[Szymbark III 2010
Do lokomotywy światowej rewolucji wsiadłem we wczesnych latach dwudziestych w Irkucku. Pełen młodzieńczego zapału, chciałem zmieniać świat, naiwnie wierząc, że właśnie tego ode mnie oczekuje. Dziś starszy zaledwie o klika lat, chciałbym myśleć, że jestem także mądrzejszy. Ale czy właśnie nie pycha zawiodła mnie do punktu, w którym się teraz znajduję? Cóż mi po mądrości, gdy towarzysze czerwonoarmiści, którym sam niedawno kazałem strzelać, uśmiechają się szyderczo, patrząc na mnie, czyszcząc swoje Mosiny?
Miłość, namiętność, podłe intrygantki, wiedzcie, że to nie czerwień lakieru mieni się na waszych paznokciach, wieńczących palce, które maczałyście w moim upadku, w krwi mojej. Tak. Zapragnąłem tej kobiety. Nie wiedziałem, że jest kochanką komisarza NKWD. Nie wiedziałem, że inny stary komunista, który wchodził mi w paradę, a którego kazałem rozstrzelać, miał tak silne powiązania z organami bezpieki. Oślepiła mnie chuć. Zawód jest tym większy, że to ona, obiekt mych nieczystych westchnień, pierwsza wystąpiła przeciwko mnie na zebraniu lokalnego komitetu partii , przemieniając spotkanie w seans nienawiści, której stałym się jedynym celem. I jeśli nawet ktoś chciał wstawić się za mną, to nie uczynił tego publicznie, bojąc się konsekwencji.
Pojmuję coraz więcej. Spisek zaplanowano na najwyższych szczeblach hierarchii. Dobrowolna gotowość do przyjęcia degradacji została odrzucona. Zsyłka do łagrów to najlepsze na co mogę liczyć, a w tych okolicznościach i to wydaję się mało prawdopodobne. Dano mi jednak do zrozumienia, że mogę odkupić swe winy. Przejrzałem na oczy i z większą wnikliwością potrafię wczytywać się w partyjne broszurki. Muszę unieszkodliwić starego działacza, który znany jest z tego, że wielokrotnie cudem umknął przed czystkami. Morderstwo, nazywajmy rzeczy po imieniu, nie tylko uratuje mi skórę, ale wywindować może w strukturach organizacji.
Co czynić?