z poradnika młodej emigrantki
z poradnika młodej emigrantki
będąc młodą emigrantką, jakkolwiek określenie młoda przyjmijmy,że jest całkowicie umowne, wykupiłam wilczy bilet w jedną stronę do ukochanej szkocji i ze spakowaną walizką, sztuk jeden, w piątek 22-go lutego roku bezpańskiego 2008 rozpoczęłam oczekiwanie na wylot (w tym miejscu urywają się ostatnie moje warszawskie ślady, chociaż starałam się roznosić swój zapach i channel n.5 po wszystkich okolicznie zaśnieżonych drzewach). kiedy ostatni raz obejmowałam panoramę skaryszewskiego parku, w nocy rozdarło się niebo i tak trwało przez parę godzin, błyskami, grzmotami i wielką wichurą obwieszczając, że coś chyba nie jest w porządku. interpretacja znaków na ziemi i niebie pomimo usilnych moich starań pozostanie na wieki w większej części nieodgadnioną zagadką, dlatego nie zauważając okoliczności przyrody, potrzymałam się uknutego w letnie popłudnie planu. pomimo wszystko obejmowało również uroczo przezabawne historyjki taksówkarza o stłuczkach ulicznych, które sprawiły, że z ulgą wysiadłam na lotnisku, bo przecież nie ma to jak katastroficzny początek dnia. ze względu na niepomyślne wiatry lot przesunięto, ale w końcu wszyscy pasażerowie szczęśliwie rozsiedli się na swoich miejscach i rozpoczęli, jak się okazało już parę minut po starcie, niezapomnianą podróż w przestworzach. kto lubi bujanie na karuzeli, jak ja, mógł przy okazji się stanem nieważkości nacieszyć, z tym, że przy trwającym trzy godzinki nieustającym kołowrotku i ta przyjemność traciła na atrakcyjności, zamieniając się w gabinet stracha na wróbelki elemelki. jedno jest pewne, trzymając w rękach zarzyganą torebkę, takiego lotu z rozrywkami jeszcze nie miałam. nawet szorski głos pilotów zdawał się być momentami nieco zatroskany.
edynburg, przywitał mnie przebudową lotniska, pięknym słońcem, zielonymi trawnikami w parkach wyściełanymi przepięknymi krokusami, to chyba zamiast czerwonych dywanów, oraz całym mnóstwem spraw niecierpiących zwłoki w prosektorium, za to do natychmiastowego załatwienia, rzeczy bezpośrednio mnie dotyczących, ale też zaległości, które się mojemu mężczyźnie ( dla którego postanowiłam zmienić geograficzne położenie moich bawełnianych majtek ) cytuję, "jakoś uzbierały", co znaczyło, że w pierwszych dniach pobytu, zamiast leżeć do góry brzuchem, musiałam rzucić się w otaczającą nową rzeczywistość, zaznaczając w niej swoją obecność. odnalezienie poczty nie było niemożliwe, a nadanie zgłoszeń na ewentualne egzaminy (tylko po to, żeby jakaś instytucja odpisała zwrotnie, potwierdzając tym samym, że się jest pod danym adresem, inaczej nikt nie uwierzy ) okazało się dziecinnie prostą igraszką. potem załatwiałam formalności w banku, tylko po to, aby nie być anonimową głową poza systemem, pomimo, że w pewnym stopniu to miły stan, kiedy nikt tu nie wie o twoim niewątpliwym istnieniu, przy czym rozmowa z opiekunem rachunku poprzedzona jest dokładnym wyłuszczeniem tego, co na sercu leży dwóm profesjonalnie przeszkolonym poprzednikom. wypełnienie formularzy potrzebnych do przeprowadzki zajęło mi dwie minetki natomiast zakup "tutejszego" numeru telefoniczneg wymagał aż parokrotnych rozmów z różnymi konsultantami w infoliniach. wszystko to wydaje się się banalne, bo nic, absolutnie, nie pobije procesu poszukiwania i nabycia pojemnika na mocz. niestety związek frazoelogiczny "pojemnik na mocz" potrzebny do standartowych badań był dla farmaceutek w aptece całkowicie niezrozumiały, chociaż myślałam, że na pewnym etapie znajomości języka uda mi się, zwłaszcza z kobietami dogadać jak po maśle, tymczasem jednak, nie ma tam co liczyć na ogólną średnią inteligencję społeczeństwa. na razie, muszę obalić mity dotyczące szkockiej pogody ( w kratkę ), przynajmniej wiosną. wichury urywają główkę przy samej szyi i potrafią przestawić małego fiata na zakaz parkowania, a czasami nawet człowieka, co żadnej pracy się nie boi, w dodatku w miejsce, w które wcale się nie wybierał. tej słynnej mgły jeszcze nie widziałam, ale ciepłe skarpetki w wysłużonych na poligonach czarnych trzewikach ( na razie muszę robić za dziada, żeby mnie nie wzięli za milionerkę w slamsach ) działają lepiej, niż moja farelka z zakładów produkcyjnych w tarchominie. poza tym, na pocieszenie, często wychodzi słońce i wtedy mogę oglądać przepiękne widoki. na przyszłość
edynburg, przywitał mnie przebudową lotniska, pięknym słońcem, zielonymi trawnikami w parkach wyściełanymi przepięknymi krokusami, to chyba zamiast czerwonych dywanów, oraz całym mnóstwem spraw niecierpiących zwłoki w prosektorium, za to do natychmiastowego załatwienia, rzeczy bezpośrednio mnie dotyczących, ale też zaległości, które się mojemu mężczyźnie ( dla którego postanowiłam zmienić geograficzne położenie moich bawełnianych majtek ) cytuję, "jakoś uzbierały", co znaczyło, że w pierwszych dniach pobytu, zamiast leżeć do góry brzuchem, musiałam rzucić się w otaczającą nową rzeczywistość, zaznaczając w niej swoją obecność. odnalezienie poczty nie było niemożliwe, a nadanie zgłoszeń na ewentualne egzaminy (tylko po to, żeby jakaś instytucja odpisała zwrotnie, potwierdzając tym samym, że się jest pod danym adresem, inaczej nikt nie uwierzy ) okazało się dziecinnie prostą igraszką. potem załatwiałam formalności w banku, tylko po to, aby nie być anonimową głową poza systemem, pomimo, że w pewnym stopniu to miły stan, kiedy nikt tu nie wie o twoim niewątpliwym istnieniu, przy czym rozmowa z opiekunem rachunku poprzedzona jest dokładnym wyłuszczeniem tego, co na sercu leży dwóm profesjonalnie przeszkolonym poprzednikom. wypełnienie formularzy potrzebnych do przeprowadzki zajęło mi dwie minetki natomiast zakup "tutejszego" numeru telefoniczneg wymagał aż parokrotnych rozmów z różnymi konsultantami w infoliniach. wszystko to wydaje się się banalne, bo nic, absolutnie, nie pobije procesu poszukiwania i nabycia pojemnika na mocz. niestety związek frazoelogiczny "pojemnik na mocz" potrzebny do standartowych badań był dla farmaceutek w aptece całkowicie niezrozumiały, chociaż myślałam, że na pewnym etapie znajomości języka uda mi się, zwłaszcza z kobietami dogadać jak po maśle, tymczasem jednak, nie ma tam co liczyć na ogólną średnią inteligencję społeczeństwa. na razie, muszę obalić mity dotyczące szkockiej pogody ( w kratkę ), przynajmniej wiosną. wichury urywają główkę przy samej szyi i potrafią przestawić małego fiata na zakaz parkowania, a czasami nawet człowieka, co żadnej pracy się nie boi, w dodatku w miejsce, w które wcale się nie wybierał. tej słynnej mgły jeszcze nie widziałam, ale ciepłe skarpetki w wysłużonych na poligonach czarnych trzewikach ( na razie muszę robić za dziada, żeby mnie nie wzięli za milionerkę w slamsach ) działają lepiej, niż moja farelka z zakładów produkcyjnych w tarchominie. poza tym, na pocieszenie, często wychodzi słońce i wtedy mogę oglądać przepiękne widoki. na przyszłość
Aniu
właściwie to namiętnie zlizywany lukier z mazurka przypomniał mi
widok dziewczyny na obskurnie klubowej kanapie oblizującej giętkim językiem
pełną jasną pianę zmieszaną z niuansami głęboko niemieckiego kina
i z przyjemnością odnalazłem cię tu Anno.. szczytującą ;)
fobiak
w powyższym tekście odnalazłem uważność, bystrości, poczucie humoru
i porównania nie do podrobienia a Anka od zawsze pisze tak jak chce
i nie przeszkadza mi to, że nie wszystkie utwory są poprawne
i na pewno nie nazwałbym tego dnem
przeczytałem też kilka twoich ostatnich postów i tak się zastanawiam
czy tak naprawdę stoisz na straży poprawności gatunku literackiego
czy też po prostu ci stoi i nie wiesz jak pozbyć się balastu
właściwie to namiętnie zlizywany lukier z mazurka przypomniał mi
widok dziewczyny na obskurnie klubowej kanapie oblizującej giętkim językiem
pełną jasną pianę zmieszaną z niuansami głęboko niemieckiego kina
i z przyjemnością odnalazłem cię tu Anno.. szczytującą ;)
fobiak
w powyższym tekście odnalazłem uważność, bystrości, poczucie humoru
i porównania nie do podrobienia a Anka od zawsze pisze tak jak chce
i nie przeszkadza mi to, że nie wszystkie utwory są poprawne
i na pewno nie nazwałbym tego dnem
przeczytałem też kilka twoich ostatnich postów i tak się zastanawiam
czy tak naprawdę stoisz na straży poprawności gatunku literackiego
czy też po prostu ci stoi i nie wiesz jak pozbyć się balastu
bez bajeru chyba bede cie musial znowu podjebac, bucofotacja to bucofotacja, znana literatura ktora sie tu teraz podpierasz nie uznaje takiej stylistyki, czytaj co pisala na ten temat cebreiro, nie komentuj moich komentarzy, tylko zajmij sie autorka lub jej tekstem
bo dojdzie do tego, ze juz swojego zdania nie bede mogl tutaj wyrazic
wiec powtorze, dla mnie to jest dno
bo dojdzie do tego, ze juz swojego zdania nie bede mogl tutaj wyrazic
wiec powtorze, dla mnie to jest dno
dajcie zyc grabarzom
nie, to styl mojej kolezanki, bo 3/4 tego tekstu jest zerżnięte z jej listu. tego chciałeś się dowiedzieć ? a bez względu na wszystko, czy to bucofotacja, czy erekcjato nie do końca pozostające w ramach ideału , czy wierszyczek na który nie chcesz patrzeć, czemu nie wiem, czy haiku, przez resztę zycia zamierzam pozostać w swoim stylu, bez wzgledu na to, czy nazwiesz to dnem, czy akurat ujmie Cie pod bokiem, bo widzisz, ja tylko głupia jestem, i bardzo mi się to podoba
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości