Margolciu kochana, wczoraj jeszcze z Tobą nie skończyłem, i dziś zapewne też tego nie uczynię, ale postaram się, choć trochę, odrobinę, wyduszę z siebie może kilka kropel.
Od czego by tu zacząć? Może od Principia mathematica?
Jak wiesz cały ich projekt zakończył się niepowodzeniem. Nie sprowadzili matematyki do logiki. I Russell przyznaje. Me dzieło jest w dalszym ciągu otwarte. Pokładam nadzieję w Wittgensteinie. Ten wypiął na niego dupę i poszedł pograć w golfa. Dlatego też każde dzieło musi być otwarte, i posiadać nadwyżkę interpretacji. Nie ma rady. Tym jest nasz mózg. Niezamkniętą, otwartą strukturą, niemogącą ogarnąć samej siebie, nie mogącą odnosić się do samej siebie, bez popadania w sprzeczność z samą sobą. Ale do rzeczy
Owi panowie popadli w paradoks samo odniesienia, odkryty przez Cantora. Zbiór wszystkich zbiorów ma większą moc, niż podzbiory z których się składa. Doszli do sprzeczności i na tym zaprzestali swych badań. Russell stwierdził, że tak się wypalił, że pisał już tylko beletrystykę dla dzieci. Whitehead zajął się bogiem, z jakim skutkiem, wiadomo. O bogu można powiedzieć wszystko, że jest i nie jest jednocześnie. Klepał co mu ślina na język przyniosła. Próbowali się jeszcze ratować teorią typów, ale to było już tak jałowe, że szybciutko dali se spokój.
I tu pojawia się Tarski. Widzisz Margolciu, nie wiem kto zaczął babrać się tym wcześniej, czy oni, czy Tarski, i nie jest to ważne w ogóle, ale zbieżność ta nie jest przypadkowa. Duch działa wszędzie w ten sam określony sobie sposób. Logicznie i chaotycznie.
Teoria typów, tak jak i ujęcie prawdy w wykonaniu Tarskiego, to nic innego jak ekwilibrystyka. Poza tym odnosi się tylko i wyłącznie do języków czysto formalnych, nie mających z nami za wiele wspólnego. Odsuwanie problemu, na potem, na później, i tak w nieskończoność. Zamiast przybliżać się do tzw. prawdy, my się od niej oddalamy. Wprowadzając prawdę do metajęzyka, co on osiągnął prócz większego uporządkowania kilku zagadnień? Im więcej wiemy, tym mniej rozumiemy. Tak jak to było w neokantyzmie. „X” zapierdala przed nami jak zając, a my gonimy króliczka z playboya.
Czy Ty coś rozumiesz z tego, co piszę? Bo fobiak powiedział kiedyś, że Ty młoda dupa jesteś, i Tobie potrzebny jest inny rodzaj jebania.
No więc krótko i na temat. Tarski ogląda prawdę z pozycji meta-języka. On nie jest prawdą. Dlatego też nie mogę się z Tobą zgodzić, że „posunęliśmy” się choć odrobinę, choć o milimetr. Możemy bawić się słowem i tyle. On to właśnie zrobił. Otworzył nowe możliwości, nowe nieskończoności.
I teraz przejdźmy do najważniejszego zagadnienia. Owi angielscy panowie pragnęli sprowadzić całość wiedzy do jednego. Jak to w Europie najczęściej bywa. Jedno! Porządek musi być! Chcieli wykazać, że to logika jest korzeniem i fundamentem wszystkiego. Nie udało się. Tak bywa. Tak musi być, ponieważ nasze życie nie jest jednym, ani drugim, nasze życie jest sprzeczne i otwarte. Kropka. Koniec. Finito. End.
Anglicy nie robili nic innego, niż to, co już dawno temu powiedział Hegel, a jeszcze wcześniej Grecy, Żydzi może nawet też. To logos rządzi światem, logos, duch człowieczy, jak go nazywam, sprzeczny w sobie, wolny, a jednocześnie konieczny. Tak to czuję.
Hegel miał jednak zajebisty problem. Jak tu bowiem wykazać dialektycznie, że duch w przyrodę się zamienia i odwrotnie? Jak tu z przyrody wyłonić ma się duch absolutny? Nikt tego oczywiście nie wie i on też nie wiedział. Ale zaraz mu to wyjaśnię.
Być może w dalszym ciągu mi nie wierzycie, że duch człowieczy istnieje i działa realnie w naszej jedynej rzeczywistości. Postaram się to wyjaśnić.
Otóż po Heglu przychodzi niejaki Kierkegaard. Duńczyk o jeszcze chłodniejszym umyśle. I cóż ów Duńczyk mówi? Ano mówi, że owych przejść dialektycznych owego stawania się, nie ma. Jest za to „skok”. I on ma rację, na co dowodem fizyka współczesna. Teoria kwantów dokładnie. Już zaczynasz chwytać Margolciu? Muszę zasięgnąć u Ciebie kilku lekcji z fizyki, bo ja jej nie rozumiem ni w ząb.
Duch, logika przechodzi w przyrodę na zasadzie skoku kwantowego, a nie dialektyki! I odwrotnie. Przyroda wydaje ducha z siebie, również w ten sam sposób. Skaczemy jak pająki! Takie wodne topiki. Pająk chwat wszystkich brat! Ja pierdole! Popłaczę się ze szczęścia za chwilę. Bajkopisarstwo powoli staje się faktem, choć nie zaprzeczam, dość marnej nadal jakości.
A więc, jesteśmy przy dialektyce. Jak to Hegel tłumaczy? Zmianą ilości w jakość, nową jakość. Słabe jest to wszystko, co do mocy, ale napiszmy i o tym.
Zmiany ilości w jakość w rzeczywistości mogą być następujące, np:
1.fizyka, materia zamienia się w energię i odwrotnie
2.w chemii, połączenia pierwiastków, dają coraz to nowe związki syntetyczne
3. w biologii, ilość zmian genetycznych, mutacji, prowadzi do powstania nowych gatunków
4. w socjologii, jednostka zamienia się w masę jednostek, a te się buntują
5. w polityce, od ustroju tyrana do demokracji
6.w ekonomii, od manufaktury do globalizacji koncernów
7. no i przechodząc do ducha absolutnego, same kategorie metafizyczne stają się dialektyczne, a więc zawierają element konstrukcyjny i destrukcyjny w sobie, zawierają pozytywność i negatywność, są dobre i złe jednocześnie. I znów bardzo szybko jesteśmy poza dobrem i złem, na szerokiej niwie, cięciwie, linie linoskoczka. Proste to wszystko jak budowa cepa. Już nie procesy zmian są w duchu dialektyczne, ale same kategorie takowymi się stają. „Ujęcie”, „ważenie”, „panowanie” itd. (patrz, Rzecz o wolności) A wszystkim tym rządzi syntetyczna władza mego umysłu zwana Wyobraźnią. „Ja” jest czystą syntezą.
Co się dzieje obecnie? Postmoderna przesuwa klocuszki. Taka jest dzisiejsza dialektyka. Przesuwając klocuszki, chcą zbudować nową jakość! Grają, jak im Wittgenstein rozkazał. Grają w scrabble. Powstają z tego nowe znaczenia i sensy, jednak jest to jedynie ślizganie się po powierzchni, bowiem ów „sens” podstawowy został wyprodukowany przez kogoś, albo coś innego. Tak jak i w scrabblach litery są nam dane, a my je tylko przesuwamy, budujemy i de-budujemy, stając się powoli debilkami. To na razie tyle. Bo zacznę znów bluźnić przy kobietach.
No więc Hegel, nie umiał wytłumaczyć w jaki sposób następuje przejście ducha, logiki w przyrodę. Jest tu największa dziura w jego systemie. Ogromna „pizda”! Miał niejasną intuicję owego przejścia, jednak nie znał fizyki kwantów, więc nie mam o to do niego większych pretensji. Soren intuicyjnie również wyczuł całą sprawę i wprowadził pojęcie „skoku” do poznania i swej ontologii. Skok z cyfry 3 na 4. Skok w wiarę, jest skokiem kosmologicznym. Jak to się tłumaczy we współczesnej kosmologii, przypomnij mi Margolciu?, bo zapomniałem, na początku wszechświat posiadał trzy siły, moce, które zamieniły się następnie na 4 znane nam obecnie oddziaływania. Liczba 4 bowiem określa ducha nam dziś współczesnego.
Tak właśnie dokonuje się przejście. Neurony w głowie zmieniają swój stan skupienia. Niby proste. Ze świata psychiki, przeskakujemy do świata ducha i odwrotnie. Ze świata ducha wracamy w podobny sposób. Neurony muszą się uspokoić ochłonąć i wrócić do normalności. Najpierw muszą się naładować, a później rozładować. Po obejrzeniu sobie wielkiej „pizdy”, przepastnej otchłani, studni bez dna, bez echa, bez duszy, oto szkieletów ludy. Coś w tym stylu.
No i teraz powiem Ci coś ważnego. Nie będę na razie się uczył wychodzić z siebie, jak mi to radzisz, („to się naumiej”) bo zbyt słabo znam fizykę kwantów, fizykę mego umysłu. Mogę się wkurwić oczywiście do tego stopnia, że się tam udam, ale nie wiem czy będę umiał stamtąd wrócić. Jasne! Wiesz dlaczego mógłbym się tam dostać? Bowiem jak mówi Heidegger, przyzywa nas do tego nasz „zew”. Coś, albo ktoś nas wzywa do siebie i ja to bardzo wyraźnie czuję, ponieważ wszystko, co tu pisze, pochodzi ze(w)kurwienia!!!!
I już na koniec, wrócę do początku. By prawdzie stało się zadość. Wiesz dlaczego panowie z Anglii nie mogli sprowadzić matematyki do logiki? Ano dlatego, że matematyka zawiera wg mnie sądy syntetyczne, bowiem pojęcie liczby naturalnej zdefiniował Frege i Russell odwołując się do teorii zbiorów, a nie czystej analizy, przekształcającej tautologie. Logika niestety, a może i stety jest analityczna. (Oczywiście są też różnego rodzaju matematyki czysto analityczne, jak chociażby algebra Boole’a – chyba jest analityczna)
Margolciu, prostuj mnie gdy bredzę.
Logika, nie powie nam nic o nas, słowna igraszka, zabawka dmuchana. Poza jednym, sprzeczność, paradoks istnieje. Dlaczego w platońskiej akademii nie widniał napis „kto nie zna logiki, czy też dialektyki, niech tu nie wchodzi”, a przecież mógł widnieć, czyż nie jest to prawdopodobne? Trzeba to przemyśleć na nowo, bo być może świat składa się tylko i wyłącznie z liczb. Świat, a więc my, nasze ja, które jest źródłem czasu. Czas to My, nasza istota najgłębsza. Czas to wolność. Czas to liczenie, a liczenie to cyfry …….. itd., itd. W nieskończoność. Matrix, żyjemy po prostu w Matrixie, świecie cyfr. „Rzeczywistość nie istnieje”, jak mówi Baudrillard, ja mówię coś jeszcze gorszego: „Nicość Istnieje”.
Dużo by należało jeszcze powiedzieć, np. o syntetyczności, sztuczności naszego świata, ale już mi się nie chce.
Aha! Margolciu, tam gdzie mijam się z prawdą popraw mnie, bo ja nigdy nie czytałem pism tych panów o których mówię. Piszę to wszystko na czuja, tak jak to widzę, oczami wyobraźni oczywiście.
[ Dodano: 2010-01-19, 11:52 ]
Byłbym zapomniał. Czytałaś zapewne Heisenberga króciutki artykuł o teorii kwantów i Platonie. Jak ona tam się użala, że myśleć abstrakcyjnie nie może. Musi sprowadzić swą teorię, musi ją przedstawić sobie binarnie, bo trójkami, jak Hegel próbował, on nie da rady, i zostawia ten rodzaj myślenia młodszym pokoleniom. O czwórce nawet nie wspomniał.
Margolciu! Ratunku! Pomocy!
Moderatorzy: Boob, Margot, andreas43, anty-czka, nuel, Gacek
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości