ukryłam się przed kurzem i wiatrem w kafejce przy de la libert?Š. ludzie za oknem osłaniali się przed ich „wszechobecnością”. z tego wiatru będzie deszcz (ktoś dzisiaj jeszcze potrafi wyczuć zapach nadchodzącego deszczu?). rozedrgane niebo lunęło. podany w południe obiad pachniał zwilżoną ziemią i rozmarynem. po południu już tęskniłam za lepkim upałem. deszcz wzrastał wraz uczuciem bezruchu. wieczorem strugi wody wydawały się oślizgłą mazią. wróciłam do domu. deszcz usypiał rytmem, zanikły zapachy i barwy. zakłócony czas zgubił kolejny ranek.
czytam to jak odę przez duże o do "przymiotniczków",do zapachów, barw i smaków,
i tak sobie myślę że jednak szkoda by było gdyby "zanikły" bez sladu w twoich tekstach.grunt to umiejetne sie nimi poslugiwanie. mi się to spodobało bardzo.
(przepraszam za samowolkę znowu nie mogłam się powstrzymać i przerzuciłam bo moge:P)
to najlepsze opowiadanie jakie w zyciu czytalem. i chyba najkrotsze.
olga, gdybym Cie tylko zobaczyl, z lsniacymi wlosami, zaczepnym uchmiechem, figura pelna inspirujacych krztaltow, i... pomyslalbym chyba, ze jestes aniolem.
już chciałem napisać ci coś szczerego, ale mój przedmówca
rozłożył mnie na łopatki tymi oświadczynami, więc idę
pooglądać jakąś komedię romantyczną hehehehehehehehe