elutka

autorska stodola, najlepsze utwory uzytkownikow

Moderator: Wojciech Graca

elutka

elutka

Post autor: elutka »

[center]"W poszukiwaniu światłocienia"


przybliżenie

do spoglądania przez ramię
używam starych okularów
w przestrzeń na wprost oczu
zajrzę przez okular mikroskopu


patrząc w oczy

obdarzył mnie pan dalekowzrocznością
zniekształcił w zamian pole widzenia
rzucając wiązki światła na oślep

zdolność akomodacji
zapodziałam sama
po omacku szukając
światłocienia


po ludzku

"człowiek człowiekowi wilkiem...chyłkiem..."

prostuję tors twarz zwracam
wyciągam dłonie
naprzód ciepłym oddechem
chowam pazury
kot mruczy zaklęcia

wilki do lasu
wilki do głuszy


chyłkiem milczkiem
na dziś na jutro
na niedobry czas

niech ciepło szepce do człowieka
czas wymyka się obrazem
gonionej sarny

"człowiek człowiekowi..."


wciąż i wciąż odkrywam

uwierzyłam w szybowanie ponad kurantem
i historie never ending
w oddawanie kromki chleba w dwójnasób
handel wymienny uśmiechami
i jeszcze w wątpliwość znaków
grawerowanych na wodzie nie do zdarcia
wciąż szukam rzeźby na dłoni i grafitti
w tęczówce człowieka w barwie głosu


prognozy płyną w eterze

do trzech żywiołów i siedmiu barw
do esencji i procentów
dodałaś owocowy smak
w wytrawnym gatunku

zerknęłaś do albumu
na szybie odbity portret
wodzisz wzrokiem po dywanie
niedopite resztki wina
weszły w krew

jutro burza ze słońcem na przemian
i przejdą gościnnie deszcze

eteryczny krótki komunikat
jesteś tu jeszcze jesteś


skąd przybywamy kim jesteśmy dokąd idziemy

przyszliśmy
z chęci wydłużenia nici
macierzyńskich pragnień
małym śladem w kodzie gatunku

by kochać kochać kochać

łańcuch dłoni okrąży myśli
materia świadomie zaszumi
twarze w galerii popłyną zamętem

naprzód do jutra
pęd i przystanek

czujesz ten zapach
w istocie?


kawoszka


Na spoczniku schodów
pomiędzy piętrami
stanąć i odsapnąć chwilę.
Pomyśleć, albo nie myśleć.
Rozsypane ziarenka grochu,
co wypadły
niepostrzeżenie z siatki
pozbierać po kolei.
Uśmiechnąć się do siebie,
albo się nie uśmiechać.
Uciszyć szum myśli.
Odsapnąć i podreptać
własnym rytmem
na kolejne piętra.
Tam, na samej górze
coś jest
- czuję zapach świeżo parzonej kawy.


Wiersze lubią zapach schabowego

W kuchennym świecie między nitkami makaronu
wiersze się podkradają
zaglądają w kipiel ziemniaków
podpatrują rumieńce na schabowych

podpowiadają niedokładne rymy
odurzone zapachem potrawy
Jakaś górna myśl właśnie próbuje w duecie
pounosić się z parą z rondla

Szatkownicy wtóruje podział na strofy
Nagła refleksja zakipiała wraz z mlekiem
niedopilnowanym
Dwa dania gotowe i surówka
wiersz na deser


bzdety zdeklarowane

nie chcę żuć syntetycznej karmy
uwielbiam kiedy szaleją ślinianki
zachwycone zapachem

nie lubię dookreślonej stosowności
wolę jak spódnica frywolnie
łaskocze nogi

wzdragam się przed konwenansem
większościowosłusznym
buzia w ciup i ręce wzdłuż ciała

macham paluchem w bucie

zamiast stąpać pewnie
pobiegnę wężykiem
jak upojony szarak
po trywialnej kwiecistości

chcę wyprawiać akrobatyczne łamańce
z nonszalancją zbuntowanego małolata


z piątką plus jeden małe tet a tet

najpierw intrygujący szelest
muśnie ucho
słodkim bukietem dźwięków

potem niech się roztoczy
duszący zapach lata
nutą parnej aury

zachłannie otwarte oczy
złowią chustę
jedwabistej tęczy

rozsmakują się usta
miąższem owocu
dojrzałego słońcem

badawcze opuszki
zatoczą kręgi po fakturze
niespiesznie i dokładnie

a do pięciu dołączy ten szósty
pierwotny w swojej zagadce


pod rygorem wolności wyboru

dostała swobodę wyboru
słodycz jabłka albo
słońce nad ogrodem
złoto zawieszone wysoko
owoc na wyciągnięcie dłoni

on wielkodusznie pozwolił
bezradnym gestem ramion

wybrała pachnącą opcję
ciężkie chmury nad sadem
i pospieszne pulsowanie

mając jej przyzwolenie
skosztował
chłodnego wiatru
suchego żaru
łzy wezbrały deszczem

poszli (nie)nasyceni
szukać dotyku słońca

na plecach balast
darowanej alternatywy


Bez zadziwienia

Dlaczego pan się dziwi, że fal nie sposób zatrzymać?
Pan nie przyjmuje, że wiry należy mijać.
Jak można nie uznawać, że z czasem pęka tama...

Â?ycie ma określony klimat zależny niezmiennie od zmiennych

Nie da się głośno deklamować naszkicowanych liści.
Ważne, by na wydechu ogarniać wszystko i wszystkich.


zapowietrzona ballada

zgrzyta w bezruchu
karuzela z madonnami
kto nie smaruje nie jedzie
zadarły kiecki i nosy obrażone
na biel bez adresu
na opasłe zera

karuzelę rdza zżera

chciały poruszyć
mocą spojrzenia madonny
a tylko pustka głucha
w podrasowanych brykach
tam nic nie zgrzyta
tam po maśle
w maśle pączki

do nieba złożyły rączki

przysiadły na kamieniach
gdzie świerzop i chruśniak

karuzelę wiatr huśta


zaczerpnę łyżeczką

bez przymusu z własnej woli
idiotyzm szklanki pustej w połowie
z pełnej obawa czerpania
pragnienie rośnie
z każdym łykiem lęku
przed bliskością kruchego dna

bez zerkania przez szkło
na drugą stronę
widoków i horyzontu
remanent piegów w nieładzie
znajomych i policzalnych

dotknę napełnionego do połowy szkła
lub posłucham arii okruchów
na szczęście

nabierając kształtu


akademie do kończenia,
wpis, że zaliczono temat.
niezliczone drogi kręte,
pejzaż płynny jak poemat.
szereg ocen nie pościna
rzeźkich westchnień o poranku
niestatecznie odmierzanych
w odczynnikach i kagankach

życie warte zaświadczenia
o cezurze rytmów serca,
pragmatycznie niepraktyczne,
w amfiladach nie do przejścia.
dyplom, wpis, pieczątka, nota
gdzieś w hierarchiach głów się zwieńcza.
każdy połamany szczebel
obił plecy, coś tam spiętrzał.

aby umieć stawiać pewnie
kroki i łba niie nadstawiać
trzeba wywieść dziwne wnioski,
radzić sobie nieporadnie.
budzić strachy z ich senności,
asy trefne mieć w rękawie.
jak nauczą cię tak kroczysz
choć kulawo, lecz ciekawie...



[/center]
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości