Krótkie resume, czyli o dekonstrukcji i dialektyce w jednym

artykuł, kronika, reportaż, polemika, felieton, recenzja, wywiad, relacja, formy dziennikarskie, wlasna publicystyka na kazdy temat

Moderator: anty-czka

wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Krótkie resume, czyli o dekonstrukcji i dialektyce w jednym

Post autor: wwww »

Krótkie resume, czyli o dekonstrukcji i dialektyce w jednym „ja”.


07.12.2009
co nie co dopisałem dnia następnego, czyli dzisiejszego



Najważniejszą sprawą jest fakt, ażeby moja kobieta zaczęła rozumieć, że to co robię, jest dla mnie ważne po prostu i tak ma być. Przestaje jej to chyba wszystko powoli przeszkadzać. Wieczorem, gdy zasiadam nad książką, a nie nad nią, zdaje sobie sprawę, że jak chce, abym się nią zajął, sama musi wykazać więcej inicjatywy. I tak też zaczęła robić. Czytam Krytykę, a ona, obok mnie, ściąga majtki i leży sobie goła patrząc, co zrobię, kto wygra, myśli sobie, ona czy Kant ? A później mówi, “widzisz, pokonałam Wielkiego Kanta !!! rozprawiłam się z nim w dwóch ruchach, tak jak chciałeś, szach, mat !, widzisz jakie to proste, a ty się z nim męczysz po nocach ! Ze mną się pomęcz trochę !, a później poczujesz jaki słodki jest spokój w twych myślach ! ład i porządek, żadnego chaosu, pięknie było, prawda ?!”

Ostatnio pochłonięty byłem wieloma sprawami. Teraz, wydaje mi się, iż znów mam więcej czasu, by pisać. Sporo czytam, a raczej studiuję, zabieram się za wszystko, jakby to powiedzieć - poważniej. W pracy kończę “Bycie i czas”, a w domu, wieczorami, gdy wszyscy idą już spać, wyciągam “Krytykę władzy sądzenia” robiąc notatki. Trochę źle, że zacząłem od tej Krytyki właśnie (przerobiłem w pracy przerobiłem co prawda trochę Prolegomena, ale jest to tylko syntetyczny wykład systemu), ponieważ napisał ją na końcu, jako ostatnią, więc stopień skomplikowania jest dla mnie przerażający. Brnę w nią, akapit po akapicie i rozpacz moja sięga czasami zenitu. Pocieszyła mnie wczoraj Aneta, że “z pewnością dam sobie radę”. Poradziła mi również, bym zajrzał może do jakichś opracowań. Nie będę tego jednak robić póki co. Nie chcę czytać przez pryzmat jakiejś gotowej interpretacji. Być może, jak nie dam sobie z czymś rady, to sięgnę do czegoś już wyprodukowanego.
Naprawdę, jak zacząłem pisać i wywalać wszystko z głowy, to zrobiło mi się trochę lepiej. Wiele spraw przestało mi łazić po mózgowiu całym i plątać się gdzieś między szarymi komórkami, nie dając spokoju. W dalszym ciągu jednak, (choć już trochę inaczej) nie mogę odpocząć, i w nocy, wśród ciszy całego świata wstaję, jest 5 rano, biorę kartkę, długopis i lecę do kuchni, by coś szybko zapisać. Jak już to mam na papierze i wiem, że mi nigdzie nie zginie, wracam do łóżka i zasypiam, nie martwiąc się o nic. Jutro wstanę i przypomnę wszystko, patrząc na zabazgrany w pośpiechu kawałek papieru.
Tak to mniej więcej w wielkim skrócie wygląda. Pisanie jest mi niezbędne, wiem o tym z całą pewnością. Jestem spokojniejszy, nie rzucam się już tak bardzo, więc i w domu jest więcej porządku.

Napisze wam teraz o rozmowie z Cezarym. Jak wiecie, jest to jedyna znana mi osoba w mym mieście kochanym, która zjadła zęby na filozofii, (chcę tak uważać, że tak właśnie jest, choć, gdy mu o tym powiedziałem, on odparł, “no i co ?, nic z tego przecież jeszcze nie wynika”) i która może mi pomóc w jakiś sposób w dziedzinie czystej myśli filozoficznej. A więc ?, zacznijmy od początku.
Cezary operuje pojęciem “modelu”. Każdy ma swój model, dla mnie jest to, jak dobrze go zrozumiałem, taki jakiś paradygmat, sposób myślenia jakiegoś, w którym każdy z nas tkwi (jako jednostka, ale również jako gatunek chyba, i o to mu w gruncie rzeczy chodziło). Pytam go, “a czym Ty się zajmujesz”, a on “percepcją, stoję na gruncie dualizmu, umysłu i rzeczy fizycznej, interesuje mnie jaki jest udział podmiotu w przedmiocie, itd.” Bardzo to ciekawe, ale nie dla mnie, jak na razie. Powiedział mi również, iż nie może dogadać się ze swoim młodszym bratem, (zawodowym filozofem) który zajmuje się fenomenologią (o boże ?!, pomyślałem sobie, to chyba jakaś rodzinna tragedia zapewne być musi ?!). Ale jak on ma się z nim dogadać, do cholery, skoro z góry założył sobie, że każdy osobnik żyje w swoim “modelu” ? Ma swoje kategorie, swoje wyznanie wiary (brat z pewnością wierzy w “czysty ogląd naoczny” a la Husserlik ), swój światopogląd, co do rzeczywistości całej. Między nimi nie ma żadnego punktu styczności, to Wieża Babel totalna !!! A przecież rzeczywistość jest jedna ! Wszyscy powinni więc gadać o niej mniej więcej w ten sam sposób, a tak przecież nie jest kompletnie ! Każdy mówi i myśli po swojemu. Przecież to wariactwo jakieś ! O nie ! Bóg pomieszał ludziom języki, ponieważ jest mądry nieskończenie !
Dla mnie jest oczywiste – nie ma żadnych modeli (jedynym “modelem” jest on-Cezary-Filozof percepcji !) Przecież do jasnej cholery, skoro świat jest jeden, więc i wiedza o nim musi być jedna - choć nie zaprzeczam, powiedziana wieloma językami ! Tak wieloma, jak wielu jest ludzi ! Ludzi !, powtarzam, nie bydła !
Mówię mu, że filozofią zajmuję się w pracy, w domu dużo mniej, bowiem jak wiesz, mam rodzinę. Poradził, abym lepiej w robocie, w to się nie babrał, i że dobrze zrobię, jak w ogóle nie będę się tym interesował poważnie. Powiedział to, z oczywistych dla mnie powodów, bo zaraz dodał, iż na Kanta daje mi dwa lata, a na Hegla trzy (chyba wspomniałem wam o tym). Cała moja wiedza filozoficzna jest słaba (z czym się zgadzam w stu procentach), ale z moim zapałem metafizycznym musimy coś zrobić. Ten zapał !, to go zainteresowało najbardziej. Na swoje usprawiedliwienie, miałem jedynie, fakt oto taki, iż filozofią nie zajmowałem się od wielu lat (co widać), no i dodałem na koniec, że nigdy nic w swoim życiu nie napisałem, więc może należy wziąć na to delikatną poprawkę i nie wymagać na początek ode mnie zbyt wiele. Mam wielką tego świadomość, że ilość pracy, jaką muszę wykonać, by coś powiedzieć w końcu interesującego jest olbrzymia. Nie przeraża mnie to w ogóle. Mam “zapał”, który na początek musi wystarczyć, by ślęczeć nad czymś godzinami, zastanawiając się “co autor miał ma myśli”, a potem wyciągnąć wnioski, przeżuć, strawić i wysrać się gdzieś w spokoju tym wszystkim.
Cezary zapytał, “po co ci ta metafizyka ?” A ja mu na to, bez chwili wahania “by zniszczyć ja w człowieku !!!” A on, zupełnie spokojnie “przecież ja nie istnieje”. Ja, podniecony w dalszym ciągu swą odpowiedzią, pytam go “Cezary ?, a co Ty myślisz o ja ?” A on, “ja to zaimek”, ja na to “tylko tyle ?”. “Mówiąc ja wskazuję tylko na pewną osobę, jako desygnat tego pojęcia, nic więcej, a umysł jest tylko własnością mózgu.” Ach !, pomyślałem sobie, jakie to proste ! Skoro umysł jest własnością rzeczy, tak, jak dajmy na to, (aby uprościć sprawę) żółć, która jest własnością trzustki chyba, to wystarczy trochę narzędzi, aby go zbadać, pokroić na kawałki, wrzucić pod mikroskop i po problemie ! Wszystko już wiemy i możemy spokojnie iść spać. Umysł jest zbadany, ja tam żadnego nie znaleźliśmy, więc wszystko jest w porządku. Pobawimy się nim tylko troszeczkę, jak owa “własność” się zachowuje, co robi, gdy nic nie robi, itd. Właśnie !, co robi “ja”, gdy nic nie robi ?, gdy tylko jest ? To bardzo tajemnicze zagadnienie ! Ale dla mnie, dla mnie !, (moja prawda jest tylko moją prawdą, nie zapominajcie o tym) ja istnieje !, istnieje najrealniej w świecie !, i dlatego powinno zostać zniszczone pięknie ! Duch człowieczy, za pomocą metafizyki, tej całej cholernej !, musi pokonać ja w człowieku i zetrzeć je w proch ! Ja, oto przyczyna całego nieszczęścia !
Muszę pisać nie w przód, ale w głąb ! Bardzo ładne słowo – “głąb” ! Język jest świetną zabawą. “Głąb”, słowo to cudownie oddaje dialektyczną naturę mojego umysłu. Chcę być głęboki jak studnia na działce pod Czarnolasem, a tymczasem jestem “głąb” !
Wracajmy do rzeczy. Cezary stwierdził, iż cała ta moja pisanina niewiele różni się (pod pewnymi względami oczywiście) od bełkotu postmodernistycznego (jeśli idzie o sens, bo do wiedzy niektórych z nich daleko mi ciągle). Jak to usłyszałem, to zrobiłem wielkie gały ! Podobnie jak oni, rozpierdolić chcę wszystko (tzw. dekonstrukcja), z tą tylko różnicą, (i tu oświecił mnie Cezary) że u nich, po fazie dekonstrukcji przychodzi czas na konstrukcję. Nie zauważył tylko, że i u mnie, także pojawia się element konstrukcyjny, polegający na jeszcze głębszym rozjebaniu wszystkiego, niż tylko teoretycznej rozprawce, (jest to również element praktyczny mojej metafizyki) bowiem ja, ma zniknąć z powierzchni ziemi i nie pokazać się tu nigdy więcej ! Nie chcę czegoś rozjebać, po to tylko, by coś innego w tym miejscu zbudować ! To mam na myśli mówiąc, że myślenie metafizyczne w Europie jest już skończone ! Mój PIĘKNY element konstrukcyjny polega na destrukcji totalnej !, a nie jakiejś tam sobie, destrukcyjce i kostrukcyjce pojęciowej, językowej zabawie w filozofię zasmarkaną ! Im bardziej coś rozpierdolisz, tym będzie mocniejsze !!! (prawie jak Mistrz Eckhard – mistyk zawodowy).
[Widzisz fobiak, filozofię należy rozpierdolić, rozłożyć na takie jej elementy, by ta powstała z martwych, bo filozofia jest wieczna, jedynie w twoim mózgu jest martwa, podobnie zresztą jak i twój mózg, który osiągnął sztywną formę w postaci erekcjato, ale o tym później.]
To musi być psychiczne samobójstwo, by duch człowieczy mógł zaistnieć realnie !, a nie tylko przejawiać się ciągle musiał po kątach umysłu samego ! Cały mózg ma być nim wypełniony, po brzegi ! I wylewać się jeszcze będzie musiał na świat cały, aż go zaleje i zniszczy idealnie ! Będzie to potop kolejny, nie biblijny, nie bajkowy, ale realny !, duchowy ! Świat nie będzie już taki sam z pewnością ! Jaki będzie ? Nie wiem kompletnie ! Nie będzie piękny, ani nie-piękny, nie będzie dobry, ani nie-dobry, nie będzie, ani prawdziwy, ani nie-prawdziwy. Wiem tylko, że będzie z pewnością !!!
Boże ! co ja za głupoty piszę wam tu jakieś ! Sam powoli zaczynam wierzyć w to wszystko ! Oświeć mnie panie ! bo zginę za chwilę !
Jest godzina ok. 14-tej., biały dzień, ludzie kręcą się po ulicy, załatwiają swoje sprawy, a ja ?, siedzę przy komputerze i wypisuję takie herezje, że wierzyć mi się wprost nie chce ! Skąd się to wszystko bierze w mej głowie. Z nicości zapewne, bo skąd by mogło pochodzić ???!!!
A teraz kilka słów o dialektyce.
Co do samego momentu pisania natomiast, a raczej nie pojmowania przeze mnie tego procesu śpieszę z wyjaśnieniem, że zaczynam o czymś pisać, powiedzmy o Chińczykach i samo myślenie naprowadza mnie po pewnym czasie na odpowiednie tory, na temat który gdzieś mi chodzi po głowie, który łączy się w jakiś sposób z wcześniejszym bazgroleniem. (Mózg samowiednie dokonuje syntezy łącząc skrajne, wydawałoby nie pasujące do siebie elementy.) Jestem tym wszystkim naładowany i póki nie napiszę kilku stron czuję się chujowo. Jak to wywalę na papier, przestaje mi to jak gdyby zawracać głowę i mogę przejść do kolejnych tematów. Po części oczywiście rozwiązuję jak gdyby problem, wyrzucając go na papier, bo samej istoty sprawy nie tknąłem kompletnie. Chodzi o sam fakt pisania. To sprawia ulgę zmęczonemu umysłowi. Międlenie czegoś w kółko, ale tylko w łepetynie, bez procesu pisania, do niczego nie prowadzi w moim przypadku. Niczego nie jestem w stanie rozwiązać. Z chwilą, gdy myśl ujrzy światło dnia, przychodzi ulga i rozprężenie całego organizmu. Moje naładowanie mija powoli, neurony się uspokajają, a ja, zabieram im energię ! Pisząc “wykańczam” swe “ja” !!! Nie w sensie, szlifuję je, jak jakiś drogocenny kamień, by nie bredziło, że ja chcę to, a ja to, to mi się nie podoba, a to podoba itd. A za coś takiego właśnie w Europie po dziś dzień uważa się owo “ja”. Nie !, nie uważa się ! Je się czci ! I mówi maluchom w przedszkolu - “najważniejsze to “bądź sobą !, pamiętaj w każdej sytuacji bądź sobą !”, czyli innymi słowy mówiąc, “ja” jest dziś podstawą wszelkiej podstawy.
Z drugiej natomiast strony, owo “wykańczanie”, ma drugi cholernie ważny aspekt, ponieważ przez tę obróbkę, “ja” rośnie w siłę !!! i to jest niezmiernie intrygujące zagadnienie ! Rozumiecie!, to jest dialektyka, a la Hegel ! Ja chce się zniszczyć, a ono jak śnieżna kula tocząc się po stoku jakiejś góry, robi się coraz większe i potężniejsze !!! Jednak każdy stok, ma kiedyś swój koniec (tego biedny Hegel nie przewidział, że kiedyś nastąpi koniec tej równi pochyłej po której toczy się owo “ja” zasmarkane ). Gdy śnieżna kula przybierze monstrualne rozmiary (wtedy stanę się zapewne największym śnieżnym bałwanem na świecie !) nastąpi katastrofa !!! Ja zniknie z powierzchni ziemi !!! Gdy będzie największym z możliwych do wyobrażenia sobie “ja”, eksploduje !, a raczej, rozsypie się na miliardy płatków śniegu z których powstało ! A w jeszcze dalszej perspektywie (wybiegam naprawdę bardzo daleko w przód mojej metafizyki), przyjdzie wiosna Botticellego i płatki śniegu roztopią się w jej pierwszych słonecznych podmuchach, i wsiąkną w Ziemię, z której powstały !!!!!!!!!!! Bowiem ja, Stanisław-w-Pełni, jestem jej dzieckiem ! Nie pochodzę od żadnego boga, żeby to raz na zawsze ustalić ! I żeby mnie nikt więcej nie pytał, tak jak to zrobił wczoraj ten Kulowy Doktorant, kulowy, nie w sensie kuli, najpiękniejszej z geometrycznych brył !, ani kogoś o kim dziś mówi się z angielska “you are kul !, ale w sensie właśnie Katolickiego Uniwersytetu Ludowego ! Jak można w ogóle o tym przybytku wszelkiej rozpusty, powiedzieć, że to Uniwersytet !? Przecież to nie ma żadnego związku z wolną nauką ?! Boże ! To najbardziej heretycka ze wszystkich uczelni jakie istnieją w naszej Polsce kochanej !
A więc, rozmawiam z tym doktorancikiem (proszę nie mylić tego doktora z tamtym doktorem, o którym wcześniej pisałem) o filozofii, o metafizyce !, a on mnie śmie pytać o boga !!! Czy ja w niego wierzę ?! Kretyn ! Mówię mu, tłumaczę grzecznie, “co to ma do rzeczy ? Ja, jak wiesz zajmuję się metafizyką !, metafizyką !!!! rozumiesz idioto !!!! czymś tak wielgachnym, że bóg i to co jest z nim związane, a mianowicie wszelkie kwestie wiary, czy religii mogą się w moim myśleniu pojawić, ale nie muszą !!!!! Czy to jasne ?! Ty zacząłeś z drugiej strony. Nawkładali Ci do Twej pustej mózgownicy różnych bredni, kazali Ci wierzyć, a Ty grzecznie i posłusznie to wykonujesz ! Jak przystało na prawdziwego chrześcijanina ! Nie jesteś żadnym filozofem, a jedynie kontynuujesz tradycję ! Tradycję tomistyczną, i chwała Ci za to !, chwała, że jeszcze w ogóle ktoś chce się tym w Polsce zajmować na poważnie, i nie traktuje tego wyłącznie jako jakiejś skamieniałości, po jakimś cymbale ze Średniowiecza !, która pozostała przypadkowo odkryta przez geologów w trakcie poszukiwania przez nich ostatniego złoża ropy naftowej. Bo to do cholery ! nudne jest jak diabli ! Ale ?, ale ?, dlaczego nikt w Polsce nie kontynuuje czegoś naprawdę polskiego ? Gdzie sie podziali spadkobiercy Szkoły Lwowsko-Krakowskiej chociażby ? A już wiem ! To okazało się zbyt trudnym zadaniem ! Po cholerę wytężać mózgownicę, jak wiara w św. Tomcia Palucha wystarczy !” I mówię mu jeszcze “Wiesz co ?, Heidegger cofnął się do starożytnych, to genialne posunięcie, a wiesz dlaczego ?, bo chciał filozofować autentycznie, a nie klepać coś po kimś bez sensu ! Martin jest tylko świetnym przykładem, nie myśl sobie, że jest dla mnie jakimś nadludzkim objawieniem w dziedzinie czystego poznania metafizycznego, jakim dla Ciebie jest niewątpliwie Tomasz z Akwinu.”
Wracajmy do procesu tworzenia, bo to zdecydowanie ciekawsze zajęcie, niż rozmowa z jakimś nawiedzonym osłem, dla którego kwestia boga jest najistotniejszym zagadnieniem na tym świecie naszym kochanym.
Pisanie jest niesamowicie tajemniczym i bardzo mało przeze mnie ciągle zbadanym zjawiskiem – proces tworzenia, ciągłe syntezy, proces konstrukcji i jego dobroczynna moc ! Słowa zawierają moc ! Nie zapominajcie o tym ! Nie są tylko zwykłym narzędziem w rękach językoznawców, literaturoznawców ......, no i logików rzecz jasna. Czym jest słowo w ręku metafizyka ? Tego chyba jeszcze nikt nie wyjaśnił.
Co do jednego aspektu mojej formy (jaki ja jestem bezczelny - “mojej formy”, jakby coś takiego istniało !), to Cezary powiedział mi, że przeklinanie by zostawił, to mu się podoba, nie w takich ilościach oczywiście, choć sam przyznał, że klnie jak szewc, ale w sprawach filozoficznych jest bardzo wskazane, i w mojej pisaninie musi być jej momentem immanentnym ! (Skąd ja biorę takie zwroty, oszaleć można !) Chyba chodziło mu o to, że przekleństwa dodają całej tej pisaninie “smaczku”, (wziąłem to w nawias, bo tak się nazywa firma [Smaczek], która robi pierogi i inną garmażerkę, i przywozi ją do sklepiku na przeciwko. Ładnie sie nazywa, prawda ? - Smaczek !) a nie Smak !, bo ten Kant napuszony, pisał, że władza sądzenia wydaje sąd o pięknie, który to sądem smaku nazwał właśnie ! A ja na razie nie chcę pisać o pięknie i sądu smaku wydawać (okropność !). Jedynie pisać chciałbym pięknie, ze smaczkiem niejakim, żeby się podobało i interesujące było ! Jak wspomniałem wcześniej, u Kanta, w jego dziełach, panuje atmosfera suchotniczego kaszlu, i nie zmieniam swego zdania w tej sprawie !. A pisać trzeba o ważnych sprawach z polotem i werwą jakąś, a nie, zdania konstruować na pół strony, by sens jakiś skomplikowany oddać wyraźnie ! Zaćma człowiekowi na oczy zachodzi i ani sensu nie widzi, ani pięknego czytania nie ma ! Duszności człowieka ogarniają !, aż na wymioty rwie ! Może jak się zajmę Heglem niejakim, to u niego trochę świeżości odnajdę ! (łudzę się z pewnością, ale czasami trzeba trochę pomarzyć). Już słyszę w oddali jego rzężenie, teza, antyteza – synteza ! To będą piękne męczarnie ! Przezwyciężyć go trzeba będzie szybciutko, bo inaczej zdechnę przy nim w wielkich duchowych katuszach ! A ja przecież znam do diabła ! przyjemniejsze męczarnie, niż Heglizm zasrany !
Widzę w oddali światełko, liczba 4 jawić mi się zaczęła. Czym prędzej muszę wyjść poza układy trójkowe. U Eliadego przeczytałem kiedyś, że liczba 4, lepiej zdecydowanie oddaje totalność wszechświata.
Moje pierwsze (jak na razie) i najważniejsze pojęcia metafizyki to: 1. Nicość, 2. Istnienie, 3. Umysł, 4. Duch Człowieczy, jako moc sama i realność w jednej osobie !!!
Kant przyznał w którymś momencie, (napuszony stary osioł !) że on nie będzie pisał pięknie, jak inni metafizycy, by było ładnie, (bo ludzie kochają przecież piękne rzeczy) ponieważ sprawy o których traktuje, są tak ważne i trudne, więc piękna forma może je tylko przesłonić i nie jest w ogóle wskazana ! Kretyn ! To prawda po części, bo zbytnia dekoratywność języka, (Schulz) może zakryć treść i sens wszystkiego o czym się pisze, tak, że czytelnik skoncentruje swoją uwagę wyłącznie na kompozycjach słownych, a nie na istocie rzeczy. Weźmy za przykład obraz. Zbyt wielka rama, bogata, złocona, zamiast skierować uwagę widza na dzieło, skieruje ją na samą siebie, wypaczając zupełnie intencje autora. Zamiast oglądać dzieło będziemy jedynie ramkę podziwiać.
Ale Kant, powinien zdawać sobie sprawę z tego, że będą go czytać ludzie po wsze-czasy. Będą go czytać i kląć ! Że będą chcieli go zamordować za jego styl beznadziejny. On jednak był Wielki i nie liczył się z ludźmi w ogóle. Postanowił zamęczyć biednego czytelnika na śmierć, by oczy mu ze zmęczenia i nerwów pękły !
Wracajmy do rozmowy z Cezarym, bo nie skończę jej nigdy, do najważniejszej sprawy o jakiej zamieniliśmy kilka zdań.
Mój doktorek chce, (obawiałem się trochę tego i przeczuwałem to) abym był w swojej pisaninie precyzyjniejszy. Rozumiem o co mu chodzi. Jeżeli daję coś komuś do poczytania, to ma to być w miarę pełne i wykończone. Powiedziałem mu, że intencją moją było jedynie zasięgnięcie opinii, czy to co robię ma sens i czy warto. Odpowiedź jego brzmiała chyba – warto. Cezary chce abym określił pojęcia którymi się posługuję “realny”, “rzeczywistość”, “duch człowieczy” itd. (Co do pojęcia “ducha człowieczego”, gdy mu powiedziałem, iż zamierzam je zastąpić określeniem “umysł”, od razu powiedział, abym tego absolutnie nie robił ! I miał chyba rację, bo słowo to, pasuje bardziej do nauk fizykalistyczno-psychologicznych, niż do metafizyki.) Ja na to – wykrzyknąłem ! “Po co mam się zamykać, ograniczać, już na początku swych poszukiwań ! Mam dać się zamarynować jak śledź w puszce ! Nigdy ! O nie !!! Określę, że “to”, jest “to, a to” i później będę krążył wokół tego pojęcia, jak ćma wkoło lampy, bojąc się otaczających mnie zewsząd ciemności ! Będę bał się rozejrzeć dookoła, bo jeszcze, nie daj bóg ! zobaczę coś innego i ciekawego, a nie pasującego do mojego pojęcia o czymś ! Co wtedy ? Będę musiał szybciutko uciekać do swojej norki, i twierdzić, nie !, nie !, to z pewnością nie jest prawda, przecież nie pasuje do mojego pojęcia ! Nigdy, powiadam, tego nie zrobię ! Zawężę sie na początku do czegoś i po co ? By być precyzyjnym ? To jest jedyny powód ? By ludzie wiedzieli co mówię ? Zakładam, że ci co będą chcieli, zrozumieją. Ci natomiast, co nie chcą, choćbym nie wiem jak ja sam chciał bardzo, jak bardzo byłbym precyzyjny, i tak tego nie pojmą i wyrzucą wszystko do kosza, uznając z brednię. A ja, jak napisałem w ostatnim artykule o Kancie, nie będę mógł się odwołać do naoczności żadnej, bo jej w metafizyce być po prostu nie może !!! Nie będę mógł powiedzieć “zobacz, oto twa prawda !” Takie argumenty nie istnieją ! W naukach można przeprowadzić doświadczenie, jeżeli się uda i potwierdzi jakiś wynik, to w porządku, jest dobrze ! W metafizyce pojęcie doświadczenia występuje również, tyle tylko, że jak mawiał Gadamer, doświadczenie musi zmienić doświadczającego ! Jeżeli coś sie wydarzyło, a Ty przez to się nie zmieniłeś, to niczego nie doświadczyłeś po prostu ! Można przeżyć całe życie niczego nie przeżywając !, niczego nie doświadczając ! To horror metafizyczny !!! w którym tkwi jakieś 99,9 % ludzi !!!
Co do pojęć, jedna uwaga. Przypomniał mi się wykład z semantyki prowadzony przez niejakiego, doktora Kowalskiego (lubiłem go, ponieważ starał się w tym co mówi, być zawsze rzeczowy i konkretny, posiadał w sobie również pewien chłód, o który mi cały czas chodzi, tyle że u niego, ta chłodna forma, stawała się bardzo często zbyt oschła).
Na pierwszym roku studiów wykład (nieobowiązkowy co prawda) z semantyki ! Zgroza o pomstę do nieba wołająca ! Kto jednak ten przedmiot umieścił w planie zajęć, kto wpadł na ten pomysł wprost genialny ? Kto był wtedy dziekanem ? Jacek Placek !, logik z wykształcenia ! O Jezu ! oszaleć można ! Pierwszaki semantyki uczyć przyszło biednemu Panu Kowalskiemu ! Przecież gdy widział nasze gały, wybałuszone na niego, to rozpacz jego musiała być nieskończona !
A ten Jacek Placek wyraził na to zgodę i swój zapewne podpis złożył, akceptując ten plan lekcji wyśmienity ! Paść bydło powinien !, a nie program studiów układać ! Zapewne Stefan mu w tym wszystkim pomagał, i podszeptywał do ucha pomysły wyśmienite, brednie na których świat cały stoi ! Dlatego też Jackowi, trochę wybaczyć muszę.
Ale do rzeczy, miało być o pojęciach.
Słowa, pojęcia, posiadają znaczenie. Jedno słowo może mieć wiele znaczeń, ale bywa również i tak, że różne znaczenia, mają jeden desygnat, np: “Gwiazda Zaranna” i “Gwiazda Wieczorna”. Dwa zupełnie różne słowa, a przedmiot o którym mowa jest jeden – planeta Wenus w tym przypadku. Skoro znaczenia pojęć są różne, więc rozmaicie rozumie się też pewne sprawy. Natomiast “sens”, który powstaje z tych znaczeń jest jeden ! Czytając coś, możemy różnie rozumieć jakiegoś autora, ale sens zawarty w jego dziele, do diabła !, nie jest różny i ciągle zmienny ! Sprawa ta jest dla mnie bardzo skomplikowana, i kiedyś się nią z pewnością zajmę poważniej, ale na razie, takie proste rozróżnienie musi wystarczyć. Jeżeli coś piszę, to mogę napisać jakieś zdanie idiotyczne, banalne, patetyczne, itp. zdanie, jednak nie zmienia to faktu, iż sens zawarty w mojej pisaninie pozostanie ciągle ten sam.
Jeszcze inaczej, po kantowsku troszeczkę. Znaczenia słów, to jak gdyby kategorie i są sprawą intelektu. Można za ich pomocą dzielić, rachować, myśleć po prostu. Natomiast sens, należy do rozumu i jest jego ideą ! Nie regulatywną, ale realną ! Kant popełnił zasadniczy błąd, zajmując się rozumem. Co do intelektu nie będę się zbytnio czepiał. Natomiast rozum to dla niego czarna magia zupełnie. Chciał sobie przedstawić najważniejsze pojęcia, Bóg, Dusza, itd., w naoczności jakiejś, bałwan ! Stwierdził, że się tego nie da zrobić i na tym zakończył badania ! Całe szczęście, że zjawił się Hegel i co nie co zrozumiał z tego wszystkiego. Przecież Idea (sens) nie może być uchwycony naocznie. Znaczenia, i owszem dotyczą świata, i mogą być jakoś rozjaśnione w rzeczywistości, za pomocą nauki jakiejś pierdolniętej.
Duch człowieczy przejawia się jedynie w swych wytworach, nie ujawniając się nigdzie realnie.
Tak więc, powiedziałem Cezaremu, na razie żadnego precyzyjnego języka, żadnych pojęć jasnych i klarownych ! A on, po chwili namysłu “może to i racja”.
Dodam na koniec, że Gombrowicz wychwalał niedojrzałość. Coś nieokreślonego, nieuformowanego, jest dużo ciekawsze niż coś sformalizowanego, określonego i dojrzałego. Gdy coś jest skończone i gotowe, to zajmowanie się tym traci wszelki sens ! Forma prowadzi do skostnienia i stagnacji. To śmierć duchowa ! Tylko iść i zdechnąć gdzieś w kątku ! Coś niegotowego (pod pewnym względem oczywiście) jest dużo ciekawsze niż coś już wytworzonego. Proces tworzenia, ruch, to jest naprawdę interesujące. Droga po której się idzie, a która nie wiadomo dokąd nas zaprowadzi, to jest istotne ! A nie tkwienie u celu ! Obracanie i międlenie w kółko tego samego. Proces, syntetyczny ruch i moc z niego wypływająca jest tym, co wielkie i wspaniałe ! Przecież to jasne i proste ! Weźmy za przykład artystę zasmarkanego. Jeżeli wyprodukuje jakiś obrazek, to popatrzy na niego przez chwilę, oceni i odstawia zaraz na bok, zabierając się z rzecz kolejną, bo inaczej umarłby przecież z nudy. A poza tym, wszystko, co się tworzy, jest nie takie, nie pełne i ciągle czegoś jest brak. Bierze się więc do ręki pędzelek i jazda dalej, na blejtram jakiś cholerny !
W wytworach tych duch człowieczy jest uwieczniony i uwięziony w jakiś magiczny sposób. Jednak, jak już wspomniałem, ducha człowieczego nie ma tam nigdzie, bowiem dzieła są tylko jego przejawem i niczym więcej ! Ważny jest proces tworzenia, dzieło jest nieistotne ! Ludziska się zachwycają jakąś rzeczą, a to przecież martwota kompletna ! Czy ktoś lubi trupa oglądać ! Patrzeć na niego i go podziwiać ! Chyba tylko kretyn jakiś !
Raz, nie !, przepraszam, dwa razy, w swym życiu zstąpiłem do świata umarłych. Było to w Londynie. Poszedłem do National Galery, by zobaczyć sobie truposzy. Wisieli wszyscy pięknie na ścianach, Leonardo, Caravaggio, Botticelli i inni. A ludziska chodziły dookoła mnie i podziwiali te bohomazy kompletne. Po kilku godzinach oglądani tych bzdur wybiegłem z przerażeniem na Trafalgar Plac, by odetchnąć świeżym powietrzem, i zobaczyć niebo błękitne nade mną. Czy ja żyję jeszcze ? Czy już umarłem ?
A drugi raz był wtedy, gdy odwiedziłem Tate Galery. Poleciałem tam w podskokach, nie po to, by oglądać sztukę współczesną, tylko żeby mistyka pewnego zobaczyć. Pan ów, nazywał się William Blake ! Wleciałem więc do tej galeryjki, szukam, szukam i znaleźć nie mogę ! Aż tu wreszcie jest ! Nie mogłem tego faceta odnaleźć szybko z prostej przyczyny. Jest bowiem tak czarny w swoim wyrazie, iż trudno go dostrzec, doprawdy ! Ciemność zajebista panuje w tych jego malunkach, a on ponoć był oświecony ! Przecież jasność mistyczna prawdopodobnie mu umysł zalała ! Boskie światło widział ! Łgał ! Jak wszyscy mistycy zresztą ! Ale bardzo dobrze się stało, że zaczął malować. Opowiedział bowiem farbkami to, co zobaczył. Nicość namalował ! A nie Boga jakiegoś ! Mistycy przeważnie piszą o czymś dziwacznym, zachwalając przy tym najczęściej, jak to tam im było cudownie ! Łatwo zwodzą słowami umysły głupotą wszelaką spustoszone. Natomiast Blake, namalował to, o czym wszyscy tak piszą w mistycznym natchnieniu. Żenujące jest to wszystko. A w Czarnej Wieży na domiar złego, jak dobrze pamiętam, parafia jest pod wezwaniem wielkiej mistyczki, Św. Teresy od Dzieciątka Jezus ! Czy tak się wabi ta histeryczka niedojebana !
Tak więc, ducha człowieczego chciałbym oddać słowami i mam taką intuicję (w ogóle wszystko co piszę jak na razie są to intuicje jedynie), że język, może uczynić to najlepiej, jego rozwój, ruch i moc stąd płynącą. W grę wchodzi także muzyka, ale w swym przepływie jest pozbawiona znaczeń kompletnie, więc aby być zrozumiana, założona musi być wiedza słuchacza, (chyba, że się nastawimy, iż ma to być sama tylko przyjemność) bez tego ani rusz. Będzie to jedynie piękny ruch fal dźwiękowych w czasoprzestrzeni, powodujący w podmiocie różnego rodzaju uczucia. A w sztuce moment poznawczy jest również zawarty, a nie same tylko dźwięki i nutki !
Ten Hegel naprawdę mnie wkurwia ! W swym dziele bowiem, chciał oddać ruch ducha człowieczego w jego totalnym i absolutnym wymiarze !
Opracowanie jakiegoś pojęcia, nadanie mu formy, prowadzi do jego negacji, w sensie duchowym rzecz jasna. Powoduje jego skostnienie i obumarcie, a w konsekwencji, składa się na śmierć całego umysłu. Obraca się coś w głowie przez setki lat, aż mózg zaczyna w to, albo wierzyć po prostu, albo zdycha śmiercią męczeńską, bo już nic mu te pojęcie nie mówi o świecie i nim samym ! Tak sprawa ma się zapewne z chrześcijaństwem całym, ale zostawmy to, bo to nudne i obrzydliwe jak jasna cholera.
Nad pojęciami należy pracować, a nie mieć je gotowe. Szybko bowiem przestają człowiekowi mówić cokolwiek, a one, (idąc w ślad za Martinem), powinny być jedynie drogowskazami jakimiś w bezkresie ludzkiego mózgowia.
A poza tym rozmowa z kimś, kto już wszystko opracował i “wie”, wyglądałaby zapewne tak, jak z jakimś dziadkiem siedzącym na ławeczce, przy płocie swojego gospodarstwa, na jakiejś zabitej dechami podlaskiej wsi, przez które dość często zdarzało mi się przejeżdżać. “A co ty będziesz mi się tu mądrzył, ja wiem jak się sprawy mają ! Żyję przecież 112 lat !”, zapominając dodać przy tym, iż przez te całe lata orał pole, chodząc za koniem ze wschodu na zachód przez cały dzień boży. Notabene, jak ten Reymont mógł wpaść na tak genialną myśl, aby piękno wiejskiego życia opisać ?! Z pewnością nigdy tam nie był ! Daję sobie za to łeb odciąć !
Kończę, jest już 17-ta., pytam Cezarego, czy wy (masz przecież znajomych) się ze sobą kontaktujecie, rozmawiacie o filozofii, dajecie sobie coś do czytania ? A on , “nie, nie mamy czasu”. Poza tym przypomniałem sobie, że każdy z nich żyje w swoim modelu, więc po co się ze sobą kontaktować w sprawach istotnych, przecież i tak sie nie dogadają, a tylko pokłócić by sie mogli i przyjaźń by się skończyła. Wiesz, oni żyją jak monady, bez okien i drzwi – koszmar kompletny ! Dobrze że bóg ustanowił “harmonię prestabilita”, (harmonię przedustanowioną, jakoś tak o tym Leibniz mówił) bo inaczej nic by o sobie nie wiedzieli zupełnie ! Każdy dłubie coś dla siebie i nie ma już żadnej duchowej potrzeby dzielić się tym z innymi. Po co rozmowa, po co dialog ? Przecież każdy gada w innym języku ! Absurd do kwadratu !
Gdy go zapytałem, ile ma tej swojej pisaniny, to powiedział, że “będzie tego ze dwieście stron w komputerze”, a ja, ciągnąc dalej ten wątek “to nie chciałbyś dać tego poczytać innym ludziom, a nie tylko garstce wybrańców ?”, a on, po chwili namysłu “może i bym chciał ?” Z jednej strony ma świadomość, iż to, co pisze, robi dla kilku osób, z drugiej natomiast, chciałby z pewnością by go czytano powszechnie.
Na dziś to wszystko.
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

to już kiedyś czytałem,
jakieś dwa lata temu na innym portalu
(nie na czarnej)
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

Jeżeli już czytałeś, to tylko i wyłącznie na czarnej, bo ja nigdzie indziej nie byłem, no i nie w takiej wersji, bo pojawiło się kilka nowych wątków, które być może rozjaśnią całość zagadnienia.
Ale ty masz pamięć!
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

wersja rzeczywiście jest poszerzona
kiedyś w prawdzie przeczytałem wszystko, co zostało na czarnej
zapisane
(sam nie byłem tam zbyt aktywnym i długotrwałym użytkownikiem)
ale nie wydaje mi się, żebym to czytał właśnie tam
tam gdzie wydaje mi się, że to czytałem, a portal dalej istnieje, jego autor wykasował wszystkie teksty swoje
zakładam jednak że nie masz powodu by kłamać


w sumie to jesteś dość zagadkową postacią
bo nie wiem kim jesteś
mam kilka hipotez (rozpoznawanie kto jest kim jest ciekawą zabawą)

najprościej podaj swój nick na czarnej, to rozjaśmi mi w głowie
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

mój nick, był dokładnie taki sam jak jest tu oto
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

nie pamiętam
może jest więc, tak jak mówisz
pewnie tak
m_r
Posty: 532
Rejestracja: 2006-08-12, 21:07
Kontakt:

Post autor: m_r »

no ladnie,
hegel cie wkurza ok, blake to klamca spoko, ale ze swieta Teresa to przesadziles! to co o niej napisales bylo wprost chamskie.
ja rozumiem ze m ozna nie szanowac swietych bo to przeciez ciemniaki i analfabeci w poprownaniu z filozofami ale zeby nie szanowac kobiet !
autorze! potrzebujesz solidnej autodekonstrukcji :))
ann13

Post autor: ann13 »

dla mnie najlepszy moment jest jak on ma meleja, a ona przejawia inicjatywę i leży goła, poczekam na rozwinięcie, bo wykręciłeś się sianem
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

Ann 13
chcesz się dowiedzieć co będzie dalej
zaspokoję twoją ciekawość
i zdradzę swą tajemnicę
jestem zboczeńcem
będę ją rżnął i ćwiartował
a później wypruję z niej flaki
z miłości wszystko to zrobię
bo kocham cię moja jedyna




































































metafizyko!!!!!

[ Dodano: 2009-12-09, 08:26 ]
Jak by ci tu wybić z głowy jebanie? Za pomocą erekcja to nie mogę tego zrobić, bo to martwa forma, ale może ty się lubisz z trupem kochać? Kto wie? Mam pewien pomysł, ale później o tym

[ Dodano: 2009-12-09, 08:31 ]
m_r, Stachura zadał kiedyś sobie pytanie, czy jest coś gorszego od pijanej kobiety?, i odpowiedział – pijana artystka. Ja natomiast, znalazłem coś jeszcze gorszego – niedojebaną babę.

I widzisz, znów przejawiająca się na miliard sposobów dialektyka (boję się tego Hegla okropnie!). Z jednej strony nadmiar jebania jest ewidentnie niezdrowy, z drugiej natomiast, jego brak jest jeszcze gorszy. W obu przypadkach powstają bowiem zajebiste dzieła. Jak wybrnąć z tej dramatycznej sytuacji? Oto prawdziwie filozoficzno-poetyckie wyzwanie!
m_r
Posty: 532
Rejestracja: 2006-08-12, 21:07
Kontakt:

Post autor: m_r »

e tam, stachura stachura ale i ty i on nie macie racji :)
gorszy od pijanej kobiety jest brak pijanej kobiety od pijnej artystki brak pijanej artystki a od niedojebanej baby wiadomo co -
skoro seks albo go brak jest takim swietnym motorem do tworzenia to co stoi na przeszkodzie: tworzmy zajebiste dziela !!! :)
jak seks to moze tez sen, albo go brak, prosze pierwszy z brzegu - cioran, nie spal i co czy nei jest kul? :))
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

Ciorana kupiłem kiedyś na Allegro, chyba ze dwie książki od razu, tak spodobały mi się jego dzieł tytuły, ale udało mi się przeczytałem tylko dwie kartki. Jeszcze tego samego dnia sprzedałem go znajomemu.
m_r
Posty: 532
Rejestracja: 2006-08-12, 21:07
Kontakt:

Post autor: m_r »

u ciorana jak u chiczkoka, zaczyna sie od trzesienie ziemi ( tytul ) a potem napiecie rosnie :))
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

zajebiście! zajebiście! wyjęłaś mi to z ust! na szczęście nie ja to powiedziałem, bo znów byłaby awantura, że kurwa! szacunku nie mam.
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15401
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

Post autor: fobiak »

wwww pisze:Podobnie jak oni, rozpierdolić chcę wszystko (tzw. dekonstrukcja), z tą tylko różnicą, (i tu oświecił mnie Cezary) że u nich, po fazie dekonstrukcji przychodzi czas na konstrukcję. Nie zauważył tylko, że i u mnie, także pojawia się element konstrukcyjny, polegający na jeszcze głębszym rozjebaniu wszystkiego, niż tylko teoretycznej rozprawce, (jest to również element praktyczny mojej metafizyki) bowiem ja, ma zniknąć z powierzchni ziemi i nie pokazać się tu nigdy więcej ! Nie chcę czegoś rozjebać, po to tylko, by coś innego w tym miejscu zbudować ! To mam na myśli mówiąc, że myślenie metafizyczne w Europie jest już skończone ! Mój PIĘKNY element konstrukcyjny polega na destrukcji totalnej !, a nie jakiejś tam sobie, destrukcyjce i kostrukcyjce pojęciowej, językowej zabawie w filozofię zasmarkaną ! Im bardziej coś rozpierdolisz, tym będzie mocniejsze !!! (prawie jak Mistrz Eckhard – mistyk zawodowy).
stary chuju, jesli cos rozpierdolisz to trafisz z jednej strony do swojej nicosci wiedzac o tym ze nic nie ginie a z drugiej strony tylko subiektywnie mozesz rozjebywac bo tylko ty wiesz co rozjebales. dekonstrukcja moze byc tylko w literaturze budowaniem czegos nowego. nie bede sie wglebial w dekonstrukcje bo sie rozjebie kantem derridy filozofii, omine twoja wypowiedz poslugujac sie cytatem fobiaka. "orakel mnie pokusil abym sie dalej grzebal w tym co mi sie wymknelo przez glupote, hermetyzm nalezaloby wykopac przykladami historycznymi z pierwszego albo zahaczyc o L’Écriture et la différence a jestem za cienki, potraktuj to jako wymkniety baczek literacki. "amerykanscy dekonstrukcjonisci od lat szepcza sobie: nie ma nic poza tekstem, tylko naiwny chwyta sie bezsensownych fikcji z zewnętrznych głośników. ponadto epistemologiczne zwarcie pomiędzy kinetyka i semiotyka jest zaprogramowane - świat jest logicznie dojrzały do odparowania." zastapienie wszystkich pojec metaforami oraz identyfikacja wszystkich metafor słowami jest nieodpowiednia alternatywa pomiedzy filozofia analityczna i dekonstrukcja literatury, w literaturze zawsze jest alternatywa dla okreslenia pojecia literatury, uzywając pojęcia "prawdy lub nie prawdy" mozna opracowac: problem wiedzy i uznania, w którym co prawda mozna znalezc pojecia w tekstach ale kazde sprzeczne relacje nalezy badac bez użycia znaczeniwego rozwiazania i ze strategia ograniczania ich zdefiniowania. jesli chodzi o dekonstrukcje teorii literatury to krytyka literacka powinna napiecia i zaprzeczenia w tekscie wyolbrzymiac a nie harmonizowac, celem jest aby przebieg, zawartosc i forme rozwijac ale niezaleznie od siebie. nie chodzi koncowe znaczenie ale rozpoznanie mozliwosci znaczen (mozliwosci interpretacyjne). nie chodzi o przekaz tekstu tylko o to dlaczego taki jest, ze ma znaczenie. kazdy tekst ma slady innych tekstow w sobie, miedzytekstowosc jest procesem, ktory sie zapisuje w roznicach i sprowadza watpliwosci jakoby to byl taniec autorski (smierc autora). tekst i interpretacja nie sa roznowartosciwymi madrymi wypowiedziami poniewaz literackie teksty sa same komentarzami do prowadzacych tekstow. liznalwszy troche spuscizne derridy zdekonstruowalbym jakis wiersz zastepujac sol cukrem i wschod zachodem ciekawe czy by mi wyszla baba.
dajcie zyc grabarzom
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

boże! ale ty bełkoczesz! możesz to opowiedzieć własnymi słowami? bo ja, muszę ci się przyznać, że jeżeli coś jest samą tylko teorią, to wypierdalam to do kosza, co niniejszym czynię.

[ Dodano: 2009-12-09, 13:06 ]
"kantem derridy filozofii" - ładne!
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15401
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

Post autor: fobiak »

dobra stary chuju prawda jest taka, ze ja sie nie znam ani na folozofii ani na lizeraturze. zwiazek pomiedzy literatura i filozofia zawiera wiele kontrowersji o pasozytniczym charakterze literackiego jezyka mowy i dekonstrukcji. podobiestwo roznych kierunkow filozoficznych nie odnosi sie do literatury, ale do pojecia prawdy. pytanie, czy istnieje cos takiego jak prawda, mozna smialo potwierdzic, ze w literaturze istnieje. punktem porownawczym filozofii analitycznej i dekonstrukcji w literaturze jest znaczenie metafory, ktora jest roznorodnie konstruowana i podczas dekonstukcji w calosci ma inne znaczenie. jesli chodzi o prawde to nalezy nie zapominac o utopii (nie-miejsce, chyba) w fiozofii go nie ma, w literaturze jest. miejscem prawdy w literaturze moze byc konfrontacja ze sceptycyzmem np: tragedie szekspira "otello" nie tylko jest dramatem zazdrosci ale rowniez kwestia uznania mozliwosci innych. instrumentalizacja literatury w dekonstrukcji i filozofii analitycznej przysbiera inna postac. w dekonstrukcji literatura ma znaczenie tylko jako alegoryczne miejsce przekazanego znaczenia jezykowego wersji filozoficznej a z kolei dla filozofii analitycznej literatura jest jezykowym dzialanien, ktorego narzedziem jest badanie gramatyczne. biorac pod uwage bezwartosc prawdy w odniesieniu do innych pojec jak np: dobry i sprawiedliwy, mozna literature rozumiec inaczej niz jako uznanie wiedzy. tych info nie ma na necie w jezyku polskim, nawet nie ma wszystkich terminow przetlumaczonych na polski. przemek ty piszesz o dekonstrukcji tekstu tzn. ze konstruujac tekst wiersza niemozliwym jest jego dekonstrukcja bo jest problem z metaforami. jesli jest problem z analiza metafory po konstrukcji to jak mozna taki tekst zdekonstruowac. to samo jest z nazwaniem na nowo lub zastapienie slow ale to juz inny temat. jedynie z czym mozna sie zgodzic to z przygladaniem sie tekstowi (tylko tekstowi, apostrofy sie nie licza) z roznych punktow.
stary chuju nie mozna zdekonstruowac metafory, skurwialej corki metafizyki, wiec ty jako metafizyk po chuj sie wpierdalasz na trzesawisko dekonstruktywizmu.
chcesz popierdolic wszystko? ale czym? twoj argumencik jest za maly. trzeba bylo pierdolic jak byles mlodym chujem.
dajcie zyc grabarzom
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

Fobiak, ja również się nie znam na wielu sprawach i nie o to tu chodzi, jeżeli ty nie zrozumiałeś tego, co chciałem powiedzieć o dekonstrukcji i dialektyce, to przykro mi bardzo, jestem mało precyzyjny, zgadzam się z tym, i nad tym właśnie pracuję, by być bardziej precyzyjnym. Raz jeszcze powtórzę, jeżeli jakaś teoria jest tylko teorią, to ona mnie w ogóle nie interesuje. Ona musi mieć jakiś związek, jakieś przełożenie, na to co się określa „ja”, jeżeli tego nie ma, to jest do wyjebania w kosmos, bo nie jest tak, że filozofia, czy nauka, sztuka, religia nie ma żadnego związku z życiem wewnętrznym owego „ja”, duchem człowieczym jak go nazywam, gdyby tak było, to pewne sprawy nie przetrwałyby ani sekundy, a tak nie jest, bo istnieje prawda tych wszystkich rzeczy, i tu się tobą zgadzam w stu pierdolonych procentach. Tyle tylko, że prawda jest całością, i Hegel ma rację, (czymże innym jest dzisiejsze dążenie fizyków, tzw. unifikacja), prawda jest w literaturze, prawda jest wszędzie, ale pokawałkowana jak dzisiaj (zresztą od zawsze tak było) prawda przestaje nią być, stąd relatywizm, nihilizm i inne bzdury. Prawda, czy też porządek tych wszystkich rzeczy musi być nadzwyczaj prosty - Wittgenstein, tak jakoś gadał w przypływie mistycznego natchnienia, ale nie tylko, Poincare i zapewne wielu inny również.To taka na szybko odpowiedź. Jest jeszcze dużo ważnych rzeczy o których należałoby wspomnieć, ale nie mam teraz czasu – w pracy jestem.
ann13

Post autor: ann13 »

zadam ci tylko takie delikatne pytanie wwww, bo boję się wariatów
od kiedy zostałeś moim opiekunem prawnym?
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

Kilka słów o Nietzschem, bo to ważne. Fryderyk stracił kontakt z owym życiem wewnętrznym swego „ja” (być może w ogóle nie miał z nim nigdy żadnej styczności?), a dowodem na to niezbitym, jest fakt oto taki, że pisał swe dzieła w poszatkowanej postaci. (Muszę chyba zmienić portal, bo samą czystą poezją zaczynam być powoli.)
Jak on w którymś momencie się żali, (chyba w jakimś liście) że nie może i nie potrafi pisać jak Hegel pełnymi zdaniami, jak on mu zazdrości, takiego pełnego wykładu systemu.

(Rozumiem go doskonale, bo ja również w swej głowie mam chaos zajebisty, [piszę chyba jedyną prawdziwą teorię chaosu!] ale próbuję nad tym wszystkim zapanować. On też co prawda próbował, z jakim skutkiem, doskonale wiecie. Wyciągnąłem kilka wniosków, więc być może wszystko się uda. [Uda są piękne!, a najlepsze te, z wypieczonego kurczaka].)

Droga do syntetycznego "ujęcia" całości została z jakiegoś nieznanego mu powodu zamknięta. Źródło wyschło, ale to nieprawda, nie można dać się temu złudzeniu zwieść! Tylko w jego głowie, ktoś, albo coś, zakręciło ów kran i „ujęcie” wyschło. Twórcę, jak nas poucza Jezus Chrystus poznaje się po jego dziełach, niewątpliwie, po jego technice, stylu, konstrukcji, formie, nie słowach – prawda?

Jedyną w miarę syntetyczną książką Nietzschego, był Zaratustra, ale, tę pracę, inna syntetyczna moc składała do kupy, niż sama tylko metafizyka. Przyczyna owej chwilowej syntezy była oczywista, to Lou Salome, jak się nie mylę.
Tak więc, do swego ducha człowieczego, Fryderyk, śmiem twierdził, nigdy nie dotarł , bowiem jego bilbord reklamowy w postaci zajebistego jak na owe czasy hasła „Bóg umarł”, nic mi innego nie mówi, jak tylko to, że duch w nim zdechł i wyparował. Źródło wyschło. Stracił kontakt z całością.

My za to, w dzisiejszej epoce, my to mamy hasła! I to jest źródło naszej metafizyki prawdziwej.

Mam na myśli taki bilbord, która wisi w każdym chyba mieście w Polsce „Nie dla idiotów”. Dialektyka i metafizyka tego hasła jest wproś porażająca! Skoro nie dla idiotów, to jak rozumiem dla mędrców, ale przecież ten sklep jest wyłącznie dla idiotów, bo ja żadnych mędrców na ulicy nie widzę. Chodzę, rozglądam się i nie widzę. (Mogę się tu mylić troszeczkę, bo jak wspomniałem, żadnym oglądem naocznym tego zagadnienia nie rozstrzygnę.)

I tak to wiedza tajemna wychodząc z podziemi platońskiej akademii, poprzez Nietzschego staje się coraz bardziej ezoteryczną, wędrując pod strzechy inteligentnej gawiedzi.

W tym haśle, zaprawdę powiadam wam!, obwieszczono światu radosne alleluja – rozum zdechł!
Bo ludzi inteligentnych jest co niemiara, tyle uniwersytetów i wyższych uczelni, no!, my to jesteśmy już oświeceni! Należy go tylko rozplakatować na wsi, bo być może jeszcze tam, ktoś o tej nowinie nie słyszał.
Czy ja muszę być kurwa mesjaszem?
Odpowiadam szybciutko.
Na szczęście nie muszę.
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15401
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

Post autor: fobiak »

ten twoj ostatni wypierdek to typowy przyklad strumieniowki,
ja sobie lubie popierdolic ale po tym co ty tu serwujesz zazdroszcze impotentom, tego, ze nie maja wyrzutow sumienia,
wstydu wasc nie masz, ale ze starymi chujami juz tak jest
dajcie zyc grabarzom
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

ty się fobiak najebałeś czymś dzisiaj?, zapewne zanurzyłeś się w strumieniu jakiegoś taniego wina, przyznaj się
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15401
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

Post autor: fobiak »

nabrales mnie, uwierzylem, w to, ze umiesz popierdolic
a ty nawet do bicia konia sie nie nadajesz
a co tu mowic o filozofii
wittgenstein gdyby zyl by cie wyjebal






























































































do lopaty
dajcie zyc grabarzom
wwww
Posty: 2581
Rejestracja: 2009-11-10, 16:24
Kontakt:

Post autor: wwww »

ależ ty masz małą wiarę, odwagi chłopie! odwagi!
no i widzisz fobiak, jak się szybko opanowuje różne techniki, ucz się ucz!
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości