne od tego, co czujesz Ty.
Ba. Egoistycznie stwierdzę nawet, że jest ważniejsze i najmojsze.
I jeśli mam ochotę podramatyzować, to siadaj. Spuść głowę. Przytakuj.
O niedramatyzowaniu.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości