RECENZJA

artykuł, kronika, reportaż, polemika, felieton, recenzja, wywiad, relacja, formy dziennikarskie, wlasna publicystyka na kazdy temat

Moderator: anty-czka

Awatar użytkownika
borowik
Posty: 219
Rejestracja: 2018-11-29, 13:36
Has thanked: 4 times
Been thanked: 5 times
Kontakt:

RECENZJA

Post autor: borowik »

Poszukiwałem od jakiegoś czasu pisarza, który zrobiłby wrażenie, porównywalne z uznanymi klasykami literatury światowej. Powieści kupuję i czytam z przyzwyczajenia,a być może nawet nałogowo. Niestety lektura nie daje mi takiej satysfakcji, jak to bywało jeszcze dziesięć, dwadzieścia lat temu. Po części wynika to z faktu, że przeczytałem większość najbardziej uznanych powieści i coraz trudniej natrafić na pozycję, która wyróżniałaby się znacząco na tle innych. Szczególnie zawodzi twórczość współczesna, która przesiąknięta jest obowiązującymi trendami ideologicznymi, a jej jakość porównać można do seriali na Netflixie, w mojej ocenie symbolu upadku kultury zachodniej. Po wielu niepowodzeniach udało mi się natrafić na pisarza, który w dużym stopniu sprostał oczekiwaniom.

Józef Mackiewicz dzieciństwo spędził w Wilnie, na terenie zaboru rosyjskiego. Jako młody człowiek uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W czasach II Rzeczypospolitej parał się dziennikarstwem. Po wybuchu II wojny światowej Litwa znalazła się pod okupacją sowiecką (1940-41) i hitlerowską (1941–44), by ostatecznie wylądować w radzieckiej strefy wpływów. Po wojnie Józef Mackiewicz udał się na emigrację do zachodniej Europy, gdzie spędził resztę życia i napisał swoje najlepsze dzieła.

„Tylko prawda jest ciekawa.”

Ta sentencja Mackiewicza najlepiej oddaje charakter jego twórczości. Opisywał wydarzenia w których uczestniczył lub był świadkiem, zakreślając tło historyczne w oparciu o wnikliwą kwerendę faktograficzną. W jego książkach postaci rzeczywiste występują obok tych fikcyjnych. Świat wymyślony jest istotny tylko w takim stopniu, w jakim zapewnia prowadzenie fabuły. Wiele miejsca zajmują opisy wydarzeń politycznych i militarnych, które wpływają na losy bohaterów. Niekiedy czyni się autorowi z tego zarzut. Mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, jako miłośnik historii z dużym zainteresowaniem zapoznawałem się ze szczegółowymi informacjami, dotyczącymi zdarzeń, o których z grubsza wiedziałem już wcześniej.

„Sprawa pułkownika Miasojedowa” - 9
„Lewa Wolna” – 8,5
„Droga donikąd” - 9,5
„Nie trzeba głośno mówić” - 9
„Kontra” - 8,5
(skala ocen – 1 do 10)

Istotnym elementem, który uwiarygadnia przekaz zawarty w powieściach Mackiewicza jest fakt, że skupia się on na prostych ludziach i ich odczuciach względem zmieniających się okoliczności wojenno- politycznych. Bohaterowie nie wywodzą się z salonów. Ich działania pozbawione są bohaterstwa, w tym sensie, że Mackiewicz unika gloryfikowania postaw postaci które opisuje. Pokazuje ich również w sytuacjach moralnie dwuznacznych lub wręcz wątpliwych. Jak choćby w powieści „Lewa Wolna” kiedy to Karol Krotowski, polski ułan, w przypływie zazdrości i pod wpływem alkoholu brutalnie szlachtuje szablą w domu publicznym przypadkowo poznanego kompana popijawy.

Józef Mackiewicz często przedstawia własne stanowisko. Zawsze był zwolennikiem współdziałania pomiędzy różnymi żywiołami kulturowymi na kresach wschodnich. Za największe zagrożenie uznawał komunizm, którego był nieprzejednanym przeciwnikiem. Warto w tym miejscu zapoznać się z fragmentami „Drogi donikąd”, w moim mniemaniu najlepszej powieści Mackiewicza:

„… To, co widzimy wokół, jest rodzajem psychicznego paraliżu…

… Otóż bolszewicy doszli na podstawie studiów bardziej praktycznych niż teoretycznych, że skoncentrowane kłamstwo ludzkie posiada siłę, której granic na razie nie znamy…

...Jeżeli ty albo ja, albo ktoś z normalnych ludzi w normalnych warunkach zechce na przykład zełgać, że sufit jest nie biały, a czarny, to rzecz wyda się nam zrazu bardzo trudną. Zaczniemy do kołowania, chrząkania, wskazywania na cienie po jego rogach, będziemy tłumaczyć, że w istocie swej nie jest on już tak zupełnie czysto biały… Jednym słowem, będziemy się posługiwać skomplikowaną metodą, która zresztą nie doprowadzi w końcu do celu, bo nikogo nie przekonamy, że sufit jest czarny. Co robią natomiast bolszewicy? Wskazują sufit i mówią od razu: „Widzicie ten sufit… On jest czarny jak smoła”. Punkt, dowiedli od razu. Ty myślisz, że to jest ważne dla ludzi, że prawda jest odwrotna. Zapewne tak myślisz. A oni się przekonali na podstawie praktyki, że to wcale nieważne. Że wszystko można twierdzić, że twierdzenie zależy nie od jego treści, a od sposobu jego wyrażenia. I oto widzimy jak dochodzą do następnego etapu, powiadając do ludzi tak: „A teraz wyobraźcie sobie, że istnieją podli kłamcy, wrogowie wszelkiej prawdy naukowej, postępu i wiedzy, którzy tak nisko upadli w swym nikczemnym zakłamaniu za pieniądze kapitalistów, że ośmielają się łgać w żywe oczy, że sufit jest biały!” I zebrany tłum wyrazi swe oburzenie, wzgardę, a nawet śmiać się będzie i wykpiwać tak oczywiste kłamstwa tych wrogów prawdy...”


Mnie w tym w fragmencie szczególnie poraża jego aktualność. Obecnie gdy neokomunizm ponownie triumfuje w Europie, widzimy, że metoda nie zmieniła się, ale uległa udoskonaleniu i dopasowaniu do nowych okoliczności. Wystarczy tylko wspomnieć promocję ideologii LGBT, ideologię gender, teorię globalnego ocieplenia i wiele innych podobnych absurdów, które cieszą się coraz większym powodzeniem, nawet wśród osób, które skądinąd sprawiają wrażenie ludzi rozsądnych.

Mackiewicz był również przeciwnikiem postawy aliantów, którzy zawarli sojusz ze Związkiem Sowieckim. Nie bał się ukazywać ich zbrodnie wojenne. W powieści „Sprawa pułkownika Miasojedowa” umieścił wstrząsający opis bombardowania Drezna, w efekcie którego śmierć poniosło przeszło sześćset tysięcy cywili. „Kontra” opisuje losy Kozaków Dońskich, którzy zdradzeni przez władze angielskie, zostali przekazani Sowietom, gdzie czekał ich okrutny los. Mackiewicz krytycznie odnosił się także do polityki polskiego rządu na uchodźstwie, właśnie za ich bezalternatywne związanie się z interesem państw zachodnich. Naraził się wszystkim i dlatego został przemilczany i w dużym stopniu zapomniany.
Awatar użytkownika
borowik
Posty: 219
Rejestracja: 2018-11-29, 13:36
Has thanked: 4 times
Been thanked: 5 times
Kontakt:

RECENZJA

Post autor: borowik »

Florian Czarnyszewicz - „Nadberezeńcy” - 9,25
(skala ocen 1 - 10)

Piękna jest to książka, bo i piękna historia została w niej opisana. Autor zabiera czytelnika w czarodziejską podróż do świata, który już nie istnieje, wymazanego z kart historii i ludzkiej pamięci.

Tereny pomiędzy Dnieprem i jej prawym dopływem, Berezyną, w wyniku rozbiorów, zostały utracone przez Rzeczpospolitą na rzecz Rosji carskiej. Wśród przeważającego żywiołu białoruskiego, żyli tam przedstawiciele polskiej szlachty zaściankowej. Losy ich w przededniu i w trakcie pierwszej wojny światowej opisał Florian Czarnyszewicz, świadek tamtej epoki, który sam wywodził się z nadberezeńskiego chutoru, czyli niewielkiego gospodarstwa rolnego. W tamtych burzliwych czasach ziemie te przechodziły z rąk do rąk. W 1917 roku wybuchły po sobie dwie kolejne rewolucje, lutowa i październikowa, co doprowadziło do wojny domowej na terenie całej Rosji. Codzienną koniecznością stała się obrona przed bandami białoruskiego chłopstwa, podburzanego przez komunistyczną agitację. Chwilowe wytchnienie przyniósł I Korpus Polski, który po zajęciu Bobrujska stworzył w międzyrzeczu pierwsze, nieformalne państwo polskie, zwane od nazwiska dowódcy, generała Józefa Dowbora-Muśnickickego Dowborią. W wyniku decyzji politycznych polskie wojsko musiało ustąpić, a miejsce ich zajęła armia niemiecka, która wycofała się po klęsce na froncie zachodnim. Powróciła bolszewicka władza z całym swym repertuarem, a więc terrorem, nędzą i powszechna inwigilacją. Rozpoczęła się wojna komunistów z odradzającą się Polską.

Florian Czarnyszewicz napisał „Nadberezeńców” na emigracji w Argentynie, w latach czterdziestych. W pierwotnym zamyśle miał to być pamiętnik, zapis wspomnień z lat młodości. Ostatecznie jednak dzieło przybrało formę powieści, nawiązującej charakterem do klasycznej prozy drugiej połowy XIX-ego wieku i początku wieku XX-ego. Na stronach „Nadbereńćów” dostrzec można echa arcydzieł literatury światowej, w tym polskiej (Żeromski, Reymont, Nałkowska), rosyjskiej (Tołstoj, Szołochow), czy angielskiej (Dickens).

Akcja powieści toczy się wokół perypetii szlachty zagrodowej, która włączyła się aktywnie w działalność na rzecz przywrócenia polskości, po stu dwudziestu latach rosyjskiego zaboru. Pisarz niezwykle barwnie opisuje kulturę i obyczaje miejscowej ludności i ich nierówną walkę z przymusową rusyfikacją. Szczególne miejsce zajmują dzika przyroda, surowy klimat oraz wysokie standardy moralne, które wynikały z nawyku ciężkiej pracy i przywiązania do polskiej tradycji i religii katolickiej. Obszary pomiędzy obu rzekami stanowiły swoistą enklawę. Nieprecyzyjne i szczątkowe wieści ze świata dochodziły z opóźnieniem. Możliwość przemieszczania się i dostęp do informacji nie były tak swobodne jak obecnie. Najwyższą cnotą był patriotyzm, a najpiękniejszym marzeniem powrót do polskiej państwowości, z całym jej bagażem cywilizacyjnym i kulturowym. Autor kończy opowieść, jeszcze przed podpisaniem Pokoju Ryskiego z 1921 roku, w efekcie którego opisywane tereny znalazły się po bolszewickiej stronie granicy. Kwestia polskich osadników została ostatecznie rozwiązana w trakcie Wielkiego Terroru 1937- 39 w ramach „Operacji Polskiej” przeprowadzonej przez NKWD. Rosjanie wymordowali wówczas przeszło sto tysięcy Polaków, a drugie tyle deportowali na Syberię i do Kazachstanu. Chutory opustoszały. Puszcza zarosła zaścianki. Do dziś ostały się gdzieniegdzie tylko zaniedbane cmentarze. Opisany świat przestał istnieć. Niezmienne pozostało stałe zagrożenie barbarzyńcami ze Wschodu, co szczególnie dostrzegalne jest w związku z prowadzoną obecnie rosyjską inwazją na dawne Kresy.

„Nadberezeńcy” Floriana Czarnyszewicza jest wybitną perełką literacką, którą wszystkim polecam.
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15409
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

RECENZJA

Post autor: fobiak »

borowik pisze: 2021-06-21, 14:56 W powieści „Sprawa pułkownika Miasojedowa” umieścił wstrząsający opis bombardowania Drezna, w efekcie którego śmierć poniosło przeszło sześćset tysięcy cywili.
to jest powojenna propaganda, nie wiem, czy to niemiecka czy sowiecka, 20 lat temu mowilo sie o 95.000, dziesiec lat pozniej o 50.000, dzisiaj mowi sie, ze od 13 lutego do 15 lutego 1945 roku, naloty bombowe pochlonely od 22.700 do 25.000 ofiar. nieraz dobrze jest sprawdzic czy facet pisal prawde czy tez opieral sie na propagandowym fake.
https://de.wikipedia.org/wiki/Luftangriffe_auf_Dresden
dajcie zyc grabarzom
Awatar użytkownika
borowik
Posty: 219
Rejestracja: 2018-11-29, 13:36
Has thanked: 4 times
Been thanked: 5 times
Kontakt:

RECENZJA

Post autor: borowik »

Józef Mackiewicz nie podawał liczby ofiar. Gdy pisałem recenzję, musiałem wziąć skądś tę liczbę. (Możliwe, że błędnie.) Na zachodzie po II wojnie światowej zawsze była tendencja do przemilczania bombardowania Drezna. Nie pamiętam już szczegółów, ale czytałem też o tym w książce Kurta Vonneguta "Rzeźnia nr 5". A to że zgodnie z wikipedią, z każdym kolejnym rokiem, podają coraz mniejszą liczbę ofiar, tylko potwierdza, że w dalszym ciągu zmierza się do zbagatelizowania tego wydarzenia. W kolejnych badaniach za 10 lat wyjdzie na jaw, że nalotu takiego w ogóle nie było i też o tym napiszą w wikipedii. :)

Zwycięzcy piszą historię. Tak zawsze było i będzie. A czym więcej czasu mija od danego wydarzenia historycznego, tym swobodniej można manipulować jego przebiegiem i oceną, w zależności od bieżących potrzeb politycznych.
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15409
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

RECENZJA

Post autor: fobiak »

moim zdaniem pomylili liczbe uciekinierow (moglo ich tylu w tym czasie tam byc) z liczba ofiar. tyle ofiar by sie nie udalo przemilczec, byla by to najwieksza katastrofa / zaglada XX w. w tak krotkim czasie, dokonana przez ludzi
dajcie zyc grabarzom
Awatar użytkownika
borowik
Posty: 219
Rejestracja: 2018-11-29, 13:36
Has thanked: 4 times
Been thanked: 5 times
Kontakt:

RECENZJA

Post autor: borowik »

Zofia Kossak – trylogia o wyprawach krzyżowych

„Krzyżowcy” (1,2,3,4) – 9
„Król trędowaty” - 8
„Bez oręża” - 8


Antoni Gołubiew - „Bolesław Chrobry”

„Puszcza” - 8
„Szło nowe” - 8
„Złe dni” (1,2) – 8,5
„Rozdroża” (1,2) – 8
„Wnuk” - 8

(skala ocen od 1 do 10)


Powieść historyczna jest gatunkiem literackim, który cechuje umiejscowienie fabuły w przeszłości. Akcja toczy się w minionych czasach, zazwyczaj w powiązaniu z sytuacjami, znanymi z kart historii. Czytelnik śledzi losy fikcyjnych bohaterów lub postaci historycznych, których perypetie uzupełnione zostały wyobraźnią pisarza. W tej warstwie, powieść historyczna przypomina najbardziej typową beletrystykę, rozumianą jako wymysł autora. Na poczynania bohaterów wpływ ma jednak tło historyczne, a więc prawdziwe wydarzenia, które zostały potwierdzone przez badaczy minionych dziejów, jak wyprawy wojenne, koronacje, traktaty itd. Kolejnym elementem jest przedstawienie odległego świata, który różni się od otaczającej czytelnika teraźniejszości. Zadaniem pisarza jest przybliżenie realiów, tak w zakresie zewnętrznego wyglądu otoczenia, jak i opisu warunków bytowania i wzajemnych relacji pomiędzy ludźmi.

Powieści historyczne, ze względu na długość czasu, jaki minął pomiędzy przedstawionymi na stronach wydarzeniami, a momentem ich spisania, można podzielić na dwie kategorie. Do pierwszej grupy wypada zaliczyć książki opisujące zdarzenia, zaistniałe za życia autora. Są to powieści spisane zazwyczaj z perspektywy kilkudziesięciu lat, prezentujące okoliczności, w których pisarz uczestniczył, był świadkiem lub choćby, jakich rozwój miał możliwość śledzić na bieżąco, przykładowo w oparciu o doniesienia prasowe. W pewnym stopniu taka literatura bliska jest pamiętnikom. Odrębność polega na wprowadzeniu wątków fikcyjnych. Odwzorowanie rzeczywistości jest zatem wiarygodne, bo pisarz miał do czynienia z opisanym światem osobiście. Inną sprawą jest oczywiście ocena tej rzeczywistości, która zależna jest od subiektywnego spojrzenia literata.

Drugą kategorią jest proza, w której opisana została bardziej odległa przeszłość. Warto ustalić, jak wiernie odzwierciedlony został obraz dawnych dziejów. Należy oczekiwać, że autor dopełni należytej staranności w celu ich prawidłowego przedstawienia. Wynika stąd konieczność zapoznania się z dostępnymi źródłami historycznymi i aktualnym stanem wiedzy na temat danej epoki. Ta wiedza ulega ciągłym zmianom, choćby ze względu na pojawiające się nowe odkrycia archeologiczne. Trzeba jednak pamiętać, że jest to tylko wyobrażenie starych czasów, a precyzja tego wyobrażenia maleje, czym dalej sięgać wstecz. Do kronik historycznych należy podchodzić krytycznie, bo często pisane były w zgodzie z bieżącym zapotrzebowaniem. Archeologia nie jest nauką ścisłą i opiera się na interpretacji skromnych pozostałości. Mimo to autorzy powinni być zaznajomieni z aktualną wiedzą, bo ostatecznie na czymś opierać się muszą.

W idealistycznym ujęciu pisarz zmierza do perfekcyjnego odwzorowania opisywanej epoki. Jednak powieść nigdy nie powstaje w oderwaniu od teraźniejszości. Opis przeszłości ma również na celu ustosunkowanie się do współczesnych trendów. Pisarz próbuje nadać swemu dziełu wydźwięk uniwersalny, nieograniczony do przedstawionego etapu dziejów. To stanowić może pole do przeinaczeń i przekłamań, które służyć mają uzasadnieniu aktualnych koncepcji i postaw. Polityka historyczna, rozumiana jako mitologizowanie, czy ideologizowanie dawnych wydarzeń, w celu kształtowania światopoglądu czytelnika, odbywa się także za pomocą treści zawartych w powieściach. Nie jest to zresztą zjawisko charakterystyczne tylko dla fikcji literackiej. Dotyczy w równym stopniu opracowań naukowych i popularnonaukowych. Trzeba o tym pamiętać, czytając poszczególnych autorów, dlatego warto zaznajomić się z okolicznościami w jakich pisarz funkcjonował i tworzył swoje dzieła.

Powieść historyczna jest zatem mieszanką literatury i historii. Kierowana jest do odbiorcy, będącego jednoczesnym miłośnikiem obu tych dziedzin. Z jednej strony jest typową fikcją literacką, wzbogaconą o wartość dodatkową w postaci wiedzy historycznej. Z drugiej zaś, służy poznawaniu historii w sposób bardziej szczegółowy, przystępny i w formie atrakcyjniejszej od opracowań czysto naukowych. Stanowi impuls do poszukiwania informacji na temat danej epoki. By nierzadko z upływem lat okazało się, że głębiej w pamięci utkwiły te przeszłe dzieje, z którymi miało się sposobność zapoznać także na łamach twórczości literackiej.

Zofia Kossak i Antoni Gołubiew należą, do dziś już raczej zapomnianej, ścisłej czołówki licznego grona dwudziestowiecznych autorów polskich powieści historycznych.

Pisarka w swoim cyklu opowiada losy krzyżowców, zaczynając od pierwszej krucjaty (1096 -1099), by w następnych częściach przejść do kolejnych pokoleń średniowiecznych rycerzy. Szczególnie pasjonująco ujęta została relacja właśnie z pierwszej, brawurowo przeprowadzonej wyprawy krzyżowej. Była to jedyna krucjata, która osiągnęła zamierzony cel, w tym wypadku, zdobycie Jerozolimy. Książki pisane były na długo przed powszechnym w dzisiejszych czasach, stale obecnym w przestrzeni publicznej, atakiem na chrześcijaństwo. Ale mimo dostrzegalnej sympatii dla krzyżowców, autorka nie unika punktowania ich małostkowości, żadzy władzy, a niekiedy prostactwa. Czytelnik przemierza z rycerzami średniowieczną Europę od synodu w Clermont, poprzez Konstantynopol, Azję Mniejszą, aż do Ziemi Świętej. Druga i trzecia pozycja serii nie osiąga już podobnej jakości, choć niektóre wątki są poprowadzone w sposób równie kunsztowny. Uwagę przykuwają losy tak zwanej wyprawy dziecięcej oraz postać świętego Franciszka z Asyżu.

Antoni Gołubiew osadza swoją opowieść we wczesnopiastowskiej Polsce (992 – 1007). Seria zaczyna się tuż przed śmiercią Mieszka I-ego i przejęciem władzy przez Bolesława Chrobrego. A kończy przed wznowieniem drugiej fazy działań wojennych przeciwko późniejszemu cesarzowi Henrykowi II-emu, królowi Niemiec. Autor drobiazgowo prezentuje cały przekrój ówczesnej ludności. Przedstawia elity państwa z władcą na czele i najważniejszymi rodami, a także specyfikę życia ludzi niższych stanów, parających się mniej szlachetnymi zajęciami, niż czyniło to rycerstwo. Pozostaje w zgodzie z zapisami źródeł historycznych, zaś luki swobodnie wypełnia własnymi wizjami przebiegu wydarzeń. Ma to miejsce przykładowo w odniesieniu do rozbudowanego wątku Wikingów, których legendarną siedzibę Jomsborg, zdobywa Bolesław w pierwszej części cyklu. Pisarz duży nacisk kładzie na analizę mechanizmów sprawowania władzy i niuansów, dotyczących relacji między odrębnymi organizmami państwowymi. Z upływem treści skupia się coraz bardziej na aspekcie chrystianizacji i wypierania pogaństwa przez nową religię. Wydaje się nawet, że jego stosunek do tej zmiany staje się bardziej przychylny, podkreślany koniecznością dziejową. Nie popada jednak w mistycyzm, stale akcentując polityczne przyczyny i następstwa odchodzenia od wierzeń słowiańskich. W ostatnich tomach akcja zwalnia, twórca z coraz większą wnikliwością zagłębia się w psychikę i motywacje, kierujące postępowaniem głównych postaci. Na koniec pozostaje nieco żalu, że nie dał rady przeprowadzić opowieści przez dalsze lata panowania pierwszego króla Polski.

Obie serie są doskonałymi przykładami udanej prozy historycznej, która tylko nieznacznie odstaje od sienkiewiczowskiego ideału.
Awatar użytkownika
borowik
Posty: 219
Rejestracja: 2018-11-29, 13:36
Has thanked: 4 times
Been thanked: 5 times
Kontakt:

RECENZJA

Post autor: borowik »

Sagi europejskich rodów panujących:

„Habsburgowie” - Martyn Rady – 8
„Hohenzollernowie, władcy Prus” - Grzegorz Kucharczyk – 8,25
„Romanowowie” - Simon Sebac Montefiore – 8,5
„Medyceusze, tajemna historia dynastii ” - Mary Hollingsworth – 8,75
„Borgiowie i ich wrogowie” - Christopher Hibbert – 9



Habsburgowie wywodzili się z terenów współczesnej Szwajcarii. Karol V, najpotężniejszy przedstawiciel rodu, urodził się w Niderlandach, zasiadał na tronie hiszpańskim i był cesarzem rzymskim narodu niemieckiego. W Hiszpanii Habsburgowie rządzili prawie dwieście lat, a w Świętym Cesarstwie Rzymskim ponad trzysta. Maksymilian I był krótkotrwale Cesarzem Meksyku. Jednakże to przede wszystkim ich panowanie w Cesarstwie Austriackim, przekształconym z biegiem czasu w Austro-Węgry, pozostawiło najbardziej trwały ślad w zbiorowej pamięci. Habsburgowie byli najbardziej kosmopolityczną dynastią, jaką znała historia. To, co przyczyniło się do ich potęgi, w końcu doprowadziło do upadku. Zanim to nastąpiło, Monarchia Habsburgów była pierwszym imperium, nad którego terytorium nigdy nie zachodziło słońce, na długo przed wiktoriańską hegemonią Imperium Brytyjskiego.

Karol V sprawował władzę nad obszarami takimi jak Hiszpania, Austria, Niderlandy, Czechy, Tyrol, znaczna część Burgundii, południowe Włochy wraz z Neapolem i Sycylią. Imperium obejmowało również liczne terytoria zamorskie, w tym rozległe obszary obu Ameryk i Filipiny. Filip II osiągnął swój największy zasięg władzy, po zawiązaniu unii iberyjskiej, przejmując także posiadłości portugalskie. W 1700 roku Habsburgowie stracili koronę hiszpańską na rzecz francuskich Burbonów. Gałąź austriacka utrzymała dominującą pozycję w Europie Środkowej, zachowując status kontynentalnego mocarstwa. W XIX wieku potęga dynastii zaczęła słabnąć. Prusy rosły w siłę, a Austro-Węgry nie były w stanie skutecznie się przeciwstawić. Dodatkowo, w wieloetnicznym imperium zaczęły budzić się idee narodowościowe, co stało w kontrze do konceptu lojalności wobec rodziny panującej. Klęska w I wojnie światowej oznaczała upadek imperium Habsburgów.

Martyn Rady nie ukrywa swojego sceptycyzmu wobec Habsburgów. Kpi z fantasmagorycznej genealogii rodu, sięgającej tradycji biblijnych. Drwi z poematów napisanych na zamówienie, które gloryfikują bohaterstwo i inne cnoty członków dynastii. Co prawda, pewne fragmenty fikcyjnej historii wydają się dzisiaj zabawne. W owych czasach były to jednak częste praktyki, mające na celu legitymizację władzy i podniesienie prestiżu w oczach poddanych. Te metody są stosowane również dzisiaj, choć dzięki wyższemu poziomowi edukacji i łatwemu dostępowi do informacji, odbywa się to w bardziej subtelnym sposób.

Autor ocenia Habsburgów na podstawie relacji z Żydami i masonerią. Jeśli monarcha działał na ich rzecz i przyznawał im przywileje, jest postrzegany jako dobry władca. W przeciwnym razie opinia jest negatywna. Podobny mechanizm oceny stosuje w kontekście katolicyzmu. Tutaj reakcja jest odwrotna. Przesadne zaangażowanie w obronę wiary jest stale krytykowane przez naukowca. Ta łopatologiczna poprawność polityczna, w połączeniu z wyraźnym przekąsem wobec Habsburgów, sprawia wrażenie, jakby Martyn Rady pisał książkę wbrew sobie, być może w ramach zobowiązań akademickich lub wydawniczych. Na szczęście autor broni się dużą znajomością tematu. Jednak przede wszystkim to sami Habsburgowie bronią się swoją wielowiekową historią oraz wkładem w cywilizację i kulturę, który pozostaje widoczny w całej Europie i poza nią do dnia dzisiejszego. Nie da się niestety tak bogatej spuścizny przedstawić w sposób wyczerpujący na łamach jednej książki i wiele istotnych postaci zostało potraktowanych skrótowo, bez należytej uwagi.



Hohenzollernowie wywodzili się ze Szwabii, południowo-zachodnich Niemiec. Na początku XV wieku Zygmunt Luksemburczyk, w zamian za poparcie w staraniach o cesarską koronę, nadał im w lenno Brandenburgię. Nominacja wiązała się z uzyskaniem statusu jednego z siedmiu elektorów, uprawionych do wyboru cesarza. Nadal jednak Hohenzollernowie byli tylko jednym z wielu rodów książęcych Świętego Cesarstwa Narodu Niemieckiego. Istotna zmiana nastąpiła dwa wieki później, kiedy linia brandenburska połączyła się z linią pruską, sprawującą władzę nad Prusami Książęcymi, lennem Korony Polskiej.

Pierwszym wybitnym przedstawicielem dynastii był Fryderyk Wilhelm zwany Wielkim Elektorem. Wzmocnił władzę centralną, ujednolicił administrację i system podatkowy oraz uniezależnił się od Rzeczypospolitej. Toczył ze zmiennym szczęściem liczne wojny, wprowadzając w życie swoje przekonanie, o tym że należy zabiegać o sojuszników, ale nie należy się do nich przesadnie przywiązywać. Za największy błąd uznawał próbę pozostania neutralnym.

Jego syn, Fryderyk I, uzyskał koronę królewską w Prusach, a tytuł ten rozciągnięto na wszystkie posiadłości. Fryderyk Wilhelm I, zwany Królem Sierżantem, kontynuował dzieło swoich poprzedników i dalej wzmacniał państwo. Rozbudował armię i stał się twórcą pruskiego militaryzmu, choć sam nie wykorzystywał go w praktyce. To zrobił dopiero jego następca, Fryderyk II Wielki.

Król Filozof był wszechstronnie utalentowany. Pisał wiersze, tworzył muzykę, grał na flecie. Utrzymywał kontakty z czołowymi myślicielami epoki. Przyjaźnił się z Wolterem, najbardziej wpływowym pisarzem tamtych czasów. Był uosobieniem absolutyzmu oświeconego. Nie przeszkadzało mu to angażować się w wojny napastnicze. Zdobył sławę geniusza wojskowego. Jego osiągnięcia w tej dziedzinie przyćmił dopiero Napoleon I Bonaparte. Niemniej nie ustrzegł się błędów, jak w przypadku wojny siedmioletniej, kiedy walczył jednocześnie przeciwko trzem mocarstwom. Uratował go wizerunek postępowego liberała. W przededniu zajęcia Berlina przez wojska rosyjskie, zmarła caryca Elżbieta. Następcą został Piotr III, który podziwiał Fryderyka. Nowy car odwołał armię i wycofał się z antypruskiej koalicji z Francją i Austrią. To wydarzenie zapisało się w historii jako 'cud domu brandenburskiego'. Do końca swoich dni, spędzonych w berlińskim bunkrze, Adolf Hitler liczył na powtórzenie podobnej sytuacji.

Następni Hohenzollernowie nie byli już tak błyskotliwi. Wilhelm I miał jednak tą rzadką zaletę, że miał świadomość własnych ograniczeń. Pozwolił podejmować najważniejsze decyzje Żelaznemu Kanclerzowi. Otto von Bismarck doprowadził do zjednoczenia Niemiec, a król Prus przyjął tytuł cesarza niemieckiego.

Porażka w I wojnie światowej, podobnie jak w przypadku Habsburgów, oznaczała koniec panowania Hohenzollernów. W przeciwieństwie jednak do austriackiej monarchii, pruskie dziedzictwo trwa nadal i ma się dobrze. Po kolejnej nieudanej próbie militarnego zdominowania Europy i klęsce w II wojnie światowej, Niemcy zmieniły podejście. Konsolidacja kontynentu odbywa się obecnie metodami pokojowymi. Główny nacisk kładą na presję gospodarczą i propagandową, realizowaną poprzez twórcze rozwinięcie postulatów Szkoły Frankfurckiej.
Profesor Grzegorz Kucharczyk, polski historyk, ma powody, by nie darzyć pruskiej dynastii szczególną sympatią. Nie wpływa to jednak na jego obiektywną ocenę dokonań Hohenzollernów. Stara się przybliżyć mechanizmy i wyjaśnić przyczyny ich spektakularnego wzrostu. Podobnie jak w poprzednio omawianej sadze, jego książka nie wyczerpuje tematu. Niektóre wątki potraktowane zostały powierzchownie i wymagały dalszego rozwinięcia. To nastąpiło w kolejnej, obszerniejszej monografii profesora "Prusy, pięć wieków", wydanej kilka lat po publikacji „Hohenzollernów”.



Romanowowie panowali w Imperium Rosyjskim przez trzy wieki. Michał I Romanow zasiadł na tronie w 1613 roku, kończąc tym samym wielką smutę, okres kryzysu po śmierć ostatniego cara z rodu Rurykowiczów. Sprawowanie władzy w Rosji było wyjątkowo niebezpiecznym i wymagającym zadaniem. Jeśli car nie potrafił sprostać oczekiwaniom, szybko pojawiał się kontrkandydat z rodziny, gotowy do zlecenia lub własnoręcznego przeprowadzenia zabójstwa władcy. Panowanie domu Romanowów jest historią przewrotów pałacowych, spisków i buntów, które kończyły się krwawo albo dla monarchy, albo dla uzurpatorów. Z drugiej strony car, który opanował sztukę rządzenia i odnosił sukcesy, korzystał z władzy absolutnej, zwanej samodzierżawiem.
Aż dwóch Romanowów zasłużyło na przydomek ”wielki”. Piotr I Wielki zreformował państwo na wzór europejski i pokonał Szwedów w wojnie północnej, odnosząc spektakularne zwycięstwo w bitwie nad Połtawą. Carat uzyskał pełny dostęp do Morza Bałtyckiego. Katarzyna II Wielka kontynuowała ekspansję kosztem słabnących Turcji Osmańskiej i Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Władztwo carycy, podobnie jak Fryderyka Wielkiego, określane było mianem absolutyzmu oświeconego, co wiązało się z przyjaznymi relacjami z wolnomyślicielami, którzy przyczynili się do jej pozytywnej reputacji w ówczesnej Europie. "Miękka siła" i walka informacyjna nie są wynalazkami współczesności. Alexander I dorównał osiągnięciom swoich dwóch wielkich poprzedników. Poprowadził koalicję antyfrancuską, pokonał Napoleona, a wojska rosyjskie wkroczyły triumfalnie do Paryża. Rozszerzył granice o Finlandię, Królestwo Polskie zwane Kongresówką, Besarabię, Dagestan i Azerbejdżan.

Następni carowie ze zmiennym szczęściem starali si nawiązać do chwały swoich poprzedników. Prowadzili szereg wojen w celu dalszego poszerzenia rosyjskiej domeny. Stały im jednak na przeszkodzie skostniałe stosunki społeczne i wewnętrzne zacofanie. Ambitne reformy nie przynosiły oczekiwanych efektów i często wywoływały niezadowolenie warstw uprzywilejowanych. Nie dało się pogodzić sprzecznych interesów. Coraz głośniej zaczęły wybrzmiewać radykalne idee rewolucyjne. Aleksander II zniósł poddaństwo, ale zginął w zamachu. Ostatni car, Mikołaj I, okazał się skrajnie niekompetentny, a okres jego panowania był równią pochyła dla imperium. Został rozstrzelany wraz za całą rodziną przez bolszewików. Dopiero "czerwony car" - Józef Stalin, zdobywca Berlina - przywrócił Rosji mocarstwowość.

Simon Sebag Montefiore nie ukrywa swojej fascynacji rosyjską dynastią. Sagę napisał z pasją, co przynosi pozytywny efekt końcowy. Jeśli opowiada się o czymś, dobrze jest lubić omawiany temat. Autor korzysta z licznych źródeł, do których dostęp nie jest dany każdemu. Szczególnie głębokie spojrzenie uzyskał w prywatne listy członków rodziny panującej. Niestety, poświęca przesadnie dużo uwagi intymnym szczegółom życia Romanowów. Opisuje ich miłostki i mniej lub bardziej istotne romanse. Na początku to może nawet wzbudzić ciekawość, ale z czasem staje się męczące i niepotrzebne. Całe szczęście, że główną zaletą książki jest jej obszerność. Zawiera ponad siedemset stron i po lekturze nie pozostawia wrażenia, że któryś z ważnych wątków został potraktowany po macoszemu.



Po rozbiciu Cesarstwa Zachodniorzymskiego w 476 roku, barbarzyński wódz Odoaker nie nacieszył się długim panowaniem na Półwyspie Apenińskim. Sam niebawem uległ Ostrogotom, którzy rządzili na terenach współczesnych Włoch przez kolejne kilkadziesiąt lat. Wówczas na arenę dziejów wkroczył bizantyjski cesarz Justynian I Wielki, który zapragnął przyłączyć kolebkę do Cesarstwa Wschodniorzymskiego. Po trwającej prawie dwie dekady Wojnie Gotyckiej dopiął swego i zajął całą Italię. Germanie nie dali jednak o sobie zapomnieć i wkrótce nastąpił najazd kolejnego plemienia, tym razem Longobardów. Przez dwieście lat Bizantyjczycy rywalizowali z Longobardami o wpływy na półwyspie, ale żadna strona nie zdominowała całkowicie przeciwnika. Rozczłonkowali Italię między siebie, a przeplatające się domeny były zalążkiem przyszłego podziału na niezależne organizmy państwowe – podziału, który utrzymał się aż do zjednoczenia Włoch w XIX wieku. Inwazja Franków przyniosła kres Królestwu Longobardów. Pepin Krótki założył w centrum włoskiego buta Państwo Kościelne z siedzibą papieża, a jego syn, Karol Wielki, stworzył ogromne imperium w Europie Zachodniej i koronował się w Rzymie na cesarza. Jego następcy nie potrafili utrzymać potęgi karolińskiego państwa. Prestiż cesarstwu przywrócił dopiero Otton I, od którego koronacji w 962 roku datuje się początek Świętego Cesarstwa Rzymskiego, istotnego gracza w północnych Włoszech przez wiele kolejnych stuleci. Bizantyjczycy osłabli na południu. Arabowie z Afryki Północnej zajęli Sycylię i założyli swój emirat. Przybyli Normanowie, którzy po wielu latach walk wyparli Bizantyjczyków, a później Saracenów z Sycylii. Stworzyli państwo ze stolicą w Neapolu, rządzone przez kolejne dynastie, które zasadniczo w niezmienionej terytorialnie formie przetrwało do zjednoczenia Italii.

W północnych Włoszech miasta zaczęły uniezależniać się spod władzy cesarzy. Powstały potęgi handlowe – Wenecja i Genua – które zdominowały szlaki śródziemnomorskie. Italia korzystała ze swojego korzystnego położenia i bogaciła się na wymianie handlowej z północną Europą, którą komunikowała z Lewantem i dalekim Orientem. Koniunktura trwała do epoki wielkich odkryć geograficznych. To właśnie na Półwyspie Apenińskim pojawił się system bankowy. Włoskie słowo "banco" oznacza ławę, przy której dokonywano pierwszych transakcji. Tamtym czasom Włochy zawdzięczają dzisiejszą atrakcyjność turystyczną. Władcy rywalizowali między sobą także o prestiż i mieli pieniądze, żeby inwestować w splendor rządzonych metropolii. Italia stała się kuszącym kąskiem dla największych potęg militarnych. O kontrolę rywalizowali hiszpańscy Habsburgowie z królami Francji, których wojska kilkukrotnie przeszły przez półwysep w szeregu następujących po sobie wojen włoskich.

Mary Hollingsworth opisuje historię rodu Medyceuszy, którzy doszli do władzy we Florencji, stolicy republiki przekształconej w Wielkie Księstwo Toskanii. Kupiecka rodzina wybiła się dzięki ogromnemu bogactwu, z którego umiejętnie korzystała, poszerzając swoje wpływy. Zmuszani do opuszczenia miasta, wracali z wygnania silniejsi. Decydowali na konklawe o wyborach papieży. Na tronie Piotrowym zasiadło trzech Medyceuszy. Warto się od nich uczyć zarządzania własnym majątkiem. Kosma I zwykł powtarzać, że kto pragnie zostać bogaczem w ciągu roku, będzie bankrutem przed upływem sześciu miesięcy. Cechowała ich przezorność i dalekowzroczność. W powszechnym odbiorze zasłynęli jako mecenasi sztuki, współtwórcy włoskiego renesansu.

Christopher Hibbert odkrywa tajemnice majestatycznej i niebezpiecznej rodziny Borgiów w okresie pontyfikatu Aleksandra VI. Rodrigo Borgia był wyjątkowym papieżem, gotowym na wszystko w celu poszerzenia władzy. Nie stronił od zabójstw, symonią i kobietami. Jego ambicją było wykreowanie dla syna, Cezara Borgii, dominującej pozycji w środkowych Włoszech. To właśnie okrutnego Cezara opisuje Machiavelli w swoim dziele „Książę”. Borgiowie to także piękna i mądra Lukrecja – córka i siostra, a także domniemana kochanka obu najsłynniejszych męskich przedstawicieli rodziny. Aleksander VI był jednak przede wszystkim wybitnym dyplomatą. Dwukrotnie uratował Rzym przed splądrowaniem przez wojska francuskie, które maszerowały na Neapol. Czego nie uniknął jeden z jego następców, Klemens VIII.

Mocną stroną obu książek jest fakt, że przedstawiają one relatywnie niewielkie fragmenty włoskiej historii, dzięki czemu obaj autorzy mogą skupić się na szczegółach. Daje to możliwość poznania niuansów polityki i uniwersalnych mechanizmów sprawowania władzy.



Historia Europy jest historią rywalizacji pomiędzy niezależnymi ośrodkami politycznymi, pojawiającymi się na arenie dziejów, rozkwitającymi, osiągającymi szczyt potęgi, by następnie osłabnąć i zniknąć zupełnie. Większość czasu wypełnia wojna. Okresy względnej stabilizacji są stosunkowo krótkie. Pokój Westfalski kończył wojny religijne. Kongres Wiedeński ustalał relacje między mocarstwami po burzliwych czasach napoleońskich. Wcześniej, czy później jednak zmiany potencjału uczestników rywalizacji, doprowadzają do wznowienia działań zbrojnych, których celem jej ponowne ustalenie stref wpływów. Obecnie świat stoi, być może, przed kolejną konfrontacją, w której nowe potęgi zakwestionują amerykańską dominację. Jak słusznie zauważył chiński klasyk, Sun Tzu, wojna jest dla państwa sprawa najwyższej wagi, sprawą życia lub śmierci, droga wiodącą do przetrwania lub upadku. Dlatego tez należy poświecić jej poważne studia.
Awatar użytkownika
borowik
Posty: 219
Rejestracja: 2018-11-29, 13:36
Has thanked: 4 times
Been thanked: 5 times
Kontakt:

RECENZJA

Post autor: borowik »

"Sztuka wojny” - Sun Zi – 8,5
„Wojna peloponeska” - Tukidydes – 9,75
„O wojnie galijskiej” - Juliusz Cezar – 8,5
„Wojna żydowska” - Józef Flawiusz – 8,5
„O wojnie” - Carl von Clausewitz – 8,25
„Zarys sztuki wojennej” - Antoine-Henri Jomini – 7,75
„Wojna totalna” - Erich Ludendorff – 7,25

(skala ocen od 1 do 10)



Traktak chińskiego generała Sun Zi jest pierwszym, znanym opracowaniem sztuki wojennej, do dziś studiowanym przez adeptów akademii wojskowych. Nie da się precyzyjnie określić daty jego powstania, ale najstarsze fragmenty mogą sięgać nawet VI wieku p.n.e. Dzieło zawiera wiele wskazówek dotyczących prowadzenia operacji militarnych, wskazówek o różnym stopniu szczegółowości. Jest jednak na tyle ogólne, że może służyć nie tylko jako podręcznik dla mundurowych, ale również jako źródło wiedzy o skutecznym działaniu właściwie w każdej dziedzinie życia, w której występuje element rywalizacji (np.: biznes, handel itd.). Język chiński, a zwłaszcza charakterystyczne pismo piktograficzne zostawia spore pole do interpretacji, a dzieło starożytnego generała do dziś jest wnikliwie badane i analizowane. Traktat jest krótki i jest dostępny na internecie, także w formie audiobooka. Celem lektury wszystkich omawianych tu pozycji była chęć zrozumienia obecnej sytuacji światowej, ze szczególnym uwzględnieniem wojny na Ukrainie oraz próba przewidzenia dalszego rozwoju wydarzeń. W przestrzeni medialnej toczy się obecnie spór, czy Polska znajduje się w niebezpieczeństwie i czy realna jest agresja Rosji. Dowiedzmy się zatem, jak Sun Zi odniósłby się do tej debaty:

„Wojna nie polega na tym, aby oczekiwać, iż wróg się nie zjawi, ale na tym, aby go odpowiednio przyjąć. Wojna nie polega też na tym, aby oczekiwać, że wróg nie zaatakuje, ale na tym, aby uniemożliwić mu ten atak.”

Poleis greckie po skutecznym odparciu inwazji perskiej zjednoczyły się wokół dwóch najpotężniejszych państw miast, w dwa rywalizujące ze sobą obozy, Związek Ateński i Związek Peloponeski. Doszło do najbardziej krwawego konfliktu zbrojnego w historii starożytnej Grecji. W drugiej połowie IV wieku p.n.e. wybuchła wojna peloponeska, która trwała prawie trzy dekady. Opisał ją Tukidydes, ateński strateg (dowódca wojskowy). Herodot, zwany „ojcem historii”, uznawany jest za pierwszego historyka. Tukidydesa, w odróżnieniu od swojego wybitnego poprzednika, charakteryzuje realistyczne podejście do stosunków międzynarodowych. Nie bierze pod uwagę wpływu boskich interwencji, skupia się na realnych mechanizmach, które decydują o dynamice relacji między konkurującymi państwami. „Wojna Peloponeska” została ponownie odkryta w średniowieczu i od tamtego momentu stanowi nieocenione źródło wiedzy o konfliktach zbrojnych. Karol V, twórca hiszpańskiej potęgi Habsburgów, miał umrzeć z dziełem greckiego historyka na rękach. Jest szczególnie aktualne także dzisiaj, kiedy świat stoi u progu konfrontacji pomiędzy dwoma potęgami i ich sojusznikami. A więc podobnie jak to miało miejsce w starożytnej Grecji. Tukidydes tak określił przyczynę wybuchu wojny:

„Otóż za najistotniejszy powód, chociaż przemilczany, uważam wzrost potęgi ateńskiej i strach, jaki to wzbudziło u Lacedemończyków (Spartan).”

Sytuacja w której hegemon traci dominującą pozycję kosztem innego wzrastającego mocarstwa zwana jest „pułapką Tukidydesa” i zazwyczaj prowadzi do wybuchu konfliktu. Obecnie Stany Zjednoczone tracą przewagę nad Chinami. Z dużym prawdopodobieństwem dojdzie między rywalizującymi państwami do wojny. Grecki historyk precyzyjnie opisał także relacje między głównymi potęgami, a ich pomniejszymi sojusznikami. Z perspektywy Polski znajdziemy wiele istotnych informacji o naturze tych stosunków. Tukidydes miał nawyk przedstawiać wydarzenia, opisując stanowiska ich uczestników poprzez przemowy, które mieli wygłosić. Tak zwrócić się mieli Ateńczycy do mieszkańców obleganego przez nich Melos. Żądali odstąpienia od sojuszu ze Spartą i dołączenia do Związku Ateńskiego.

„Przecież jak wy, tak i my, wiemy doskonale, że sprawiedliwość w ludzkich stosunkach jest tylko wtedy momentem rozstrzygającym, jeśli po obu stronach równe siły mogą ją zabezpieczyć; jeśli zaś idzie o zakres możliwości, to silniejsi osiągają swe cele, a słabsi ustępują...”

„Przecież dla tych, którzy mają przyjść komuś z pomocą, nie jest gwarancją sympatia tych, którzy ich wzywają, ale siła, którą oni dysponują...”

„Najsilniejszą waszą podporą są odległe nadzieje, podczas gdy środki, jakimi rozporządzacie w obecnej sytuacji, są nikłe w stosunku do sił, które wam przeciwstawiono. Postąpicie też bardzo lekkomyślnie, jeśli po naszym odjeździe nie poweźmiecie jakiejś rozsądniejszej decyzji. Nie powodujcie się niewczesnym uczuciem honoru, które w niebezpieczeństwach jawnych i grożących hańbą wielu doprowadziło do zguby. Na ogół bowiem ludzie dają się zwieść słowu „hańba” i chociaż widzą, do czego ich to prowadzi, ulegają sile tego wyrazu, rzucając się dobrowolnie w otchłań niepowetowanych nieszczęść i ściągając na swą głowę z braku rozwagi jeszcze większą hańbę. Lecz wy unikniecie tego, jeśli poweźmiecie słuszną decyzję i jeśli uznacie, że nie jest hańbą ustąpić przed silniejszym państwem, które stawia wam umiarkowane warunki. Chcemy, żebyście się stali naszymi sprzymierzeńcami i, zachowując swe terytorium, płacili nam daninę. Mając więc wolny wybór między wojną a niebezpieczeństwem, nie wybierajcie zła pod wpływem fałszywej ambicji. Najlepiej może postępują ci, którzy równym sobie nie ustępują, dla silniejszych zachowują szacunek, wobec słabszych umiar. Zastanówcie się nad tym po naszym odejściu i pamiętajcie, że podejmujecie decyzję w sprawie ojczyzny, którą macie tylko jedną i której los zależeć będzie od tej jednej decyzji: dobrej lub złej”


Melijczycy odmówili, bo liczyli na przybycie Spartan. Ateńczycy zdobyli miasto, wszystkich mężczyzn wymordowali, a kobiety i dzieci sprzedali w niewolę.


Gajusz Juliusz Cezar podbił Galię w I wieku p.n.e. Celtowie zamieszkujący tereny współczesnej Francji zwani byli Galami. W przeszłości Celtowie zajmowali obszary rozciągające się przez całą Europę. Byli w stanie najechać Bałkany, skutecznie rywalizować z królestwem Macedonii, a nawet podbić Rzym. Jednak w czasach Cezara ich potęga chyliła się ku upadkowi. Nie potrafili stawić czoła jednoczesnemu zagrożeniu ze wschodu od strony agresywnych plemion germańskich i z południa czyli Cesarstwu Rzymskiemu. Galowie nie stanowili jednolitej struktury. Rozbici byli na wiele niezależnych plemion, które toczyły ze sobą wojny. Juliusz Cezar dysponował mniej liczebnym wojskiem, ale skutecznie wygrywał animozje pomiędzy odrębnymi wspólnotami plemiennymi. Legiony rzymskie były lepiej wyćwiczone, bardziej zdyscyplinowane i posiadały przewagą technologiczną (np. w zakresie sztuki oblężniczej). Galowie zjednoczyli się zdecydowanie za późno, a ich powstania przeciwko rzymskiej okupacji zostały krwawo stłumione. Ocenia się, że w toku całej kampanii galijskiej śmierć poniosła jedna trzecia miejscowej ludności. Juliusz Cezar opisał podbój Galii w celach propagandowych, przygotowując się do wojny domowej i przejęcia władzy w Rzymie. Jego traktat jest doskonałym zapisem tamtych wydarzeń. Warto jednak pamiętać, że służył przede wszystkim jako apoteoza własnych dokonań.


W I wieku n.e. za panowania Nerona wybuchło w Judei żydowskie powstanie przeciwko władzy rzymskiej. Rozlało się na cały Izrael, a po początkowych sukcesach rebeliantów, do ich pacyfikacji skierowano legiony pod dowództwem Wespazjana i jego syna Tytusa, późniejszych cesarzy. Przywódcą buntu na północy, w Galilei, był Józef Flawiusz. Po upadku Jotopaty, której obroną kierował, dostał się do niewoli. Wkradł się w łaski Rzymian, przepowiadając Wespazjanowi przyszłą nominację na cesarza. Przeszedł na stronę wroga, osiedlił się w Rzymie, gdzie spisał dzieje wojny żydowskiej.

Po stłumieniu rewolty na większości terytorium Izraela, Jerozolima stała się głównym miejscem oporu. Do stolicy ściągały niedobitki powstańców, którzy wyrwali się spod rzymskiej opresji. Byli wśród nich różnej maści awanturnicy, próbujący wykorzystać wojenną zawieruchę i przejąć władzę. W mieście doszło do krwawych walk wewnętrznych pomiędzy rywalizującymi frakcjami. Tak to wyglądało z perspektywy Rzymian:

„Wszyscy dowódcy rzymscy uznali waśń w obozie nieprzyjaciół za nadspodziewanie pomyślne wydarzenie i chcieli od razu ruszyć na miasto, nakłaniając do tego Wespazjana jako najwyższego wodza. Uważali, że opatrzność Boża ich właśnie wspiera, skoro wrogowie powstali przeciw samym sobie; lecz nie ma czasu do stracenia, bo Żydzi rychło mogą się pojednać, albo gdy uprzykrzą się im wewnętrzne niesnaski, albo gdy ich pożałują. Wespazjan odrzekł im, że wielce się mylą, jeśli chodzi o to, co należy czynić, pragnąc jak w teatrze popisać się swoją dzielnością i orężem, co nie byłoby wolne od niebezpieczeństwa, nie bacząc natomiast na to, co jest korzystne i bezpieczne. Gdyby bowiem natychmiast pomaszerowali na miasto, to tylko dopomogliby zjednoczeniu się nieprzyjaciół, którzy wtedy obróciliby wszystkie swoje siły przeciwko niemu. Jeśli zaś poczekają, będzie miał przeciwko sobie przeciwnika osłabionego, ponieważ wyniszczy się w bratobójczej wojnie. Bóg jest lepszym od niego wodzem i oddaje Żydów w ręce Rzymian, oszczędzając im trudów i zapewnia im zwycięstwo bez ryzyka dla całej wyprawy. Toteż w chwili, gdy wrogowie giną z własnej ręki i zżera ich największe zło, jakim jest wojna domowa, należy raczej przyglądać się, pozostając z dala od niebezpieczeństw i nie wdawać się w walkę z ludźmi, którzy szukają śmierci i sami na sobie wyładowują szał wściekłości. Jeśli zaś ktoś sądzi ciągnął - że zwycięstwo bez walki nie ma pełnego smaku, to niechaj pamięta, iż sukces odniesiony bez trudu jest korzystniejszy niż wywalczony orężem i połączony z ryzykiem. Tych bowiem, którzy osiągają to samo powściągliwością i rozwagą, trzeba uznać za nie mniej godnych sławy, niż tych, których opromieniają czyny. Bo kiedy u nieprzyjaciół przerzedzą się szeregi, to jego wojsko, odzyskawszy siły po nieustannych trudach, stanie do walki wzmocnione. Zresztą nie jest teraz czas odpowiedni, aby myśleć o odniesieniu wspaniałego zwycięstwa. Żydzi bowiem nie wykuwają broni, nie wznoszą murów ani nie zaciągają wojska posiłkowego - w takim wypadku zwłoka byłaby szkodliwa dla ociągających się - lecz pogrążeni w bratobójczej wojnie i niezgodzie sami zadają sobie ciosy i każdego dnia skazują się na gorsze cierpienia, niż my moglibyśmy im zadać po zwycięskim szturmie. Jeśli tedy baczyć na bezpieczeństwo, trzeba pozwolić Żydom samym wyniszczać się wzajemnie; jeśli chcieć osiągnąć wspaniały sukces wojskowy, nie wolno napadać na naród trawiony wewnętrzną chorobą.”

Wespazjan miał zatem zwlekać ze szturmem na Jerozolimę, co było także spowodowane trwającymi w tym czasie walkami w stolicy imperium o schedę po zamordowanym Neronie. Wódz początkowo nie uczestniczył w sporach o sukcesję. Ostatecznie jednak został uznany za cesarza przez swoich legionistów i niebawem ustabilizował sytuację w imperium. Jerozolimę zdobył jego syn, Tytus. Rzymianie zburzyli Świątynię, która nigdy już nie została odbudowana i z której ostał się jedynie niewielki fragment muru, zwany obecnie Ścianą Płaczu. Ocenia się, że w toku powstania śmierć poniosło kilkaset tysięcy do miliona Żydów.


Rewolucja francuska zapoczątkowała okres wojen nowożytnych. Wprowadzono powszechny pobór do wojska, w dużej mierze dzięki czemu trójkolorowi obronili się przed antyfrancuską koalicją. „Każdy obywatel żołnierzem. Każdy żołnierz obywatelem” brzmiało lansowane hasło. Cały naród zaangażował się w wysiłek zbrojny państwa. Gospodarka przestawiona została na produkcję wojskową. Wcześniejsze konflikty średniowiecznej Europy były, w pewnym uproszczeniu, rywalizacjami pomiędzy monarchami , którzy w zależności od zasobności skarbu najmowali wojska zaciężne i dążyli do, w miarę możliwości szybkiego, rozstrzygnięcia na polach bitewnych. Zwykli poddani nie angażowali się emocjonalnie w wojnę, która z ich perspektywy była rozrywką władców i wiązać się mogła tylko z negatywnymi konsekwencjami dla ich mniej lub bardziej spokojnego i komfortowego życia. Masowy charakter działań zbrojnych zastał i wykorzystał Napoleon, który dodając od siebie wybitny talent wojskowy, zapoczątkował erę wojen napoleońskich, trwających w Europie przez kilkanaście lat, aż do ostatecznego upadku cesarza Francuzów w bitwie pod Waterloo. Chęć zrozumienia fenomenu sukcesów militarnych Napoleona oraz specyfiki prowadzonych przez niego kampanii spowodowało pojawienie się wielu analityków, którzy podeszli do tego zagadnienia z naukową precyzją. Najwybitniejszymi okazali się pruski generał Carl von Clausewitz i szwajcarski Antoine-Henri Jomini. Zainteresowanie dziełem tego pierwszego „O wojnie” jest powszechne również obecnie. Ten drugi został już raczej zapomniany.

„Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami.”

Jest to najbardziej znany cytat z pruskiego generała. Jego rozważania dotyczące relacji między polityką, a wojną są ciągle aktualne i mają wpływ na procesy decyzyjne w dzisiejszych ośrodkach władzy. Carl von Clausewitz badał naturę wojny, korzystając z myśli znanych mu filozofów, starał się wyjaśnić jej specyfikę, odwołując się do triady heglowskiej, czy koncepcji Kanta. Wnikliwie analizował cechy osobowości, którymi powinien charakteryzować się dowódca. Z jego opracowania wywodzi się pojęcie „mgły wojny”, rozumianej jako niemożność uzyskania pełnej i niepodważalnej wiedzy o sytuacji na polu walki, co wiązało się z koniecznością podejmowania trafnych decyzji przy braku precyzyjnych wiadomości o rzeczywistym przebiegu potyczki. Pojęcie to jest nadal popularne, chociaż utraciło swoje pierwotne znaczenie i częściej opisuje się nim próby ukrywania stanu faktycznego lub nawet wprowadzania w błąd, szczególnie w infosferze. Przy dzisiejszej technologii (np: systemy satelitarne, czy drony) nie ma już takich trudności w zapoznaniu się przez sztaby z sytuacją na froncie. Prusak wprowadził i rozwinął kwestię celu, któremu powinna być podporządkowana operacja wojskowa. Od właściwego określenia tego celu, realnego do osiągnięcia, miało zależeć powodzenie całej wojny.

Warto jednak podkreślić, że w latach następujących bezpośrednio po wojnach napoleońskim większym uznaniem wśród wojskowych cieszyły się dzieła Szwajcara Antoine-Henri Jomini'ego. Skupiał się on na praktycznych aspektach prowadzenia kampanii wojskowych. Podchodził do wojny jak do zadania matematycznego, które można i należy rozwiązać. Określał zasady, których trzymanie się miało zagwarantować zwycięstwo:

„Należy kierować główne siły armii na decydujące punkty teatru wojny lub pola bitwy i działać w taki sposób, żeby masy wojsk nie tylko znalazły się w decydującym punkcie, lecz aby wszystkie razem sprawnie weszły do walki.”

Temu podporządkowane były kierunki przemieszczania się wojsk i tworzenie linii zaopatrzeniowych, szczegółowo rozrysowane przez szwajcarskiego generała. Ze względu na rozwój techniki i w konsekwencji metod prowadzenia operacji wojskowych, koncepcje te zdeaktualizowały się, ale przez cały wiek XIX większość wojen opierało się na analizach Jomini'ego.


Erich Ludendorff był szefem sztabu armii dowodzonej przez Paula von Hindenburga w trakcie operacji wschodniopruskiej na początku Wielkiej Wojny (I wojny światowej). W efekcie dwóch bitew, pod Tannenbergiem i nad Jeziorami Mazurskimi niemieckie wojsko odniosła całkowite zwycięstwo nad rosyjskim przeciwnikiem. Podczas I wojny światowej jeszcze wyraźniejsza stała się ewolucja konfliktów zbrojnych w stronę rywalizacji pomiędzy całymi narodami, czyli proces zainicjowany po wybuchu rewolucji francuskiej. Tak to opisał Niemiec w swojej książce „Wojna totalna”:

„Siły zbrojne tkwią swymi korzeniami w narodzie, są jego częścią składową. Od sił fizycznych, ekonomicznych i moralnych narodu zależy moc sił zbrojnych w wojnie totalnej. Siłą moralną jest to, co siłom zbrojnym i narodowi daje jedność, potrzebną w walce życiowej o zachowanie narodu w takiej wojnie...”

„Tylko duchowa jedność przysposabia naród do tego, aby ciężko walczące siły zbrojne uzyskiwały stale nowe zasoby sił moralnych, aby naród pracował dla sił zbrojnych i aby wśród okropności wojny, narażony na nieprzyjacielskie działania wojenne, sam potrafił zachować wolę zwycięstwa i oporu.”


Ludendorff napisał swoje dzieło po klęsce Rzeszy, w ramach przygotowań do przejęcia władzy w Republice Weimarskiej. Był wybitnym wojskowym, ale marnym politykiem i swoich politycznych ambicji nie zrealizował.


Rozwój technologii spowodował dalszą ewolucję konfliktu zbrojnego w kierunku wielodomenowej wojny totalnej. Pojawienie się lotnictwa i rakiet dalekiego zasięgu doprowadziło do sytuacji, w której nikt nie może czuć się bezpieczny. Wojna przestała być rozrywką króli i relatywnie nielicznej armii kondotierów, zmieniła się w starcie całych narodów. Pojawienie się internetu skutkuje tym, że nie trzeba już walczyć bezpośrednio na linii frontu, by brać udział w konflikcie. Polubienie wiadomości opublikowanej w mediach społecznościowych, promującej narrację którejś ze stron, już jest formą uczestnictwa w wojnie informacyjnej. Za naszą wschodnią granicą od ponad dwóch lat toczy się wojna. Jeśli Rosja podbije Ukrainę i uzna, że jest w stanie skutecznie kontynuować ekspansję, zaatakuje kolejne państwa. Taka jest mocarstwowa natura Rosji, co demonstrowała przez kilka ostatnich stuleci i nie ma podstaw, żeby twierdzić, że coś w tej kwestii się zmieniło. Należy zastanowić się czy Polska jest przygotowana na ewentualny konflikt. Nie będziemy w tym miejscu skupiać się na kwestiach czysto wojskowych. Wiedza o małej liczebności armii, niedostatkach sprzętowych, czy skromnym potencjale przemysłu zbrojeniowego jest powszechna. Skupmy się zatem na polskim społeczeństwie. Od prawie dwudziestu lat naród podzielony jest na zwolenników dwóch rywalizujących partii. Namiętności rozbudzone przez polityków przełożyły się na głębokie podziały ludności. Niekiedy podnosi się argument, że naród polski zjednoczy się w obliczu niebezpieczeństwa. Historia jednak temu przeczy i daje przykłady przeciwne. Galowie nie potrafili pogodzić się, walcząc z legionami Cezara. Żydzi skoczyli sobie do gardeł przed rzymskim szturmem Jerozolimy. W trakcie wojny peloponeskiej mieszkańcy poszczególnych poleis greckich dzielili się na zwolenników ustroju oligarchicznego, gdzie władzę dzierżyła arystokracja i zwolenników demokracji bezpośredniej, dopuszczającej do udziału w podejmowaniu decyzji wszystkich wolnych obywateli płci męskiej. Tak to relacjonował Tukidydes:

„Wiele też dotkliwych klęsk spadło na różne państwa z powodu walk partyjnych, które zdarzają się i zawsze zdarzać się będą, jak długo natura ludzka pozostanie niezmienna, choć może w mniejszym nasileniu i w innych formach, stosownie do zmieniających się okoliczności. W czasach pokojowych i w dobrobycie zarówno państwa, jak i jednostki kierują się słuszniejszymi zasadami, gdyż nie znajdują się przed jarzmem konieczności; wojna zaś niszcząc normalne, codzienne życie, jest brutalnym nauczycielem, kształtującym namiętności tłumu według chwilowej sytuacji. Walki partyjne wstrząsnęły państwem, a te, które wybuchły później, brały sobie za wzór poprzednie i w niezwykłości pomysłów szły jeszcze o wiele dalej, zarówno jeśli chodzi o przemyślność i podstęp w urządzaniu zamachów jak i o wyrafinowaną zemstę. Wtedy również zmieniano dobrowolnie znaczenie wielu wyrazów. Nierozumna zuchwałość uznana została za pełną poświęcenia dla przyjaciół odwagę, przezorna wstrzemięźliwość – za szukające pięknego pozoru tchórzostwo, umiar – za ukrytą bojaźliwość, a kto z zasady radził się rozumu, uchodził za człowieka wygodnego i leniwego, bezmyślną zuchwałość uważano za cechę prawdziwego mężczyzny, a jeśli ktoś się nad czymś spokojnie zastanawiał, sądzono, że szuka dogodnego pretekstu, żeby się wycofać. Ten, kto się oburzał i gniewał, zawsze znajdował posłuch, ten, kto mu się sprzeciwiał – był podejrzany...”

„Przywódcy polityczni jednej i drugiej partii posługiwali się pięknymi hasłami, mówili o równouprawnieniu wszystkich obywateli albo o rządach rozumnej arystokracji, ale w rzeczywistości, mówiąc o sprawie ogólnej, walczyli między sobą o swe prywatne interesy. Używając wszelkich metod w walce o pierwszeństwo, odważali się nawet na największe okropności, a w zemście nie oglądali się ani na prawo, a ni na interes publiczny, lecz kierowali się wyłącznie samowolą. Czy to za pomocą niesprawiedliwych wyroków sądowych, czy też przemocą gotowi byli zaspokajać swoje namiętności. Żadna partia nie szanowała świętości, a dobre imię zyskiwali ci, którzy za pomocą pięknych słów osiągali coś niegodnego. Bezpartyjnych zaś obywateli gnębiły obie strony, dlatego że nie brali udziału w walce i że zazdroszczono im spokoju.”

„... Przeważnie też górę brali ludzie ograniczeni: w poczuciu słabości, w obawie przed przewagą umysłową przeciwnika, śmiało przystępowali do czynu, wiedząc, że jeśli zawczasu nic nie zrobią, ulegną wymowie i bystrej inteligencji przeciwnika. Ci zaś, którzy uważali, że nie trzeba stosować siły tam, gdzie wyniki można osiągać inteligencją, lekceważyli sobie takie postępowanie i wskutek tego, często bezbronni, ginęli.”


W obliczu rosyjskiej agresji dojdzie raczej do zaostrzenia wewnętrznego konfliktu i w konsekwencji dalszego osłabienia potencjału obronnego, niż do uspokojenia nastrojów. Warto przywołać inne zjawiska, które również wpływają na obniżenie bezpieczeństwa. Coraz częściej spotkać się można w niektórych społecznościach z ojkofobią, czyli nienawiścią do własnego państwa. Jednostka dotknięta taką przypadłością jest bezwartościowa z perspektywy ochrony kraju przed zewnętrzną inwazją. Ta patologia dotyczy jeszcze stosunkowo niewielkich grup, pozbawionych instynktu samozachowawczego i bezbronnych intelektualnie wobec antypolskiej propagandy. Jednak sam fakt, że postawy tego typu cieszą się jakąś popularnością, powinien wzbudzać uzasadniony niepokój. Te groteskowe stanowisko idzie często w parze z mentalnością posłusznego niewolnika. Jednostka poszukuje pana wśród obcych narodowości, idealizując bądź to Niemców, Żydów, Francuzów, a niekiedy nawet czarnoskórych Amerykanów, czy kogo tam sobie jeszcze nie upatrzy. Jest to skrajna aberracja, która w czasach pokojowych powinna zainteresować bardziej socjologów albo psychiatrów, ale w przededniu wybuchu ewentualnego konfliktu staje się niebezpieczna i powoduje dalsze osłabienie państwa. Na to wszystko nakładają się autodestrukcyjne ideologie lewicowe, które dodatkowo utrudniają skuteczne przygotowanie do wojny.

Polskie społeczeństwo nie jest gotowe do wojny i niewiele wskazuje, żeby miały zostać zainicjowane procesy, które tą gotowość wytworzą. Elity polityczne skupiają się bardziej na konflikcie wewnętrznym. Cała nadzieja tkwi w NATO i armiach sojuszniczych. Nie ma to jednak żadnego uzasadnienia historycznego. Wystarczy przywołać nieefektywny sojusz obronny w 39 roku z Brytyjczykami i Francuzami, który okazał się tylko pustym zapisem na papierze. Doświadczenia wojny ukraińskiej pokazują, że cele Ukrainy nie muszą być tożsame z celami państw, które wspierają jej wysiłek zbrojny. Pomoc jest uzależniona od kampanii wyborczej w USA, a Ukraina nie jest w pełni autonomiczna decyzyjnie w zakresie stosowania skutecznych metod rażenia przeciwnika. Jeśli Ukraina padnie, a Polska stanie się kolejnym celem rosyjskiego imperializmu, należy skoncentrować się bardziej na zachowaniu zasobu biologicznego, niż po raz kolejny dać się wmanewrować w maszynkę do mielenia mięsa. Potrzebne będą negocjacje i jakaś forma ustępstw, a nawet zredefiniowanie sojuszy, bo do pełnoskalowego konfliktu Polacy nie są przygotowani. Taka wolta wymagałaby jednak dużej finezji dyplomatycznej, o którą trudno podejrzewać pookrągłostołowe elity polityczne. Na wypadek konfliktu czeka więc raczej Polskę kolejna hekatomba. Taka nauka płynie z lektury ponadczasowych klasyków wojny i wojskowości.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości