Maciej Wojtyszko

poezja mniej znana, prominencja przed progiem klasyki, laureaci, użytkownicy nie publikują tu swoich utworów, dzial bez komentarzy

Moderator: andreas43

cebreiro

Maciej Wojtyszko

Post autor: cebreiro »

Glisando

Czy można mieszkać w muzyce? Nie w fortepianie, w skrzypcach, w organkach czy gwizdku, ale w samej muzyce, w dźwiękach, które krążą, w tonach, które dźwięczą, w piosenkach, które brzmią dokoła?
Ryby mieszkają w wodzie, ptaki w powietrzu, bakterie mogą mieszkać w spleśniałym chlebie, Pciuch w czasie, Gżdacz w innym wszechświecie, natomiast Glisando mieszka w muzyce.
Oczywiście nie każdy może zauważyć jego obecność, ale zawsze kiedy dźwięki podskakują jak płaski kamień umiejętnie rzucany po wodzie, kiedy prześlizgują się jakby na niewidocznych łyżwach, oznacza to, że w środku siedzi Glisando.
Glisando przepada za nurkowaniem i wynurzaniem się z dźwięków, a jego ulubioną zabawą jest wyłapywanie i połykanie dźwięków fałszywych, zanim dotrą one do słuchaczy.
Czasem musi się zdrowo napracować, nim złapie, zatrzyma i połknie fałszywy dźwięk, a zdarza się (gdy fałszywych dźwięków jest za dużo), że wyrywają się one jednak i rozbiegają wokół. Każdy muzyk potrafi zauważyć, jak się miewa jego Glisando. Czasem Glisando jest wypoczęty, pełen zapału i energii i nawet nie ma mowy o tym, aby przepuścił jakiś fałsz, innego zaś dnia rozleniwiony, w ogóle nie dba o porządek w muzyce, a nawet złośliwie przestawia dźwięki, burząc zaplanowany porządek. Zdarza się to rzadko, ale czasem się zdarza.
Glisando nie może mieć, oczywiście, jednej piosenki, w każdą melodię wpisuje sobie swoje własne teksty, znane zresztą każdemu, kto tylko dobrze się wsłucha.
Raz to jest: tra tatata lub: trututu, kiedy indziej: łałała, la la la, bywa też: parura tatata, mtutu, mtutu i jeszcze wiele podobnych cichutkich mruczanek Glisanda.
Pewnego razu Glisando, którego przyjaciele zwali Odiridi Uha, ślizgał się jak zwykle po swojej ulubionej melodii, kiedy zauważył człowieka malującego obraz. Był to wybitny malarz, pan Tempera. Pan Tempera w olbrzymim skupieniu nakładał na rozpięte na płaszczyźnie płótno większe i mniejsze kropki, czerwone i zielone plamki, niebieski kreski, żółte zygzaki i mruczał do siebie:
- Abstrakcja. Czysta abstrakcja. Zupełna abstrakcja. Jeszcze tutaj położę czarnego kleksa... hmmm, tak, abstrakcja...
(Obrazy abstrakcyjne to takie obrazy, na których nie jest namalowane nic, co mogłoby cokolwiek przypominać. Wydaje się to łatwe, ale wcale tak nie jest.)
- Ojej! - przeraził się pan Tempera - ten kleks przypomina żyrafę. Czarna żyrafa - to wprawdzie bardzo ładne, ale przestanę być abstrakcjonistą... muszę natychmiast zamalować żyrafę...
Nabrał żółtej farby i chlapnął na czarną żyrafę.
- Tak... chyba dobrze... ale nie! Teraz to wygląda jak czarno-żółta Bromba! Chlapnę czerwoną farbą... No, chyba już w porządku...
Cofnął się dwa kroki i aż złapał się za głowę.
- Przecież namalowałem czarno-żółto-czerwony tramwaj!
- Odiridi uha! - zaśpiewał cichutko Odiridi.
- A to co? - zdziwił się pan Tempera.
- Tu Glisando, uha! - zaśpiewał Odiridi.
- Ach, Glisando - zorientował się malarz - bardzo mi miło.
- Coś nie idzie, uha? - zapytał Glisando.
- Niestety - powiedział zmartwiony malarz - wszystko, co maluję, przypomina kształtem jakieś przedmioty, a jako abstrakcjonista nie powinienem do tego dopuścić. Chyba zacznę malować portrety, to wiele łatwiejsze.
- Mnie namaluj, uha! - zawołał Odiridi.
- Ale przecież ciebie nie można sportretować. Nikt nie wie, jak wyglądasz.
- Ja ci powiem, uha! - zaśpiewał Glisando. - Najpierw żółtą, uha!
Pan Tempera, nie bardzo dowierzając, zanurzył pędzel w żółtej farbie, a Odiridi cały czas dyrygował:
- Długa kreska, uha! Teraz zieleń, uha! Mała kropka, uha!
Pan Tempera i Glisando malowali wspólnie przez całe popołudnie, zanim Odiridi nie stwierdził, że jest zadowolony i że podobieństwo jest uderzające. malarz oglądał obraz ze wszystkich stron.
- A więc tak wyglądasz... hmmm... bardzo ładnie... to mi niczego nie przypomina... czy nie miałbyś nic przeciwko temu, abym twój portret posłał na wystawę. Podpisałbym "Portret Odiridi".
Na taką propozycję każdy chyba się zgodzi bez wahania. Odiridi nie tylko wyraził zgodę, ale był wyraźnie dumny ze swego portretu. Opowiadał o tym wszystkim znajomym Glisandom, które zaczęły się zgłaszać do pana Tempery, prosząc, aby także im zechciał wykonać podobizny.
Pan Tempera zgadzał się chętnie i w ten sposób powstała wielka wystawa. Przyszli wszyscy koledzy malarze i zaczęli oglądać prace pana Tempery.
- Dziwne tytuły daje pan Tempera - mówili. - "Parura z rodziną", "Tipitipitip" i "Hoc Hoc", "Umfa Umfa zadumany".
- Dla nas to są raczej obrazy abstrakcyjne! - Mówili to jednak z podziwem, bo obrazy bardzo im się podobały. Przecież mało jest równie pięknych zwierzątek jak młode, zdrowe Glisanda.
Zablokowany

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości