EMBLEMATY
EMBLEMATY
Poniżej wklejam kilka drobiazgów mojej prozy poetyckiej. Nazwałem je emblematami - historycznie były to wiersze ze wstawkami prozy. Przerobiłem i unowocześniłem trochę tę XVII wieczną formę. Tylko w kilku dodałem element liryczny. To ważne dla mnie utwory. Mam ich kilkanaście, na początek pięć pierwszych. Â?yczę miłej lektury. Będę wdzięczny za opinie.
-------------------------------------------------------
Truskawki
Zaklinam Cię w wiatr
Co dreszcze na plecach rysuje
zaklinam Cię w śnieg
co krople z gwiazd w ustach wytapia
Niech spłyną po udach śladami truskawek
w przydrożnej klepsydrze
zebrane
wieczorem.------------*(Mojej Nataszeńce)
Natasza Szukszyna poszła do nieba między 21.20 a 21.26.
Nikt nie słyszał, kiedy jej dusza wyszła z ciała
otwarta kawałkiem blachy, jak puszka sardynek.
Można przyjąć, że dwie godziny wcześniej sama mówiła,
że musi pozrywać truskawki z tego poletka przy szosie krajowej na Swietagorsk.
Bo rano ukradną.
Tak mówiła (jeśli wierzyć narratorowi)
chociaż mały Andriusza zaklinał się na święty obrazek,
że wspomniała coś jeszcze o kurach.
Siedem godzin wcześniej Oleg Pietkin kierowca kołchozu w A.
żegnał wylewnie swoją narzeczoną.
Był szczęśliwy.
Dwanaście minut po tym, jak Natasza Wasiliewna poszła do nieba,
stary Dmitrij jadąc na rowerze zobaczył stojącą
ciężarówkę kołchozu w A.
Czwartej nocy śniło się Olegowi, że nawiedził go diabeł, nalewał wódkę
i obiecywał zapłatę za jakąś miłość.
(Ciekawe czy Pietkin wcześniej już widział diabła?)
Na szosie krajowej do Swietagorska
wiatr unosi woń rozjechanych truskawek.
Â?ódź 03.05.2007
Delfin
zaplotłem cię w sen
lecz umarł na szybie
spalonej przedświtem
zabrałem twą wilgoć
a może to tylko krew
spłynęła przez krater
pogryzionych ust
coś wisiało w powietrzu, kiedy Olga Â?awrina,
matka trojga dzieci, myślała o delfinach
było tak parno, że krople potu mieszały się z oddechem
zatrzymując palce na lustrze
podobno mogą nurkować do dwóch kilometrów
skóra, bez odpoczynku nasycała się wilgocią
jak wielka beżowa gąbka
wyjęty z pralki błękitny szlafrok
przypominał stertę odwirowanych niezapominajek
głęboko, bardzo głęboko
woda wstawiona na herbatę zaczynała lekko szumieć
kilka ostatnich łachów czekało w kolejce na sznurek
wygięła się stając lekko na palcach jak delfin
nabrzmiałe mlekiem sutki dotknęły przepoconej koszuli
przyklejony do szyby Sasza Kozunow ścisnął mocniej siekierę
jego dłonie były zimne i lepkie
czajnik zachłysnął się w ataku spazmów
Â?ódź 11.05.2007
----------
Dym
Dym zdławił Ci oczy
zamazał ich błękit,
jak wieniec zwęglony
od znicza z plastiku
Wycieram garść z piasku,
bo przecież wypada
coś rzucić na koniec.
Puszki płoną bezdusznie.
Tylko czasem rozbłysną ochłapem
zerwanej etykiety.
Stiopa widział duszę pierwszy raz w ubiegłą niedzielę.
Chłopaki znaleźli wtedy starą oponę,
skwierczała powoli prychając bąblami jak donaldówka za 4 ruble,
a czerń zaplatała powietrze warkoczami dymu.
Babka zawsze mówiła,
że dusza leci z wiatrem do nieba.
śmierdziało tak, że nawet Piet’ka zatykał nos
to musiała być bardzo stara dusza
już jest prawie dorosły. w przyszłym roku pójdzie do szkoły
z chłopakami. I nauczy się rozpalać jedną zapałką. Jak Piet’ka.
Trzeba popchnąć patykiem.
Szkoda, że nikt nie widzi ile śmieci uzbierał.
Tylko ten głupi wiatr.
poczerniały niewypał wykrwawiał w ogniu
przedostatni kawałek rdzy.
Â?ódź 18.05.2007
-------------------------
Â?oś
12 sierpnia w Muchawcach nie było światła.
kilka wieczornych świec topiło w stearynie
tłuste, puchate ćmy.
Andriej zobaczył go, gdy
stał z pochyloną głową obok studni
(zupełnie jak pokonany diabeł)
a zapach kartofli z parnika wnikał
w każdy kawałek jego ciała
obietnicą
dwadzieścia minut potem
wieczór chlusnął krwią pierwszy raz
widły i siekiery pracowały miarowo
wyrywając kawałki zdziwienia
brązowych oczu.
parował ciepłem
maciejka miłosiernie przebijała się
przez przypalone kartofle.
Â?ódź 16.06.2007
-------------------
Supernowa
Mróz trzymał.
W dzień trzaskało trochę, i Pajda myślała
o drzewach, które ściskają się w sobie aż do bólu,
by potem rozsadzić z tej niemocy.
Jak Supernowa.
Nigdy w życiu nie widziała supernowej,
tylko kiedyś słyszała w telewizji, to i owo.
Słowo świdrowało w głowie i nie wiedzieć czemu
niepokoiło. Zupełnie jak mróz, który znalazł
szczelinę w kapciach i liże palce jak pies.
Nie, to nie może być gwiazda,
przecież zna gwiazdy i odkąd pamięta
nigdy, przenigdy, żadna nie wybuchła.
Gdzieś w sobie czuła, że to
musi być jakieś drzewo, albo nawet cały las.
Tak, cały las pękających drzew.
Kaszel udusił ją jak zwykle w najmniej
spodziewanym momencie. Przywykła do niego,
jak przywyka się do okna zabitego kawałkiem dykty.
Gdzieś tam, w czarnej dziurze
płuc, w najcieplejszym miejscu czaiło się
w niej coś nieznanego.
Niebo z zimna zaczęło się kurczyć.
Gwiazdy rodziły się w drzewach.
Â?ódź 29.07.2007
-------------------------------------------------------
Truskawki
Zaklinam Cię w wiatr
Co dreszcze na plecach rysuje
zaklinam Cię w śnieg
co krople z gwiazd w ustach wytapia
Niech spłyną po udach śladami truskawek
w przydrożnej klepsydrze
zebrane
wieczorem.------------*(Mojej Nataszeńce)
Natasza Szukszyna poszła do nieba między 21.20 a 21.26.
Nikt nie słyszał, kiedy jej dusza wyszła z ciała
otwarta kawałkiem blachy, jak puszka sardynek.
Można przyjąć, że dwie godziny wcześniej sama mówiła,
że musi pozrywać truskawki z tego poletka przy szosie krajowej na Swietagorsk.
Bo rano ukradną.
Tak mówiła (jeśli wierzyć narratorowi)
chociaż mały Andriusza zaklinał się na święty obrazek,
że wspomniała coś jeszcze o kurach.
Siedem godzin wcześniej Oleg Pietkin kierowca kołchozu w A.
żegnał wylewnie swoją narzeczoną.
Był szczęśliwy.
Dwanaście minut po tym, jak Natasza Wasiliewna poszła do nieba,
stary Dmitrij jadąc na rowerze zobaczył stojącą
ciężarówkę kołchozu w A.
Czwartej nocy śniło się Olegowi, że nawiedził go diabeł, nalewał wódkę
i obiecywał zapłatę za jakąś miłość.
(Ciekawe czy Pietkin wcześniej już widział diabła?)
Na szosie krajowej do Swietagorska
wiatr unosi woń rozjechanych truskawek.
Â?ódź 03.05.2007
Delfin
zaplotłem cię w sen
lecz umarł na szybie
spalonej przedświtem
zabrałem twą wilgoć
a może to tylko krew
spłynęła przez krater
pogryzionych ust
coś wisiało w powietrzu, kiedy Olga Â?awrina,
matka trojga dzieci, myślała o delfinach
było tak parno, że krople potu mieszały się z oddechem
zatrzymując palce na lustrze
podobno mogą nurkować do dwóch kilometrów
skóra, bez odpoczynku nasycała się wilgocią
jak wielka beżowa gąbka
wyjęty z pralki błękitny szlafrok
przypominał stertę odwirowanych niezapominajek
głęboko, bardzo głęboko
woda wstawiona na herbatę zaczynała lekko szumieć
kilka ostatnich łachów czekało w kolejce na sznurek
wygięła się stając lekko na palcach jak delfin
nabrzmiałe mlekiem sutki dotknęły przepoconej koszuli
przyklejony do szyby Sasza Kozunow ścisnął mocniej siekierę
jego dłonie były zimne i lepkie
czajnik zachłysnął się w ataku spazmów
Â?ódź 11.05.2007
----------
Dym
Dym zdławił Ci oczy
zamazał ich błękit,
jak wieniec zwęglony
od znicza z plastiku
Wycieram garść z piasku,
bo przecież wypada
coś rzucić na koniec.
Puszki płoną bezdusznie.
Tylko czasem rozbłysną ochłapem
zerwanej etykiety.
Stiopa widział duszę pierwszy raz w ubiegłą niedzielę.
Chłopaki znaleźli wtedy starą oponę,
skwierczała powoli prychając bąblami jak donaldówka za 4 ruble,
a czerń zaplatała powietrze warkoczami dymu.
Babka zawsze mówiła,
że dusza leci z wiatrem do nieba.
śmierdziało tak, że nawet Piet’ka zatykał nos
to musiała być bardzo stara dusza
już jest prawie dorosły. w przyszłym roku pójdzie do szkoły
z chłopakami. I nauczy się rozpalać jedną zapałką. Jak Piet’ka.
Trzeba popchnąć patykiem.
Szkoda, że nikt nie widzi ile śmieci uzbierał.
Tylko ten głupi wiatr.
poczerniały niewypał wykrwawiał w ogniu
przedostatni kawałek rdzy.
Â?ódź 18.05.2007
-------------------------
Â?oś
12 sierpnia w Muchawcach nie było światła.
kilka wieczornych świec topiło w stearynie
tłuste, puchate ćmy.
Andriej zobaczył go, gdy
stał z pochyloną głową obok studni
(zupełnie jak pokonany diabeł)
a zapach kartofli z parnika wnikał
w każdy kawałek jego ciała
obietnicą
dwadzieścia minut potem
wieczór chlusnął krwią pierwszy raz
widły i siekiery pracowały miarowo
wyrywając kawałki zdziwienia
brązowych oczu.
parował ciepłem
maciejka miłosiernie przebijała się
przez przypalone kartofle.
Â?ódź 16.06.2007
-------------------
Supernowa
Mróz trzymał.
W dzień trzaskało trochę, i Pajda myślała
o drzewach, które ściskają się w sobie aż do bólu,
by potem rozsadzić z tej niemocy.
Jak Supernowa.
Nigdy w życiu nie widziała supernowej,
tylko kiedyś słyszała w telewizji, to i owo.
Słowo świdrowało w głowie i nie wiedzieć czemu
niepokoiło. Zupełnie jak mróz, który znalazł
szczelinę w kapciach i liże palce jak pies.
Nie, to nie może być gwiazda,
przecież zna gwiazdy i odkąd pamięta
nigdy, przenigdy, żadna nie wybuchła.
Gdzieś w sobie czuła, że to
musi być jakieś drzewo, albo nawet cały las.
Tak, cały las pękających drzew.
Kaszel udusił ją jak zwykle w najmniej
spodziewanym momencie. Przywykła do niego,
jak przywyka się do okna zabitego kawałkiem dykty.
Gdzieś tam, w czarnej dziurze
płuc, w najcieplejszym miejscu czaiło się
w niej coś nieznanego.
Niebo z zimna zaczęło się kurczyć.
Gwiazdy rodziły się w drzewach.
Â?ódź 29.07.2007
jestem zbyt powierzchowna, żeby czytać, inaczej, żeby dokładnie zrozumieć Twoje wiersze, chociaż nie ukrywam, że parkingowa, albo raczej postojowa już ze mną gdzieś tam zostanie, na złe, lub gorsze, bo nie sztuką jest zobaczyć herbatę, tylko wyjąć z niej esencję, listek po listku, a TY to potrafisz, chociaż ja mam wadę wzroku i nie umiem ich wszystkich usłyszeć
-
- Posty: 817
- Rejestracja: 2006-10-13, 13:44
- Kontakt:
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości