Kreska, kreska.
Kreska, kreska.
4:00. Drukuję jego zdjęcia na szorstkim jak 5 o'clock shadow i matowym jak lewa strona satynowej podszewki papierze.
Zbliżenie na dołek w podbródku.
Drukuj.
Zbliżenie na łuk wygiętych pleców.
Drukuj.
Zbliżenie na kark.
Drukuj.
Zbliżenie na szczupłe dłonie.
Drukuj.
Chwytam stos plików, przeglądam je, coś tam gmeram, w końcu wybieram pierwszą fotkę. Układam pseudochronologicznie lekko pogniecione i poplamione już kartki i nagle zaczynam śmiać się, jak opętana. Patrzę na czarne odciski palców na jego białym czole, wyglądają jak blizny po chirurgicznie usuniętych szatańskich różkach.
"Plamy. Plamy, kurwa. Toż ja, kurwa, perfekcjonistką jestem!". Znowu podskakuję, zaskoczona własnym śmiechem. Wariatka, daję słowo, wariatka.
Szukam tej czarnej pasteli
(gdzie ja ją...)
pod biurkiem,
(...położyłam...)
pod łóżkiem,
(...no... )
na biurku,
(...tu powinna...)
na łóżku,
(...nie ma?...)
w pudełku,
(...być, no gdzie ona...)
na parapecie. Jest!
Kreska brwi. No, niech mówią, co chcą, ja zawsze będę zaczynała od brwi. Druga. Trzecia, czwarta kreska. Â?uk pleców. Tu drobne roztarcie, tam lekkie dociśnięcie. Kręgosłup rozkosznie naznaczony białą linią światła odbitego w cienkiej strużce potu, lub pieczątce z mojej śliny. No, sama nie wiem, rysować? A. Jak tak, to rysuję.
Kreska i kreska. I kreska. A tam dwie kreski.
Pod ustami ciemniej, pod brodą najciemniej. Czarna kreska pod brwią. Linia włosów. Jak ja oddam ich nieład? Kreska, kreska, 8 kresek, kreska...
5:00.
Cienie na policzkach. Brudne palce, pobrudzone kartki z wydrukowanymi zdjęciami, brudne skronie, to od udawania, że myślę. Włosy już mi wypadły z tego nibykoka i wkurwiają niemiłosiernie, łaskocząc szyję. Rozcieram, rozcieram. Rozcieram. O, jeszcze tu rozcieram.
Oczy. Rzęsy. Kreska, kreska. Dużo kresek. Najwięcej kresek. Oczy.
Dobra.
Pić, napić się musze. Czego tu się napić... Mleko mam w lodówce, tak, mleko to świetny pomysł!
Jabłko Adama! Co on się tak nienaturalnie wykręcił, że napić się nie mogę! Cienie, cienie... Starczy? No, chyba.
Paznokcie. Szerokie i męskie, 4 kreski na jeden. Wyliczam, jak w "Dniu świra". Tyle, że to blady świt świra.
Dobra, tyle. Zdjęcia, zdjęcia, co by tu jeszcze, póki widno, póki myśl, póki tusz w drukarce, co by tu jeszcze?
A, pić mi się chciało...
Ból tworzenia? Jaki ból tworzenia? W życiu nie słyszałam...
Zbliżenie na brzuch.
Drukuj.
Zbliżenie na biodra.
Drukuj.
Zbliżenie...
Zbliżenie na dołek w podbródku.
Drukuj.
Zbliżenie na łuk wygiętych pleców.
Drukuj.
Zbliżenie na kark.
Drukuj.
Zbliżenie na szczupłe dłonie.
Drukuj.
Chwytam stos plików, przeglądam je, coś tam gmeram, w końcu wybieram pierwszą fotkę. Układam pseudochronologicznie lekko pogniecione i poplamione już kartki i nagle zaczynam śmiać się, jak opętana. Patrzę na czarne odciski palców na jego białym czole, wyglądają jak blizny po chirurgicznie usuniętych szatańskich różkach.
"Plamy. Plamy, kurwa. Toż ja, kurwa, perfekcjonistką jestem!". Znowu podskakuję, zaskoczona własnym śmiechem. Wariatka, daję słowo, wariatka.
Szukam tej czarnej pasteli
(gdzie ja ją...)
pod biurkiem,
(...położyłam...)
pod łóżkiem,
(...no... )
na biurku,
(...tu powinna...)
na łóżku,
(...nie ma?...)
w pudełku,
(...być, no gdzie ona...)
na parapecie. Jest!
Kreska brwi. No, niech mówią, co chcą, ja zawsze będę zaczynała od brwi. Druga. Trzecia, czwarta kreska. Â?uk pleców. Tu drobne roztarcie, tam lekkie dociśnięcie. Kręgosłup rozkosznie naznaczony białą linią światła odbitego w cienkiej strużce potu, lub pieczątce z mojej śliny. No, sama nie wiem, rysować? A. Jak tak, to rysuję.
Kreska i kreska. I kreska. A tam dwie kreski.
Pod ustami ciemniej, pod brodą najciemniej. Czarna kreska pod brwią. Linia włosów. Jak ja oddam ich nieład? Kreska, kreska, 8 kresek, kreska...
5:00.
Cienie na policzkach. Brudne palce, pobrudzone kartki z wydrukowanymi zdjęciami, brudne skronie, to od udawania, że myślę. Włosy już mi wypadły z tego nibykoka i wkurwiają niemiłosiernie, łaskocząc szyję. Rozcieram, rozcieram. Rozcieram. O, jeszcze tu rozcieram.
Oczy. Rzęsy. Kreska, kreska. Dużo kresek. Najwięcej kresek. Oczy.
Dobra.
Pić, napić się musze. Czego tu się napić... Mleko mam w lodówce, tak, mleko to świetny pomysł!
Jabłko Adama! Co on się tak nienaturalnie wykręcił, że napić się nie mogę! Cienie, cienie... Starczy? No, chyba.
Paznokcie. Szerokie i męskie, 4 kreski na jeden. Wyliczam, jak w "Dniu świra". Tyle, że to blady świt świra.
Dobra, tyle. Zdjęcia, zdjęcia, co by tu jeszcze, póki widno, póki myśl, póki tusz w drukarce, co by tu jeszcze?
A, pić mi się chciało...
Ból tworzenia? Jaki ból tworzenia? W życiu nie słyszałam...
Zbliżenie na brzuch.
Drukuj.
Zbliżenie na biodra.
Drukuj.
Zbliżenie...
_______________
i wish i were special.
i wish i were special.
- Boob
- Posty: 1810
- Rejestracja: 2008-04-24, 11:17
- Lokalizacja: opolszczyzna
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 15 times
- Kontakt:
kreska,kreska
witaj
pokusa
W Twojej prozie jest odrobina szaleństwa, twórczego szaleństwa.Nie wiem dlaczego może to złudzenie ale z każdym przeczytanym wersem rośnie tempo utworu. To przyspieszenie sprawia, że tekst nie jest monotonny. Opis procesu twórczego, chaos powstawania a może to opowieść o "opętanej" osobie obsługującej kserokopiarkę zagubionej w wszechobecnym zmechanizowanym świecie.To fantazja wiem tak sobie kombinuję może przekaz peela jest zupełnie inny.
Utwór bardzo ciekawy. Jestem na tak.Pozdrawiam serdecznie.dzięka
pokusa
W Twojej prozie jest odrobina szaleństwa, twórczego szaleństwa.Nie wiem dlaczego może to złudzenie ale z każdym przeczytanym wersem rośnie tempo utworu. To przyspieszenie sprawia, że tekst nie jest monotonny. Opis procesu twórczego, chaos powstawania a może to opowieść o "opętanej" osobie obsługującej kserokopiarkę zagubionej w wszechobecnym zmechanizowanym świecie.To fantazja wiem tak sobie kombinuję może przekaz peela jest zupełnie inny.
Utwór bardzo ciekawy. Jestem na tak.Pozdrawiam serdecznie.dzięka
a tergo.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości