Wolfsschanze,bunkier Hitlera
Sporym niewątpliwie nadużyciem z mojej strony będzie gdybanie. I nie dlatego, że gdybanie z istoty swej, miałoby wypełniać znamiona nadużycia, bo tak w rzeczy samej nie jest. Ale dlatego, iż zwykło się mówić, że ten proces myślowy jest niedopuszczalny w ramach studiowania historii. A gdybanie moje, historii właśnie tyczyć się zamierza.
Wojna nie jest odpowiednim czasem na wielką miłość. Nic bardziej błędnego. Literatura piękna dostarcza nam olbrzymią ilość odmiennych przykładów. Nie ma jednak potrzeby posiłkować się beletrystycznymi argumentami na obalenie powyższej tezy. Przypomnijmy sobie historię jednego z najbardziej romantycznych uczuć, jakim Eva Braun darzyła swojego wybranka. Jej oddanie i posłuszeństwo były wzorcowe. Zawsze wierna miłości swego życia, stała u jego boku. Łza w oku zakręci się każdemu wrażliwemu czytelnikowi, na wspomnienie ich ostatnich chwil. Wymarzony ślub w berlińskim bunkrze, na który Adolf zgodził się w przeddzień wspólnej samobójczej śmierci, myśli kieruje ku losom szekspirowskich kochanków.
W tym jednak miejscu pozwolę sobie zaburzyć nakreślony, sielankowy obraz. Prawo do udzielenia sobie tej zgody wynika z władzy, jaką każdy autor posiada względem własnego tekstu. Co więcej, jeślibym tego nie uczynił, okazałbym się niekonsekwentny, a pierwszy akapit w całości powinien być pominięty. A jeśli niecierpliwy czytacz powątpiewać raczy w rację bytu także tego fragmentu, gotowy zapewne posądzać mnie o zamiłowanie do pustosłowia, zawartego w rozwlekłych zdaniach, to niech wie, że przyświeca mi troska, o wspomnianego czytelnika wrażliwego, który zdążył już roztkliwić się nad wizją idyllicznej miłości, by dać mu czas, przygotować się na opis mniej arkadyjski.
Otóż. Wyobraźmy sobie, że Ewa zbuntowała się. Nie, żeby knuła, czy spiskowała. O to byśmy ją nigdy nie podejrzewali. Powiedzmy, że zdarzyło się jej nie zgodzić z opinią wodza. Leciuchno zaledwie zakwestionować jego opinię. Nawet nie wprost, raczej mimochodem, półgębkiem, półsłówkiem, aluzyjką. Jak zareagowałby Adolf? Jaki los by ją spotkał? Byłaby w stanie, zrozumiawszy swój błąd, naprawić zło, które uczyniła? Jak powinna się zachować? Co należałoby jej poradzić? Niech każdy spróbuje sam odpowiedzieć sobie na te i podobne pytania. Ja w międzyczasie zanucę sobie starą, junkierską przyśpiewkę, pozostającą w duchu maskulinizmu.
jeśli mores porzuciłaś, w antyszambrze kwil
bachanalie samowoli urządzałaś, kwil
weil jetzt er deinen blutigen Tränen will