Miasto na skraju niczego
nie budzi się z bladych poranków,
nie zamiera od liliowych zórz.
Zza zbrudzonych smug
patrzą dziuple uschnięte,
patrzą na mrowie.
Fabryka wypluwa oczy
zmęczone, gawronie.
W nocy
z łóżek ściąga się pościel.
Gnie się fałdami,
szczerzy zęby w zbielałe kłykcie,
do następnego obłego błękitu.
ja nie wiem, dlaczego nie lubisz smogu?
zapewne masz coś do ukrycia?
niedawno oglądałem film „jak hartowała się stal” te kolory były i są aktualne
miałam najpierw powiedzieć, że nic tu po mnie, bo nie ma bazaru różyckiego, a ja przede wszystkim lubię ludzi, ale mam wielka słabość do tego miasta i fajnie je napisałaś