EMBLEMATY
: 2008-08-14, 10:14
Poniżej wklejam kilka drobiazgów mojej prozy poetyckiej. Nazwałem je emblematami - historycznie były to wiersze ze wstawkami prozy. Przerobiłem i unowocześniłem trochę tę XVII wieczną formę. Tylko w kilku dodałem element liryczny. To ważne dla mnie utwory. Mam ich kilkanaście, na początek pięć pierwszych. Â?yczę miłej lektury. Będę wdzięczny za opinie.
-------------------------------------------------------
Truskawki
Zaklinam Cię w wiatr
Co dreszcze na plecach rysuje
zaklinam Cię w śnieg
co krople z gwiazd w ustach wytapia
Niech spłyną po udach śladami truskawek
w przydrożnej klepsydrze
zebrane
wieczorem.------------*(Mojej Nataszeńce)
Natasza Szukszyna poszła do nieba między 21.20 a 21.26.
Nikt nie słyszał, kiedy jej dusza wyszła z ciała
otwarta kawałkiem blachy, jak puszka sardynek.
Można przyjąć, że dwie godziny wcześniej sama mówiła,
że musi pozrywać truskawki z tego poletka przy szosie krajowej na Swietagorsk.
Bo rano ukradną.
Tak mówiła (jeśli wierzyć narratorowi)
chociaż mały Andriusza zaklinał się na święty obrazek,
że wspomniała coś jeszcze o kurach.
Siedem godzin wcześniej Oleg Pietkin kierowca kołchozu w A.
żegnał wylewnie swoją narzeczoną.
Był szczęśliwy.
Dwanaście minut po tym, jak Natasza Wasiliewna poszła do nieba,
stary Dmitrij jadąc na rowerze zobaczył stojącą
ciężarówkę kołchozu w A.
Czwartej nocy śniło się Olegowi, że nawiedził go diabeł, nalewał wódkę
i obiecywał zapłatę za jakąś miłość.
(Ciekawe czy Pietkin wcześniej już widział diabła?)
Na szosie krajowej do Swietagorska
wiatr unosi woń rozjechanych truskawek.
Â?ódź 03.05.2007
Delfin
zaplotłem cię w sen
lecz umarł na szybie
spalonej przedświtem
zabrałem twą wilgoć
a może to tylko krew
spłynęła przez krater
pogryzionych ust
coś wisiało w powietrzu, kiedy Olga Â?awrina,
matka trojga dzieci, myślała o delfinach
było tak parno, że krople potu mieszały się z oddechem
zatrzymując palce na lustrze
podobno mogą nurkować do dwóch kilometrów
skóra, bez odpoczynku nasycała się wilgocią
jak wielka beżowa gąbka
wyjęty z pralki błękitny szlafrok
przypominał stertę odwirowanych niezapominajek
głęboko, bardzo głęboko
woda wstawiona na herbatę zaczynała lekko szumieć
kilka ostatnich łachów czekało w kolejce na sznurek
wygięła się stając lekko na palcach jak delfin
nabrzmiałe mlekiem sutki dotknęły przepoconej koszuli
przyklejony do szyby Sasza Kozunow ścisnął mocniej siekierę
jego dłonie były zimne i lepkie
czajnik zachłysnął się w ataku spazmów
Â?ódź 11.05.2007
----------
Dym
Dym zdławił Ci oczy
zamazał ich błękit,
jak wieniec zwęglony
od znicza z plastiku
Wycieram garść z piasku,
bo przecież wypada
coś rzucić na koniec.
Puszki płoną bezdusznie.
Tylko czasem rozbłysną ochłapem
zerwanej etykiety.
Stiopa widział duszę pierwszy raz w ubiegłą niedzielę.
Chłopaki znaleźli wtedy starą oponę,
skwierczała powoli prychając bąblami jak donaldówka za 4 ruble,
a czerń zaplatała powietrze warkoczami dymu.
Babka zawsze mówiła,
że dusza leci z wiatrem do nieba.
śmierdziało tak, że nawet Piet’ka zatykał nos
to musiała być bardzo stara dusza
już jest prawie dorosły. w przyszłym roku pójdzie do szkoły
z chłopakami. I nauczy się rozpalać jedną zapałką. Jak Piet’ka.
Trzeba popchnąć patykiem.
Szkoda, że nikt nie widzi ile śmieci uzbierał.
Tylko ten głupi wiatr.
poczerniały niewypał wykrwawiał w ogniu
przedostatni kawałek rdzy.
Â?ódź 18.05.2007
-------------------------
Â?oś
12 sierpnia w Muchawcach nie było światła.
kilka wieczornych świec topiło w stearynie
tłuste, puchate ćmy.
Andriej zobaczył go, gdy
stał z pochyloną głową obok studni
(zupełnie jak pokonany diabeł)
a zapach kartofli z parnika wnikał
w każdy kawałek jego ciała
obietnicą
dwadzieścia minut potem
wieczór chlusnął krwią pierwszy raz
widły i siekiery pracowały miarowo
wyrywając kawałki zdziwienia
brązowych oczu.
parował ciepłem
maciejka miłosiernie przebijała się
przez przypalone kartofle.
Â?ódź 16.06.2007
-------------------
Supernowa
Mróz trzymał.
W dzień trzaskało trochę, i Pajda myślała
o drzewach, które ściskają się w sobie aż do bólu,
by potem rozsadzić z tej niemocy.
Jak Supernowa.
Nigdy w życiu nie widziała supernowej,
tylko kiedyś słyszała w telewizji, to i owo.
Słowo świdrowało w głowie i nie wiedzieć czemu
niepokoiło. Zupełnie jak mróz, który znalazł
szczelinę w kapciach i liże palce jak pies.
Nie, to nie może być gwiazda,
przecież zna gwiazdy i odkąd pamięta
nigdy, przenigdy, żadna nie wybuchła.
Gdzieś w sobie czuła, że to
musi być jakieś drzewo, albo nawet cały las.
Tak, cały las pękających drzew.
Kaszel udusił ją jak zwykle w najmniej
spodziewanym momencie. Przywykła do niego,
jak przywyka się do okna zabitego kawałkiem dykty.
Gdzieś tam, w czarnej dziurze
płuc, w najcieplejszym miejscu czaiło się
w niej coś nieznanego.
Niebo z zimna zaczęło się kurczyć.
Gwiazdy rodziły się w drzewach.
Â?ódź 29.07.2007
-------------------------------------------------------
Truskawki
Zaklinam Cię w wiatr
Co dreszcze na plecach rysuje
zaklinam Cię w śnieg
co krople z gwiazd w ustach wytapia
Niech spłyną po udach śladami truskawek
w przydrożnej klepsydrze
zebrane
wieczorem.------------*(Mojej Nataszeńce)
Natasza Szukszyna poszła do nieba między 21.20 a 21.26.
Nikt nie słyszał, kiedy jej dusza wyszła z ciała
otwarta kawałkiem blachy, jak puszka sardynek.
Można przyjąć, że dwie godziny wcześniej sama mówiła,
że musi pozrywać truskawki z tego poletka przy szosie krajowej na Swietagorsk.
Bo rano ukradną.
Tak mówiła (jeśli wierzyć narratorowi)
chociaż mały Andriusza zaklinał się na święty obrazek,
że wspomniała coś jeszcze o kurach.
Siedem godzin wcześniej Oleg Pietkin kierowca kołchozu w A.
żegnał wylewnie swoją narzeczoną.
Był szczęśliwy.
Dwanaście minut po tym, jak Natasza Wasiliewna poszła do nieba,
stary Dmitrij jadąc na rowerze zobaczył stojącą
ciężarówkę kołchozu w A.
Czwartej nocy śniło się Olegowi, że nawiedził go diabeł, nalewał wódkę
i obiecywał zapłatę za jakąś miłość.
(Ciekawe czy Pietkin wcześniej już widział diabła?)
Na szosie krajowej do Swietagorska
wiatr unosi woń rozjechanych truskawek.
Â?ódź 03.05.2007
Delfin
zaplotłem cię w sen
lecz umarł na szybie
spalonej przedświtem
zabrałem twą wilgoć
a może to tylko krew
spłynęła przez krater
pogryzionych ust
coś wisiało w powietrzu, kiedy Olga Â?awrina,
matka trojga dzieci, myślała o delfinach
było tak parno, że krople potu mieszały się z oddechem
zatrzymując palce na lustrze
podobno mogą nurkować do dwóch kilometrów
skóra, bez odpoczynku nasycała się wilgocią
jak wielka beżowa gąbka
wyjęty z pralki błękitny szlafrok
przypominał stertę odwirowanych niezapominajek
głęboko, bardzo głęboko
woda wstawiona na herbatę zaczynała lekko szumieć
kilka ostatnich łachów czekało w kolejce na sznurek
wygięła się stając lekko na palcach jak delfin
nabrzmiałe mlekiem sutki dotknęły przepoconej koszuli
przyklejony do szyby Sasza Kozunow ścisnął mocniej siekierę
jego dłonie były zimne i lepkie
czajnik zachłysnął się w ataku spazmów
Â?ódź 11.05.2007
----------
Dym
Dym zdławił Ci oczy
zamazał ich błękit,
jak wieniec zwęglony
od znicza z plastiku
Wycieram garść z piasku,
bo przecież wypada
coś rzucić na koniec.
Puszki płoną bezdusznie.
Tylko czasem rozbłysną ochłapem
zerwanej etykiety.
Stiopa widział duszę pierwszy raz w ubiegłą niedzielę.
Chłopaki znaleźli wtedy starą oponę,
skwierczała powoli prychając bąblami jak donaldówka za 4 ruble,
a czerń zaplatała powietrze warkoczami dymu.
Babka zawsze mówiła,
że dusza leci z wiatrem do nieba.
śmierdziało tak, że nawet Piet’ka zatykał nos
to musiała być bardzo stara dusza
już jest prawie dorosły. w przyszłym roku pójdzie do szkoły
z chłopakami. I nauczy się rozpalać jedną zapałką. Jak Piet’ka.
Trzeba popchnąć patykiem.
Szkoda, że nikt nie widzi ile śmieci uzbierał.
Tylko ten głupi wiatr.
poczerniały niewypał wykrwawiał w ogniu
przedostatni kawałek rdzy.
Â?ódź 18.05.2007
-------------------------
Â?oś
12 sierpnia w Muchawcach nie było światła.
kilka wieczornych świec topiło w stearynie
tłuste, puchate ćmy.
Andriej zobaczył go, gdy
stał z pochyloną głową obok studni
(zupełnie jak pokonany diabeł)
a zapach kartofli z parnika wnikał
w każdy kawałek jego ciała
obietnicą
dwadzieścia minut potem
wieczór chlusnął krwią pierwszy raz
widły i siekiery pracowały miarowo
wyrywając kawałki zdziwienia
brązowych oczu.
parował ciepłem
maciejka miłosiernie przebijała się
przez przypalone kartofle.
Â?ódź 16.06.2007
-------------------
Supernowa
Mróz trzymał.
W dzień trzaskało trochę, i Pajda myślała
o drzewach, które ściskają się w sobie aż do bólu,
by potem rozsadzić z tej niemocy.
Jak Supernowa.
Nigdy w życiu nie widziała supernowej,
tylko kiedyś słyszała w telewizji, to i owo.
Słowo świdrowało w głowie i nie wiedzieć czemu
niepokoiło. Zupełnie jak mróz, który znalazł
szczelinę w kapciach i liże palce jak pies.
Nie, to nie może być gwiazda,
przecież zna gwiazdy i odkąd pamięta
nigdy, przenigdy, żadna nie wybuchła.
Gdzieś w sobie czuła, że to
musi być jakieś drzewo, albo nawet cały las.
Tak, cały las pękających drzew.
Kaszel udusił ją jak zwykle w najmniej
spodziewanym momencie. Przywykła do niego,
jak przywyka się do okna zabitego kawałkiem dykty.
Gdzieś tam, w czarnej dziurze
płuc, w najcieplejszym miejscu czaiło się
w niej coś nieznanego.
Niebo z zimna zaczęło się kurczyć.
Gwiazdy rodziły się w drzewach.
Â?ódź 29.07.2007