Dziwny jest ten świat

opowiadania, nowele, biografie, etc.
publikacje uzytkownikow
robert kobryń

Dziwny jest ten świat

Post autor: robert kobryń »

Było wczesne popołudnie, pora lunchu. Niemiłosierny upał lał się z nieba. Mężczyzna o arabskich rysach twarzy szedł chodnikiem przy głównej alei w centrum miasta. Pracownicy korporacji, urzędnicy, turyści chowali się przed skwarem w kafejkach i restauracjach .
Tanik zmierzał w kierunku jednej z nich. Pod warunkiem oczywiście, że Pizze hut można uznać za restaurację.
Dzisiejszy dzień miał być dniem chwały. Miał sprawdzić, ile tak naprawdę jest wart.
Spojrzał w witrynę sklepu. W szkle odbijała się jego sylwetka. Przeczesał swoją bujną brodę palcami. – Dziwne, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek nosił zarost. – pomyślał - Czy to jest ten moment , przed którym ostrzegał mnie Karim ? Czy to jest ta chwila zwątpienia ? Wiem, ze robię to, czego każdy muzułmanin powinien mi zazdrościć. Wypełniam misję, do której dopuszczani są tylko nieliczni, najbardziej lojalni, prawdziwi wyznawcy jedynego Boga. Nie boję się śmierci. Nie o to chodzi. Byli tacy, którzy twierdzili, że jestem za miękki, że mam w sobie za dużo litości.
Spojrzał prosto w słońce. – Podobno można od tego oślepnąć. Jakie to ma teraz znaczenie? I tak , jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za piętnaście minut będę trupem. Nawet mnie nie pochowają, nie będzie co zbierać.
Przeszedł na drugą stronę ulicy. Z daleka zaczął rysować się charakterystyczny czerwony okap, wieńczący wejście do restauracji. – Nie znoszę pizzy. Szkoda, że nie wybrali McDonalds’a. Mógłbym coś zamówić, zanim ... Tak bardzo lubię hamburgery.
Tanik stanął jak wryty pięćdziesiąt kroków przed pizzerią, do środka weszła żydówka z dwójką dzieci, dziewczynką i chłopczykiem. – Nie potrafię, to jest ponad moje siły. – walczył z myślami - Pomyśl o Medinie, swojej córce. Czy izraelscy konstruktorzy bomb mieli wątpliwości, kiedy opracowywali projekt szmacianej laleczki, nafaszerowanej ładunkiem wybuchowym? Czy ich żołnierze wahali się porozrzucać kilka na teren naszego osiedla? Bądź mężczyzną. Zasłużyli na to. – Obmacał swój tors. Dotyk sentexu dodał mu pewności . ÂŚcisnął mocniej mechanizm zapalający i ruszył.
To był ułamek sekundy. Najpierw poczuł delikatne ciepło na czole, potem usłyszał cichutkie klaśnięcie. Po chwili leżał na chodniku z odstrzeloną głową.

* * *
Aaaaa... – w niewielkiej salce rozległ się przeraźliwy krzyk profesora Hele. Siedział w fotelu, podłączony do mechanizmu generującego wirtualną rzeczywistość.
Powoli dochodził do siebie. – Te pierwsze momenty wyjścia są najgorsze. – pomyślał.
Spojrzał na ekran komputera. „ Twoje zachowanie wzbudziło podejrzenia snajpera. Zostałeś zdjęty. Czy chcesz spróbować ponownie ?” głosiła informacja. Wyłączył urządzenie. – Jeszcze nigdy nie doszedłem tak daleko. Jak moim studentom udaję się odpalić ładunek? Za dużo rozmyślam. To mój problem.
Wstał , podszedł do lustra. – Strasznie śmiesznym uczuciem jest dotykać zarośniętej twarzy, może porozmawiam o tym z osobnikiem 23B. – przejechał dłonią po swoich łuskowatych, zielonych policzkach. Profesor był przedstawicielem rasy oglitów.

* * *
Trzydniowe sympozjum antropologiczne dobiegało końca. W wielkiej auli mieszczącej się na Międzygalaktycznej Stacji Kontroli Ras zebrało się kilkudziesięciu naukowców, reprezentujących wszystkie cywilizacje klasy Alfa. Ostatniego dnia podsumowywano obrady, poświęcone dyskusji na temat zakresu dopuszczalnej ingerencji w światy Gama . Profesor Hele był honorowym przewodniczącym zlotu . Siedząc w pierwszym rzędzie, z nie tajonym znudzeniem przysłuchiwał się kolejnym odczytom.
Głos zabierał gadlit, profesor nie wiedział nawet jak się nazywał. Tylu ich przewinęło się przez te wszystkie lata. Gadlici żyją tylko pięć lat. Od chwili narodzin są już w pełni ukształtowani i od samego początku posiadają pełnię wiedzy i umiejętności swojego poprzednika. I tak jak niespodziewanie się pojawiają, tak nagle znikają, przekazując wszystko, co sobą reprezentowali swoim potomkom. Nikt więc nie pyta gadlitów o kompetencje i prawo do reprezentacji na forum międzyplanetarnym, skoro oczywistym jest, że każdy z nich poszerza tylko swoją wiedzę o nowe elementy, bo wszystko co ich rasa osiągnęła dotychczas, jest mu znane od chwili narodzin. Profesor odczuwał do nich skrywaną niechęć, wynikającą po części z zazdrości, ale także ze względu na ich zarozumiałość. Gadlici uważali się za najbardziej postępowych i trzeba przyznać, że nie groziła im degeneracja cywilizacyjna. Każdy gadlit dokładał tylko kolejne cegiełki do ich rozwoju.
- Wszyscy zgromadzeni rozumiemy doskonale, na jakich podwalinach, zbudowana jest nasza miedzy światowa współpraca. – Rozpoczął. – Interwencjonizm został już dawno potępiony. Każda cywilizacja ma prawo do niezależnego kształtowania własnego oblicza. Nie możemy wpływać na procesy, zachodzące w barbarzyńskich społeczeństwach. Możemy tylko życzyć sobie, by osiągnęli etap, w którym bez obaw będziemy mogli przyjąć kolejnego członka do naszej wielkiej rodziny. Nie musze chyba nikomu przypominać efektów, jakie wiążą się z odstąpieniem od pryncypiów izolacjonizmu. Wystarczy tylko przywołać imię niejakiego Hioba. – wśród obecnych zapanowała całkowita cisza. Samo wspomnienie tego szaleńca wzbudzało grozę. - Wiem, że na tej sali znajduje się wielu idealistów, zwolenników wspierania cywilizacji klasy Gama. Nie możemy jednak pozwolić sobie na ryzyko, nie znając konsekwencji takich działań. Oczywiście są nieliczne, chlubne wyjątki od tej zasady. – w tym miejscu wskazał na profesora – Ale te wyjątki potwierdzają tylko regułę. – szybko dodał.
Hele słyszał te wywody setki razy. Uwaga na jego temat kazała mu uciec myślami dwadzieścia lat wstecz.
Był wtedy adiunktem, dopiero rozpoczynał karierę naukową. Pracę doktorską pisał o Tryploidach. Stanowili cywilizację klasy Gama, a więc taką, która nie jest świadoma istnienia innych inteligencji we wszechświecie. Byli i nadal są na bardzo niskim etapie rozwoju cywilizacyjnego. To co różniło ich od innych ras, był fakt, że składali się z trzech płci, w odróżnieniu od powszechnie występującej jedno lub dwupłciowości. Hele zagłębiając się w istotę tego fenomenu, unikalnego na skalę wszechświatowa, przeglądając dane statyczne, zwrócił uwagę, że na przestrzeni ostatniego stulecia została zaburzona liczebna równowaga pomiędzy trzema odmianami. Liczebność osobników płci X wyraźnie wzrastała kosztem pozostałych dwóch Y i Z. Nie był w stanie w żaden sposób wyjaśnić przyczyn tego zjawiska. Szukając po omacku rozwiązania problemu, po serii badań odkrył, że w trakcie kopulacji, prowadzącej do zapłodnienia, materiał genetyczny wymieniany był między przedstawicielami dwóch płci, a nie trzech, jak dotychczas sądzono. Mimo, że w akcie rozrodczym brało udział trzech osobników, to jednak o płci potomka decydowały geny dwóch Tryploidów. Jeśli połączeniu podlegały płyny ustrojowe osobników X i Y , dzieckiem okazywał się być osobnik Z, jeśli zaś X i Z to Y , a jak Z i Y to X. Skoro więc rodziło się coraz więcej X-ów, oznaczać to musiało, że ich materiał genetyczny coraz rzadziej uczestniczył w reprodukcji. X- y stawały się niepłodne, co z kolei prowadzić musiało do wyginięcia całej rasy. Hele odkrył przyczynę, był nią jednokomórkowy organizm, bakteria, która powodowała zmniejszającą się płodność u X- ów, prowadzącą do całkowitej bezpłodności. Udało mu się w warunkach laboratoryjnych stworzyć antybiotyk niszczący bakterię. Lekarstwo rozpylono w atmosferze, ratując niczego nieświadome Tryploidy przed zagładą.
Dla nieznanego doktoranta było to moment przełomowy. Stał się sławny w całej wszechspołeczności. Był wielbiony przez wszystkich, wręcz noszony na rękach, objeżdżał cywilizacje z wizytami. Wszyscy chcieli go poznać, gratulować. Został ochrzczony wybawicielem. Był gwiazdą i czuł się w tej roli wspaniale. Problem pojawił się w chwili, gdy sukces naukowy stał się sprawą polityczną. Zwolennicy interwencjonizmu chcieli wykorzystać te bezprecedensowe osiągnięcie dla swoich celów. Hele zaczął występować jako rzecznik idei ingerowania w cywilizacje Gama. Był wybitnym naukowcem, ale nie potrafił poruszać się w świecie polityki. Czuł, że ma do wypełnienia misję, chciał obalić obowiązujące od wieków zasady izolacjonizmu. Konserwatyści zwalczali go zażarcie. Pojawiały się szkalujące informacje. Szeptano, że Hele sam stworzył bakterię, tylko po to, by zyskać sławę, niszcząc ją następnie. Okrzyknięto go spadkobiercą myśli Hioba. Naciskano na Główną Radę Oglitów, by cofnęła naukowcowi prawo do reprezentowania swojej rasy. Oglici początkowo bronili swojego przedstawiciela, ale z czasem ulegli presji. Nie tylko zabroniono mu prowadzenia działalności politycznej, ale także badań naukowych. Został zmuszony do powrotu na rodzima planetę i całkowicie odizolowany od centrum wydarzeń. Dla Hele był to cios, którego nie mógł przeboleć. Jeszcze niedawno uwielbiany, skończył jako zapomniany zesłaniec. Cała jego kariera legła w gruzach. Pozbawiono go, tego co kochał, możliwości prowadzenia życia naukowca. Zgorzkniał i stracił wiarę we wszechświat. Odrzucenie trwało pięć lat. Po tym okresie okazało się, że antybiotyk, który stworzył, skuteczny był w zwalczaniu innych chorób, które dotykały niektóre cywilizacje Alfa. Rozpoczął się proces oczyszczania imienia Hele. Pozwolono mu wrócić na uczelnie. Nadano tytuł profesora. Hele z czasem dopracował się stanowiska dziekana wydziału antropologii. Nigdy nie wrócił do polityki. Nigdy nie zapomniał niesprawiedliwości, jaka go dotknęła.

- A pan profesorze jak uważa? – pytanie gadlita wyrwało Hele z zadumy.
- Słucham.
- Rozmawiamy o mieszkańcach planety Ziemia. Co pan o nich sądzi?
- Trzeba im pomóc. – odpowiedział profesor.
- Jak to ? – na sali zapanowała konsternacja.
- To znaczy. – zmieszał się Hele. – Budują stację orbitalna. Można by , jakoś wpłynąć, żeby im się powiodło. Może sprawić, by zrobili jakieś ciekawe odkrycia.
- Niby jak?
- No, nie wiem właśnie.- zaplątał się.
Wśród obecnych zapanowało zdziwienie.
- A jak osobnik 23B? Jak postępują badania? – ktoś przerwał milczenie, wzbudzając ogólną wesołość. Nikt nie traktował poważnie nowego zainteresowania profesora, którego uważano za samotnego dziwaka, choć doceniano jego pracę na uczelni w zakresie kształcenia studentów.
- Wyniki opublikuje w przyszłym roku. – zakończył dyskusję.

* * *
Wykład dobiegał końca. Studenci zaczęli wstawać z ławek.
- A i jeszcze jedno. Za dwa tygodnie mija termin składania prac. Temat znacie. Przyczyny wojen na planecie Ziemia. Pamiętajcie, że nie chcę czytać teorii, które już znam. Macie wykazać się inicjatywą i wnieść coś nowego do dyskusji. Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam do siebie. Służę pomocą.
Sala powoli opustoszała, Profesor udał się do małego kantorka, w którym przebywał między zajęciami. Przeglądając w komputerze najświeższe informacje, nie zauważył nawet, jak wturlało się dwóch zetlonów. Zetloni mieli kształt piłki i posiadali tylko jedną kończynę, służącą do chwytania przedmiotów. Poruszali się bezszelestnie, turlając, co w połączeniu z pewnym, charakterystycznym dla nich ograniczeniem horyzontów intelektualnych powodowało, że wielu z nich pełniło służbę w Policji. Nie inaczej było w przypadku tych dwóch, którzy odwiedzili Hele.
- Witamy pana, panie profesorze. – odezwał się osobnik, który był starszym rangą i jedynym wśród dwójki policjantów oficerem.
- A to znowu wy. Dacie mi w końcu spokój ?
- Ależ profesorze. Chyba nie traktuje pan naszych rzadkich spotkań jako naruszenie spokoju.
- Tak właśnie je traktuje. – odburknął poirytowany oglit.
- Zupełnie niepotrzebnie. Dla nas to zaszczyt, że mamy te krótkie sposobności przebywać z tak wybitnym naukowcem jak pan. - Hele wyczuł ironię. Drugi zetlon poprosił o dopuszczenie do komputera. Zasiadł przed nim i zaczął przeglądać pliki. – Niech pan zrozumie, my wykonujemy tylko swoje obowiązki. Dobrze pan wie, że musimy stać na straży izolacjonizmu i choć mamy do pana pełne zaufanie, to jednak biorąc pod uwagę, jak wielki ustępstwo uczyniono dla pana, musimy sprawdzić od czasu do czasu, jak panu idzie.
- Idzie mi dobrze.
- Trochę się pan wczoraj wygłupił na sympozjum. Komu pan chciał pomagać? – zapytał oficer.
- Byłem zamyślony. Nie przysłuchiwałem się dyskusjom. Tak mi się wymknęło.
- No tak. Ostatnio znów bawił się pan w terrorystę? Nie za często?
- To nie jest zabawa. Studenci poznają w ten sposób niebezpieczeństwa związane z prymitywnymi cechami barbarzyńskich cywilizacji. Dzięki temu będą mogli ustrzec się brutalnych reakcji w świecie rzeczywistym.
- Wielu z nich podchodzi do tego, jak do zabawy. Wyprzedzają się w ilości udanych detonacji. Czy to czemuś służy?
- Najlepiej uczyć się poprzez zabawę. Osobowość mudżahedina staję się wiodąca, podczas gdy prawdziwa osobowość gracza zostaje zepchnięta w świadomość podprogową. Całkowite zrozumienie motywów działania przedstawiciela niższej rasy, może nastąpić tylko w sytuacji, bycia nim przez chwilę. Po wyjściu łatwiej pojąć jego zachowanie, skoro jeszcze przed sekundą jego myśli były naszymi. – Hele nie do końca wierzył, w to co mówi. Wiedział, że wielu traktuję ćwiczenie jako rozrywkę.
- No niby tak. – oficer nie chciał drążyć tego tematu. Sam też lubił używać wirtualnej rzeczywistości. - Przejdźmy do przyczyny naszej wizyty. Osobnik 23B. Co słychać u naszego ulubieńca?
- Wysyłam raporty z każdego spotkania. Wszystko tam jest.
- Nas interesuje to, czego tam nie ma.
- Wiem, że główna rada zrobiła duży ukłon w moja stronę, pozwalając mi na kontakty z cywilizacją Gama. Szkoda tylko, że ten człowiek, którego dano mi widywać jest beznadziejnie nudny.
- No przecież sam pan chciał, żeby mieć możliwość zapoznania się z kimś, żyjącym przed wybuchem ich wojen światowych. Mógł pan poprosić o kogoś współczesnego. – zauważył policjant.
- Tak, bo chciałem zrozumieć, dlaczego doszło do tych wojen. Ale ten człowiek opowiada ciągłe o morzach, okrętach, dalekich podróżach. On się w ogóle niczym sensownym nie interesuje. Nienajlepszy to materiał do badań.
- Trzeba było takiego wybrać. Nie możemy ryzykować, ze wpłyniemy poprzez niego na losy Ziemi. Pamięta pan co tam, Hiob narobił. Gdyby to się powtórzyło, to byłaby katastrofa.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Tak czy owak, jutro ostatnie nasze spotkanie. – zakończył wątek profesor.
Policjanci zaczęli szykować się do wyjścia. Byli już w drzwiach
- A i jeszcze jedno – odezwał się policjant, który dotychczas nic nie mówił. – Z pańskiego komputera usunąłem plik o nazwie „Czesław Niemen”. Jest pochodzenia ziemskiego.
- Ale to tylko muzyka. – oburzył się Hele.
- Na wszystko, co pochodzi z cywilizacji Gama musi być zezwolenie. Ryzyko zarażenie się atawizmami nie zostało do końca zażegnane. – uśmiechnął się zetlon.
- Skurwysyny – pomyślał poirytowany oglit.

* * *

Profesor wczytywał się po raz setny w dzieło życia Hioba.” Punkt drugi: Nie będziesz miał cudzych Bogów przede mną.” - Sprytnie się zabezpieczył. – pomyślał Hele. – Kto by pomyślał, ze te lapidarne dziesięć zdań spowoduje takie zawirowania w ich świecie, nienawiść, wojny, zagłady? Przekazując skomasowaną wiedzę, chciał naprawić ich świat. Nie mógł się w żaden sposób domyślać, że to co w zamiarze było kwintesencją dobra, stanie się przyczyna nieszczęść. Niedorośli wtedy do tego. Bóg, cóż za kuriozalna idea. Hiob miał słuszne intencje, nie powiodło się. – profesor wielokrotnie analizował konsekwencje ingerencji, na jaką pozwolił sobie szalony naukowiec kilka tysięcy lat temu. – Jego wywrotowe koncepcje przeszły do nas. W różnych odległych zakątkach wszechświata zaczęły powstawać sekty, religie, organizacje odwołujące się do wyimaginowanego stworzyciela. To była ciężka próba dla unii cywilizacji Alfa. Do dziś nie zrozumiałe jest, jak w postępowych umysłach narodziła się wiara w tą antynaukową teorię, zwłaszcza , że jej autor stworzył ją tylko na potrzeby jednej z wielu cywilizacji Gama. Wybuchły konflikty między radykalnymi odłamami. Zanim zapanowano nad sytuacją, śmierć poniosło setki istnień. Ostatnią ofiarą był sam Hiob, który bezprecedensowym wyrokiem międzygalaktycznego trybunału skazany został na unicestwienie. Przywrócono porządek. Izolacjonizm stał się wiodącą doktryną.

* * *

Fryderyk zapukał. Osobnik 23B otworzył drzwi.
- Spóźniłeś się przyjacielu. Czekałem na ciebie z utęsknieniem.
Trochę się zgubiłem. Nie mogę się połapać w tych londyńskich uliczkach. – wytłumaczył się Hele. Nie mógł przecież wyjaśnić, że mimo jego ludzkiej powłoki pochodzi z innej planety. Gdyby jeszcze dodał, że przybył z przyszłości, na pewno uznany by został za wariata.
- Przepraszam cię Fryderyku. Ale jestem już starym człowiekiem. Nie zostało mi już wiele czasu, dlatego tak bardzo dbam o te ostatnie chwile. Uwielbiam nasze pogawędki, przecież wiesz.
- Wiem. – Hele wiedział nawet więcej. Osobnik 23B tej nocy umrze. Dostanie wylewu. Dla profesora było to, o tyle przykre, że było to zarazem ostatnie z serii spotkań, na które zezwoliła mu główna rada.
- Napijesz się herbaty?
- Bardzo chętnie.
Brodaty starzec udał się do kuchni.
Wirtualna rzeczywistość to nie jest to samo. – zamyślił się - Hele. Być człowiekiem to jest dopiero niebywałe uczucie. I jeszcze podróżowanie w przeszłość, szkoda, że niemożliwe jest odwiedzanie przyszłości, to by była nie lada gratka. – rozmarzył się.
- Nie za mocna?
- Jak zawsze idealna. – odpowiedział oglit smakując podanej herbaty.
- Czy wiesz, kto odkrył Amerykę?
- Krzysztof Kolumb.
- A w cale, że nie – ucieszył się osobnik 23B.- Pierwsi dokonali tego Wikingowie. Nie wiedziałeś o tym.
- Nie wiedziałem. – Hele skłamał. Bał się, że rozmowa znów zejdzie na temat dalekomorskich podróży. Z tego powodu nie chciał oświecać brodacza, mówiąc, że pierwsi tak naprawdę byli Kartagińczycy. – Jak twoja książka?
- Powoli kończę. Mam jednak kilka wątpliwości.
- Porozmawiajmy o tym.

* * *

Wielogodzinne rozmowy męczyły starca. Położył się spać.
Hele miał niewiele czasu. Dokończył książkę, dzieło swojego życia. Nie chciał popełnić błędu Hioba. Rozpisał wszystko dokładnie, ze szczegółami, tak by nikt nie mógł błędnie interpretować jego słów. Podszedł do śpiącego . Wyciągnął z kieszeni niewielki przedmiot, kształtem przypominający patyk. Przesunął urządzenie kilkakrotnie nad głowa człowieka, wymazując z jego pamięci wszelkie wspomnienia na swój temat, dodatkowo opóźniając zgon o pół roku. Tyle powinno wystarczyć. – pomyślał.
Nie mógł już się doczekać powrotu na uczelnie. Znów będzie sławny, znów będą go uwielbiać. Na Ziemi zapanuje pokój, a ludzie dołączą do wielkiej wszechświatowej rodziny. Był z siebie dumny.
Rzucił ostatni raz wzrokiem na notatki. Tytuł roboczy książki brzmiał „Kapitan”.
Czy ten głupiec nigdy nie przestanie fantazjować o podróżach morskich? – pomyślał.
Zmienił ostatnią literkę. - Tak brzmi o wiele lepiej.
Wyszedł. Karol Marks spał spokojnie.
Awatar użytkownika
Margot
Posty: 1291
Rejestracja: 2007-09-18, 00:26
Lokalizacja: Sheffield
Kontakt:

Post autor: Margot »

Ot, takie sobie czytadełko, fajne. Zakończenie erekcjatopodobne, zabawne, zaskoczyło mnie, ale ono właściwie zaskakuje jedynie formalnie, samym faktem pojawienia się. "Kapitał", nawiasem mówiąc, to najlepsza rzecz, jaka została po K. Marksie; sporo niegłupich myśli.
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

nie twierdzę, że każde moje opowiadanie to arcydzieło,
w pewnym sensie, inspirowałem się, choć pisząc to , o tym nie wiedziałem
osobą JVHV,
nie znam jego historii, bo mnie to nie interesuje, ale coś mi Dean napomknął
Awatar użytkownika
Margot
Posty: 1291
Rejestracja: 2007-09-18, 00:26
Lokalizacja: Sheffield
Kontakt:

Post autor: Margot »

Marcin Rajski pisze: w pewnym sensie, inspirowałem się, choć pisząc to , o tym nie wiedziałem
osobą JVHV,
nie znam jego historii, bo mnie to nie interesuje, ale coś mi Dean napomknął
Ja natomiast w ogóle nie wiem, o czym mówisz.
cebreiro

Post autor: cebreiro »

czyli rozumieć to opowiadanie jako metaforę?
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

pewnie
czemu nie?
nie widzę przeciwskazań
Awatar użytkownika
Margot
Posty: 1291
Rejestracja: 2007-09-18, 00:26
Lokalizacja: Sheffield
Kontakt:

Post autor: Margot »

cebreiro pisze:czyli rozumieć to opowiadanie jako metaforę?
Tu jest nawet wiele metafor, może na więcej niż jedno opowiadanie?
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości