Łyk estetyki
: 2009-11-27, 12:57
Estetyka transcendentalna
(Dla estetów-poetów wszelkiej maści może się na coś nada.)
Pierwsze zdanie jest najważniejsze !!!
Kant pisze Bez względu na to, jak i przy pomocy jakich środków poznanie odnosiłoby się do przedmiotów, to przecież sposób, w jaki odnosi się ono do przedmiotów bezpośrednio i do którego jako środek do celu zmierza wszelkie myślenie – to naoczność [oglądanie] s.73 {wszystkie cytaty pochodzą z KCzR wydanej przez wydawnictwo Antyk w roku 2001, opierając się na tłumaczeniu R. Ingardena, którą niedawno udało mi się kupić w Taniej Książce przy ul. Focha za 29,50 zł.} W pierwszym i najważniejszym zadaniu, (chyba, że ktoś założy, iż pierwsze zdanie nie jest najważniejsze, co oczywiście będzie bzdurą totalną !) Immanuel używa słowa, z którym walczę i póki żyję, walczyć będę - naoczność !
Naoczność to świętość !!! To tabu, którego nie wolno tknąć ! Ni troń bo jobnie !!! – jak mówią mędrcy ze Wschodu ! Tylko to, co można i co będzie można ujrzeć, zaobserwować, tylko to stanie się poznaniem prawdziwym ! A ja, chcę udowodnić, że bez oglądu również możliwe jest badanie rzeczy i co więcej, tylko i wyłącznie bez oglądu, będzie to poznanie prawdziwe (boże !, przecież ja jestem Platonikiem !!! [po części tylko !, bo u niego (Platona) dochodzi również do jakiegoś pierdolniętego oglądu idei]).
Kant od razu rzuca się w przepaść !!! To wariat !!! A na takich z konieczności trzeba uważać !!!
Bez względu ...... itd., bez względu na wszystko, bez względu na wgląd !, na pomoc i środki przez nas przedsiębrane, to i tak nasze poznanie zawsze będzie odnosiło się do przedmiotów bezpośrednio (co znaczy odnosić się bezpośrednio ?! przecież to musiałby być jakiś mistyczny wgląd właśnie, w naturę rzeczy, że się tak wyrażę !, a przecież nie istnieje żaden bezpośredni ogląd rzeczy ! jasne to czy nie ?!).
U mnie natomiast, w mojej metafizyce, poznanie zdobyte bez żadnego rodzaju oglądu, może dopiero, a raczej, z konieczności musi odnieść się do naoczności, ale dopiero w jego ostatniej fazie. Ogląd jest niezbędny, ale nie przy konstruowaniu poznania metafizycznego, (nie byłoby bowiem poznaniem metafizycznym, to oczywiste nawet dla przedszkolaka !) lecz jedynie w fazie, że tak powiem, jego weryfikacji, a więc z chwilą destrukcji czyjegoś „ja”.
Wiedza musi powstać bez oglądu, (bez doświadczenia) natomiast jej przejaw, jej realność będzie można dopiero sobie obejrzeć w rzeczywistości. Wydaje mi się, że w moim wypadku, jest to jak gdyby odwrócenie całego procesu poznawczego (przewrót kopernikański a la Stanisław-w-Pełni !!!). Chociaż ? tak właśnie sprawa się przedstawia w metodologii nauk. Najpierw konstruujemy jakąś teorię, a później ją weryfikujemy, konfirmujemy itp. Nie do końca jest to prawdą, to, co powiedziałem wcześniej o weryfikowalności mojej metafizyki. Nie będziemy bowiem mogli również podeprzeć się w tej wiedzy żadnym oglądem, by ją sprawdzić i potwierdzić, lub jej zaprzeczyć. Jeżeli uda się wykazać jej działanie w rzeczywistości, to i tak nie będzie to dowód w sensie metafizycznym rzecz jasna, bo każdy będzie mógł powiedzieć, że to nie moja wiedza spowodowała destrukcję „ja”, tylko inne czynniki, zewnętrzne, bądź wewnętrzne takie jak, chociażby zły stan zdrowia, choroba psychiczna, itp. Wierzę jednak w konieczność twierdzeń metafizycznych i że ten kto ją przeczyta nie będzie mógł jej zaprzeczyć.
Przejdźmy do rzeczy.
Do oglądu dochodzi wtedy, gdy przedmiot jest dany. A jeżeli przedmiot nie jest dany ? Co wtedy ?! Wtedy (jeżeli posługujemy się logiką, której notabene, nie należy w metafizycznych badaniach brać pod uwagę, tam bowiem [w metafizyce] rządzi innego rodzaju rozumność, niż logika z jej naczelną zasadą – zasadą niesprzeczności, i Kant o tym wie doskonale, ale przypomnę mu o tym dla porządku !) nie dochodzi do poznania oczywiście, bowiem nie ma przedmiotu możliwego oglądu !
Nie ma czego oglądać, nie ma poznania ! Okropność ! Wypierdoliłem właśnie ze swej głowy wszystkie najważniejsze sprawy, a nawet nie skończyłem czytać pierwszego akapitu Krytyki !!! Uporaliśmy się ze wszystkimi, najczarniejszymi, najokropniejszymi sprawami ludzkiej egzystencji !!! Kant jest wybitną jednostką trzeba mu to przyznać ! To geniusz ! Rozwiązał za pomocą jednego zdania wszystkie moje problemy. Nie ma oglądu – nie ma badania (chyba, że u lekarza) !!! To nie poznanie (mam na myśli poznanie dokonujące się bez oglądu) - to bajki !!!
Zgadzam się tylko w jednym i tu go rozumiem doskonale – metafizyka bredzi !!! a on, tych bredni, nie mógł już słuchać !!! I ja też nie mogę słuchać o bóstwach, absolutach, substancjach, egach itd. !!!
Co znaczy w ogóle „dany” ? Kant pisze, że „przedmiot” (Co to jest „przedmiot” ? Przecież ja tak mogę w nieskończoność o coś zapytywać, co to jest „to”, a co „to” ? I co z tego ? Mogę się czepiać, wszyscy to robią, ale tu nie o to chodzi ! Moje podstawowe pojęcie metafizyczne „Nicość”, nie podlega definicji, no bo jak ja mam powiedzieć i określić co to jest „Nic” ?! Przecież „Nic” to nic ! Nie mogę tego udowodnić, bo tu nie ma czego dowodzić ! I rozum z konieczności nie będzie się ode mnie tegoż dowodu domagał ! Spełnię zatem kantowski postulat aprioryczności, co do mojej podstawowej kategorii – „Nicości” [na razie tylko aprioryczności i wypływającej stąd konieczności, niepodważalności, apodyktyczności i nie wiem bóg wie czego jeszcze żąda Kant ode mnie !, później przyjdzie czas na syntetyczność mej wiedzy, gdy wypowiem me zdanie „Nicość Istnieje !”, ale o tem po tem]) jest dany, jeżeli pobudza nasz umysł (mój umysł pobudza Nicość i wypływające z niej Istnienie [w zdaniu „Nicość Istnieje”, syntetycznie związane są ze sobą dwie najważniejsze kategorie, w jaki sposób są ze sobą powiązane?, jak dochodzi do syntezy podmiotu z orzeczeniem ? {wiadomo tylko, że to umysł tworzy ową syntezę, ale jak do niej dochodzi ?} na to mam nadzieję kilku wskazówek udzieli mi Kant]).
Umysł konstruuje wyobrażenia. Mamy Zdolność uzyskiwania wyobrażeń ... s.73 Jednak, zdaniem Kanta, umysł nie tworzy tychże wyobrażeń, ma jedynie zdolność ich uzyskiwania, zdolność odbiorczości, jak ją nazywa, zmysłowość. Jesteśmy pobudzani przez przedmioty i je receptywnie tylko uchwytujemy. Wynika z tego, że Immanuel zakłada taką oto sytuację, że nasz umysł posiada władzę uzyskiwania wyobrażeń, (za chwilę nazwie “wyobrażenie” „wrażeniem”, bowiem ... zdolność wyobrażania sobie, w tych granicach, w jakich jesteśmy przezeń (przez przedmiot) pobudzani, jest wrażeniem. s.74) których dostarczają nam przedmioty. (Być może coś jest nie tak z tłumaczeniem, bowiem sytuacja jest skomplikowana. Powstały trzy pojęcia, które nie wiem jak ze sobą współdziałają ? Dane naoczne, wyobrażenia i wrażenia.) Bo przecież, w wyobrażeniu danych naocznych jest już zawarty moment podmiotowy, a nie dopiero w „zjawisku” o którym będzie mowa za chwilę. Zgodnie z jego nauką, to podmiot uchwytuje w jakiś sposób owe “wyobrażenia”, czy też “wrażenia”, w czasie i przestrzeni. Gdzie w takim razie byłyby owe dane naoczne ? - przecież nie w rzeczy samej w sobie ?! Nie ma, moim zdaniem, niczego „danego”, nie ma żadnych „elementów” niezależnych od naszego umysłu (chyba tak o tym bredził Mach, że nasza wiedza składa się z „elementów”, jakichś czystych danych zmysłowych, a później Wittgenstein w Traktacie, o jakichś zdaniach elementarnych pierdolił, nie umiejąc żadnego przykładu owego zdania podać) a taka sytuacja u Kanta chyba ma miejsce. Kant, zdaje się zakładać istnienie owych drobin, z których zbudujemy gmaszysko naszej nauki kochanej ! (zbudujemy, a później się do nich odwołamy sprawdzając naszą pojęciową wiedzę o świecie), bowiem te dane naoczne nie pochodzą od podmiotu, a są własnością jak gdyby noumenu (byłyby chyba treścią zjawiska, która jest od nas niezależna). Ale zgodnie z jego nauką nie może być czegoś poza zjawiskiem, do czego moglibyśmy się odwołać chcąc potwierdzić naszą wiedzę. Popełnia błąd na samym początku swych badań polegający na założeniu, że owe dane naoczne za pomocą których sprawdzimy swoją pojęciową wiedzę o nich, są “czyste”, niezależne w jakiś sposób od podmiotowych warunków, a jednocześnie zależne – jako tzw. materia zjawiska. Warunki są u Kanta transcendentalnie idealne, (wybiegam bardzo do przodu, ale muszę to zrobić teraz, bowiem kwestia danych naocznych jest najistotniejszą sprawą, bo przecież swoją wiedzę należy sobie obejrzeć i sprawdzić z czymś, co potwierdzi jej prawdziwość, w tym wypadku byłyby to dane naoczne), więc dane naoczne także się w nich mieszczą i są po prostu częścią zjawiska. Rozumiem, że Kant się z tym wszystkim uporał bardzo pięknie, bowiem cała wiedza dotyczy jedynie zjawisk, przez nasz podmiot skonstruowanych, że wiedza nie dotyczy rzeczy samych w sobie, ale po co pisze o jakichś danych naocznych, przecież u niego wszystko, co jest, jest zjawiskiem !, a tu zdaje się jak gdyby sugerować, że są jakieś “dane naoczne”. Są wrażenia, z tym się trzeba zgodzić, ale jakie “dane naoczne” ? Myślenie może odnieść się do wrażeń, to bym zrozumiał, ale aby za pomocą czegoś (może wrażeń i pojęć) odnosiło się jeszcze do jakichś danych naocznych ?, nic nie rozumiem ! Przytoczę jego zdanie na ten temat “Wszelkie myślenie jednak musi albo wprost, albo pośrednio, za pomocą pewnych znamion odnosić się ostatecznie do danych naocznych.... s.74) Boże ! Koszmar ! Za pomocą jakich znamion ???!!! Słowa za pomocą pewnych znamion Kant dodał w drugim wydaniu Krytyki. Po co to zrobił ? Jedynym powodem jaki widzę, to jedynie chęć skomplikowania wszystkiego. Być może chodziło mu o eksperyment ?, jakieś laboratoryjne doświadczenie ?, za pomocą którego możemy potwierdzić nasz sąd o przedmiocie-zjawisku.
Nasze zmysły więc, dostarczają nam elementu poznania „za pomocą zmysłowości przedmioty są nam dane” s.74, które dopiero przez nasz intelekt są pomyślane i stąd też (z intelektu) pochodzą nasze pojęcia. Wszelkie myślenie zatem, musi odnosić się do danych naocznych. To one (dane naoczne) będą weryfikowały, czy nasza nauka jest prawdziwa, czy nie (powstaje oczywiście problem z weryfikowalnością niejaką, z którą tak się męczyli chłopcy z Kółka Wzajemnej Adoracji, ale to nas nie powinno w tej chwili martwić).
Sytuacja wygląda tak:
Dane naoczne – wrażenia – intelekt i w drugą stronę, bowiem wszystkie te trzy sprawy są ze sobą ściśle związane i podlegają wzajemnej kontroli. (I znów jakaś triada cholerna powstała ! Czy ja się od tego myślenia trójkowego uwolnię ? Jakiś pojebany schematyzm mi się chyba włącza, gdy zaczynam myśleć o Kancie i metafizyce całej !) Intelekt za pomocą pojęć myśli przedmioty dane przez wrażenia i na końcu odnosi się do danych naocznych by je (pojęcia) za ich pomocą sprawdzić.
Za pomocą zmysłowości przeto przedmioty są nam dane i ona tylko dostarcza nam danych naocznych, za pomocą intelektu natomiast są one pomyślane i od niego pochodzą pojęcia. s.74
W danych naocznych (a nie dopiero w zjawisku) tkwią już momenty podmiotowe, bowiem dane naoczne, umysł nasz kochany również w jakimś stopniu konstruuje, więc nasza wiedza o świecie jest tylko nauką o nas samych, a nie o jakiejś fenomenalnej rzeczywistości, leżącej poza nami ! To my jesteśmy największym zjawiskiem na tej ziemi, nasz umysł ! Niczego nie poznajemy, tylko nasz mózg ! Od początku do końca badamy tylko nasz umysł !!! Boże jakie to wszystko mistyczne ! A ja tu żadnego mistycyzmu zawszonego nie widzę !
Jeszcze inaczej: przedmiot (w jakiś sposób na nas oddziaływuje) – następnie tworzymy wrażenie o tymże przedmiocie (czym to jest do diabła !, to „wrażenie” ! nie pomylić tylko z wyobraźnią, że wrażenie może być jakoś samo przez nas skonstruowane, bowiem Kant zastrzega to uwagą, że wrażeniem jest tylko to, co mieści się w granicach pobudzenia nas przez przedmiot [dygresyjka: a jeżeli coś nas pobudza, a później okaże się, że to jakaś fikcja wywoływała w nas różnego rodzaju wrażenia, to co ?, jak odróżnić fikcję od rzeczywistości ? jakie jest kryterium prawdziwości ? Domyślam się, że Kant podałby jakiś argument ze świata logiki, że na przykład ciąg wrażeń, jest jakiś logiczny itp., ale również fikcja może być bardzo logiczna i trwać przez bardzo długi okres czasu !]). Skutek oddziaływania przedmiotu na zdolność wyobrażania sobie, w tych granicach, w jakich jesteśmy przezeń pobudzani, jest wrażeniem. s.74, które nazywa z kolei „materią zjawiska”, to, co w zjawisku odpowiada wrażeniu, nazywam jego materią. s.74. Amen ! Natomiast oglądanie odnoszące się przez owe wrażenia do przedmiotów, Kant, nazywa, empirycznym. No właśnie ! Skoro w zjawisku są wrażenia, które są jego materią, a u Kanta wszystko do czego może się odnosić nasza wiedza, to jedynie zjawiska, to gdzie znajdują się „dane naoczne” ? Chyba jedynie poza zjawiskiem ! Albo są tym samym co wrażenia, ale wtedy wszystko byłoby pochodną podmiotu, a na to Kant się przecież nigdy nie zgodzi.
Nieokreślony przedmiot oglądania, (coś mu się jawić zaczęło !) to zjawisko ! (Jak na razie on, Wielki Inkwizytor [pragnął przecież wszystkich metafizyków zamordować własnoręcznie, dobrze że skończyło się palenie ognisk w Europie, bo z pewnością chciałby kilka wzniecić nieopodal Królewca !] jest największym jak dla mnie, zjawiskiem ! [z pewnością przebije go Hegel o głowę, ale na razie dajmy mu spokój] Jest tak nieokreślony w swym bazgroleniu, że można zwariować od takiej metafizyki !!! Przecież to popłuczyny !!! po porządnej, starożytnej i średniowiecznej filozofii !!!)
Na czym skończyliśmy ? Acha ! na zjawisku ! Jestem przy drugim akapicie Krytyki, a sam zacząłem pisać piątą stronę ! Wariactwo jakieś ! Przecież gdybym chciał napisać o całej Krytyce – niech spojrzę ...... ile ma stron ........ w tym wydaniu 621, razy 5, to by się równało ...... 3.105 stron ! Obłęd ! Muszę się streszczać, ale nieokreśloność materii zjawiska, jaką jest Kant, być może sprawi, że trzeba będzie tyleż kartek zapisać.
To nie w zjawisku zawarty jest moment podmiotowy. Ów element tkwi od początku w badanej przez nas rzeczywistości (w danych naocznych). Fizyka kwantowa odkryła to, choć w minimalnym ciągle stopniu, (zajmuje się bowiem światem w skali mikro) że podmiot jest i z konieczności musi być brany pod uwagę w badanym przedmiocie ! Nie jako jego idealny, transcendentalny warunek, ale jako należący do rzeczy samej w sobie. Czekam na dalsze wieści ze świata fizyki, głównie chodzi mi o teorię strun, ale nie tylko o nią, równie dobrze może być też inna koncepcja, byleby mówiła o podmiocie, dzięki któremu jest Nic, a nie Coś !!! W mojej terminologii, ów podmiot, zwę duchem człowieczym, bowiem czuję w nim moc, utrzymującą całość wszechświata przy życiu !!! Kant również upodmiotowił naszą wiedzę w absolutny, transcendentalnie idealny sposób, bowiem wszystko co może być zbadane jest zjawiskiem. Zostawił tylko rzecz samą w sobie od której pochodzi materia zjawiska, ponieważ w przeciwnym przypadku fruwalibyśmy razem z innymi metafizykami w obłokach. Ale czy materia wrażeń nie może pochodzić również z podmiotu ? Może owe dane naoczne o przedmiocie są również wytworzone przez nasz podmiot. (takie wnioski wyciągnął zdaje się Fichte) Przecież fizycy konstruują jakąś teorię, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością, (bo co może mieć wspólnego z rzeczywistością dodanie do niej iluś tam wymiarów przestrzeni, których nigdy nie będziemy mogli sobie nawet wyobrazić, a co dopiero potwierdzić empirycznie, po to tylko chyba, aby równania matematyczne im się zgadzały, ale również siła grawitacji Newtona jest także jedną wielką hipotezą, bo czy ktoś widział grawitację ?) i dopiero przez świat zjawisk, który jest naszym światem to sprawdzają. Co sprawdzają ? Przecież tego nigdy nie będzie można sobie obejrzeć ! Będzie można obejrzeć jedynie zjawiska, które skonstruujemy, a te, zawsze będą się zgadzały z naszymi danymi naocznymi ponieważ owe dane są również nasze, a nie pochodne od rzeczy samej w sobie.
A więc, zjawisko zawiera wrażenia, które Kant nazywa jego materią. Ale w zjawisku znajduje również coś, co nie jest już tylko wrażeniem, coś, co sprawia, że wrażenia mogą być uporządkowane wedle pewnych stosunków s.74 (gdyby to coś samo było wrażeniem, to nie mogłoby się uporządkować ?). A dlaczegóżby nie miałoby tak właśnie być ? Odpowiedz Kanta jest prosta, choć nie mówi o tym wprost (przecież to Platonik – wspomniałem o tym kiedyś).
Od czasów Boskiego Mistrza, materia zawsze była chaosem, nieuporządkowaną, bezładną papką z którą nie wiadomo nigdy było za bardzo co zrobić (oczywiście mam na myśli metafizyczne myślenie w Europie, a nie naukowe badania). Najlepiej też było ją gdzieś wypierdolić na śmietnik i niech tam się sobie „zmaterializuje” (u Kanta też widzę to wyraźnie, że dochodzi do podobnej sytuacji, bowiem mamy do czynienia z wrażeniami, ze zjawiskami, natomiast rzecz sama w sobie zostaje nietknięta, leży sobie na śmietniku i zdycha !, nikt się nią na poważnie nie zajmuje, [mam tu na myśli dowód na istnienie świata, którego jakoś nikt nie może skonstruować !, a może świata nie ma ?!] a przecież ta materia, daje życie i je zabiera !). Tylko podmiot jest ważny !, umysł !, ten co wprowadza logos do wszechświata całego ! Tylko to się liczy !
Ale umysł wprowadza tylko chaos, nie logos !!!!
(Jeżeli dobrze rozumiem zasadę nieoznaczoności Heisenberga, to chodzi w niej o to, iż badając jakiś przedmiot, my, jako podmiot, wprowadzając aparaturę badawczą, czyli siebie, nie jesteśmy w stanie określić precyzyjnie dwóch spraw jednocześnie, bo, albo określimy prędkość, albo położenie elektronu na jego tzw. orbitce, więc jasne jest, że to my zakłócamy materialny ład wszechświata ! Wyciągnięto chyba z tej zasady jak dobrze pamiętam jakieś absurdalne konsekwencje, że to chaos panuje we wszechświecie całym ! i zaczęto tworzyć nawet jakieś teorie bredzące o tym jaka to rzeczywistość jest popierdolona. Popierdoleni to są ludzie z całą pewnością i można te twierdzenie przyjąć za aksjomat w dalszym się nimi zajmowaniu i badaniu ich chorych wytworów !)
Coś tam sobie porządkujemy, sprzątamy swoje podwórko, machając dziarsko miotełką i wypierdalamy wszystkie brudy (materię w tym wypadku) na ulicę !!! do rynsztoka z tym wszystkim !, z tym, co nie pasuje do naszej wizji świata ! Zostawimy sobie trochę bredni, bóg, absolut, substancja, ego itd. i tzw. formę zjawiska. (Oj ! za bardzo wybiegam do przodu, jeszcze o tym nie było.) i wszystko skończy się dobrze. Podwórko będzie posprzątane, będzie czysto i przyjemnie – porządek musi być !
Metafizyka musi wydawać sądy egzystencjalne ! Jestem tego pewien ! A raczej ma wydać jeden pewny egzystencjalnie sąd, sąd stwierdzający, że „coś” w ogóle jest ! Rozumiesz ! Nie !, że Bóg jest ! tylko, że „coś” jest !!! Bo jak na razie, (z tego co wiem, a wiem mało, więc może się mylę ?), nikt tego w zadowalający sposób nie zrobił. Wszystkie dowody można sobie włożyć ..... !!! A wiesz jakie widzę wyjście z sytuacji, z pewnością się domyślasz ! Wypowiem swoje słynne zdanie „Nicość Istnieje !”
Ciągle odbiegam od tematu. Miało być o formie zjawiska.
Kant, w zjawisku oprócz wrażeń odnajduje również jego formę ???!!! Czyli coś, za pomocą czego, mogę uporządkować nieokreśloną materię wrażeń. Ponieważ to, w czym się wrażenia jedynie porządkują i mogą być wstawione w pewne formy, samo nie może być znowu wrażeniem... s.74. Cezary czy ten Kancik zasmarkany wie co mówi ? Jakich on używa zwrotów precyzyjnych ! niech go jasny trafi szlak ! w czym się wrażenia porządkują (w łepetynie trzeba było napisać, a nie cudaki jakieś wstawiać !), mogą być wstawione (!!!) w pewne formy (!!!), jakie formy !, („wstawiony”, to on był, jak to pisał !), za pomocą pojęć mogą być określone, przecież sam to powiedział, że najpierw są dane naoczne, później wrażenia i na końcu intelekt to wszystko porządkuje !, a nie jakiś formy jeszcze wynalazł !
Przecież kilka linijek do góry, napisał, że za pomocą zmysłowości przedmioty są nam dane i ona tylko dostarcza nam danych naocznych, za pomocą intelektu natomiast są one pomyślane i od niego pochodzą pojęcia.s.74
To jest w miarę jasne, ale teraz Immanuel stwierdza, że w zjawisku znajduje jeszcze jego formę, aprioryczność jakąś !!! A skąd, u licha !, się ona wzięła w zjawisku ? Z jego łepetny oczywiście ! Ale w danych naocznych jej nigdzie nie ma do diabła ! A skoro pojęcia pochodzą w jakiś sposób (choć Kant tego nie mówi wprost) z danych naocznych, więc i jego pojęcia, formy zjawiska (czas i przestrzeń) również musi być aposterioryczne. To chyba jasne. On oczywiście nie twierdzi, że pojęcie czasu i przestrzeni nie pochodzą z doświadczenia. Twierdzi jedynie, że czas i przestrzeń muszą być z góry założone, jeżeli chce się wytłumaczyć fenomen nauki, nauki prawdziwej, jaką jest czyste przyrodoznawstwo (współczesna fizyka teoretyczna).
Łudził się biedak, (myślał dobrze, przecież opierał się na fizyce Newtona w której, czas i przestrzeń są absolutne) myśląc, że znalazł trwały fundament w naszej zmysłowości. Bo przecież od zawsze, to była największa bolączka metafizyków – zmysły !!! Zmysły są be !, bo dostarczają złych (w sensie, nie absolutnych) poznań. Złymi świadkami są oczy i uszy (kto to powiedział ? jakiś starożytny osioł ?!) itp. i zaraz się wpada w jakiś racjonalizm heretycki, a la Hegel zasmarkany !
Intencje Kanta są wyśmienite, ugruntować należy naszą zmysłowość w absolutny wręcz sposób, bo z resztą, czyli intelektem i rozumem poradzimy sobie szybciutko ! Ze zmysłami natomiast, z materią od zawsze był problem (patrz: idiotyzmy Berkeleya !).
.... więc materia wszelkiego zjawiska jest nam wprawdzie dana tylko a posteriori, ale forma jego, na ich przyjęcie gotowa, musi cała tkwić a priori w umyśle i dlatego musi być rzeczą możliwą rozważyć ją całkowicie w oddzieleniu od wszelkiego wrażenia”.s.74
Jeszcze nie zaczęliśmy szukać, a już znaleźliśmy w zjawisku jakieś a priori, a przecież mamy do czynienia tylko i jedynie ze zjawiskami.
I na dodatek używa swojego zaklęcia „musi” !!! Coś „musi” gdzieś tkwić ! i z konieczności dać się przy okazji znaleźć ! I pisze, że „musi” być rzeczą możliwą ? Ja naprawdę nic z tego nie rozumiem ?! Skoro „coś” jest możliwe, to jest możliwością jedynie, która może dopiero stać się realnością, albo jakąś koniecznością. Dlaczego „musi”, czyli coś ma się koniecznie dać zrobić, tzn. w tym przypadku, dać się rozważyć niezależnie od wrażenia. Właśnie czas i przestrzeń tkwią we wrażeniu i dalej jeszcze, tkwią w danych naocznych z których wszystko jest zbudowane, tzn. nasze pojęcia, w tym także pojęcie czasu i przestrzeni.
Ja rozumiem, że Kant podawał jedynie warunki możliwości zajścia jakichś faktów, faktu nauki w tym przypadku, ale nie rozumiem dlaczego uznał czas i przestrzeń za jakieś absoluty ! Oczywiście dlatego, że wszystko się w nich zawiera, cały nasz zjawiskowy świat, są formą wszystkiego.
Owe, formy zjawiska, zjawiają mi się ponoć, jeżeli oddzielę od nich wszystko to, co jest wrażeniem. Wtedy będziemy mieli, w znaczeniu transcendentalnym (jak podkreślił Kant) czyste przedstawienie ! No właśnie ! Przedstawienie czas zacząć ! Ja, jeżeli wypierdolę, wszystkie treści z mojej głowy, wszelkie wrażenia, wtedy zobaczę tam Nicość totalną, a nie czyste przedstawienie ! Jasne to jest, czy nie !
Natrafimy przeto a priori w umyśle na czystą formę zmysłowych treści naocznych w ogóle, w której oglądamy w pewnych stosunkach wszystko to, co różnorodne w zjawiskach. s.74
O jakich stosunkach pisze tu, mój Kancik kochany, bo zapewne miał na myśli seksualne, których mu z pewnością brakowało !
Mistycyzm Eckharta, przy tym ostatnio zacytowanym zdaniu, to fraszka !
I przyznam się szczerze, że nie będę tego analizował.
Czystą formę zmysłowości, nazywa Kant dalej czystą naocznością, czyli czymś, przy pomocy czego, możliwe jest przedstawienie jakiegoś przedmiotu. Jeżeli odejmiemy od przedmiotu wszystko to, co o nim pomyślimy, to zdaniem Kanta zostanie nam coś, czego dalej usunąć nie mogę, a mianowicie przestrzeń, kształt jaki ów przedmiot zajmuje.
Napisałem niedawno, że rozumowanie przez analogię nie jest zbyt wykwintnym i w pełni metafizycznym sposobem myślenia, a już odwoływanie się do naoczności jak w tym przypadku, to wprost żenada ! Ogołocę jakiś przedmiot ze wszystkiego, to coś mi jeszcze zostanie ? Jakim cudem ?, przecież kształt, rozciągłość, też jest daną naoczną, którą wypieprzę razem z innymi swoimi wrażeniami ! A co z przedmiotami tak małymi, że one w ogóle nie zawierają kształtu i rozciągłości. Rozumiem, że Kant powie mi, „Głupku !, przecież skoro rozumiesz czym jest substancja, (z tym pojęciem substancji wybiegam bardzo do przodu, ale Kant, to przecież zakłada, nie pisze o tym, rzecz jasna już na pierwszej stronie, ale skoro używa pojęcia rozciągłości i kształtu, to oczywiste jest, że to pojęcie substancji właśnie miał na myśli, bo pisze, to z tej empirycznej naoczności pozostanie mi jeszcze coś, a mianowicie rozciągłość i kształt s.74) to nie będziesz mógł zaprzeczyć, że można jej odebrać cechę zwaną rozciągłością, prawda ?”
Jednak moje pojęcie substancji nieco różni się od jego wyobrażenia o niej. Czy w ogóle jest coś takiego jak substancja, albo materia ? Wyraziłem nie tak dawno nadzieję, że niedługo być może, a może już się to stało ?, już za chwileczkę, już za momencik, nie będzie takich pojęć (chyba tylko w szkole podstawowej, by uczyć małe dzieci, czegoś tam o świecie naszym jedynym !, które wymagają różnego rodzaju przedstawień, by za pomocą oglądu naocznego, stwierdzić, że coś jest tak, a tak, ale będą to już tylko lekcje poglądowe, takie pogadanki na temat wszechświata naszego cudownego, który wkrótce okaże się Nicością samą !) jak substancja, materia, itd.
Notabene, dziś właśnie tak się sprawy mają, że dzieciom pokazuje się model atomu, jako malutki układ planetarny, a tak przecież nie jest, bo są tam chyba jakieś powłoki elektronowe, a nie orbitki. Idąc na uniwersytecik z kolei, dowiadujemy się oczywiście trochę więcej o świecie bożym, ale i tak, (tylko na wyższym poziomie abstrakcji) ciągle się bazgroli coś na tablicy, by przedstawić sobie owe „coś” w naoczności jakiejś baranom nieskończonym !, by łatwiej to zrozumieli !!!
Przytoczę jeszcze jedno ładnie zdanko (nie mogę się temu „oprzeć” !) mówiące o owej czystej formie naoczności, bo świetnie wręcz oddaje seksualny aspekt jego pisaniny, (a może Ingarden specjalnie tak go tłumaczy, by mu dokuczyć, bo wiedział, że ten stary paralityk, miał problemy z dziewczynkami ?).
Te (chodzi o rozciągłość i kształt) należą do czystej naoczności, która jako naga forma zmysłowości występuje a priori w umyśle.... (oczywiście s. [która ? zgadnij ?] 74 i już naprawdę trochę się zmęczyłem, a ja chciałem Ci dziś całą estetykę transcendentalną omówić !) Kant widzi tylko coś czystego (patrz na mistyków wszelkiej maści !) i nagiego ! On był popierdolony, (ale owa dialektyczna sprzeczność w jego umyśle dawała mu moc tworzenia !) z jednej strony, chciał „czystości”, świętości zasranej, a z drugiej, jawiły mu się „nagie” obiekty takie jak np. forma zmysłowości ! i „stosunki” wszelkiego rodzaju (umysłowe stosunki !, te go podniecały najbardziej i w swej czystej naoczności z pewnością odbywał je namiętnie - z samym sobą, oczywiście !).
Przejdźmy zatem do omówienia pierwszego elementu estetyki transcendentalnej, a mianowicie do przestrzeni.
Przestrzeń
Cóż to jest więc przestrzeń i czas ? s.76 No właśnie ?, co to jest przestrzeń ? Czy jest to coś istniejącego rzeczywiście, czy tylko rodzaj pewnej własności przedmiotów, czy stosunków między nimi, czy też są one takimi określeniami, które przywiązane są do samej tylko formy naoczności, a tym samym i do podmiotowych właściwości naszego umysłu ... ? s.76
Za tym, idą cztery metafizyczne argumenty (Kant analizuje pojęcie „przestrzeni” metafizycznie tzn., omawia przedstawienie tego, co należy do tegoż pojęcia jako dane a priori) na rzecz oczywiście tej ostatniej możliwości.
1. Przestrzeń nie jest pojęciem empirycznym, które by zostało wysnute z doświadczeń zewnętrznych. ??? s.76 Jak to ? Przecież sam mówił niedawno, że trzeba z empirycznej naoczności wyabstrahować sobie ową czystą przestrzeń, czystą formę naoczności, aby móc pomyśleć sobie jakieś przedmioty leżące obok siebie dajmy na to. Jednak, jego zdaniem, musimy już a priori operować pojęciem przestrzeni, by owe przedmioty pomyśleć w przestrzeni. To ma być argument ? Przecież to jakieś błędne koło ! Najpierw mam pojęcie (nieświadome chyba ?), a raczej wyobrażenie owej przestrzeni, a dopiero później zjawiają mi się przedmioty w niej zawarte ! Czy też konstruuję owe pojęcie z danych naocznych, z moich wrażeń po prostu. Przestrzeń to czysta naoczność bez wszelkiej zawartej w niej naoczności empirycznej. Jakaś czysta forma naszej władzy poznawczej zwanej zmysłowością.
2. I dalej nie można sobie wyobrazić, że nie ma przestrzeni ... !!! s.76 A ja mogę sobie wyobrazić !!! Nicość totalną !!! Czyste Nic !!! To ma być kolejne, metafizyczne omówienie problemu ? Już wspomniałem, że w pełni metafizyczne rozumowanie, nie może odwoływać się do żadnej naoczności, ani analogii do czegoś ! A Kant powołuje się w tym przypadku na wyobraźnię ! Ja nie mogę sobie wyobrazić, że przestrzeń nie istnieje ?! Wyobrażam sobie brak przestrzeni bardzo pięknie, jako Nicość kompletną, która na nas czeka w grobie ! Kant widać ma bardzo małą wyobraźnię, ale z pewnością zapoznał się już osobiście z tą „niemożliwością” wyobrażenia sobie czegoś !
Skoro więc, nie mogę sobie tego wyobrazić, Immanuel wyciąga wniosek, że Uważa się ją więc za warunek możliwości zjawisk, a nie na określenie od nich zależne; i jest ona wyobrażeniem a priori, które leży koniecznie u podłoża zjawisk zewnętrznych. s.76
3. Przestrzeń nie jest pojęciem dyskursywnym lub, jak się to mówi ogólnym pojęciem stosunków między rzeczami w ogóle, lecz jest czystą naocznością. s.77 A niby czym jest jak nie pojęciem ogólnym !, jednym z najbardziej ogólnych pojęć jakie ludzie sobie skonstruowali na podstawie danych naocznych ! Dla mnie pojęcie przestrzeni jest jak najbardziej normalnym pojęciem dotyczącym świata naszego jedynego ! Nie widzę nic, co może je wyróżniać wśród innych pojęć fizykalistycznych, że się tak wyrażę, takich jak, siła, masa, energia, przyczyna, skutek, itd. Podlega takiemu samemu badaniu jak pozostała część rzeczywistości, więc nie rozumiem po co, Kant nadaje mu tak specyficzne znaczenie, którego w tym pojęciu po prostu nie ma. Demonizuje je w jakiś sposób tak, że jest ono niemal czymś nadprzyrodzonym. To w niej, w przestrzeni dzieją się jakieś dziwy ! o których świat nigdy nie słyszał ! „Dziwy”, słowo to na pewno spodobałoby się jego Ekscelencji !
4. No i czwarte omówienie Przestrzeń wyobrażamy sobie jako nieskończoną daną nam wielkość. s.77 I tu chyba ma trochę racji, bo przestrzeń jest nieskończoną, ale ograniczoną wielkością. I jeszcze jedno, dodaje, że żadne pojęcie nie jest tak obszerne, by mogło zawierać w sobie nieskończoną mnogość wyobrażeń. A dlaczegóż to ? A takie pojęcia metafizyczne jak Bóg, Dusza ? Czy one nie mogą zawierać w sobie nieskończonej ilości jakichś przedmiotów, przedstawień, czy wyobrażeń ?
Dość tych wygłupów ! Wiadomo, że Immanuelowi chodziło o wykazanie, że przestrzeń jest w nas a priori, musi być założona z konieczności jako aprioryczna, no bo jak udowodnić absolutność geometrii zajmującej się czystą przestrzenią, skonstruowaną przez nasz umysł. Gdyby pojęcie przestrzeni było jeszcze jednym z naszych pojęć, a nie należało do tzw. zmysłu zewnętrznego i było jego cechą konstytutywną, gdyby było aposterioryczne po prostu, to koniec badania ! Wikłamy się w problemy o których mówił Hume, a więc żadnej przyczynowości, żadnej konieczności itd. Nauka leży rozłożona na łopatki, bo jak udowodnić, że jest coś absolutnie pewnego w naszym świecie kochanym, skoro wszystko jest tylko dowodliwe za pomocą indukcji, która jak wiadomo, jako metoda badawcza, może dać nam wyniki jedynie prawdopodobne, a nie apriorycznie konieczne. Tak więc Kant, stwierdzając, że pierwotne wyobrażenie przestrzeni jest więc pewną daną naoczna a priori, a nie pojęciem. s.77, chce uargumentować skąd bierze się pewność geometrii. Jeżeli bowiem, przestrzeń byłaby pojęciem utworzonym tak jak inne pojęcia, pochodzące ze świata zjawisk, to udowodnienie aprioryczności geometrii stałoby się niemożliwe, a przez to, całej dalszej wiedzy o świecie, czyli w tym wypadku matematycznego przyrodoznawstwa. Tak więc, kończąc omówienie metafizyczne przestrzeni, należy stwierdzić, że dla Kanta, przestrzeń, to nie pojęcie, tylko czysta forma naoczność a priori, niezbędny warunek naszego poznania w ogóle. Przestrzeń nie jest zjawiskiem, tylko koniecznym uwarunkowaniem naszych władz poznawczych, w tym wypadku naszej, ludzkiej, zmysłowości. Ale tu przechodzimy już do trnscendentalnego omówienia tego pojęcia.
Przez trancendentalne omówienie, Kant rozumie takie rozważanie, które prowadzi do wyjaśnienia pewnego pojęcia, jako naczelnej zasady, dzięki której, możliwe jest zrozumienie możliwość innych syntetycznych poznań a priori. Bardzo to skomplikowane, co rozumie Kant pod pojęciem swojego transcendentalizmu, prawda ?! W gruncie rzeczy chodzi jednak o prostą sprawę, o podanie warunków możliwości zajścia jakichś faktów, w tym wypadku faktu nauki, która zawiera jego zdaniem, syntetyczne sądy a priori. Jak to się dzieje, że matematyka i matematyczne przyrodoznawstwo, a także, czy metafizyka zdolna jest wydać tego rodzaju sądy ? Czyli takie, które wiążą, mówiąc po prostu, podmiot z orzeczeniem w sposób absolutnie konieczny przed wszelkim możliwym doświadczeniem ! Przy czym orzeczenie, nie może zawierać się, rzecz jasna w podmiocie, bo byłby to sąd analityczny, (który każdorazowo jest konieczny a priori) z wydaniem którego, nikt chyba nie ma większych problemów.
Kant stwierdza, że geometria określa własności przestrzeni w sposób syntetyczny i a priori. Gdyby pojęcie przestrzeni byłoby zaczerpnięte z doświadczenia, ze świata zjawisk, to nie moglibyśmy uznać geometrii za naukę aprioryczną i syntetyczną jednocześnie. Dla Kanta sprawa jest prosta, bowiem geometria dotyczy przestrzeni, a ta, nie jest pojęciem, tylko czystą (nie empiryczną) naocznością a priori znajdującą się w podmiocie przed wszelkim możliwym doświadczeniem rzeczywistości, przed wszelkim możliwym światem zjawisk. Ona umożliwia jedynie zaistnienie tegoż świata, więc i geometria również pochodzi jak gdyby z innego wymiaru rzeczywistości, jest idealnym i trancendentalnym warunkiem jego możliwości. Pochodzi z podmiotu, który nie jest czymś światowym, (w pewnym szczególnym, trancendentalnym sensie) pochodzi z podmiotu warunkującego istnienie fenomenalnego świata, (nie świata jako takiego oczywiście, tego w krytycznych badaniach rzecz jasna w ogóle nie ma). Tak więc, zewnętrzna naoczność a priori, jest zawarta w podmiocie, jako jego formalna właściwość [polegająca na tym], że podmiot jest pobudzany przez przedmioty i otrzymuje przez to bezpośrednie ich przedstawienie, tj. dane naoczne, a więc tylko jako forma zmysłu zewnętrznego w ogóle. s.78 Przestrzeń, to pojęcie-forma, jak się kiedyś wyraziłem, a nie samo tylko pojęcie. Kant nadaje mu bardzo specyficzne znaczenie. Z jednej strony jest pojęciem, (bo przecież je wypowiada nadając mu określony sens, notabene, wszyscy nadają pojęciom oryginalne i fantastyczne często znaczenia) z drugiej jest czystą formą naszej zmysłowości, odartą ze wszystkich wrażeń, wyobrażeń, przedstawień i czego tam chcesz jeszcze. To pusta forma, warunkująca zjawianie się zjawisk. Przestrzeń umożliwia istnienie zjawisk w ogóle.
Jeżeli abstrahujemy od tych przedmiotów, jest ona czystą daną naoczną, którą nazywamy przestrzenią. s.79 Wcześniej Kant stwierdził, że nie możemy sobie wyobrazić, iż nie ma przestrzeni. A teraz to niby czego on żąda ode mnie, abym wyobraził sobie pustą przestrzeń, czyli Nic, pustkę jakąś ? Przestrzeń bez żadnych przedmiotów, bez żadnych wrażeń, przedstawień ?! Nie mogę sobie tego wyobrazić, czyli przedstawić naocznie pustej przestrzeni ?! Nie mieści mi się to w głowie ! I nawet próżnia, jak pokazuje współczesna fizyka, pusta przestrzeń nie jest pusta ! (tzw. energia pustej przestrzeni) Mogę natomiast pomyśleć Nicość totalną, ale jako pojęcie metafizyczne, (a nie transcendentalne) które jak wiadomo, w moim rozumieniu nie ma nic wspólnego z żadną naocznością, czystą formą zmysłowości ! A Kant wymyśla sobie, wyobraża sobie pustą przestrzeń, bez materii, jako aprioryczny warunek zjawiska w ogóle ! Coś co nie pochodzi ze świata samo go warunkuje z apodyktyczną koniecznością ! To coś, owa naoczność, nasza zmysłowość umożliwia zaistnienie rzeczywistości, fenomenalnej rzeczywistości, ale nie rzeczywistości rzeczy samej w sobie.
Rozważania nasze głoszą więc realność (tzw. przedmiotową ważność) przestrzeni w odniesieniu do wszystkiego, co może się nam pojawić z zewnątrz jako przedmiot, ale zarazem idealność przestrzeni w odniesieniu do rzeczy. s.80 To niezwykłe zdanie !, z jednej strony Kant zakłada więc realność przestrzeni (realność rozumiana jako przedmiotowa ważność !!! Co to znaczy ? Boże ! Przedmiotowa ważność, to chyba takie cudo, dzięki któremu Kant mówi, że przestrzeń w rzeczywistości warunkuje fenomeny, czyli je umożliwia, pomimo swej idealności, umożliwia zaistnienie świata zjawisk i w tym sensie przestrzeń jest też realnością, a nie tylko jakimś dziwnym stworem, latającym sobie w przestrzeni, bez oparcia w faktach ! tzn. stworem który nazwie za moment transcendentalną idealnością !), a z drugiej określa ją jako trancendentalną idealność, tj. to, że jest ona niczym, skoro tylko opuścimy warunek możliwości wszelkiego doświadczenia i uznamy ją za coś, co znajduje się u podłoża rzeczy samych w sobie. s.80
Pięknie o tym napisał ! Jeżeli tylko opuścimy możliwe doświadczenie, nasz świat jedyny i zaczniemy wydziwiać na jego temat, że istnieje jakaś czysta naoczność, czysta przestrzeń sama w sobie odarta z materii, jako warunek możliwości tegoż świata, to wtedy owa przestrzeń, ów transcendentalny warunek staje się właśnie niczym !!! Kant zdawał sobie świetnie sprawę, że przestrzeń bez materii nie istnieje, a transcendentalizm jest tylko logiczną łamigłówką, sztucznym tworem, zawieszonym, pomiędzy światem rzeczy samych w sobie, a podmiotem, moim „ja”. Bez świata zjawisk, idealna, transcendentalna przestrzeń nie istnieje ! Jak zasypać przepaść, między mną a światem ? Jak dokonać syntezy a priori tych dwóch elementów ? Zupełnie nie pasujących do siebie ! Przecież świat naszych czystych konstrukcji, takich jak matematyka, czyste przyrodoznawstwo w jakiś cudowny sposób pasuje do rzeczywistości ? Jak to się dzieje, że świat nauki, świat przez nas wymyślonych stworów, pasuje w jakiś cudowny wręcz sposób do świata rzeczywistego ? Kant znajduje rozwiązanie w genialny sposób, omijając oczywiście problem, bo jak pisałem wcześniej, cały transcendentalizm, to jedynie intelektualny wybieg, wspaniała archtektonika, ukazująca twórczą moc ludzkiego ducha. Nasze poznanie pasuje do świata, ale tylko do świata w granicach naszego doświadczenia, w granicach jaki my sami go sobie wytworzymy. Poznajemy tylko nasz umysł, (choć na to Kant się nie zgodzi za nic !, przecież zostawia okno na świat, które nas z nim łączy i tym samym zakłada jego realne istnienie, a mianowicie, materię zjawiska, nie będącą wytworem umysłu i skutecznie uniemożliwia wszelkie idiotyczne idealizmy, a la Berkeley. Chwała materii, że jest !!!, bo inaczej fruwalibyśmy w niebiosach ! ), a nie żadne przedmioty realnie istniejące poza jego granicami. Bowiem dane naoczne jak twierdzę również są tworem naszego umysłu. Co do świata rzeczy samych w sobie, na zawsze, zdaniem Immanuela, musimy o nim zapomnieć, chyba !, że tak jak twierdzę zostawimy za sobą takie pojęcia jak naoczność i nie będziemy się do niej odwoływać, ale wtedy, jak mówi Kant przestaniemy poznawać cokolwiek, a zaczniemy bujać w obłokach, tak jak to zrobił Hegel niejaki, Absolutny mózg wszechczasów !!!
......... to zaś, co nazywamy przedmiotami zewnętrznymi, to nic innego jak jedynie same przedstawienia naszej zmysłowości, których formą jest przestrzeń, ale których prawdziwy odpowiednik, tj. rzecz sama w sobie, nie jest, ani nie może być poznana przez te [przedstawienia]; jednak w przedstawieniu nigdy o tę rzecz nie pytamy. s.81 Amen !!! Bo nie możemy po prostu zapytać, a z chęcią byśmy to zrobili ! Jednak droga została odcięta bezpowrotnie ! Możemy zajmować się tylko i wyłącznie przedstawieniami, które sami tworzymy, za pomocą naszej zmysłowości, o metafizyce możemy pomarzyć, a najlepiej szybciutko zapomnieć !
Chciałbym się jeszcze odnieść do geometrii.
Kant stwierdza, realność przestrzeni, tzn. jej przedmiotową ważność w stosunku do całego świata, ponieważ ona go warunkuje, pomimo, że usunie się z niej wszelkie wrażenia i jednocześnie głosi jej transcendentalną idealność, jako warunek wszelkiego możliwego doświadczenia, tj. świata naszych fenomenów. Wyobrażenie idealnej przestrzeni powstaje wówczas, gdy się ogołoci umysł ze wszelkich wrażeń, co jest sprzecznością oczywista, bowiem przestrzeń istnieje tylko wraz z materią, jest jej własnością, a nie własnością umysłu. Wszystko co jest, istnieje w przestrzeni, ale sama przestrzeń, bez tego co w niej jest, również nie istnieje. Nie istnieje do cholery ciężkiej przestrzeń sama w sobie !, tak jak nie ma na gruncie jego trancsendentalizmu rzeczy samych w sobie ! wszystko co jest, jest zjawiskiem ! Tak i przestrzeń jest tylko zjawiskiem, a nie jakąś pierdolniętą idealnością ! Przestrzeń bada się tak samo jak pozostałe ludzkie fenomeny !
Przecież zabieg oczyszczenia umysłu ze wszelkich wrażeń, by wyabstrahować czystą przestrzeń, czystą formę naoczności, jest tak sztuczny !, czy Kant tego nie widzi w swej czystej naoczności ? Przecież aby mieć wyobrażenie przestrzeni, muszę je związać z czymś co się w niej znajduje. W innym przypadku pozostanie ona niczym, opuścimy bowiem świat możliwego doświadczenia, co też Kant czyni, zakładając idealność przestrzeni. Przestrzeń jest realna jedynie wraz z wrażeniami które się w niej znajdują. Mówiąc językiem współczesnej fizyki, przestrzeń jest własnością materii (wrażeń), a nie mózgu. Znajdujemy ją w świecie, jako coś, co istnieje, ale tylko wraz z materią-energią. Natomiast jej rzekoma transcendentalna idealność, czyli jej nicość, to nic innego, jak właśnie uznanie jej za podmiotowy warunek możliwości wszelkiego możliwego doświadczenia, wszak to podmiot (ja) jest ową rzeczą samą w sobie, jest niczym nie uwarunkowanym noumenem, znajduje się bowiem poza czasem i przestrzenią, którego badania Kant nam zabrania, dlatego też czysta forma naoczności, to nic innego jak tylko jakiś mistyczny wgląd w naturę owej rzeczy samej w sobie. Bo ludzie maja jedynie możliwość oglądu empirycznego rzeczywistości, a nie jakiegoś oglądu a priori, za pomocą czystej formy naoczności, która jest czysta przestrzenią.
Realna przestrzeń (tylko ona tak naprawdę istnieje), jest zawsze czymś aposteriorycznym, jest obiektem, znajdującym się w świecie, tak jak inne obiekty naukowego badania (trochę dziwnie to brzmi, przyznaję !, że przestrzeń jest w świecie !!!). Jest empiryczną daną naoczną naszego zmysłu zewnętrznego, a więc niemożliwe jest abyśmy tą drogą właśnie uzyskali twierdzenia syntetyczne a priori !
Rozumiem Kanta, że on opierał się na znanej mu jedynie geometrii Euklidesa i przyrodoznawstwie Newtona, w którym czas i przestrzeń, były założeniami absolutnymi i istniały idealnie. Kant chciał to wyjaśnić i tak też uczynił.
Ale przestrzeń nie jest żadną idealnością, bowiem możliwe są różnego rodzaju przestrzenie, tak jak różnie też płynie czas, nie będąc żadną stałą i absolutną wielkością.
Tak więc i geometria nie jest żadną nauką aprioryczną, w tym sensie, że nauka mówi coś o świecie, natomiast geometria mówi jedynie, o przestrzeni idealnej, jako transcendentalnym warunku nauki. Geometrie różnego typu są jedynie konstrukcjami naszego umysłu, z których wiele pasuje do świata naszych fenomenów, ale tak naprawdę nic nam o nim nie mówią. Porządkują jedynie masę wrażeń, służy jedynie do ich dzielenia, łączenia, dodawania itp. A poza tym wydaje mi się, że geometria to sądy analityczne, a nie syntetyczne a priori, jak chce tego Kant. Z pojęć, aksjomatów, układamy dowolne konstrukcje, jeżeli przyjmiemy takie aksjomaty będziemy mieli taką przestrzeń, jeżeli weźmiemy inne, to będziemy mieli inną i już. Nie ma tu mowy o żadnym fenomenalnym świecie. Dziś obowiązuje ta przestrzeń, jutro, gdy się nam znudzi (gdy odkryjemy nowe fenomeny) weźmiemy sobie inną, bo inna będzie lepiej, dokładniej tłumaczyła rzeczywistość.
Geometria zawiera w sobie element aprioryczności to pewne, ale jest to tylko analityczno-abstrakcyjna konstrukcja naszego umysłu, odnosząca się jedynie do idealnej, transcendentalnej, kantowskiej przestrzeni. Nie jest fizykalistycznym (aposteriorycznym) elementem nauki o świecie, (nie może nim być, bowiem ze świata trafiają do podmiotu, jedynie wrażenia, materia zjawiska, więc jeżeli z nich by miała pochodzić geometria, to znaczy, jeżeli z nich by miała być w jakiś sposób zbudowana, to straciłaby swój największy walor – aprioryczność. Pozostaje kwestią czy jej sądy są syntetyczne, czy nie ? Wg mnie twierdzenia geometryczne, są analityczne, wszystko zawiera się w bardzo niejasny dla naszego umysłu sposób w aksjomatach, które się przyjmie konstruując jakiś rodzaj przestrzeni. Wydaje mi się, że sądy syntetyczne mogą powstać jedynie wtedy, gdy dotyczą rzeczywistości, gdy dochodzą po prostu dane naoczne które trzeba ze sobą powiązać. No i oczywiście występują w metafizyce, ale ona, póki co, Kanta nie interesuje, ponieważ sądy metafizyczne wykraczają poza nasze poznanie, z premedytacją łamiąc zakaz (wydany przez intelekt) poruszania się rozumu w granicach naszego, ludzkiego, możliwego doświadczenia), który nazywa się fizyką teoretyczną, jest jej idealnym założeniem. Geometria nie ma nic wspólnego z rzeczywistą przestrzenią świata fizyki, a jedynie go (świat matematycznego przyrodoznawstwa) umożliwia, jako jego idealny, transcendentalny warunek.
Geometria odnosi się jedynie do transcendentalnej idealności przestrzeni, a nie do jej realności. Powstaje problem jak rozumieć idealność, ponieważ wtedy (za życia Kanta) znany był jedynie jeden model przestrzeni i geometrii. Dziś jest ich wiele. Geometria nie mówi więc niczego o świecie (jest idealna, a świat jak wiadomo jest realny, rzeczywisty), a jedynie o nas, o naszym duchu człowieczym, którego jest przejawem. Odnosi się do transcendentalnych, warunków poznania, a więc jedynie do podmiotu, którym jesteśmy, jest jego własnością.
W ogóle należy precyzyjnie odróżnić geometrię czystą (matematyczną), od geometrii fizycznej (stosowanej w fizyce) i być może jakoś da się z tego wszystkiego wybrnąć.
Czas
Przyznam się, że z „czasem” rosną większe trudności, choć Kant omawia go bardzo podobnie jak przestrzeń, a mianowicie zaczyna od jego metafizycznego omówienia, bada pojęcie „czasu” tylko jako to, co jako pojęcie przedstawia ono a priori.
Muszę na początku się trochę wytłumaczyć, że z wyobrażeniem pojęcia czasu, nie wiem dlaczego, ale mam dużo większe problemy niż z pojęciem przestrzeni. Po części znajduję wytłumaczenie dla tego mojego fenomenu. Przestrzeń należy do zmysłu zewnętrznego, a więc dotyczy prawie wszystkich naszych zmysłów, w szczególności mam na myśli wzrok (cała europejska metafizyka nie bez powodu odwoływała się do tegoż właśnie organu, dochodziło najczęściej do jakiegoś „widzenia idei”, „oglądu naocznego” itd.). Powołując się na zmysł wzroku łatwiej jest nam pojąć pewne metafizyczne zagadnienia. Dlatego też i mi wygodniej jest przedstawić sobie przestrzeń, a nie czas.
1.Czas nie jest pojęciem empirycznym, wyprowadzonym abstrakcyjnie z jakiegokolwiek doświadczenia. s.81 Gdybyśmy nie mieli owego pojęcia z góry założonego, to nie moglibyśmy w spostrzeżeniu uchwycić następstw, albo równoczesności jakichś zjawisk. Musimy je już mieć, tak jak przestrzeń, by oglądać zjawiska występujące w pewnym następstwie czasowym, bądź równocześnie ze sobą.
2. Czas jest koniecznym wyobrażeniem, które leży u podłoża wszelkich danych naocznych. s.81 I zdaniem Immanuela nie można ze zjawiska usunąć czasu, natomiast z łatwością możemy z czasu usunąć zjawiska ! Ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie czasu bez zjawisk ! Sam, czysty czas nie istnieje zupełnie, przecież muszę coś liczyć, coś musi następować po sobie lub być równocześnie powiązane ze sobą w jednej chwili. Czas jako czas, jest bezczasowym jakimś obiektem, zbliżonym do tego, o czym mówili często, np. mistycy o Bogu. Natomiast Kant ma absolutną rację, że nie mogę ze zjawiska usunąć czasu i tym samym zaprzeczył pierwszemu punktowi, że czas nie jest czymś empirycznym. Jest właśnie cechą konstytutywną zjawiska i do niego należy, tak jak przestrzeń, jest cechą świata fenomenów.
W nim jedynie jest możliwa rzeczywistość zjawisk. s.81 Zjawiska mogą przestać istnieć, a czas nie da się usunąć. ! s.81 Nie słyszałem większych bredni ! Zdaję sobie sprawę oczywiście, że Kantowi chodzi o to, że czas jest jedynie pewnym warunkiem, wraz z przestrzenią, dzięki któremu możliwe jest istnienie zjawisk, ale na boga ! skąd on wie, czym jest czas (jako pojęcie) sam w sobie !
3. Ponieważ czas jest a priori, umożliwia wszelkie następstwo zjawisk po sobie, bądź ich równoczesność. Stąd też wnosi o koniecznościowym charakterze twierdzeń o stosunkach czasowych, takich jak na przykład tego, że Ma on tylko jeden wymiar. s.82 Kant zakład linearny przepływ czasu, tzn. następstwa chwil występujących po sobie.
4. Czas nie jest pojęciem dyskursywnym, lub jak się mówi, ogólnym, lecz jest czystą formą zmysłowej naoczności. s.82 !!!! Gdyby był pojęciem ogólnym, tak jak inne nasze pojęcia, to wtedy, zdaniem Kanta, nie dałoby się też wywieść twierdzenia, że różne czasy (w sensie następujące po sobie chwile) nie mogą być równoczesne. s.82, które dla Kanta jest apodyktycznie pewne. Pojęcie pochodziłoby bowiem ze świata zjawisk i nie miałoby mocy aprioryczności. A jego zdaniem taką właśnie siłę ma pojecie czasu, więc Jest ono przeto zawarte bezpośrednio w naoczności i w wyobrażeniu czasu. s.82 Sytuacja podobna jak z przestrzenią, o której Kant również mówi, iż jest jedyna, tak i czas jest jeden w związku z tym należy, nie do pojęć wywiedzionych ze świata fenomenów, bowiem wyobrażenie sobie owej jedyności, to, że możemy sobie coś wyobrazić przez jeden, jedyny przedmiot, jest oglądaniem !!! - a nie myśleniem o czymś, chyba to chce powiedzieć ten mędrzec. Inaczej nic z tego nie rozumiem ! bowiem wiele rzeczy i pojęć wyobrażam sobie jako jedyne !!! Wyobrażenie zaś, które może być dane tylko przez jeden jedyny przedmiot, jest oglądaniem. s.82 Kant chce powiedzieć, iż nie ma dwóch czasów istniejących obok siebie, tak jak nie ma dwóch przestrzeni. Przestrzeń i czas są jedyne i dlatego są formami oglądu, a nie pojęciami. Ale energia dajmy na to też jest jedna ?
5. Pojęcie czasu jest nieskończone. Czas można dzielić w nieskończoność, na co przykładem rachunek różniczkowy o który tak zawzięcie (kto go wymyślił pierwszy) kłócił się Leibniz z Newtonem. Poza tym łatwo mogę wyobrazić sobie upływ czasu, że tak powiem, w „całkowitą” nieskończoność wszechświata. Dla Kanta, pojęcia zawierają tylko przedstawienia częściowe s.82, natomiast całościowe przedstawienie czegoś, w tym wypadku czasu, może być dane tylko przez naoczność ! leżącą u podstaw tegoż przedstawienia. A dlaczegóż to, nie możemy wyobrazić sobie za pomocą pojęć czegoś nieskończonego, np. nieskończonej wolności, albo energii, itp. ? a jedynym nieskończonym wyobrażeniem ma być wyobrażenie sobie nieskończonego czasu i przestrzeni ?!
Przejdźmy do transcendentalnego omówienia czasu, może tu będzie trochę jaśniej. Ależ skąd ?! Mrok sięgnął zenitu !
Gdyby to wyobrażenie czasu nie było (wewnętrzna) daną naoczną a priori, to żadne pojęcie – jakimkolwiek by było – nie pozwoliłoby nam zrozumieć możliwości zmiany.... s.83, a więc nauki o ruchu, jak również nie moglibyśmy zrozumieć sprzeczności, takiej chociażby jak istnienie i nieistnienie jednocześnie pewnej rzeczy w tym samym miejscu.
Kant bardzo lakonicznie omówił swój transcendetalizm, co do pojęcia czasu, w jednym akapicie zawarł wszystko, co miał na ten temat do powiedzenia. Przerażające !, ale chyba najlepiej oddaje fakt, że sam Kant miał problem z rzetelną analizą czasu, którego zawiłość i możliwość „zapętleń” jest tak wielka, że tylko nieliczni są w stanie dogłębnie zbadać to zjawisko. Większość nie wchodzi w ten temat dalej niż uczynił to Wielki Mistrz, stwierdzając, że czas to przpływ następujących po sobie stanów rzeczy.
Przestrzeń, tzn. wyjaśnienie zjawiska geometrii i jej uzasadnienie wydaje mi się interesowała go bardziej, niż pojęcie czasowości i uzasadnienia arytmetyki (tylko w Prolegomenach o tym wspomina, że arytmetyka, to liczenie czasu.) Wydaje mi się, że dzieje się tak dlatego (tak nikłe zainteresowanie Immauela czasem) , iż czas nie miał większego znaczenia dla fizyki Newtona. Prawidła raz ustalone, wydawały się Kantowi wieczne.
Ale właśnie istnienie i nieistnienie pewnej rzeczy jednocześnie, owa sprzeczność, którą zdaniem Kant, można wytłumaczyć jedynie za pośrednictwem pojęcia czasu, nie daje się usunąć z fizyki kwantowej, której co prawda nie znał, więc nie można o to mieć do niego pretensji, i nie może to być oczywiście powodem do jakichś zarzutów pod jego adresem, iż nie wziął tego pod uwagę, że czas, jako konieczny warunek w świecie fizyki, jako odliczanie następujących po sobie chwil, nie jest niezbędnym założeniem do prowadzenia badań i wydawania syntetycznych sądów na temat świata zjawisk w fizyce kwantowej.
Kant stwierdza - czas nie jest rzeczą pochodzącą ze świata zjawisk, lub też przysługującą owym rzeczom własnością (niestety jest, jest własnością materii i tylko z nią daje się sensownie pomyśleć jako czas właśnie, w którym zachodzą różnego typu zjawiska [zachodzą różnego typu zjawiska – mówiąc w ten sposób, sugeruje się, i tak też z pewnością myślał Kant, że zjawiska zachodzą w czasie, a to przecież czas zachodzi w zjawiskach, jest ich cechą, należy do nich i w nich, w materii zjawisk ma swoje prawdziwe istnienie, podobnie zresztą jak przestrzeń), lecz jest tylko podmiotowym warunkiem, pod którym jedynie mogą się w nas odbywać naoczne oglądania. Gdyż wtedy ta forma wewnętrznej naoczności może być przedstawiona przed przedmiotami, a więc a priori. s.83 i dalej czas nie jest niczym innym jak tylko formą zmysłu wewnętrznego, tj. oglądania nas samych i naszego wewnętrznego stanu. Albowiem czas nie może być określeniem zjawisk zewnętrznych. s.83 Czas określa jedynie nasze przeżycia, przedstawienia wewnętrzne w ich wzajemnych relacjach.
Naukę o tym zjawisku, nazwałbym „Fenomenologią czasu”, ponieważ czas, podobnie jak przestrzeń jest jednym z najciekawszych ludzkich zjawisk w ogóle.
Kończąc powoli i podsumowując jednocześnie całość transcendentalnej estetyki należy zauważyć, co następuje.
Przestrzeń i czas, w rozumieniu Kanta nie są pojęciami, takimi, jak ruch siła, ciężkość, masa itd. Wszystko bowiem co jest, co jest zjawiskiem, znajduje się w nich, w przestrzeni i czasie. Nie należy mylić, że rzeczy znajdują się w czasie i przestrzeni, bowiem w rzeczach samych w sobie nie zawiera się jeszcze żadna ich naoczność. Owa naoczność jest dołączona jako niezbędny warunek do zaistnienia rzeczy w ogóle (rzeczy jako zjawisk). Twierdzenia nasze głoszą więc empiryczną realność czasu, tj. Przedmiotową ważność w stosunku do wszystkich rzeczy, które mogłyby być kiedykolwiek dane naszym zmysłom. s.85 To w nich zawarta jest całość ludzkiego doświadczenia. Każde zjawisko, zachodzi albo w przestrzeni, albo w czasie, albo w obu przypadkach na raz. (moim zdaniem wszystkie nasze fenomeny są uczasowione, przecież myślimy o wszystkim w naszej głowie, w której władcą jest czas jako jej wewnętrzna forma).
Co jednak zrobić wtedy z takimi tworami jak twory matematyczne, które zachodzą w czasie (są więc w pewien sposób fenomenami w moim umyśle) ale również są też w jakiś sposób idealne. Sprawa jest bardzo skomplikowana, bowiem np. równanie 2+2=4 jest jednocześnie w czasie, (ponieważ pojawiło się w mej myśli teraz, a z drugiej strony, istnieje w jakiś idealny sposób, bo nie ma na to równanie wpływu fakt, czy myślę je w tej chwili ja, czy ktoś inny, dwieście lat temu), a z drugiej strony nie podlega zmianie wywołanej upływem czasu. Oczywiście on powie, że równanie matematyczne jest idealne, ponieważ odnosi się właśnie do owej apriorycznej formy, wewnętrznej świadomości czasu, w której odbywa się liczenie. Można odróżnić myślenie o tym, jako mój fenomenalny akt, oraz idealną treść tegoż aktu jako równanie 2+2=4. W jaki sposób dochodzi do syntezy tych dwóch zupełnie różnych rzeczy, mojej fenomenalnej, zjawiskowej, aposteriorycznej świadomości z idealnoścą liczb ?
Kant mówi, że można sobie wyobrazić, iż coś zachodzi jedynie w naszej świadomości, a nie przestrzeni. Następujące po sobie stany świadomości niekoniecznie, jego zdaniem mogą zajść w przestrzeni, np. kolejno po sobie oglądy samego siebie, czyli swojego “ja”. Nikt przecież nie powie, że ogląda swe “ja” w przestrzeni, a jedynie w czasie. Nie znaczy to jednak, choć takie czasami wysnuwano wnioski, że to czas jest jakimś podstawowym, pierwotnym ukonstytuowaniem naszego, powiedzmy za Heideggerem “jestestwa”.
Wszystkie nasze przedstawienia, są w nas samych, a więc w czasie, natomiast, nie wszystkie one są przestrzenne Albowiem czas nie może być określeniem zjawisk zewnętrznych. s.83, jak chociażby ogląd własnego “ja”, czy jak kto woli, jakieś introspekcyjne spojrzenie w głąb siebie, by przyjrzeć się swojemu stanowi wewnętrznemu, np. by zbadać “dlaczego moje “ja” dziś się tak chujowo czuje” ?
Dygresja. Czy to aby nie z władzy zwanej przez Kanta apercepcją pochodziła moja syntetyczno-dialektyczna moc scalająca całość wszechświata ? Jest to jednak zagadnienie, bardzo, bardzo daleko wybiegające w przód mojej metafizyki, więc je zostawmy.
Moje spojrzenie na ów stan, nie jest zjawiskiem przestrzennym, nie jest bowiem objęty trzema wymiarami, trudno więc byłoby przypisać spojrzeniu na swoje “ja” trójwymiarową charakterystykę.
Nie o to jednak z pewnością chodziło Immanuelowi. Nie chciał wykazywać jakiejś pierwotności, w sensie ważniejszości czasu nad przestrzenią. Traktował je równorzędnie, jako warunki niezbędne w badaniu rzeczywistości, konstytuujące całość ludzkiego doświadczenia.
Najciekawszą sprawą jest to, że Kant nie uważa pojęć przestrzeni i czasu za pojęcia dyskursywne, a jedynie za formy naszej zmysłowości, tj. przestrzeń, za formę naszego zmysłu zewnętrznego, a czas jako formę zmysłu wewnętrznego.
A czy mogę na gruncie transcendentalizmu Kanta sensownie zapytać o naturę o istotę tych warunków, czyli czasu i przestrzeni ? Chyba nie. Skoro nie są pojęciami dyskursywnym, a jedynie należą do czystej, transcendentalnej formy naszej zmysłowości, to chcąc je badać, musiałbym uczynić z nich fenomeny, a one są na gruncie kantowskie filozofii jedynie idealnymi, apriorycznie danymi, koniecznymi i apodyktycznymi warunkami możliwości zaistnienia wszystkich naszych, ludzkich zjawisk ! Ich realność empiryczna w sensie kantowskim polega jedynie na umożliwieniu zjawienia się jakiegoś zjawiska w ogóle i w tym sensie są one jak najbardziej realne (nie są niczym jak mówi Kant), umożliwiają bowiem istnienie świata, nie świata rzeczy samych w sobie, a jedynie świata naszych fenomenów. Bardzo to wszystko jest u niego tajemnicze i ciekawe jednocześnie.
Gdyby czas i przestrzeń należały do rzeczy samych w sobie, gdyby dajmy na to były ich jakimiś tajemniczymi własnościami (na co nasz Wielki Badacz Czystej Rozumowej Herezji rzecz jasna nigdy się nie zgodzi, a co de facto ma miejsce w rzeczywistości, bo czas i przestrzeń są uzależnione od tzw. materii [bez względu na to, co miałoby owo słowo {materia} znaczyć w dzisiejszej fizyce]), to nie miałyby waloru koniecznościowego, a takie przecież sądy, Kant znajduje w geometrii i arytmetyce, twierdząc, że są to dziedziny syntetycznych sądów a priori, odnoszących się do świata zjawisk i go tłumaczących w jakiś pewny i niepodważalny sposób, jakim jest jego zdaniem matematyczne przyrodoznawstwo. Gdyby było inaczej, tj. Gdyby nasze pojęcia czasu i przestrzeni były aposterioryczne, pochodzące z doświadczenia, to w jaki sposób, zdanie Kanta wytłumaczyć ową pewność nauki. Badacze którzy twierdzą, że tak właśnie sprawy się mają (nazwani przez Kanta “metafizycznymi” !!!), nie mogą wyjaśnić owej apodyktyczności matematycznego przyrodoznawstwa, bowiem wszystko co pochodzi z doświadczenia jest tylko prawdopodobne, a nie konieczne. Nie mogą natomiast ani podać podstawy możliwości matematycznych poznań a priori (ponieważ brak im prawdziwej i przedmiotowo ważnej naoczności (naoczność empiryczna jest przypadkowa), ani też doprowadzić do koniecznej zgodności między tymi twierdzeniami a twierdzeniami doświadczalnymi. s.88 Z pojęcia dwóch linii równoległych do siebie nie mogę wyciągnąć, jego zdaniem wniosku, że owe linie nigdy w rzeczywistości się nie przetną. Muszę odwołać się do naoczności, która jeżeli byłaby tylko empiryczna, a nie aprioryczna, to twierdzenia matematyczne również straciłyby ten walor. !!! Amen !!!
Ale one właśnie mogą się przeciąć ponieważ przestrzeń jest zakrzywiona. Muszę co prawda odwołać się do (tu trzeba się z nim zgodzić) rzeczywistości i tak jak pisałem wcześniej, aby uzyskać sąd syntetyczny muszą być włączone do moich pojęć dane naoczne, wrażenia, przedstawienia itd. Sąd oczywiście straci walor aprioryczności, ale będzie syntetyczny jak chce tego Kant. Wszystko da się wyjaśnić jeżeli założymy sobie dwa rodzaje geometrii, jedną czystą, a drugą empiryczną - stosowaną. Pierwsza będzie tworem logicznym, konstrukcją czystego intelektu, będzie wtedy aprioryczna, analityczna i niewiele mówiąca nam o rzeczywistości, natomiast w drugim przypadku, będą dołączone do niej inne pojęcia, takie jak ruch, masa, siła, grawitacja, ale wtedy będzie już nauką aposterioryczną i syntetyczną.
Ale co by się stało, gdybyśmy uczynili czas i przestrzeń, obiektami naszego badania ?, tzn. jeżeli zrobilibyśmy z nich zjawiska, fenomeny podlegające badaniu (przecież ja świetnie mogę to sobie wyobrazić, a Kant wszystko karze mi przecież wyobrażać !), tzn. jeżeli czas i przestrzeń ujęlibyśmy jak gdyby w czasie i przestrzeni (co oczywiście na gruncie transcendentalizmu jest sprzecznością oczywistą – czas i przestrzeń w czasie i przestrzeni ?!), jakby w metaczasie i metaprzestrzeni ? Popadlibyśmy chyba w błąd logiczny, polegający na pytaniu o kolejne warunki badania czegoś tam w nieskończoność. Pytalibyśmy później o to, w jaki sposób przedstawiamy sobie metaczas i metaprzestrzeń, itd.
Jeżeli chciałbym jej badać zgodnie z nauką Kanta, muszę uczynić z nich fenomeny !!! ujęte w aprioryczne formy naoczności !!! czas i przestrzeń !!!, bowiem wszelkie nasze oglądanie nie jest niczym innym jak przedstawieniem sobie pewnego zjawiska. s.89 A tego z pewnością nie da się zrobić zgodnie z jego wykładnią tych nie dyskursywnych pojęć. Jak więc Kant chce je badać ? Czy one mogą być u niego w ogóle badane ? Są idealne, transcendentalnie idealne, a Kant będąc uczniem Platona (nie zapominaj o tym !), uczynił z nich, nie obiekty podlegające fenomenalnemu badaniu, a jedynie czyste formy oglądu, które same mogą być oglądane, tak jak idee u Platona, w ich czystych przedstawieniach. Kant zrobił z nich czyste istności na wzór platońskich idei, dzięki którym może zaistnieć świat zjawisk.
Ogląd jest wszechpotężny !!! W europejskiej myśli metafizycznej “ogląd” to nie zjawisko, to dogmat !!! A z dogmatami należy z definicji walczyć ! Chyba że się w nie wierzy !!!
(Dla estetów-poetów wszelkiej maści może się na coś nada.)
Pierwsze zdanie jest najważniejsze !!!
Kant pisze Bez względu na to, jak i przy pomocy jakich środków poznanie odnosiłoby się do przedmiotów, to przecież sposób, w jaki odnosi się ono do przedmiotów bezpośrednio i do którego jako środek do celu zmierza wszelkie myślenie – to naoczność [oglądanie] s.73 {wszystkie cytaty pochodzą z KCzR wydanej przez wydawnictwo Antyk w roku 2001, opierając się na tłumaczeniu R. Ingardena, którą niedawno udało mi się kupić w Taniej Książce przy ul. Focha za 29,50 zł.} W pierwszym i najważniejszym zadaniu, (chyba, że ktoś założy, iż pierwsze zdanie nie jest najważniejsze, co oczywiście będzie bzdurą totalną !) Immanuel używa słowa, z którym walczę i póki żyję, walczyć będę - naoczność !
Naoczność to świętość !!! To tabu, którego nie wolno tknąć ! Ni troń bo jobnie !!! – jak mówią mędrcy ze Wschodu ! Tylko to, co można i co będzie można ujrzeć, zaobserwować, tylko to stanie się poznaniem prawdziwym ! A ja, chcę udowodnić, że bez oglądu również możliwe jest badanie rzeczy i co więcej, tylko i wyłącznie bez oglądu, będzie to poznanie prawdziwe (boże !, przecież ja jestem Platonikiem !!! [po części tylko !, bo u niego (Platona) dochodzi również do jakiegoś pierdolniętego oglądu idei]).
Kant od razu rzuca się w przepaść !!! To wariat !!! A na takich z konieczności trzeba uważać !!!
Bez względu ...... itd., bez względu na wszystko, bez względu na wgląd !, na pomoc i środki przez nas przedsiębrane, to i tak nasze poznanie zawsze będzie odnosiło się do przedmiotów bezpośrednio (co znaczy odnosić się bezpośrednio ?! przecież to musiałby być jakiś mistyczny wgląd właśnie, w naturę rzeczy, że się tak wyrażę !, a przecież nie istnieje żaden bezpośredni ogląd rzeczy ! jasne to czy nie ?!).
U mnie natomiast, w mojej metafizyce, poznanie zdobyte bez żadnego rodzaju oglądu, może dopiero, a raczej, z konieczności musi odnieść się do naoczności, ale dopiero w jego ostatniej fazie. Ogląd jest niezbędny, ale nie przy konstruowaniu poznania metafizycznego, (nie byłoby bowiem poznaniem metafizycznym, to oczywiste nawet dla przedszkolaka !) lecz jedynie w fazie, że tak powiem, jego weryfikacji, a więc z chwilą destrukcji czyjegoś „ja”.
Wiedza musi powstać bez oglądu, (bez doświadczenia) natomiast jej przejaw, jej realność będzie można dopiero sobie obejrzeć w rzeczywistości. Wydaje mi się, że w moim wypadku, jest to jak gdyby odwrócenie całego procesu poznawczego (przewrót kopernikański a la Stanisław-w-Pełni !!!). Chociaż ? tak właśnie sprawa się przedstawia w metodologii nauk. Najpierw konstruujemy jakąś teorię, a później ją weryfikujemy, konfirmujemy itp. Nie do końca jest to prawdą, to, co powiedziałem wcześniej o weryfikowalności mojej metafizyki. Nie będziemy bowiem mogli również podeprzeć się w tej wiedzy żadnym oglądem, by ją sprawdzić i potwierdzić, lub jej zaprzeczyć. Jeżeli uda się wykazać jej działanie w rzeczywistości, to i tak nie będzie to dowód w sensie metafizycznym rzecz jasna, bo każdy będzie mógł powiedzieć, że to nie moja wiedza spowodowała destrukcję „ja”, tylko inne czynniki, zewnętrzne, bądź wewnętrzne takie jak, chociażby zły stan zdrowia, choroba psychiczna, itp. Wierzę jednak w konieczność twierdzeń metafizycznych i że ten kto ją przeczyta nie będzie mógł jej zaprzeczyć.
Przejdźmy do rzeczy.
Do oglądu dochodzi wtedy, gdy przedmiot jest dany. A jeżeli przedmiot nie jest dany ? Co wtedy ?! Wtedy (jeżeli posługujemy się logiką, której notabene, nie należy w metafizycznych badaniach brać pod uwagę, tam bowiem [w metafizyce] rządzi innego rodzaju rozumność, niż logika z jej naczelną zasadą – zasadą niesprzeczności, i Kant o tym wie doskonale, ale przypomnę mu o tym dla porządku !) nie dochodzi do poznania oczywiście, bowiem nie ma przedmiotu możliwego oglądu !
Nie ma czego oglądać, nie ma poznania ! Okropność ! Wypierdoliłem właśnie ze swej głowy wszystkie najważniejsze sprawy, a nawet nie skończyłem czytać pierwszego akapitu Krytyki !!! Uporaliśmy się ze wszystkimi, najczarniejszymi, najokropniejszymi sprawami ludzkiej egzystencji !!! Kant jest wybitną jednostką trzeba mu to przyznać ! To geniusz ! Rozwiązał za pomocą jednego zdania wszystkie moje problemy. Nie ma oglądu – nie ma badania (chyba, że u lekarza) !!! To nie poznanie (mam na myśli poznanie dokonujące się bez oglądu) - to bajki !!!
Zgadzam się tylko w jednym i tu go rozumiem doskonale – metafizyka bredzi !!! a on, tych bredni, nie mógł już słuchać !!! I ja też nie mogę słuchać o bóstwach, absolutach, substancjach, egach itd. !!!
Co znaczy w ogóle „dany” ? Kant pisze, że „przedmiot” (Co to jest „przedmiot” ? Przecież ja tak mogę w nieskończoność o coś zapytywać, co to jest „to”, a co „to” ? I co z tego ? Mogę się czepiać, wszyscy to robią, ale tu nie o to chodzi ! Moje podstawowe pojęcie metafizyczne „Nicość”, nie podlega definicji, no bo jak ja mam powiedzieć i określić co to jest „Nic” ?! Przecież „Nic” to nic ! Nie mogę tego udowodnić, bo tu nie ma czego dowodzić ! I rozum z konieczności nie będzie się ode mnie tegoż dowodu domagał ! Spełnię zatem kantowski postulat aprioryczności, co do mojej podstawowej kategorii – „Nicości” [na razie tylko aprioryczności i wypływającej stąd konieczności, niepodważalności, apodyktyczności i nie wiem bóg wie czego jeszcze żąda Kant ode mnie !, później przyjdzie czas na syntetyczność mej wiedzy, gdy wypowiem me zdanie „Nicość Istnieje !”, ale o tem po tem]) jest dany, jeżeli pobudza nasz umysł (mój umysł pobudza Nicość i wypływające z niej Istnienie [w zdaniu „Nicość Istnieje”, syntetycznie związane są ze sobą dwie najważniejsze kategorie, w jaki sposób są ze sobą powiązane?, jak dochodzi do syntezy podmiotu z orzeczeniem ? {wiadomo tylko, że to umysł tworzy ową syntezę, ale jak do niej dochodzi ?} na to mam nadzieję kilku wskazówek udzieli mi Kant]).
Umysł konstruuje wyobrażenia. Mamy Zdolność uzyskiwania wyobrażeń ... s.73 Jednak, zdaniem Kanta, umysł nie tworzy tychże wyobrażeń, ma jedynie zdolność ich uzyskiwania, zdolność odbiorczości, jak ją nazywa, zmysłowość. Jesteśmy pobudzani przez przedmioty i je receptywnie tylko uchwytujemy. Wynika z tego, że Immanuel zakłada taką oto sytuację, że nasz umysł posiada władzę uzyskiwania wyobrażeń, (za chwilę nazwie “wyobrażenie” „wrażeniem”, bowiem ... zdolność wyobrażania sobie, w tych granicach, w jakich jesteśmy przezeń (przez przedmiot) pobudzani, jest wrażeniem. s.74) których dostarczają nam przedmioty. (Być może coś jest nie tak z tłumaczeniem, bowiem sytuacja jest skomplikowana. Powstały trzy pojęcia, które nie wiem jak ze sobą współdziałają ? Dane naoczne, wyobrażenia i wrażenia.) Bo przecież, w wyobrażeniu danych naocznych jest już zawarty moment podmiotowy, a nie dopiero w „zjawisku” o którym będzie mowa za chwilę. Zgodnie z jego nauką, to podmiot uchwytuje w jakiś sposób owe “wyobrażenia”, czy też “wrażenia”, w czasie i przestrzeni. Gdzie w takim razie byłyby owe dane naoczne ? - przecież nie w rzeczy samej w sobie ?! Nie ma, moim zdaniem, niczego „danego”, nie ma żadnych „elementów” niezależnych od naszego umysłu (chyba tak o tym bredził Mach, że nasza wiedza składa się z „elementów”, jakichś czystych danych zmysłowych, a później Wittgenstein w Traktacie, o jakichś zdaniach elementarnych pierdolił, nie umiejąc żadnego przykładu owego zdania podać) a taka sytuacja u Kanta chyba ma miejsce. Kant, zdaje się zakładać istnienie owych drobin, z których zbudujemy gmaszysko naszej nauki kochanej ! (zbudujemy, a później się do nich odwołamy sprawdzając naszą pojęciową wiedzę o świecie), bowiem te dane naoczne nie pochodzą od podmiotu, a są własnością jak gdyby noumenu (byłyby chyba treścią zjawiska, która jest od nas niezależna). Ale zgodnie z jego nauką nie może być czegoś poza zjawiskiem, do czego moglibyśmy się odwołać chcąc potwierdzić naszą wiedzę. Popełnia błąd na samym początku swych badań polegający na założeniu, że owe dane naoczne za pomocą których sprawdzimy swoją pojęciową wiedzę o nich, są “czyste”, niezależne w jakiś sposób od podmiotowych warunków, a jednocześnie zależne – jako tzw. materia zjawiska. Warunki są u Kanta transcendentalnie idealne, (wybiegam bardzo do przodu, ale muszę to zrobić teraz, bowiem kwestia danych naocznych jest najistotniejszą sprawą, bo przecież swoją wiedzę należy sobie obejrzeć i sprawdzić z czymś, co potwierdzi jej prawdziwość, w tym wypadku byłyby to dane naoczne), więc dane naoczne także się w nich mieszczą i są po prostu częścią zjawiska. Rozumiem, że Kant się z tym wszystkim uporał bardzo pięknie, bowiem cała wiedza dotyczy jedynie zjawisk, przez nasz podmiot skonstruowanych, że wiedza nie dotyczy rzeczy samych w sobie, ale po co pisze o jakichś danych naocznych, przecież u niego wszystko, co jest, jest zjawiskiem !, a tu zdaje się jak gdyby sugerować, że są jakieś “dane naoczne”. Są wrażenia, z tym się trzeba zgodzić, ale jakie “dane naoczne” ? Myślenie może odnieść się do wrażeń, to bym zrozumiał, ale aby za pomocą czegoś (może wrażeń i pojęć) odnosiło się jeszcze do jakichś danych naocznych ?, nic nie rozumiem ! Przytoczę jego zdanie na ten temat “Wszelkie myślenie jednak musi albo wprost, albo pośrednio, za pomocą pewnych znamion odnosić się ostatecznie do danych naocznych.... s.74) Boże ! Koszmar ! Za pomocą jakich znamion ???!!! Słowa za pomocą pewnych znamion Kant dodał w drugim wydaniu Krytyki. Po co to zrobił ? Jedynym powodem jaki widzę, to jedynie chęć skomplikowania wszystkiego. Być może chodziło mu o eksperyment ?, jakieś laboratoryjne doświadczenie ?, za pomocą którego możemy potwierdzić nasz sąd o przedmiocie-zjawisku.
Nasze zmysły więc, dostarczają nam elementu poznania „za pomocą zmysłowości przedmioty są nam dane” s.74, które dopiero przez nasz intelekt są pomyślane i stąd też (z intelektu) pochodzą nasze pojęcia. Wszelkie myślenie zatem, musi odnosić się do danych naocznych. To one (dane naoczne) będą weryfikowały, czy nasza nauka jest prawdziwa, czy nie (powstaje oczywiście problem z weryfikowalnością niejaką, z którą tak się męczyli chłopcy z Kółka Wzajemnej Adoracji, ale to nas nie powinno w tej chwili martwić).
Sytuacja wygląda tak:
Dane naoczne – wrażenia – intelekt i w drugą stronę, bowiem wszystkie te trzy sprawy są ze sobą ściśle związane i podlegają wzajemnej kontroli. (I znów jakaś triada cholerna powstała ! Czy ja się od tego myślenia trójkowego uwolnię ? Jakiś pojebany schematyzm mi się chyba włącza, gdy zaczynam myśleć o Kancie i metafizyce całej !) Intelekt za pomocą pojęć myśli przedmioty dane przez wrażenia i na końcu odnosi się do danych naocznych by je (pojęcia) za ich pomocą sprawdzić.
Za pomocą zmysłowości przeto przedmioty są nam dane i ona tylko dostarcza nam danych naocznych, za pomocą intelektu natomiast są one pomyślane i od niego pochodzą pojęcia. s.74
W danych naocznych (a nie dopiero w zjawisku) tkwią już momenty podmiotowe, bowiem dane naoczne, umysł nasz kochany również w jakimś stopniu konstruuje, więc nasza wiedza o świecie jest tylko nauką o nas samych, a nie o jakiejś fenomenalnej rzeczywistości, leżącej poza nami ! To my jesteśmy największym zjawiskiem na tej ziemi, nasz umysł ! Niczego nie poznajemy, tylko nasz mózg ! Od początku do końca badamy tylko nasz umysł !!! Boże jakie to wszystko mistyczne ! A ja tu żadnego mistycyzmu zawszonego nie widzę !
Jeszcze inaczej: przedmiot (w jakiś sposób na nas oddziaływuje) – następnie tworzymy wrażenie o tymże przedmiocie (czym to jest do diabła !, to „wrażenie” ! nie pomylić tylko z wyobraźnią, że wrażenie może być jakoś samo przez nas skonstruowane, bowiem Kant zastrzega to uwagą, że wrażeniem jest tylko to, co mieści się w granicach pobudzenia nas przez przedmiot [dygresyjka: a jeżeli coś nas pobudza, a później okaże się, że to jakaś fikcja wywoływała w nas różnego rodzaju wrażenia, to co ?, jak odróżnić fikcję od rzeczywistości ? jakie jest kryterium prawdziwości ? Domyślam się, że Kant podałby jakiś argument ze świata logiki, że na przykład ciąg wrażeń, jest jakiś logiczny itp., ale również fikcja może być bardzo logiczna i trwać przez bardzo długi okres czasu !]). Skutek oddziaływania przedmiotu na zdolność wyobrażania sobie, w tych granicach, w jakich jesteśmy przezeń pobudzani, jest wrażeniem. s.74, które nazywa z kolei „materią zjawiska”, to, co w zjawisku odpowiada wrażeniu, nazywam jego materią. s.74. Amen ! Natomiast oglądanie odnoszące się przez owe wrażenia do przedmiotów, Kant, nazywa, empirycznym. No właśnie ! Skoro w zjawisku są wrażenia, które są jego materią, a u Kanta wszystko do czego może się odnosić nasza wiedza, to jedynie zjawiska, to gdzie znajdują się „dane naoczne” ? Chyba jedynie poza zjawiskiem ! Albo są tym samym co wrażenia, ale wtedy wszystko byłoby pochodną podmiotu, a na to Kant się przecież nigdy nie zgodzi.
Nieokreślony przedmiot oglądania, (coś mu się jawić zaczęło !) to zjawisko ! (Jak na razie on, Wielki Inkwizytor [pragnął przecież wszystkich metafizyków zamordować własnoręcznie, dobrze że skończyło się palenie ognisk w Europie, bo z pewnością chciałby kilka wzniecić nieopodal Królewca !] jest największym jak dla mnie, zjawiskiem ! [z pewnością przebije go Hegel o głowę, ale na razie dajmy mu spokój] Jest tak nieokreślony w swym bazgroleniu, że można zwariować od takiej metafizyki !!! Przecież to popłuczyny !!! po porządnej, starożytnej i średniowiecznej filozofii !!!)
Na czym skończyliśmy ? Acha ! na zjawisku ! Jestem przy drugim akapicie Krytyki, a sam zacząłem pisać piątą stronę ! Wariactwo jakieś ! Przecież gdybym chciał napisać o całej Krytyce – niech spojrzę ...... ile ma stron ........ w tym wydaniu 621, razy 5, to by się równało ...... 3.105 stron ! Obłęd ! Muszę się streszczać, ale nieokreśloność materii zjawiska, jaką jest Kant, być może sprawi, że trzeba będzie tyleż kartek zapisać.
To nie w zjawisku zawarty jest moment podmiotowy. Ów element tkwi od początku w badanej przez nas rzeczywistości (w danych naocznych). Fizyka kwantowa odkryła to, choć w minimalnym ciągle stopniu, (zajmuje się bowiem światem w skali mikro) że podmiot jest i z konieczności musi być brany pod uwagę w badanym przedmiocie ! Nie jako jego idealny, transcendentalny warunek, ale jako należący do rzeczy samej w sobie. Czekam na dalsze wieści ze świata fizyki, głównie chodzi mi o teorię strun, ale nie tylko o nią, równie dobrze może być też inna koncepcja, byleby mówiła o podmiocie, dzięki któremu jest Nic, a nie Coś !!! W mojej terminologii, ów podmiot, zwę duchem człowieczym, bowiem czuję w nim moc, utrzymującą całość wszechświata przy życiu !!! Kant również upodmiotowił naszą wiedzę w absolutny, transcendentalnie idealny sposób, bowiem wszystko co może być zbadane jest zjawiskiem. Zostawił tylko rzecz samą w sobie od której pochodzi materia zjawiska, ponieważ w przeciwnym przypadku fruwalibyśmy razem z innymi metafizykami w obłokach. Ale czy materia wrażeń nie może pochodzić również z podmiotu ? Może owe dane naoczne o przedmiocie są również wytworzone przez nasz podmiot. (takie wnioski wyciągnął zdaje się Fichte) Przecież fizycy konstruują jakąś teorię, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością, (bo co może mieć wspólnego z rzeczywistością dodanie do niej iluś tam wymiarów przestrzeni, których nigdy nie będziemy mogli sobie nawet wyobrazić, a co dopiero potwierdzić empirycznie, po to tylko chyba, aby równania matematyczne im się zgadzały, ale również siła grawitacji Newtona jest także jedną wielką hipotezą, bo czy ktoś widział grawitację ?) i dopiero przez świat zjawisk, który jest naszym światem to sprawdzają. Co sprawdzają ? Przecież tego nigdy nie będzie można sobie obejrzeć ! Będzie można obejrzeć jedynie zjawiska, które skonstruujemy, a te, zawsze będą się zgadzały z naszymi danymi naocznymi ponieważ owe dane są również nasze, a nie pochodne od rzeczy samej w sobie.
A więc, zjawisko zawiera wrażenia, które Kant nazywa jego materią. Ale w zjawisku znajduje również coś, co nie jest już tylko wrażeniem, coś, co sprawia, że wrażenia mogą być uporządkowane wedle pewnych stosunków s.74 (gdyby to coś samo było wrażeniem, to nie mogłoby się uporządkować ?). A dlaczegóżby nie miałoby tak właśnie być ? Odpowiedz Kanta jest prosta, choć nie mówi o tym wprost (przecież to Platonik – wspomniałem o tym kiedyś).
Od czasów Boskiego Mistrza, materia zawsze była chaosem, nieuporządkowaną, bezładną papką z którą nie wiadomo nigdy było za bardzo co zrobić (oczywiście mam na myśli metafizyczne myślenie w Europie, a nie naukowe badania). Najlepiej też było ją gdzieś wypierdolić na śmietnik i niech tam się sobie „zmaterializuje” (u Kanta też widzę to wyraźnie, że dochodzi do podobnej sytuacji, bowiem mamy do czynienia z wrażeniami, ze zjawiskami, natomiast rzecz sama w sobie zostaje nietknięta, leży sobie na śmietniku i zdycha !, nikt się nią na poważnie nie zajmuje, [mam tu na myśli dowód na istnienie świata, którego jakoś nikt nie może skonstruować !, a może świata nie ma ?!] a przecież ta materia, daje życie i je zabiera !). Tylko podmiot jest ważny !, umysł !, ten co wprowadza logos do wszechświata całego ! Tylko to się liczy !
Ale umysł wprowadza tylko chaos, nie logos !!!!
(Jeżeli dobrze rozumiem zasadę nieoznaczoności Heisenberga, to chodzi w niej o to, iż badając jakiś przedmiot, my, jako podmiot, wprowadzając aparaturę badawczą, czyli siebie, nie jesteśmy w stanie określić precyzyjnie dwóch spraw jednocześnie, bo, albo określimy prędkość, albo położenie elektronu na jego tzw. orbitce, więc jasne jest, że to my zakłócamy materialny ład wszechświata ! Wyciągnięto chyba z tej zasady jak dobrze pamiętam jakieś absurdalne konsekwencje, że to chaos panuje we wszechświecie całym ! i zaczęto tworzyć nawet jakieś teorie bredzące o tym jaka to rzeczywistość jest popierdolona. Popierdoleni to są ludzie z całą pewnością i można te twierdzenie przyjąć za aksjomat w dalszym się nimi zajmowaniu i badaniu ich chorych wytworów !)
Coś tam sobie porządkujemy, sprzątamy swoje podwórko, machając dziarsko miotełką i wypierdalamy wszystkie brudy (materię w tym wypadku) na ulicę !!! do rynsztoka z tym wszystkim !, z tym, co nie pasuje do naszej wizji świata ! Zostawimy sobie trochę bredni, bóg, absolut, substancja, ego itd. i tzw. formę zjawiska. (Oj ! za bardzo wybiegam do przodu, jeszcze o tym nie było.) i wszystko skończy się dobrze. Podwórko będzie posprzątane, będzie czysto i przyjemnie – porządek musi być !
Metafizyka musi wydawać sądy egzystencjalne ! Jestem tego pewien ! A raczej ma wydać jeden pewny egzystencjalnie sąd, sąd stwierdzający, że „coś” w ogóle jest ! Rozumiesz ! Nie !, że Bóg jest ! tylko, że „coś” jest !!! Bo jak na razie, (z tego co wiem, a wiem mało, więc może się mylę ?), nikt tego w zadowalający sposób nie zrobił. Wszystkie dowody można sobie włożyć ..... !!! A wiesz jakie widzę wyjście z sytuacji, z pewnością się domyślasz ! Wypowiem swoje słynne zdanie „Nicość Istnieje !”
Ciągle odbiegam od tematu. Miało być o formie zjawiska.
Kant, w zjawisku oprócz wrażeń odnajduje również jego formę ???!!! Czyli coś, za pomocą czego, mogę uporządkować nieokreśloną materię wrażeń. Ponieważ to, w czym się wrażenia jedynie porządkują i mogą być wstawione w pewne formy, samo nie może być znowu wrażeniem... s.74. Cezary czy ten Kancik zasmarkany wie co mówi ? Jakich on używa zwrotów precyzyjnych ! niech go jasny trafi szlak ! w czym się wrażenia porządkują (w łepetynie trzeba było napisać, a nie cudaki jakieś wstawiać !), mogą być wstawione (!!!) w pewne formy (!!!), jakie formy !, („wstawiony”, to on był, jak to pisał !), za pomocą pojęć mogą być określone, przecież sam to powiedział, że najpierw są dane naoczne, później wrażenia i na końcu intelekt to wszystko porządkuje !, a nie jakiś formy jeszcze wynalazł !
Przecież kilka linijek do góry, napisał, że za pomocą zmysłowości przedmioty są nam dane i ona tylko dostarcza nam danych naocznych, za pomocą intelektu natomiast są one pomyślane i od niego pochodzą pojęcia.s.74
To jest w miarę jasne, ale teraz Immanuel stwierdza, że w zjawisku znajduje jeszcze jego formę, aprioryczność jakąś !!! A skąd, u licha !, się ona wzięła w zjawisku ? Z jego łepetny oczywiście ! Ale w danych naocznych jej nigdzie nie ma do diabła ! A skoro pojęcia pochodzą w jakiś sposób (choć Kant tego nie mówi wprost) z danych naocznych, więc i jego pojęcia, formy zjawiska (czas i przestrzeń) również musi być aposterioryczne. To chyba jasne. On oczywiście nie twierdzi, że pojęcie czasu i przestrzeni nie pochodzą z doświadczenia. Twierdzi jedynie, że czas i przestrzeń muszą być z góry założone, jeżeli chce się wytłumaczyć fenomen nauki, nauki prawdziwej, jaką jest czyste przyrodoznawstwo (współczesna fizyka teoretyczna).
Łudził się biedak, (myślał dobrze, przecież opierał się na fizyce Newtona w której, czas i przestrzeń są absolutne) myśląc, że znalazł trwały fundament w naszej zmysłowości. Bo przecież od zawsze, to była największa bolączka metafizyków – zmysły !!! Zmysły są be !, bo dostarczają złych (w sensie, nie absolutnych) poznań. Złymi świadkami są oczy i uszy (kto to powiedział ? jakiś starożytny osioł ?!) itp. i zaraz się wpada w jakiś racjonalizm heretycki, a la Hegel zasmarkany !
Intencje Kanta są wyśmienite, ugruntować należy naszą zmysłowość w absolutny wręcz sposób, bo z resztą, czyli intelektem i rozumem poradzimy sobie szybciutko ! Ze zmysłami natomiast, z materią od zawsze był problem (patrz: idiotyzmy Berkeleya !).
.... więc materia wszelkiego zjawiska jest nam wprawdzie dana tylko a posteriori, ale forma jego, na ich przyjęcie gotowa, musi cała tkwić a priori w umyśle i dlatego musi być rzeczą możliwą rozważyć ją całkowicie w oddzieleniu od wszelkiego wrażenia”.s.74
Jeszcze nie zaczęliśmy szukać, a już znaleźliśmy w zjawisku jakieś a priori, a przecież mamy do czynienia tylko i jedynie ze zjawiskami.
I na dodatek używa swojego zaklęcia „musi” !!! Coś „musi” gdzieś tkwić ! i z konieczności dać się przy okazji znaleźć ! I pisze, że „musi” być rzeczą możliwą ? Ja naprawdę nic z tego nie rozumiem ?! Skoro „coś” jest możliwe, to jest możliwością jedynie, która może dopiero stać się realnością, albo jakąś koniecznością. Dlaczego „musi”, czyli coś ma się koniecznie dać zrobić, tzn. w tym przypadku, dać się rozważyć niezależnie od wrażenia. Właśnie czas i przestrzeń tkwią we wrażeniu i dalej jeszcze, tkwią w danych naocznych z których wszystko jest zbudowane, tzn. nasze pojęcia, w tym także pojęcie czasu i przestrzeni.
Ja rozumiem, że Kant podawał jedynie warunki możliwości zajścia jakichś faktów, faktu nauki w tym przypadku, ale nie rozumiem dlaczego uznał czas i przestrzeń za jakieś absoluty ! Oczywiście dlatego, że wszystko się w nich zawiera, cały nasz zjawiskowy świat, są formą wszystkiego.
Owe, formy zjawiska, zjawiają mi się ponoć, jeżeli oddzielę od nich wszystko to, co jest wrażeniem. Wtedy będziemy mieli, w znaczeniu transcendentalnym (jak podkreślił Kant) czyste przedstawienie ! No właśnie ! Przedstawienie czas zacząć ! Ja, jeżeli wypierdolę, wszystkie treści z mojej głowy, wszelkie wrażenia, wtedy zobaczę tam Nicość totalną, a nie czyste przedstawienie ! Jasne to jest, czy nie !
Natrafimy przeto a priori w umyśle na czystą formę zmysłowych treści naocznych w ogóle, w której oglądamy w pewnych stosunkach wszystko to, co różnorodne w zjawiskach. s.74
O jakich stosunkach pisze tu, mój Kancik kochany, bo zapewne miał na myśli seksualne, których mu z pewnością brakowało !
Mistycyzm Eckharta, przy tym ostatnio zacytowanym zdaniu, to fraszka !
I przyznam się szczerze, że nie będę tego analizował.
Czystą formę zmysłowości, nazywa Kant dalej czystą naocznością, czyli czymś, przy pomocy czego, możliwe jest przedstawienie jakiegoś przedmiotu. Jeżeli odejmiemy od przedmiotu wszystko to, co o nim pomyślimy, to zdaniem Kanta zostanie nam coś, czego dalej usunąć nie mogę, a mianowicie przestrzeń, kształt jaki ów przedmiot zajmuje.
Napisałem niedawno, że rozumowanie przez analogię nie jest zbyt wykwintnym i w pełni metafizycznym sposobem myślenia, a już odwoływanie się do naoczności jak w tym przypadku, to wprost żenada ! Ogołocę jakiś przedmiot ze wszystkiego, to coś mi jeszcze zostanie ? Jakim cudem ?, przecież kształt, rozciągłość, też jest daną naoczną, którą wypieprzę razem z innymi swoimi wrażeniami ! A co z przedmiotami tak małymi, że one w ogóle nie zawierają kształtu i rozciągłości. Rozumiem, że Kant powie mi, „Głupku !, przecież skoro rozumiesz czym jest substancja, (z tym pojęciem substancji wybiegam bardzo do przodu, ale Kant, to przecież zakłada, nie pisze o tym, rzecz jasna już na pierwszej stronie, ale skoro używa pojęcia rozciągłości i kształtu, to oczywiste jest, że to pojęcie substancji właśnie miał na myśli, bo pisze, to z tej empirycznej naoczności pozostanie mi jeszcze coś, a mianowicie rozciągłość i kształt s.74) to nie będziesz mógł zaprzeczyć, że można jej odebrać cechę zwaną rozciągłością, prawda ?”
Jednak moje pojęcie substancji nieco różni się od jego wyobrażenia o niej. Czy w ogóle jest coś takiego jak substancja, albo materia ? Wyraziłem nie tak dawno nadzieję, że niedługo być może, a może już się to stało ?, już za chwileczkę, już za momencik, nie będzie takich pojęć (chyba tylko w szkole podstawowej, by uczyć małe dzieci, czegoś tam o świecie naszym jedynym !, które wymagają różnego rodzaju przedstawień, by za pomocą oglądu naocznego, stwierdzić, że coś jest tak, a tak, ale będą to już tylko lekcje poglądowe, takie pogadanki na temat wszechświata naszego cudownego, który wkrótce okaże się Nicością samą !) jak substancja, materia, itd.
Notabene, dziś właśnie tak się sprawy mają, że dzieciom pokazuje się model atomu, jako malutki układ planetarny, a tak przecież nie jest, bo są tam chyba jakieś powłoki elektronowe, a nie orbitki. Idąc na uniwersytecik z kolei, dowiadujemy się oczywiście trochę więcej o świecie bożym, ale i tak, (tylko na wyższym poziomie abstrakcji) ciągle się bazgroli coś na tablicy, by przedstawić sobie owe „coś” w naoczności jakiejś baranom nieskończonym !, by łatwiej to zrozumieli !!!
Przytoczę jeszcze jedno ładnie zdanko (nie mogę się temu „oprzeć” !) mówiące o owej czystej formie naoczności, bo świetnie wręcz oddaje seksualny aspekt jego pisaniny, (a może Ingarden specjalnie tak go tłumaczy, by mu dokuczyć, bo wiedział, że ten stary paralityk, miał problemy z dziewczynkami ?).
Te (chodzi o rozciągłość i kształt) należą do czystej naoczności, która jako naga forma zmysłowości występuje a priori w umyśle.... (oczywiście s. [która ? zgadnij ?] 74 i już naprawdę trochę się zmęczyłem, a ja chciałem Ci dziś całą estetykę transcendentalną omówić !) Kant widzi tylko coś czystego (patrz na mistyków wszelkiej maści !) i nagiego ! On był popierdolony, (ale owa dialektyczna sprzeczność w jego umyśle dawała mu moc tworzenia !) z jednej strony, chciał „czystości”, świętości zasranej, a z drugiej, jawiły mu się „nagie” obiekty takie jak np. forma zmysłowości ! i „stosunki” wszelkiego rodzaju (umysłowe stosunki !, te go podniecały najbardziej i w swej czystej naoczności z pewnością odbywał je namiętnie - z samym sobą, oczywiście !).
Przejdźmy zatem do omówienia pierwszego elementu estetyki transcendentalnej, a mianowicie do przestrzeni.
Przestrzeń
Cóż to jest więc przestrzeń i czas ? s.76 No właśnie ?, co to jest przestrzeń ? Czy jest to coś istniejącego rzeczywiście, czy tylko rodzaj pewnej własności przedmiotów, czy stosunków między nimi, czy też są one takimi określeniami, które przywiązane są do samej tylko formy naoczności, a tym samym i do podmiotowych właściwości naszego umysłu ... ? s.76
Za tym, idą cztery metafizyczne argumenty (Kant analizuje pojęcie „przestrzeni” metafizycznie tzn., omawia przedstawienie tego, co należy do tegoż pojęcia jako dane a priori) na rzecz oczywiście tej ostatniej możliwości.
1. Przestrzeń nie jest pojęciem empirycznym, które by zostało wysnute z doświadczeń zewnętrznych. ??? s.76 Jak to ? Przecież sam mówił niedawno, że trzeba z empirycznej naoczności wyabstrahować sobie ową czystą przestrzeń, czystą formę naoczności, aby móc pomyśleć sobie jakieś przedmioty leżące obok siebie dajmy na to. Jednak, jego zdaniem, musimy już a priori operować pojęciem przestrzeni, by owe przedmioty pomyśleć w przestrzeni. To ma być argument ? Przecież to jakieś błędne koło ! Najpierw mam pojęcie (nieświadome chyba ?), a raczej wyobrażenie owej przestrzeni, a dopiero później zjawiają mi się przedmioty w niej zawarte ! Czy też konstruuję owe pojęcie z danych naocznych, z moich wrażeń po prostu. Przestrzeń to czysta naoczność bez wszelkiej zawartej w niej naoczności empirycznej. Jakaś czysta forma naszej władzy poznawczej zwanej zmysłowością.
2. I dalej nie można sobie wyobrazić, że nie ma przestrzeni ... !!! s.76 A ja mogę sobie wyobrazić !!! Nicość totalną !!! Czyste Nic !!! To ma być kolejne, metafizyczne omówienie problemu ? Już wspomniałem, że w pełni metafizyczne rozumowanie, nie może odwoływać się do żadnej naoczności, ani analogii do czegoś ! A Kant powołuje się w tym przypadku na wyobraźnię ! Ja nie mogę sobie wyobrazić, że przestrzeń nie istnieje ?! Wyobrażam sobie brak przestrzeni bardzo pięknie, jako Nicość kompletną, która na nas czeka w grobie ! Kant widać ma bardzo małą wyobraźnię, ale z pewnością zapoznał się już osobiście z tą „niemożliwością” wyobrażenia sobie czegoś !
Skoro więc, nie mogę sobie tego wyobrazić, Immanuel wyciąga wniosek, że Uważa się ją więc za warunek możliwości zjawisk, a nie na określenie od nich zależne; i jest ona wyobrażeniem a priori, które leży koniecznie u podłoża zjawisk zewnętrznych. s.76
3. Przestrzeń nie jest pojęciem dyskursywnym lub, jak się to mówi ogólnym pojęciem stosunków między rzeczami w ogóle, lecz jest czystą naocznością. s.77 A niby czym jest jak nie pojęciem ogólnym !, jednym z najbardziej ogólnych pojęć jakie ludzie sobie skonstruowali na podstawie danych naocznych ! Dla mnie pojęcie przestrzeni jest jak najbardziej normalnym pojęciem dotyczącym świata naszego jedynego ! Nie widzę nic, co może je wyróżniać wśród innych pojęć fizykalistycznych, że się tak wyrażę, takich jak, siła, masa, energia, przyczyna, skutek, itd. Podlega takiemu samemu badaniu jak pozostała część rzeczywistości, więc nie rozumiem po co, Kant nadaje mu tak specyficzne znaczenie, którego w tym pojęciu po prostu nie ma. Demonizuje je w jakiś sposób tak, że jest ono niemal czymś nadprzyrodzonym. To w niej, w przestrzeni dzieją się jakieś dziwy ! o których świat nigdy nie słyszał ! „Dziwy”, słowo to na pewno spodobałoby się jego Ekscelencji !
4. No i czwarte omówienie Przestrzeń wyobrażamy sobie jako nieskończoną daną nam wielkość. s.77 I tu chyba ma trochę racji, bo przestrzeń jest nieskończoną, ale ograniczoną wielkością. I jeszcze jedno, dodaje, że żadne pojęcie nie jest tak obszerne, by mogło zawierać w sobie nieskończoną mnogość wyobrażeń. A dlaczegóż to ? A takie pojęcia metafizyczne jak Bóg, Dusza ? Czy one nie mogą zawierać w sobie nieskończonej ilości jakichś przedmiotów, przedstawień, czy wyobrażeń ?
Dość tych wygłupów ! Wiadomo, że Immanuelowi chodziło o wykazanie, że przestrzeń jest w nas a priori, musi być założona z konieczności jako aprioryczna, no bo jak udowodnić absolutność geometrii zajmującej się czystą przestrzenią, skonstruowaną przez nasz umysł. Gdyby pojęcie przestrzeni było jeszcze jednym z naszych pojęć, a nie należało do tzw. zmysłu zewnętrznego i było jego cechą konstytutywną, gdyby było aposterioryczne po prostu, to koniec badania ! Wikłamy się w problemy o których mówił Hume, a więc żadnej przyczynowości, żadnej konieczności itd. Nauka leży rozłożona na łopatki, bo jak udowodnić, że jest coś absolutnie pewnego w naszym świecie kochanym, skoro wszystko jest tylko dowodliwe za pomocą indukcji, która jak wiadomo, jako metoda badawcza, może dać nam wyniki jedynie prawdopodobne, a nie apriorycznie konieczne. Tak więc Kant, stwierdzając, że pierwotne wyobrażenie przestrzeni jest więc pewną daną naoczna a priori, a nie pojęciem. s.77, chce uargumentować skąd bierze się pewność geometrii. Jeżeli bowiem, przestrzeń byłaby pojęciem utworzonym tak jak inne pojęcia, pochodzące ze świata zjawisk, to udowodnienie aprioryczności geometrii stałoby się niemożliwe, a przez to, całej dalszej wiedzy o świecie, czyli w tym wypadku matematycznego przyrodoznawstwa. Tak więc, kończąc omówienie metafizyczne przestrzeni, należy stwierdzić, że dla Kanta, przestrzeń, to nie pojęcie, tylko czysta forma naoczność a priori, niezbędny warunek naszego poznania w ogóle. Przestrzeń nie jest zjawiskiem, tylko koniecznym uwarunkowaniem naszych władz poznawczych, w tym wypadku naszej, ludzkiej, zmysłowości. Ale tu przechodzimy już do trnscendentalnego omówienia tego pojęcia.
Przez trancendentalne omówienie, Kant rozumie takie rozważanie, które prowadzi do wyjaśnienia pewnego pojęcia, jako naczelnej zasady, dzięki której, możliwe jest zrozumienie możliwość innych syntetycznych poznań a priori. Bardzo to skomplikowane, co rozumie Kant pod pojęciem swojego transcendentalizmu, prawda ?! W gruncie rzeczy chodzi jednak o prostą sprawę, o podanie warunków możliwości zajścia jakichś faktów, w tym wypadku faktu nauki, która zawiera jego zdaniem, syntetyczne sądy a priori. Jak to się dzieje, że matematyka i matematyczne przyrodoznawstwo, a także, czy metafizyka zdolna jest wydać tego rodzaju sądy ? Czyli takie, które wiążą, mówiąc po prostu, podmiot z orzeczeniem w sposób absolutnie konieczny przed wszelkim możliwym doświadczeniem ! Przy czym orzeczenie, nie może zawierać się, rzecz jasna w podmiocie, bo byłby to sąd analityczny, (który każdorazowo jest konieczny a priori) z wydaniem którego, nikt chyba nie ma większych problemów.
Kant stwierdza, że geometria określa własności przestrzeni w sposób syntetyczny i a priori. Gdyby pojęcie przestrzeni byłoby zaczerpnięte z doświadczenia, ze świata zjawisk, to nie moglibyśmy uznać geometrii za naukę aprioryczną i syntetyczną jednocześnie. Dla Kanta sprawa jest prosta, bowiem geometria dotyczy przestrzeni, a ta, nie jest pojęciem, tylko czystą (nie empiryczną) naocznością a priori znajdującą się w podmiocie przed wszelkim możliwym doświadczeniem rzeczywistości, przed wszelkim możliwym światem zjawisk. Ona umożliwia jedynie zaistnienie tegoż świata, więc i geometria również pochodzi jak gdyby z innego wymiaru rzeczywistości, jest idealnym i trancendentalnym warunkiem jego możliwości. Pochodzi z podmiotu, który nie jest czymś światowym, (w pewnym szczególnym, trancendentalnym sensie) pochodzi z podmiotu warunkującego istnienie fenomenalnego świata, (nie świata jako takiego oczywiście, tego w krytycznych badaniach rzecz jasna w ogóle nie ma). Tak więc, zewnętrzna naoczność a priori, jest zawarta w podmiocie, jako jego formalna właściwość [polegająca na tym], że podmiot jest pobudzany przez przedmioty i otrzymuje przez to bezpośrednie ich przedstawienie, tj. dane naoczne, a więc tylko jako forma zmysłu zewnętrznego w ogóle. s.78 Przestrzeń, to pojęcie-forma, jak się kiedyś wyraziłem, a nie samo tylko pojęcie. Kant nadaje mu bardzo specyficzne znaczenie. Z jednej strony jest pojęciem, (bo przecież je wypowiada nadając mu określony sens, notabene, wszyscy nadają pojęciom oryginalne i fantastyczne często znaczenia) z drugiej jest czystą formą naszej zmysłowości, odartą ze wszystkich wrażeń, wyobrażeń, przedstawień i czego tam chcesz jeszcze. To pusta forma, warunkująca zjawianie się zjawisk. Przestrzeń umożliwia istnienie zjawisk w ogóle.
Jeżeli abstrahujemy od tych przedmiotów, jest ona czystą daną naoczną, którą nazywamy przestrzenią. s.79 Wcześniej Kant stwierdził, że nie możemy sobie wyobrazić, iż nie ma przestrzeni. A teraz to niby czego on żąda ode mnie, abym wyobraził sobie pustą przestrzeń, czyli Nic, pustkę jakąś ? Przestrzeń bez żadnych przedmiotów, bez żadnych wrażeń, przedstawień ?! Nie mogę sobie tego wyobrazić, czyli przedstawić naocznie pustej przestrzeni ?! Nie mieści mi się to w głowie ! I nawet próżnia, jak pokazuje współczesna fizyka, pusta przestrzeń nie jest pusta ! (tzw. energia pustej przestrzeni) Mogę natomiast pomyśleć Nicość totalną, ale jako pojęcie metafizyczne, (a nie transcendentalne) które jak wiadomo, w moim rozumieniu nie ma nic wspólnego z żadną naocznością, czystą formą zmysłowości ! A Kant wymyśla sobie, wyobraża sobie pustą przestrzeń, bez materii, jako aprioryczny warunek zjawiska w ogóle ! Coś co nie pochodzi ze świata samo go warunkuje z apodyktyczną koniecznością ! To coś, owa naoczność, nasza zmysłowość umożliwia zaistnienie rzeczywistości, fenomenalnej rzeczywistości, ale nie rzeczywistości rzeczy samej w sobie.
Rozważania nasze głoszą więc realność (tzw. przedmiotową ważność) przestrzeni w odniesieniu do wszystkiego, co może się nam pojawić z zewnątrz jako przedmiot, ale zarazem idealność przestrzeni w odniesieniu do rzeczy. s.80 To niezwykłe zdanie !, z jednej strony Kant zakłada więc realność przestrzeni (realność rozumiana jako przedmiotowa ważność !!! Co to znaczy ? Boże ! Przedmiotowa ważność, to chyba takie cudo, dzięki któremu Kant mówi, że przestrzeń w rzeczywistości warunkuje fenomeny, czyli je umożliwia, pomimo swej idealności, umożliwia zaistnienie świata zjawisk i w tym sensie przestrzeń jest też realnością, a nie tylko jakimś dziwnym stworem, latającym sobie w przestrzeni, bez oparcia w faktach ! tzn. stworem który nazwie za moment transcendentalną idealnością !), a z drugiej określa ją jako trancendentalną idealność, tj. to, że jest ona niczym, skoro tylko opuścimy warunek możliwości wszelkiego doświadczenia i uznamy ją za coś, co znajduje się u podłoża rzeczy samych w sobie. s.80
Pięknie o tym napisał ! Jeżeli tylko opuścimy możliwe doświadczenie, nasz świat jedyny i zaczniemy wydziwiać na jego temat, że istnieje jakaś czysta naoczność, czysta przestrzeń sama w sobie odarta z materii, jako warunek możliwości tegoż świata, to wtedy owa przestrzeń, ów transcendentalny warunek staje się właśnie niczym !!! Kant zdawał sobie świetnie sprawę, że przestrzeń bez materii nie istnieje, a transcendentalizm jest tylko logiczną łamigłówką, sztucznym tworem, zawieszonym, pomiędzy światem rzeczy samych w sobie, a podmiotem, moim „ja”. Bez świata zjawisk, idealna, transcendentalna przestrzeń nie istnieje ! Jak zasypać przepaść, między mną a światem ? Jak dokonać syntezy a priori tych dwóch elementów ? Zupełnie nie pasujących do siebie ! Przecież świat naszych czystych konstrukcji, takich jak matematyka, czyste przyrodoznawstwo w jakiś cudowny sposób pasuje do rzeczywistości ? Jak to się dzieje, że świat nauki, świat przez nas wymyślonych stworów, pasuje w jakiś cudowny wręcz sposób do świata rzeczywistego ? Kant znajduje rozwiązanie w genialny sposób, omijając oczywiście problem, bo jak pisałem wcześniej, cały transcendentalizm, to jedynie intelektualny wybieg, wspaniała archtektonika, ukazująca twórczą moc ludzkiego ducha. Nasze poznanie pasuje do świata, ale tylko do świata w granicach naszego doświadczenia, w granicach jaki my sami go sobie wytworzymy. Poznajemy tylko nasz umysł, (choć na to Kant się nie zgodzi za nic !, przecież zostawia okno na świat, które nas z nim łączy i tym samym zakłada jego realne istnienie, a mianowicie, materię zjawiska, nie będącą wytworem umysłu i skutecznie uniemożliwia wszelkie idiotyczne idealizmy, a la Berkeley. Chwała materii, że jest !!!, bo inaczej fruwalibyśmy w niebiosach ! ), a nie żadne przedmioty realnie istniejące poza jego granicami. Bowiem dane naoczne jak twierdzę również są tworem naszego umysłu. Co do świata rzeczy samych w sobie, na zawsze, zdaniem Immanuela, musimy o nim zapomnieć, chyba !, że tak jak twierdzę zostawimy za sobą takie pojęcia jak naoczność i nie będziemy się do niej odwoływać, ale wtedy, jak mówi Kant przestaniemy poznawać cokolwiek, a zaczniemy bujać w obłokach, tak jak to zrobił Hegel niejaki, Absolutny mózg wszechczasów !!!
......... to zaś, co nazywamy przedmiotami zewnętrznymi, to nic innego jak jedynie same przedstawienia naszej zmysłowości, których formą jest przestrzeń, ale których prawdziwy odpowiednik, tj. rzecz sama w sobie, nie jest, ani nie może być poznana przez te [przedstawienia]; jednak w przedstawieniu nigdy o tę rzecz nie pytamy. s.81 Amen !!! Bo nie możemy po prostu zapytać, a z chęcią byśmy to zrobili ! Jednak droga została odcięta bezpowrotnie ! Możemy zajmować się tylko i wyłącznie przedstawieniami, które sami tworzymy, za pomocą naszej zmysłowości, o metafizyce możemy pomarzyć, a najlepiej szybciutko zapomnieć !
Chciałbym się jeszcze odnieść do geometrii.
Kant stwierdza, realność przestrzeni, tzn. jej przedmiotową ważność w stosunku do całego świata, ponieważ ona go warunkuje, pomimo, że usunie się z niej wszelkie wrażenia i jednocześnie głosi jej transcendentalną idealność, jako warunek wszelkiego możliwego doświadczenia, tj. świata naszych fenomenów. Wyobrażenie idealnej przestrzeni powstaje wówczas, gdy się ogołoci umysł ze wszelkich wrażeń, co jest sprzecznością oczywista, bowiem przestrzeń istnieje tylko wraz z materią, jest jej własnością, a nie własnością umysłu. Wszystko co jest, istnieje w przestrzeni, ale sama przestrzeń, bez tego co w niej jest, również nie istnieje. Nie istnieje do cholery ciężkiej przestrzeń sama w sobie !, tak jak nie ma na gruncie jego trancsendentalizmu rzeczy samych w sobie ! wszystko co jest, jest zjawiskiem ! Tak i przestrzeń jest tylko zjawiskiem, a nie jakąś pierdolniętą idealnością ! Przestrzeń bada się tak samo jak pozostałe ludzkie fenomeny !
Przecież zabieg oczyszczenia umysłu ze wszelkich wrażeń, by wyabstrahować czystą przestrzeń, czystą formę naoczności, jest tak sztuczny !, czy Kant tego nie widzi w swej czystej naoczności ? Przecież aby mieć wyobrażenie przestrzeni, muszę je związać z czymś co się w niej znajduje. W innym przypadku pozostanie ona niczym, opuścimy bowiem świat możliwego doświadczenia, co też Kant czyni, zakładając idealność przestrzeni. Przestrzeń jest realna jedynie wraz z wrażeniami które się w niej znajdują. Mówiąc językiem współczesnej fizyki, przestrzeń jest własnością materii (wrażeń), a nie mózgu. Znajdujemy ją w świecie, jako coś, co istnieje, ale tylko wraz z materią-energią. Natomiast jej rzekoma transcendentalna idealność, czyli jej nicość, to nic innego, jak właśnie uznanie jej za podmiotowy warunek możliwości wszelkiego możliwego doświadczenia, wszak to podmiot (ja) jest ową rzeczą samą w sobie, jest niczym nie uwarunkowanym noumenem, znajduje się bowiem poza czasem i przestrzenią, którego badania Kant nam zabrania, dlatego też czysta forma naoczności, to nic innego jak tylko jakiś mistyczny wgląd w naturę owej rzeczy samej w sobie. Bo ludzie maja jedynie możliwość oglądu empirycznego rzeczywistości, a nie jakiegoś oglądu a priori, za pomocą czystej formy naoczności, która jest czysta przestrzenią.
Realna przestrzeń (tylko ona tak naprawdę istnieje), jest zawsze czymś aposteriorycznym, jest obiektem, znajdującym się w świecie, tak jak inne obiekty naukowego badania (trochę dziwnie to brzmi, przyznaję !, że przestrzeń jest w świecie !!!). Jest empiryczną daną naoczną naszego zmysłu zewnętrznego, a więc niemożliwe jest abyśmy tą drogą właśnie uzyskali twierdzenia syntetyczne a priori !
Rozumiem Kanta, że on opierał się na znanej mu jedynie geometrii Euklidesa i przyrodoznawstwie Newtona, w którym czas i przestrzeń, były założeniami absolutnymi i istniały idealnie. Kant chciał to wyjaśnić i tak też uczynił.
Ale przestrzeń nie jest żadną idealnością, bowiem możliwe są różnego rodzaju przestrzenie, tak jak różnie też płynie czas, nie będąc żadną stałą i absolutną wielkością.
Tak więc i geometria nie jest żadną nauką aprioryczną, w tym sensie, że nauka mówi coś o świecie, natomiast geometria mówi jedynie, o przestrzeni idealnej, jako transcendentalnym warunku nauki. Geometrie różnego typu są jedynie konstrukcjami naszego umysłu, z których wiele pasuje do świata naszych fenomenów, ale tak naprawdę nic nam o nim nie mówią. Porządkują jedynie masę wrażeń, służy jedynie do ich dzielenia, łączenia, dodawania itp. A poza tym wydaje mi się, że geometria to sądy analityczne, a nie syntetyczne a priori, jak chce tego Kant. Z pojęć, aksjomatów, układamy dowolne konstrukcje, jeżeli przyjmiemy takie aksjomaty będziemy mieli taką przestrzeń, jeżeli weźmiemy inne, to będziemy mieli inną i już. Nie ma tu mowy o żadnym fenomenalnym świecie. Dziś obowiązuje ta przestrzeń, jutro, gdy się nam znudzi (gdy odkryjemy nowe fenomeny) weźmiemy sobie inną, bo inna będzie lepiej, dokładniej tłumaczyła rzeczywistość.
Geometria zawiera w sobie element aprioryczności to pewne, ale jest to tylko analityczno-abstrakcyjna konstrukcja naszego umysłu, odnosząca się jedynie do idealnej, transcendentalnej, kantowskiej przestrzeni. Nie jest fizykalistycznym (aposteriorycznym) elementem nauki o świecie, (nie może nim być, bowiem ze świata trafiają do podmiotu, jedynie wrażenia, materia zjawiska, więc jeżeli z nich by miała pochodzić geometria, to znaczy, jeżeli z nich by miała być w jakiś sposób zbudowana, to straciłaby swój największy walor – aprioryczność. Pozostaje kwestią czy jej sądy są syntetyczne, czy nie ? Wg mnie twierdzenia geometryczne, są analityczne, wszystko zawiera się w bardzo niejasny dla naszego umysłu sposób w aksjomatach, które się przyjmie konstruując jakiś rodzaj przestrzeni. Wydaje mi się, że sądy syntetyczne mogą powstać jedynie wtedy, gdy dotyczą rzeczywistości, gdy dochodzą po prostu dane naoczne które trzeba ze sobą powiązać. No i oczywiście występują w metafizyce, ale ona, póki co, Kanta nie interesuje, ponieważ sądy metafizyczne wykraczają poza nasze poznanie, z premedytacją łamiąc zakaz (wydany przez intelekt) poruszania się rozumu w granicach naszego, ludzkiego, możliwego doświadczenia), który nazywa się fizyką teoretyczną, jest jej idealnym założeniem. Geometria nie ma nic wspólnego z rzeczywistą przestrzenią świata fizyki, a jedynie go (świat matematycznego przyrodoznawstwa) umożliwia, jako jego idealny, transcendentalny warunek.
Geometria odnosi się jedynie do transcendentalnej idealności przestrzeni, a nie do jej realności. Powstaje problem jak rozumieć idealność, ponieważ wtedy (za życia Kanta) znany był jedynie jeden model przestrzeni i geometrii. Dziś jest ich wiele. Geometria nie mówi więc niczego o świecie (jest idealna, a świat jak wiadomo jest realny, rzeczywisty), a jedynie o nas, o naszym duchu człowieczym, którego jest przejawem. Odnosi się do transcendentalnych, warunków poznania, a więc jedynie do podmiotu, którym jesteśmy, jest jego własnością.
W ogóle należy precyzyjnie odróżnić geometrię czystą (matematyczną), od geometrii fizycznej (stosowanej w fizyce) i być może jakoś da się z tego wszystkiego wybrnąć.
Czas
Przyznam się, że z „czasem” rosną większe trudności, choć Kant omawia go bardzo podobnie jak przestrzeń, a mianowicie zaczyna od jego metafizycznego omówienia, bada pojęcie „czasu” tylko jako to, co jako pojęcie przedstawia ono a priori.
Muszę na początku się trochę wytłumaczyć, że z wyobrażeniem pojęcia czasu, nie wiem dlaczego, ale mam dużo większe problemy niż z pojęciem przestrzeni. Po części znajduję wytłumaczenie dla tego mojego fenomenu. Przestrzeń należy do zmysłu zewnętrznego, a więc dotyczy prawie wszystkich naszych zmysłów, w szczególności mam na myśli wzrok (cała europejska metafizyka nie bez powodu odwoływała się do tegoż właśnie organu, dochodziło najczęściej do jakiegoś „widzenia idei”, „oglądu naocznego” itd.). Powołując się na zmysł wzroku łatwiej jest nam pojąć pewne metafizyczne zagadnienia. Dlatego też i mi wygodniej jest przedstawić sobie przestrzeń, a nie czas.
1.Czas nie jest pojęciem empirycznym, wyprowadzonym abstrakcyjnie z jakiegokolwiek doświadczenia. s.81 Gdybyśmy nie mieli owego pojęcia z góry założonego, to nie moglibyśmy w spostrzeżeniu uchwycić następstw, albo równoczesności jakichś zjawisk. Musimy je już mieć, tak jak przestrzeń, by oglądać zjawiska występujące w pewnym następstwie czasowym, bądź równocześnie ze sobą.
2. Czas jest koniecznym wyobrażeniem, które leży u podłoża wszelkich danych naocznych. s.81 I zdaniem Immanuela nie można ze zjawiska usunąć czasu, natomiast z łatwością możemy z czasu usunąć zjawiska ! Ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie czasu bez zjawisk ! Sam, czysty czas nie istnieje zupełnie, przecież muszę coś liczyć, coś musi następować po sobie lub być równocześnie powiązane ze sobą w jednej chwili. Czas jako czas, jest bezczasowym jakimś obiektem, zbliżonym do tego, o czym mówili często, np. mistycy o Bogu. Natomiast Kant ma absolutną rację, że nie mogę ze zjawiska usunąć czasu i tym samym zaprzeczył pierwszemu punktowi, że czas nie jest czymś empirycznym. Jest właśnie cechą konstytutywną zjawiska i do niego należy, tak jak przestrzeń, jest cechą świata fenomenów.
W nim jedynie jest możliwa rzeczywistość zjawisk. s.81 Zjawiska mogą przestać istnieć, a czas nie da się usunąć. ! s.81 Nie słyszałem większych bredni ! Zdaję sobie sprawę oczywiście, że Kantowi chodzi o to, że czas jest jedynie pewnym warunkiem, wraz z przestrzenią, dzięki któremu możliwe jest istnienie zjawisk, ale na boga ! skąd on wie, czym jest czas (jako pojęcie) sam w sobie !
3. Ponieważ czas jest a priori, umożliwia wszelkie następstwo zjawisk po sobie, bądź ich równoczesność. Stąd też wnosi o koniecznościowym charakterze twierdzeń o stosunkach czasowych, takich jak na przykład tego, że Ma on tylko jeden wymiar. s.82 Kant zakład linearny przepływ czasu, tzn. następstwa chwil występujących po sobie.
4. Czas nie jest pojęciem dyskursywnym, lub jak się mówi, ogólnym, lecz jest czystą formą zmysłowej naoczności. s.82 !!!! Gdyby był pojęciem ogólnym, tak jak inne nasze pojęcia, to wtedy, zdaniem Kanta, nie dałoby się też wywieść twierdzenia, że różne czasy (w sensie następujące po sobie chwile) nie mogą być równoczesne. s.82, które dla Kanta jest apodyktycznie pewne. Pojęcie pochodziłoby bowiem ze świata zjawisk i nie miałoby mocy aprioryczności. A jego zdaniem taką właśnie siłę ma pojecie czasu, więc Jest ono przeto zawarte bezpośrednio w naoczności i w wyobrażeniu czasu. s.82 Sytuacja podobna jak z przestrzenią, o której Kant również mówi, iż jest jedyna, tak i czas jest jeden w związku z tym należy, nie do pojęć wywiedzionych ze świata fenomenów, bowiem wyobrażenie sobie owej jedyności, to, że możemy sobie coś wyobrazić przez jeden, jedyny przedmiot, jest oglądaniem !!! - a nie myśleniem o czymś, chyba to chce powiedzieć ten mędrzec. Inaczej nic z tego nie rozumiem ! bowiem wiele rzeczy i pojęć wyobrażam sobie jako jedyne !!! Wyobrażenie zaś, które może być dane tylko przez jeden jedyny przedmiot, jest oglądaniem. s.82 Kant chce powiedzieć, iż nie ma dwóch czasów istniejących obok siebie, tak jak nie ma dwóch przestrzeni. Przestrzeń i czas są jedyne i dlatego są formami oglądu, a nie pojęciami. Ale energia dajmy na to też jest jedna ?
5. Pojęcie czasu jest nieskończone. Czas można dzielić w nieskończoność, na co przykładem rachunek różniczkowy o który tak zawzięcie (kto go wymyślił pierwszy) kłócił się Leibniz z Newtonem. Poza tym łatwo mogę wyobrazić sobie upływ czasu, że tak powiem, w „całkowitą” nieskończoność wszechświata. Dla Kanta, pojęcia zawierają tylko przedstawienia częściowe s.82, natomiast całościowe przedstawienie czegoś, w tym wypadku czasu, może być dane tylko przez naoczność ! leżącą u podstaw tegoż przedstawienia. A dlaczegóż to, nie możemy wyobrazić sobie za pomocą pojęć czegoś nieskończonego, np. nieskończonej wolności, albo energii, itp. ? a jedynym nieskończonym wyobrażeniem ma być wyobrażenie sobie nieskończonego czasu i przestrzeni ?!
Przejdźmy do transcendentalnego omówienia czasu, może tu będzie trochę jaśniej. Ależ skąd ?! Mrok sięgnął zenitu !
Gdyby to wyobrażenie czasu nie było (wewnętrzna) daną naoczną a priori, to żadne pojęcie – jakimkolwiek by było – nie pozwoliłoby nam zrozumieć możliwości zmiany.... s.83, a więc nauki o ruchu, jak również nie moglibyśmy zrozumieć sprzeczności, takiej chociażby jak istnienie i nieistnienie jednocześnie pewnej rzeczy w tym samym miejscu.
Kant bardzo lakonicznie omówił swój transcendetalizm, co do pojęcia czasu, w jednym akapicie zawarł wszystko, co miał na ten temat do powiedzenia. Przerażające !, ale chyba najlepiej oddaje fakt, że sam Kant miał problem z rzetelną analizą czasu, którego zawiłość i możliwość „zapętleń” jest tak wielka, że tylko nieliczni są w stanie dogłębnie zbadać to zjawisko. Większość nie wchodzi w ten temat dalej niż uczynił to Wielki Mistrz, stwierdzając, że czas to przpływ następujących po sobie stanów rzeczy.
Przestrzeń, tzn. wyjaśnienie zjawiska geometrii i jej uzasadnienie wydaje mi się interesowała go bardziej, niż pojęcie czasowości i uzasadnienia arytmetyki (tylko w Prolegomenach o tym wspomina, że arytmetyka, to liczenie czasu.) Wydaje mi się, że dzieje się tak dlatego (tak nikłe zainteresowanie Immauela czasem) , iż czas nie miał większego znaczenia dla fizyki Newtona. Prawidła raz ustalone, wydawały się Kantowi wieczne.
Ale właśnie istnienie i nieistnienie pewnej rzeczy jednocześnie, owa sprzeczność, którą zdaniem Kant, można wytłumaczyć jedynie za pośrednictwem pojęcia czasu, nie daje się usunąć z fizyki kwantowej, której co prawda nie znał, więc nie można o to mieć do niego pretensji, i nie może to być oczywiście powodem do jakichś zarzutów pod jego adresem, iż nie wziął tego pod uwagę, że czas, jako konieczny warunek w świecie fizyki, jako odliczanie następujących po sobie chwil, nie jest niezbędnym założeniem do prowadzenia badań i wydawania syntetycznych sądów na temat świata zjawisk w fizyce kwantowej.
Kant stwierdza - czas nie jest rzeczą pochodzącą ze świata zjawisk, lub też przysługującą owym rzeczom własnością (niestety jest, jest własnością materii i tylko z nią daje się sensownie pomyśleć jako czas właśnie, w którym zachodzą różnego typu zjawiska [zachodzą różnego typu zjawiska – mówiąc w ten sposób, sugeruje się, i tak też z pewnością myślał Kant, że zjawiska zachodzą w czasie, a to przecież czas zachodzi w zjawiskach, jest ich cechą, należy do nich i w nich, w materii zjawisk ma swoje prawdziwe istnienie, podobnie zresztą jak przestrzeń), lecz jest tylko podmiotowym warunkiem, pod którym jedynie mogą się w nas odbywać naoczne oglądania. Gdyż wtedy ta forma wewnętrznej naoczności może być przedstawiona przed przedmiotami, a więc a priori. s.83 i dalej czas nie jest niczym innym jak tylko formą zmysłu wewnętrznego, tj. oglądania nas samych i naszego wewnętrznego stanu. Albowiem czas nie może być określeniem zjawisk zewnętrznych. s.83 Czas określa jedynie nasze przeżycia, przedstawienia wewnętrzne w ich wzajemnych relacjach.
Naukę o tym zjawisku, nazwałbym „Fenomenologią czasu”, ponieważ czas, podobnie jak przestrzeń jest jednym z najciekawszych ludzkich zjawisk w ogóle.
Kończąc powoli i podsumowując jednocześnie całość transcendentalnej estetyki należy zauważyć, co następuje.
Przestrzeń i czas, w rozumieniu Kanta nie są pojęciami, takimi, jak ruch siła, ciężkość, masa itd. Wszystko bowiem co jest, co jest zjawiskiem, znajduje się w nich, w przestrzeni i czasie. Nie należy mylić, że rzeczy znajdują się w czasie i przestrzeni, bowiem w rzeczach samych w sobie nie zawiera się jeszcze żadna ich naoczność. Owa naoczność jest dołączona jako niezbędny warunek do zaistnienia rzeczy w ogóle (rzeczy jako zjawisk). Twierdzenia nasze głoszą więc empiryczną realność czasu, tj. Przedmiotową ważność w stosunku do wszystkich rzeczy, które mogłyby być kiedykolwiek dane naszym zmysłom. s.85 To w nich zawarta jest całość ludzkiego doświadczenia. Każde zjawisko, zachodzi albo w przestrzeni, albo w czasie, albo w obu przypadkach na raz. (moim zdaniem wszystkie nasze fenomeny są uczasowione, przecież myślimy o wszystkim w naszej głowie, w której władcą jest czas jako jej wewnętrzna forma).
Co jednak zrobić wtedy z takimi tworami jak twory matematyczne, które zachodzą w czasie (są więc w pewien sposób fenomenami w moim umyśle) ale również są też w jakiś sposób idealne. Sprawa jest bardzo skomplikowana, bowiem np. równanie 2+2=4 jest jednocześnie w czasie, (ponieważ pojawiło się w mej myśli teraz, a z drugiej strony, istnieje w jakiś idealny sposób, bo nie ma na to równanie wpływu fakt, czy myślę je w tej chwili ja, czy ktoś inny, dwieście lat temu), a z drugiej strony nie podlega zmianie wywołanej upływem czasu. Oczywiście on powie, że równanie matematyczne jest idealne, ponieważ odnosi się właśnie do owej apriorycznej formy, wewnętrznej świadomości czasu, w której odbywa się liczenie. Można odróżnić myślenie o tym, jako mój fenomenalny akt, oraz idealną treść tegoż aktu jako równanie 2+2=4. W jaki sposób dochodzi do syntezy tych dwóch zupełnie różnych rzeczy, mojej fenomenalnej, zjawiskowej, aposteriorycznej świadomości z idealnoścą liczb ?
Kant mówi, że można sobie wyobrazić, iż coś zachodzi jedynie w naszej świadomości, a nie przestrzeni. Następujące po sobie stany świadomości niekoniecznie, jego zdaniem mogą zajść w przestrzeni, np. kolejno po sobie oglądy samego siebie, czyli swojego “ja”. Nikt przecież nie powie, że ogląda swe “ja” w przestrzeni, a jedynie w czasie. Nie znaczy to jednak, choć takie czasami wysnuwano wnioski, że to czas jest jakimś podstawowym, pierwotnym ukonstytuowaniem naszego, powiedzmy za Heideggerem “jestestwa”.
Wszystkie nasze przedstawienia, są w nas samych, a więc w czasie, natomiast, nie wszystkie one są przestrzenne Albowiem czas nie może być określeniem zjawisk zewnętrznych. s.83, jak chociażby ogląd własnego “ja”, czy jak kto woli, jakieś introspekcyjne spojrzenie w głąb siebie, by przyjrzeć się swojemu stanowi wewnętrznemu, np. by zbadać “dlaczego moje “ja” dziś się tak chujowo czuje” ?
Dygresja. Czy to aby nie z władzy zwanej przez Kanta apercepcją pochodziła moja syntetyczno-dialektyczna moc scalająca całość wszechświata ? Jest to jednak zagadnienie, bardzo, bardzo daleko wybiegające w przód mojej metafizyki, więc je zostawmy.
Moje spojrzenie na ów stan, nie jest zjawiskiem przestrzennym, nie jest bowiem objęty trzema wymiarami, trudno więc byłoby przypisać spojrzeniu na swoje “ja” trójwymiarową charakterystykę.
Nie o to jednak z pewnością chodziło Immanuelowi. Nie chciał wykazywać jakiejś pierwotności, w sensie ważniejszości czasu nad przestrzenią. Traktował je równorzędnie, jako warunki niezbędne w badaniu rzeczywistości, konstytuujące całość ludzkiego doświadczenia.
Najciekawszą sprawą jest to, że Kant nie uważa pojęć przestrzeni i czasu za pojęcia dyskursywne, a jedynie za formy naszej zmysłowości, tj. przestrzeń, za formę naszego zmysłu zewnętrznego, a czas jako formę zmysłu wewnętrznego.
A czy mogę na gruncie transcendentalizmu Kanta sensownie zapytać o naturę o istotę tych warunków, czyli czasu i przestrzeni ? Chyba nie. Skoro nie są pojęciami dyskursywnym, a jedynie należą do czystej, transcendentalnej formy naszej zmysłowości, to chcąc je badać, musiałbym uczynić z nich fenomeny, a one są na gruncie kantowskie filozofii jedynie idealnymi, apriorycznie danymi, koniecznymi i apodyktycznymi warunkami możliwości zaistnienia wszystkich naszych, ludzkich zjawisk ! Ich realność empiryczna w sensie kantowskim polega jedynie na umożliwieniu zjawienia się jakiegoś zjawiska w ogóle i w tym sensie są one jak najbardziej realne (nie są niczym jak mówi Kant), umożliwiają bowiem istnienie świata, nie świata rzeczy samych w sobie, a jedynie świata naszych fenomenów. Bardzo to wszystko jest u niego tajemnicze i ciekawe jednocześnie.
Gdyby czas i przestrzeń należały do rzeczy samych w sobie, gdyby dajmy na to były ich jakimiś tajemniczymi własnościami (na co nasz Wielki Badacz Czystej Rozumowej Herezji rzecz jasna nigdy się nie zgodzi, a co de facto ma miejsce w rzeczywistości, bo czas i przestrzeń są uzależnione od tzw. materii [bez względu na to, co miałoby owo słowo {materia} znaczyć w dzisiejszej fizyce]), to nie miałyby waloru koniecznościowego, a takie przecież sądy, Kant znajduje w geometrii i arytmetyce, twierdząc, że są to dziedziny syntetycznych sądów a priori, odnoszących się do świata zjawisk i go tłumaczących w jakiś pewny i niepodważalny sposób, jakim jest jego zdaniem matematyczne przyrodoznawstwo. Gdyby było inaczej, tj. Gdyby nasze pojęcia czasu i przestrzeni były aposterioryczne, pochodzące z doświadczenia, to w jaki sposób, zdanie Kanta wytłumaczyć ową pewność nauki. Badacze którzy twierdzą, że tak właśnie sprawy się mają (nazwani przez Kanta “metafizycznymi” !!!), nie mogą wyjaśnić owej apodyktyczności matematycznego przyrodoznawstwa, bowiem wszystko co pochodzi z doświadczenia jest tylko prawdopodobne, a nie konieczne. Nie mogą natomiast ani podać podstawy możliwości matematycznych poznań a priori (ponieważ brak im prawdziwej i przedmiotowo ważnej naoczności (naoczność empiryczna jest przypadkowa), ani też doprowadzić do koniecznej zgodności między tymi twierdzeniami a twierdzeniami doświadczalnymi. s.88 Z pojęcia dwóch linii równoległych do siebie nie mogę wyciągnąć, jego zdaniem wniosku, że owe linie nigdy w rzeczywistości się nie przetną. Muszę odwołać się do naoczności, która jeżeli byłaby tylko empiryczna, a nie aprioryczna, to twierdzenia matematyczne również straciłyby ten walor. !!! Amen !!!
Ale one właśnie mogą się przeciąć ponieważ przestrzeń jest zakrzywiona. Muszę co prawda odwołać się do (tu trzeba się z nim zgodzić) rzeczywistości i tak jak pisałem wcześniej, aby uzyskać sąd syntetyczny muszą być włączone do moich pojęć dane naoczne, wrażenia, przedstawienia itd. Sąd oczywiście straci walor aprioryczności, ale będzie syntetyczny jak chce tego Kant. Wszystko da się wyjaśnić jeżeli założymy sobie dwa rodzaje geometrii, jedną czystą, a drugą empiryczną - stosowaną. Pierwsza będzie tworem logicznym, konstrukcją czystego intelektu, będzie wtedy aprioryczna, analityczna i niewiele mówiąca nam o rzeczywistości, natomiast w drugim przypadku, będą dołączone do niej inne pojęcia, takie jak ruch, masa, siła, grawitacja, ale wtedy będzie już nauką aposterioryczną i syntetyczną.
Ale co by się stało, gdybyśmy uczynili czas i przestrzeń, obiektami naszego badania ?, tzn. jeżeli zrobilibyśmy z nich zjawiska, fenomeny podlegające badaniu (przecież ja świetnie mogę to sobie wyobrazić, a Kant wszystko karze mi przecież wyobrażać !), tzn. jeżeli czas i przestrzeń ujęlibyśmy jak gdyby w czasie i przestrzeni (co oczywiście na gruncie transcendentalizmu jest sprzecznością oczywistą – czas i przestrzeń w czasie i przestrzeni ?!), jakby w metaczasie i metaprzestrzeni ? Popadlibyśmy chyba w błąd logiczny, polegający na pytaniu o kolejne warunki badania czegoś tam w nieskończoność. Pytalibyśmy później o to, w jaki sposób przedstawiamy sobie metaczas i metaprzestrzeń, itd.
Jeżeli chciałbym jej badać zgodnie z nauką Kanta, muszę uczynić z nich fenomeny !!! ujęte w aprioryczne formy naoczności !!! czas i przestrzeń !!!, bowiem wszelkie nasze oglądanie nie jest niczym innym jak przedstawieniem sobie pewnego zjawiska. s.89 A tego z pewnością nie da się zrobić zgodnie z jego wykładnią tych nie dyskursywnych pojęć. Jak więc Kant chce je badać ? Czy one mogą być u niego w ogóle badane ? Są idealne, transcendentalnie idealne, a Kant będąc uczniem Platona (nie zapominaj o tym !), uczynił z nich, nie obiekty podlegające fenomenalnemu badaniu, a jedynie czyste formy oglądu, które same mogą być oglądane, tak jak idee u Platona, w ich czystych przedstawieniach. Kant zrobił z nich czyste istności na wzór platońskich idei, dzięki którym może zaistnieć świat zjawisk.
Ogląd jest wszechpotężny !!! W europejskiej myśli metafizycznej “ogląd” to nie zjawisko, to dogmat !!! A z dogmatami należy z definicji walczyć ! Chyba że się w nie wierzy !!!