Wspomnienie pewnego koszmaru

bujanie maluszkow, lanie wody, etc.
wlasne publikacje
Jergo
Posty: 109
Rejestracja: 2010-07-27, 21:17
Kontakt:

Wspomnienie pewnego koszmaru

Post autor: Jergo »

PROLOG

Jest w pobliżu wrocławskiego rynku knajpa, która nazywa się Amadeus. Podają tam same drogie i wykwintne rzeczy, dlatego jej nie odwiedzam. Kiedyś jednak zajrzałem do ich oferty i z czystej ciekawości odszukałem najdroższą pozycję na liście kaw. Nie potrafię sobie przypomnieć ceny- wiem tyle tylko, że była wysoka. Napój podpisany był w jakiś wymyślny sposób, więc nazwa zupełnie wyleciała mi z głowy. Za to w pamięci ocalał fragment krótkiego opisu składu kawy. Nie zacytuję go dosłownie, a napiszę jedynie, że napój ten zaparzany był z dodatkiem guana jakiegoś ssaka. Długo nie mogłem się nadziwić, że ludzie są w stanie spożyć odchody i jeszcze zapłacić za to mnóstwo pieniędzy. Opuściłem restaurację tak szybko, jak to było tylko możliwe i nigdy więcej do niej nie wróciłem.
Wspomnienie natomiast zostało i tak mocno zapiekło się w mojej głowie, że teraz, po kilku latach od tamtego wydarzenia, wróciło z nową mocą. Nie dawało mi spokoju. Długo rozważałem fenomen kawy z kałem. Nigdy jednak nie miałem w sobie dość odwagi, by zbadać sprawę u źródła i dowiedzieć się czegoś więcej.
W końcu przerażająca świadomość istnienia stolcowego napoju zaczęła męczyć mnie nawet w nocy, gdy głęboko spałem.

I. MIASTO SZALEŃCÓW

Miałem taki dziwny sen, którego nie jestem pewien.
Znalazłem się w mieście, którego nigdy wcześniej nie znałem. W kawiarni koło rynku serwowano tylko drogie, wykwintne kawy w dostojnych filiżankach i tamtejsi dżentelmeni bywali w niej co dzień, toteż i ja ją odwiedziłem.
Najdroższa kawa w menu była zaparzana z guana nieczęsto spotykanej surykatki indyjskiej. Każdy się nią raczył i zachwycał- głównie chyba przez wzgląd na wysoką cenę. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy Ryszard wyjaśnił mi, że surykatka to nie roślina lecz zwierzę, a guano to zwyczajne gówno. Już wtedy miałem złe przeczucia i chciałem czym prędzej wyjechać następnego dnia o świcie.
A jednak zostałem i obserwowałem szaleństwo.
Ostatnim krzykiem mody była owa gówniana kawa z domieszką rumu lub wina, toteż niebawem najstarszy w mieście gorzelnik wyprodukował wino z pływającymi w nim kawałkami guana surykatki. Tamtejsi smakosze od razu docenili genialny wynalazek, a jedna butelka owego trunku zaczęła kosztować tyle, co mój wierzchowiec wraz z siodłem i mieczem. Wino zwało się chyba Arboletto, czy może Araboletta, i każdy dżentelmen obowiązkowo miał je w swym barku, a co gorsza- pił to. Coś zacząłem sobie przypominać, gdyż wciąż dręczyło mnie złe przeczucie.
Niemniej jednak był tam pewien Sebastian, producent wina trzystuletniego, który sprowadził sobie wiele surykatek, a nawet makaków i lemurów. On właśnie oprócz guana wykorzystał też ich mocz, dodając go sobie w pewnych ilościach do drinków. A że eksperyment się udał, to wytwórca ów zaczął butelkować wino z moczem. W zależności czy wydzielina pochodziła od lemurów, makaków czy surykatek, trunek zwał się odpowiednio Balomonita, Nepalomita lub Espalita, a kupowali go tylko bogacze i znawcy. Zresztą, jak same nazwy wskazywały- a pisano je zdobnymi literami z mnóstwem zawijasów- były to niewyobrażalnie drogie napoje.
Ktoś z biedoty miejskiej zauważył kiedyś, że wszyscy w mieście poniżają się, pijąc „zwyczajne gówno lub szczyny”. Przedstawiciele inteligencji i milionerzy zbyli go tylko pogardliwymi spojrzeniami.
- Tak samo jak ulicznikowi nie smakuje dostojna kuchnia francuska- mówili- tak samo też prostakowi nie przypadnie do gustu naprawdę wyszukany trunek.
W końcu pewna surykatka zdechła, a Zbigniew, wytwórca wina, musiał wyprodukować jeszcze wiele butelek Espality, której przepis zgapił od Sebastiana. Sam więc nasikał do trunku. Tak zrodziła się Lataraletta. Koneserzy zawsze napełniali nią kieliszek, wąchali płyn, oglądali przezroczyste naczynie pod światło, a potem smakowali powoli i kiwali głową z uznaniem, mówiąc na przykład:
- Tak, tak… Najlepsza stuletnia Lataraletta, na prawdziwym moczu barwy słomkowej…
A mi robiło się dziwnie i zawsze wtedy wychodziłem z pokoju, bo nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że zapach szczyn przyprawiał mnie o mdłości.
Bywało w końcu i tak, że producenci- ale tylko ci renomowani- próbując uzyskać wino jeszcze lepsze od tego z guanem surykatek, sami srali do własnych butelek. Czasem dodawali też w procesie fermentacji kilka litrów fekaliów z szamba lub baryłkę gnojówki czy nawozu, i zbijali na tym fortuny. A tylko parszywi partacze, którzy chcieli podrabiać tak wspaniałe marki jak zawierającą specjalnie przyrządzany nawóz Labonitantę, tudzież fermentującą z zasmarkanymi chusteczkami Olotonikę, zwyczajnie schodzili do miejskich kanałów i czerpali stamtąd lub- jeśli byli zbyt leniwi- z własnego kibla. A przy tym- co trzeba wyjaśnić- wcale nie dbali o utrzymanie specjalnej diety, jak to zwykli byli czynić luksusowi producenci dla polepszenia jakości swoich wydalin. Tak więc narodziła się Latryna, którą kupowali z racji niskiej ceny miejscowi kloszardzi.
Czasem też ktoś zmieszał składniki w złych proporcjach, i dodał dla przykładu za dużo guana a za mało wody. W takich przypadkach, jak to w końcu stwierdził jakiś prostak, koneserzy zamiast napić się trunku, zwyczajnie pili rozcieńczony gnój. Coś mi świtało w głowie i sposobiłem się już do wyjazdu, lecz Ryszard powstrzymał mnie jeszcze na chwilę.
Tak właśnie w owym mieście było przed wiekami, gdy powstawała tradycja produkowania tych prześwietnych win. Teraz zaś, to jest w czasie mojego pobytu, zupełnie nic się nie zmieniło.
Jeden hrabia napił się i potem brzydko mu z ust pachniało, bo (jak mi wyjaśniono) spożył Esperantiolę, a ja nie miałem najmniejszej ochoty wnikać jaki rodzaj gówna zawierał ten gatunek wina.
Zresztą często im waliło z japy, jak to określił jeden prostak. Oni jednak nie zwracali na to uwagi i dalej spożywali swoje alkohole, racząc się nimi powolutku i zachwalając ich aromat różnymi mądrymi zwrotami, jak na przykład:
- Och, co za cudowna odmiana Nepalomity, jak wnioskuję jest to rocznik trzydziesty drugi, z połowicznie sfermentowanego nawozu pierwszego gatunku.
Czasem też zagryzali i chrupali coś, co dla mnie było obrzydliwe, jednak wolałem wyjść z pokoju zamiast zabierać głos w jakiejkolwiek sprawie.
A odór z ust? Pomijali go milczeniem na wszelkich bankietach i eleganckich balach. Z biegiem lat wymyślili sobie wygodne usprawiedliwienie. Powiadali:
- Prawdziwemu dżentelmenowi musi trochę pachnieć z ust, bo w przeciwnym wypadku można by go podejrzewać, że nie pija drogich trunków z powodu braku pieniędzy, lub że zwyczajnie spożywa tylko tanie, niewyszukane alkohole, jak jakiś prostak!
Powtarzali sobie takie wymówki i w tym duchu wychowywali dzieci.
Porzuciłem więc wszelkie moje zamiary i wyjechałem już nazajutrz, a gdy tylko znalazłem się poza obrębem murów obronnych, odczułem wyraźną ulgę.
To miasto coś mi przypominało, ale nie pamiętałem co. Ruszyłem więc w dalsza drogę wzdłuż torów, a mój wierzchowiec z każdym dniem coraz raźniej kroczył ścieżką koło szyn.

(Tu kończy się część pierwsza snu. Czy masz ochotę brnąć w to szaleństwo dalej?)
lila
Posty: 5414
Rejestracja: 2006-09-21, 18:03
Kontakt:

Post autor: lila »

wszedzie mozna sprzedac byle gowno jesli sie go dobrze zareklamuje z reszta czym innym karmia nas media i glos tlumu. alegoria ta jednak mi sie srednio podoba , taka jakas przesrana znaczy sie .. przerysowana


nie wnikam kto tkwi w bledzie tworca menu czy autor, ale okreslenie guano odnosi sie do odchodow nie ssakow a ptakow i w dodatku morskich
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15401
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 12 times
Kontakt:

Post autor: fobiak »

dobre opowiadanie
dajcie zyc grabarzom
Awatar użytkownika
andreas43
Posty: 2731
Rejestracja: 2008-11-10, 21:06
Lokalizacja: Polska - Warmia
Kontakt:

Post autor: andreas43 »

Zgadzam się z Lilą - bardzo fajne, lecz przerysowane nadmiarem gówna w środkowej części.
Faktycznie robią kawę z ziaren pretrawionych przez zwierzęta, ale po umyciu tych, które wydalone zostały w całości.
Początek i koniec, aż się proszą o skrót tego tekstu i będzie super.
Pozdr.

[ Dodano: 2010-08-15, 07:18 ]
Z Fobiakiem też!

[ Dodano: 2010-08-16, 20:16 ]
pretrawionych - przetrawionych. :-?
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz" - Julian Tuwim
anty-czka
Posty: 2981
Rejestracja: 2007-02-20, 13:36
Kontakt:

Post autor: anty-czka »

Nie zgadzam się. To nie jest dobry tekst































to tekst bardzo dobry.
Awatar użytkownika
andreas43
Posty: 2731
Rejestracja: 2008-11-10, 21:06
Lokalizacja: Polska - Warmia
Kontakt:

Post autor: andreas43 »

to tekst bardzo dobry.
- masz chyba rację, to przecież bajka!
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz" - Julian Tuwim
propan

Post autor: propan »

ja nie bede sie wychylac z tlumu
tez mnie sie spodobalo
brak jednak postaci Janosika
ktory by tam sikal
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość