kartka znaleziona na wysypisku

twórczość niedokończona, niesklasyfikowana, nieformalna, tematy nieaktualne, zaniechane, niedające przyporządkować się do żadnego działu, miejsce ucieczki Józia z Gombrowicza
dean
Posty: 1379
Rejestracja: 2009-02-20, 16:29
Kontakt:

kartka znaleziona na wysypisku

Post autor: dean »

„Praktyka dostarcza coraz więcej problemów,
na które nie można uzyskać odpowiedzi
stosując dotychczas poznane metody”

A. Jakubowicz, Z. Orłoś „Wytrzymałość materiałów”, str. 334
Wydawnictwo Naukowo-Techniczne
Warszawa 1978

„Aby zobaczyć świat własnymi oczami
należy mu się przyjrzeć oczami innych”

caroll

1.o przyczynie
na początku było istnienie samo w sobie
pozbawione dogmatycznych perspektyw
prejaźń niezdolna do oceny zjawisk
ukierunkowana na zerojedynkowe bodźce
dlatego pragnąłem wrócić do stanu
w którym galaretkowaty umysł w fazie zalążkowej
tworzył cienie lub tylko przeczuwał
ich chybotliwą obecność co jak okazało się później
stało się niemożliwe gdy moim oczom ukazał się
świat in statu nascendi gdy ja sam stałem się
tymże światem albo on mną i nic już nie było
ani proste ani trudne nie całkiem piękne
ale też nie do końca pokraczne rozlało się
w całe pola interpretacyjne symboli i znaczeń
kazało się określać do momentu
w którym zapanowała całkowita obojętność
jako kolejna absurdalna forma odniesienia
zwiększyła ona wewnętrzną siłę inercji lub raczej implozji
i zmusiła mnie do podjęcia próby powrotu
do języka którym zawsze potrafiłem mówić
lecz zatraciłem go w poszukiwaniu konstrukcji
tyleż efektownych co niezrozumiałych
tak dla mnie jak i dla tych których honorować chciałem
darem jakże kłopotliwym i wydrążonym od środka
obawiając się jednak że jest to próba skazana na porażkę
pozostawię prawdziwą przyczynę nieodkrytą

2.o metodzie
we wstępie do podręcznika gramatyki angielskiej dla polaków
zawarto oczywistość którą należałoby uświadomić sobie ponownie
otóż podstawową funkcją każdego języka jest porozumiewanie się
polega ono na przekazywaniu informacji uczuć myśli oraz wywieraniu
wpływu na zachowanie się innych osób za pomocą słów
uporządkowanych w taki sposób aby tworzyły spójność w warstwie
tak semantycznej jak i logicznej co poniekąd pragnąłbym osiągnąć
aczkolwiek nie przywiązuję do tego zasadniczo istotnej wagi
znając własną słabość do ulegania pokusie tworzenia
fantasmagorycznych obrazów krzywych luster weneckich
tudzież rzężenia i bełkotu ponad wszelką miarę i przyzwoitość
wiedząc także że powrót do pierwotnego znaczenia słów jest niemożliwy

3.o celu
czyż nie przynosi ulgi a nawet rozkoszy upajanie się frazą
owszem przynosi i taki właśnie jest cel
omotać się słowami rozwiesić je na sznurach by schły
łopotały na wietrze odganiały ptaki żądne strawy
zagadać przepoczwarzyć oczyścić bądź dosadniej mówiąc
wypróżnić się z treści zalegającej we wszelkich
organach nie wyłączając albo raczej szczególnie uwzględniając
okrężnicę pęcherzyk żółciowy a także złogi podkorowe

4.o punktach odniesienia
nie ma sensu tworzyć bohaterów którzy nie staliby się archetypami
zbiorową wyobraźnię zaludniają piotruś pan kapitana nemo scarlett o'hara
tomek sawyer czy lord vader
sięgając głębiej wydobędziemy superarchetypy jak faust parsifal i hamlet
co mówi faust na poczet brązu z którego odlejemy tysiące faustów
dwie dusze we mnie żyją w wiecznym sporze oto człowiek
który wypowiada dualność swej natury będąc jednocześnie sobą
i cieniem siebie gdy pod powłoką lustra znajduje mefistofelesa
siłę życiową silniejszą od wyobrażeń na własny temat
w linearnych czasoprzestrzeniach chwytamy punkty odniesienia
mówią że apokalipsa dzieje się w każdej chwili tu i właśnie teraz
i tylko od nas zależy jak tę chwilę przyjmiemy więc pozwólmy wyć wilkom
oczekujmy deszczu żab które tornado wyssało wraz z całym stawem
bez zdziwienia przyjmując założenia realizmu magicznego

5.inwokacja
szanowni poeci drogi williamie blake'u
i ty czcigodny tomaszu eliocie mistrzowie
swych czasów proszę was o łaskę uświęcającą
wy którzy stoicie na straży pól elizejskich
łąk arkadyjskich czy też samego inferno
natchnijcie mnie duchem abym akceptował
ograniczenia własne cudze i wynikające
z fizyki newtonowskiej proszę was o odwagę
abym zmieniał światy w obrębie swych ramion
udzielcie też mądrości gdyż tylko ona pozwoli
odróżnić wszystkie z rzeczy dla których duch
i odwaga mają być lekarstwem bądź skalpelem

6.o początkach
sytuację w której się znalazłem doskonale ilustruje
parabola wyjęta z kafkowskiego procesu w postaci
przypowieści o wieśniaku przed pałacem prawa
stoję przed drzwiami przeznaczonymi tylko dla mnie
lecz o tym nie wiem i sczezłbym oczekując na wejście
gdyby nie iluminacja której dostąpiłem przyjmując
że umrę tak samo mądry jak byłem w czas poczęcia
nic bardziej prostego do uzmysłowienia
nic też bardziej trudnego do zaakceptowania
wiłem się więc czas długi podążając od nadziei
do rozpaczy co nieraz chwytała mnie za gardło
nocami wypełnionymi czczym hedonizmem
na pohybel demonom zrodzonym w kaprawym umyśle
skrojonym na miarę i podobieństwo jak portret
w którym przeglądał się dorian gray stworzyłem
osobistego belzebuba władcę much nieustannie
składających jaja w puszce mojej czaszki
wciąż na nowo odradzających się w czerwiu
zohydzających każdy przejaw piękna dobroci
czy choćby zwykłego ludzkiego współczucia
bez taniej litości czy przymilnego bałwochwalstwa
tak też żyłem lat piętnaście w smrodzie wydzielin
pustej mowie gestach nazbyt teatralnych
a świat wokół zmieniał się a ludzie odrzucali maski
pokazywali swe prawdziwe oblicza
lecz niewiele o to dbałem wyzuty z potrzeby
kontaktu wykraczającego poza reakcje naskórka
powielokroć przechodziła obok mnie prawda
zawsze strywializowana zrelatywizowana
obrócona w śmieszność i w końcu w pył
dziś gdy wspominam te czasy wciąż nie zamknąwszy
ich na dobre budzi się we mnie żal i chichot
ty durniu ty parszywy ośle kuglarzu ty wyjałowiony
ze sztuczek smaku i zwykłego wstydu
posiadając więcej szczęścia niż rozumu
doznałem jednak przebudzenia i nie było to
przebudzenie charakterystyczne dla bodhisattwy
którym zapewne zostanę gdy przeczytam i przeczuję
wszystkie koany lecz w istocie było to moment transgresji
skrojony idealnie na moją własną prostacką modłę

7.o zakłóceniach w procesie indywiduacji
gdy posiadłem aparat niezbędny do rozpoczęcia własnej drogi poznawczej
okazało się że nijak nie przystaje do warunków zewnętrznych
w których przyszło mi funkcjonować co wywołało mój głęboki sprzeciw
na tyle głęboki by na długi czas utknąć gdzieś pomiędzy
destrukcyjną niemożnością a autodestrukcyjną swobodą
słońca stawały tylko w zenicie więc nie byłem w stanie
skonfrontować się z własnym cieniem stanowiłem epicentrum
świata w którym rządziło skarlałe ego a skóra absorbowała
promienie ultrafioletowe i wciąż oddalał się nadir
jego istnienie być może niedługo uda mi się w pełni uświadomić
prowadząc życie umysłowego sybaryty przyswajałem idee
nie były one jednak intelektualnym posiłkiem czy też inspiracją
do indywidualnych rozważań służyły jedynie bezsensownemu żonglowaniu
cyrkowym sztuczkom przed zdezorientowaną publicznością
mogłem więc przedstawiać się jako zagorzały marksista
by po chwili chwalić zalety kapitalizmu w wersji amerykańskiej
rozpaczliwym hedonistą który po drugiej wódce zamieniał się w mistyka
na podobieństwo zidiociałych nieszczęśników pijących urynę
czy stygmatyzujących się w imię doskonale wymierzonego męczeństwa
naprzemienność zakładanych masek sprawiła że byłem w stanie poprzeć
i uzasadnić każdy niemal pomysł czy postępek
bez względu na to jak bardzo absurdalny czy parszywy nie był
by w kilka sekund obalić go przyjmując stanowisko biegunowo różne
byłem więc sędzią oskarżycielem i obrońcą najbardziej jednak
byłem skazanym na wieczną niepewność co do własnych postaw sądów
lub wartości kierujących moim postępowaniem
drążyłem w głowie ścieżki tak zawiłe i grzązkie
że tylko człowiek pozbawiony ciężaru mógłby nimi stąpać
bez ryzyka ubabrania się po szyję

8.o sile katharsis
zanim poznam do głębi platońską ideę jaskini zanim ją pojmę
świat okrąży się jak pies wokół własnego ogona setki razy
stworzę własny cień który będzie miał moją twarz zamienioną stronami
nadam mu imię i pozwolę żyć odwróconym życiem
widziałem jak psy szarpią reklamówkę z martwym noworodkiem w środku
ludzi pozbawionych nadziei matki umęczone śmiercią swoich synów
w przepełnionych izbach wytrzeźwień słuchałem opowieści
świadomych własnego upadku przywiązanych pasami do łóżek
tylko po to by wciąż na nowo odkrywać absurd bycia człowiekiem
by zejść do piekieł w poszukiwaniu radości w obliczu śmierci
robert kobryń

Post autor: robert kobryń »

to się na prawdę bardzo przyjemnie czyta
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 50 gości