lubie schodzic do podziemnego brzucha, na pietro zero. nie dociera tam ostre, przefiltrowane wentylacją powietrze. jest cieplo i burczaco. prowadzi mnie na dol metaliczny zapach, rownolegly i prostopadly splot tysiaca przewodow i rur, zawory o teczowych barwach, w przeroznych rozmiarach. tu nie liczy sie cel ich istnienia, tresc jaka dzierza i miejsce, do ktorego ja doprowadzaja. tutaj stanowia odmienna calosc. celowe rozlozenie pomp, wentylatorow, piecow, kotlow, krat, dzwigow, butli, skrzyn, szyn, klodek, zamkow, zawiasow, przelacznikow, alarmow zamienia sie w morfologie metalowo zelbetonowego potwora, we wnetrznosc istniejaca sama w sobie.
barwy zyja tu wlasnym zyciem buntujac sie przed nadanym znaczeniem. przetarta, zolta gumowa nawierzchnia odslania w wyslizganym gradiencie betonowa szarosc. farba pokrywajaca pojemniki ze sprezonymi gazami odpryskuje systematycznie ujawniajac ich poprzednie wcielenia; zielonego nosidla dla azotu, brunatnego dla argonu, zoltego dla dwutlenku wegla. gdzieniegdzie zas polyskuje wypolerowana dziesiatkami dloni, nienazwana, metaliczna, bazalna powierzchnia butli. jarzeniowe swiatlo biegnace poslusznie wzdluz szeregu rur, zakrecajacych poslusznie wzdluz rozgalezien korytarzy, wydobywa z nich game faktur, grubych, nierowno zatynkowanych, popekanych, waskich i skorodowanych, emaliowanych i polyskujacych.
i ten zapach, rozgrzanej izolacji cieplnej, zawilgotnialej rdzy, przeciskajacej sie przez metal i tynk pary, jak oddech matni, ziewanie podstawy, wydzielina korzenia zywiacego nienazwana gore.
sublewel bucofotoplastynacja
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 19 gości