Nie bajkowa, tyć naiwna, ale za to z przesłaniem bajka
Nie bajkowa, tyć naiwna, ale za to z przesłaniem bajka
”Pokazałem moje dzieło dorosłym i spytałem, czy ich przeraża.
-Dlaczego kapelusz miałby przerażać? – odpowiedzieli dorośli.
Mój obrazek nie przedstawiał kapelusza. To był wąż boa, który trawił słonia. Narysowałem następnie przekrój węża, aby dorośli mogli zrozumieć. Im zawsze trzeba tłumaczyć.”
Antoine de Saint Exupery ”Mały książę”
Wieczór był normalny. Normalne niezachmurzone niebo, parę normalnych błyszczących na nim gwiazd, normalni smutni ludzie na chodnikach, normalne samochody pędzące nie wiadomo dokąd (nie wiadomo dokąd – zapewne również normalne). Nic, zupełnie nic nienormalnego. Ba, można by nawet rzec, że wszystko aż krzyczało normalnością. Ona, bardziej normalna niż zwykle, chwiejnym krokiem podążająca w kierunku małego domu na końcu Sunny Gardens Road, idealnie dopasowana, wręcz wtopiona w tę normalność.
Siedział na dachu jej domu.
Otworzyła drzwi, wbiegła na górę. Drabina stała tam, gdzie zwykle. Usłyszał jak wchodzi na dach. Była pijana; spójność wypowiedzi, zdolność logicznego myślenia, czy nawet utrzymanie równowagi sprawiały jej trudność. Usiadła przy nim, on niemal natychmiast zmienił pozycję na taką, by nie mogła dostrzec jego twarzy.
- Zapal. Wiem, że masz ochotę.
Jak zwykle miał rację. Wyciągnęła papierosy i zapalniczkę z kieszeni płaszcza. Paląc zdała sobie sprawę, że nie wiedzieli się od ponad trzech lat.
”Cóż za entuzjastyczne powitanie” pomyślała.
- Tęskniłam… - było to zgodne z prawdą. Zawsze lubiła ich rozmowy…
- Zdążyłaś zatęsknić przez te parę godzin ? – zapytał z rozbawieniem. Głęboko przekonana o tym, że się przesłyszała z powodu dużej ilości wypitej wódki, która skutecznie ją już zamroczyła, nie odpowiedziała.
- Nie przesłyszałaś się. Widziałaś mnie zaledwie cztery godziny temu.
- Doprawdy?
Wiedziała, że śmieszył go jej wymuszony sarkazm, w połączeniu z alkoholowym odurzeniem, był wręcz żałosny.
- Tak. Cztery godziny temu w spadającej gwieździe. Wczoraj – w brązowych oczach chłopca, z którym się bawiłaś. Trzy dni temu – w płatku śniegu na twojej czerwonej rękawiczce… Byłem wiatrem tańczącym z twoimi włosami, kroplami deszczu płynącymi po twojej twarzy, promieniem słońca, który swoim blaskiem na moment zamknął ci oczy.
”Infantylne” pomyślała.
- Pamiętaj, to właśnie proste rzeczy są najpiękniejsze… Jestem samotną łzą w kąciku twojego oka, każdym dźwiękiem jaki wydobywasz wprawiając w drganie struny gitary… choć dawno tego nie robiłaś… Jestem zabłąkaną myślą nie pasującą do pozostałych myśli, ciepłem ogniska, przy którym zwykłaś ogrzewać dłonie w chłodne wrześniowe wieczory. Pamiętasz ten piasek klejący się bezczelnie do twoich bosych stóp wtedy na plaży?
Uśmiechnęła się. Pamiętała, nie cierpiała tego uczucia.
- Byłem tym piaskiem… Widzisz mnie codziennie rano stojąc zaspana przed lustrem, jestem w zieleni twoich oczu, w twoim śmiechu i krzyku.
Milczała.
- I nie mów mi proszę – kontynuował – że wojny, że głód, że aids, że hitler, że ból, że cierpienie, że nauka, że biblia, że technologia, że jezus, że mahomet, że dowody, że brak dowodów, że darwin, że religie…
- Dobrze.
Wiedziała, że zaraz odejdzie.
- Wkurzasz mnie czasami. – powiedziała
- Nie rzadziej niż ty mnie, moja droga.
- Wiesz… boże ?
- Tak ?
- Wiesz… tak dawno nie byłam w kościele…
- Ja też, ja też. – powiedział z właściwym sobie ciepłem w głosie.
Było jej jakoś tak lżej, gdy zostawił ją znowu samą na dachu o 4 nad ranem. Całkiem już trzeźwą.
Dobranoc Państwu :)
-Dlaczego kapelusz miałby przerażać? – odpowiedzieli dorośli.
Mój obrazek nie przedstawiał kapelusza. To był wąż boa, który trawił słonia. Narysowałem następnie przekrój węża, aby dorośli mogli zrozumieć. Im zawsze trzeba tłumaczyć.”
Antoine de Saint Exupery ”Mały książę”
Wieczór był normalny. Normalne niezachmurzone niebo, parę normalnych błyszczących na nim gwiazd, normalni smutni ludzie na chodnikach, normalne samochody pędzące nie wiadomo dokąd (nie wiadomo dokąd – zapewne również normalne). Nic, zupełnie nic nienormalnego. Ba, można by nawet rzec, że wszystko aż krzyczało normalnością. Ona, bardziej normalna niż zwykle, chwiejnym krokiem podążająca w kierunku małego domu na końcu Sunny Gardens Road, idealnie dopasowana, wręcz wtopiona w tę normalność.
Siedział na dachu jej domu.
Otworzyła drzwi, wbiegła na górę. Drabina stała tam, gdzie zwykle. Usłyszał jak wchodzi na dach. Była pijana; spójność wypowiedzi, zdolność logicznego myślenia, czy nawet utrzymanie równowagi sprawiały jej trudność. Usiadła przy nim, on niemal natychmiast zmienił pozycję na taką, by nie mogła dostrzec jego twarzy.
- Zapal. Wiem, że masz ochotę.
Jak zwykle miał rację. Wyciągnęła papierosy i zapalniczkę z kieszeni płaszcza. Paląc zdała sobie sprawę, że nie wiedzieli się od ponad trzech lat.
”Cóż za entuzjastyczne powitanie” pomyślała.
- Tęskniłam… - było to zgodne z prawdą. Zawsze lubiła ich rozmowy…
- Zdążyłaś zatęsknić przez te parę godzin ? – zapytał z rozbawieniem. Głęboko przekonana o tym, że się przesłyszała z powodu dużej ilości wypitej wódki, która skutecznie ją już zamroczyła, nie odpowiedziała.
- Nie przesłyszałaś się. Widziałaś mnie zaledwie cztery godziny temu.
- Doprawdy?
Wiedziała, że śmieszył go jej wymuszony sarkazm, w połączeniu z alkoholowym odurzeniem, był wręcz żałosny.
- Tak. Cztery godziny temu w spadającej gwieździe. Wczoraj – w brązowych oczach chłopca, z którym się bawiłaś. Trzy dni temu – w płatku śniegu na twojej czerwonej rękawiczce… Byłem wiatrem tańczącym z twoimi włosami, kroplami deszczu płynącymi po twojej twarzy, promieniem słońca, który swoim blaskiem na moment zamknął ci oczy.
”Infantylne” pomyślała.
- Pamiętaj, to właśnie proste rzeczy są najpiękniejsze… Jestem samotną łzą w kąciku twojego oka, każdym dźwiękiem jaki wydobywasz wprawiając w drganie struny gitary… choć dawno tego nie robiłaś… Jestem zabłąkaną myślą nie pasującą do pozostałych myśli, ciepłem ogniska, przy którym zwykłaś ogrzewać dłonie w chłodne wrześniowe wieczory. Pamiętasz ten piasek klejący się bezczelnie do twoich bosych stóp wtedy na plaży?
Uśmiechnęła się. Pamiętała, nie cierpiała tego uczucia.
- Byłem tym piaskiem… Widzisz mnie codziennie rano stojąc zaspana przed lustrem, jestem w zieleni twoich oczu, w twoim śmiechu i krzyku.
Milczała.
- I nie mów mi proszę – kontynuował – że wojny, że głód, że aids, że hitler, że ból, że cierpienie, że nauka, że biblia, że technologia, że jezus, że mahomet, że dowody, że brak dowodów, że darwin, że religie…
- Dobrze.
Wiedziała, że zaraz odejdzie.
- Wkurzasz mnie czasami. – powiedziała
- Nie rzadziej niż ty mnie, moja droga.
- Wiesz… boże ?
- Tak ?
- Wiesz… tak dawno nie byłam w kościele…
- Ja też, ja też. – powiedział z właściwym sobie ciepłem w głosie.
Było jej jakoś tak lżej, gdy zostawił ją znowu samą na dachu o 4 nad ranem. Całkiem już trzeźwą.
Dobranoc Państwu :)
I ♥️ gacek
... a mnie rozczarował ten tekst ... a raczej jestem przeciw ...nie zgadzam się ... nieprawdziwy ... nie wierzę, że najbardziej własne wrażenia, spostrzeżenia, takie najintymniejsze odkrycia w kontakcie ze światem można przypisać komuś, uznać je za osobowe, przez jakiegoś boga niby zrobione ...
It is my happiness in you that you don't know me yet.
/Andrzej Partum/
/Andrzej Partum/
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości